Prawo dla organizacji. Instrukcja przetrwania w gąszczu regulacji
Nieznajomość prawa szkodzi. W Klonie i portalu zrozumieliśmy to dość szybko, już na początku lat 2000: odpowiadając na pytania i doradzając organizacjom z całej Polski, przerażonym kontrolami, wezwaniami, kłopotami związanymi z niedopełnieniem jakichś obowiązków lub nieodpowiednim ich dopełnieniem. Rafał Kowalski i Magda Dobranowska-Wittels od ćwierćwiecza nie spuszczają oka z prawa dotyczącego organizacji.
Tłumaczenie osobom z organizacji, jakie przepisy mogą ich dotyczyć, jak się do nich stosować, jak się w tym gąszczu procedur odnaleźć, by nie zwariować i nadal mieć chęć do działania – stało się naszym ważnym zadaniem. I jest nim do dzisiaj.
Rafał Kowalski, redaktor działu Poradnik. Od „Naszej Szkapy” do „Ksiąg Jakubowych” – lektury obowiązkowe organizacji
Świadomość, jakie znaczenie dla działania organizacji pozarządowych mają regulacje prawne, dojrzewała we mnie stopniowo. Być może tak właśnie powinno być, skoro ostatecznie udało mi się zostać opiekunem tej części portalu, która zajmuje się regulacjami i nazywa się PORADNIK.
Jednak w przypadku stowarzyszenia czy fundacji o „dojrzewaniu” i stopniowym zdobywaniu wiedzy nie ma mowy.
Organizacja, która właśnie zarejestrowała się w KRS, wiedzę musi pozyskać natychmiast. To kwestia życia lub śmierci!
Jeszcze niedawno funkcjonowały „kolegia”, które oferowały turbo przyspieszony i bezwysiłkowy dyplom z dowolnej dziedziny prawa, ale nie poleciłbym takiej opcji zakładającym nową organizację. W nasze sektorowe przepisy trzeba się wczytać na serio. Kurs szybkiego czytania? Nie jestem prawnikiem, z szybkim czytaniem też sobie średnio radzę. Mogę jednak zaoferować wprowadzenie do prawa organizacji pozarządowych w Polsce z perspektywy… księgarza i bibliotekarza.
Pierwsze dwie lektury w zestawie są do wyboru. Możecie zacząć od czegoś naprawdę krótkiego i prostego. Ustawa o fundacjach to coś jak „Nasza szkapa”. Przez najstarszą z sektorowych regulacji przebijecie się ze zrozumieniem w jeden wieczór. Nie da się tego powiedzieć o Prawie o stowarzyszeniach. To prawdziwe „Sto lat samotności”. Bohaterów jakby więcej, ale czas zainwestowany w zrozumienie tekstu zwróci się z nawiązką. I nie dajcie się zmylić tytułowi – czeka Was tu pielęgnowanie relacji i przygoda z ludźmi, bo to oni są podstawą stowarzyszeń.
Konstytucja czy nawet Biblia trzeciego sektora – ustawa o pożytku. Tego typu dzieło rzadko czytamy od deski do deski, za to warto je mieć zawsze pod ręką. Takie fragmenty, jak lista sfer pożytku, definicja organizacji czy zasady współpracy z administracją, drukujemy i wieszamy sobie na ścianie jak dziesięć przykazań (lub uczymy się na pamięć!). Ale już inne „księgi” będą dla chętnych. Dotyczy to zapisów o statusie OPP, inicjatywie lokalnej, 1,5 procent, czy wolontariacie. Do tych treści ustawy będziemy prawdopodobnie dojrzewać z biegiem lat.
Czasem ktoś wrzuci nam lekturę na pierwszy rzut oka zupełnie nie na temat. Jak podręcznik biologii molekularnej podsunięty taksówkarzowi czy nawigacja terestryczna florystce. Tak właśnie mają organizacje pozarządowe wczytujące się w ustawy podatkowe lub w ustawę o rachunkowości. Nie ma jednak innego wyjścia – te przepisy musimy znać. Postępujemy jak w przypadku „Iliady”, czy „Odysei”. Kto czytał te pozycje w całości, wszystkie księgi, łącznie 48? Ale znamy najważniejsze motywy z licznych adaptacji. Nie czarujmy się – w ten sposób oswajamy się z Homerem już od pokoleń! Jednak w pozarządówce nierzadko wracamy do źródeł. Księgowy lub księgowa, niczym pierwotny autor eposów, przekazuje nam tę wiedzę bezpośrednio – ustnie!
Jeszcze bardziej skrajny przypadek to regulacje stworzone w innym języku. Nie dosłownie – mam na myśli charakter tekstu inny niż w ustawach pisanych przez polskiego ustawodawcę. Podobne wrażenie ma przyzwyczajony do linearnie prowadzonej fabuły czytelnik, który zetknie się ze szkatułkowym „Rękopisem znalezionym w Saragossie”, czy zagmatwanym narracyjnie „Lordem Jimem”. Tak mamy z RODO, czyli przepisami o ochronie danych osobowych autorstwa ustawodawcy europejskiego. Dostajemy je po polsku, ale wydaje się, jakbyśmy potrzebowali do nich tłumacza googla. Choć wrażenie może być błędne. Przyzwyczajeni do zero-jedynkowego i paternalistycznego podejścia polskich ustaw, nie widzimy zalet elastyczniejszego i wariantowego modelu europejskiego. A może spróbować go zrozumieć i wykorzystać? Warto podjąć tę próbę!
Po przeciwnej stronie mamy ustawy, które warto traktować wyłącznie jak instrukcje obsługi. Naturalnym odruchem każdego czytelnika jest próba zrozumienia tekstu. Ale w ich przypadku nie zdaje to egzaminu. Do instrukcji trzeba się zastosować. Kropka. Próba zrozumienia tylko komplikuje sytuację. Spróbujcie zrozumieć przepisy o przeciwdziałaniu praniu brudnych pieniędzy i Centralnym Rejestrze Beneficjentów Rzeczywistych. Naprawdę szkoda czasu. Po prostu stosujcie.
Na naszej NGO-sowej ścieżce trafimy też na sympatyczniejsze lektury. Zaliczę do nich ustawę o zasadach prowadzenia zbiórek publicznych. Jest przyjaźnie. Jak w Dolinie Muminków. Jest tu trochę zasad, ale niezbyt wymagających. Są jakieś wzorce, ale nie ma dominującego autorytetu. Są wyzwania, ale nie widać złośliwie zastawionych pułapek. Brak też perspektywy strasznej i niezrozumiałej kary. Może ten świat nie skrzy się fajerwerkami, ale jest oparty na zaufaniu i zrozumiały dla wszystkich. Dla mnie wzorzec.
I na zakończenie. Są takie lektury, które otwierają nas na nowe. Ustawa o ekonomii społecznej to rzeczywiście beniaminek w całym zestawie, ale nie w tym rzecz. Opisuje rzeczywistość, która była blisko, właściwie jest częścią nas, ale wcześniej nie do końca to zauważaliśmy, a nawet potrafiliśmy się od niej odcinać, wypierać. Jak „Księgi Jakubowe” splata i przetwarza liczne wątki, przez co przypomina, jak różnorodny jest świat organizacji pozarządowych. Ale to przecież właśnie jego siła.
Magda Dobranowska-Wittels, redaktorka działu Publicystyka. Od obserwacji do interwencji
Dość szybko zrozumieliśmy, że nie wystarczy sprawdzać, jakie przepisy do nas przychodzą, ale – wraz z rozwojem naszego ustawodawstwa – bardzo istotne stało się patrzenie, jak i gdzie powstają pomysły na te przepisy, jakie i czyje potrzeby za nimi stoją i czy ich twórcy i twórczynie mają świadomość, jaki i na kogo te regulacje mogą mieć wpływ. Dlatego zaczęliśmy przyglądać się temu, co się dzieje w poszczególnych ministerstwach, na komisjach sejmowych, w różnych zespołach. I informować o tym organizacje. Nie tylko, by wiedziały, co je czeka, ale także – by miały możliwość interweniować, gdy widzą, że proponowane rozwiązania nie idą w dobrym kierunku lub nie uwzględniają ważnych – z ich punktu widzenia – problemów.
Wierzę (a nawet bym znalazła dowody na to), że ta sieć współpracy i przepływu informacji, którą udało się nam stworzyć wokół ngo.pl daje osobom z organizacji społecznej chociaż trochę poczucia bezpieczeństwa i swobody do działania. Bez konieczności zdobywania wykształcenia prawniczego.
Źródło: informacja własna ngo.pl