Co dalej z ulubioną dzielnicą warszawskich artystów? Pustoszeją pracownie, nasilają się konflikty między właścicielami klubów i mieszkańcami. - Nie ma żadnej rozsądnej polityki, postępuje degradacja zabytkowych obiektów, a każda dyskusja o kulturze rozpoczyna się i kończy na temacie płacenia, niepłacenia i wysokości czynszu – mówili uczestnicy dyskusji w praskim SOHO.
Stara Praga to aż 76 procent budynków sprzed II wojny światowej, 14 stanowią te postawione przed 1900 rokiem. Zaledwie siedemnaście procent praskiej zabudowy powstało po 1945 roku i mieszkańcom żyje się tu coraz gorzej. Dane statystyczne straszą: ogrzewanie jest zaledwie w 26 procentach domów, a ciepła woda w 17. To materialność, w której toczy się praskie życie. Pogłębia się też kontrast między zaniedbanymi kamienicami, uliczną biedą, a blichtrem bijącym z nowych, zamkniętych osiedli.
Organizatorzy Warszawy w Budowie postanowili zamknąć festiwal właśnie dyskusją o Pradze i na Pradze zorganizowaną. – Bo to dzielnica, która jest kolażem, miksturą różnorodności. Częścią miasta, która bardzo intensywnie rozwijała się w drugiej połowie XX wieku, a dziś ma wiele problemów. Planowanie, partycypacja społeczna, mieszkalnictwo – wszystko, co mieści się w problematyce podstawowej miejskiej polityki mieszkaniowej, właśnie na Pradze widoczne jest jak w soczewce – rozpoczął prowadzący Tomasz Fudala, kurator Warszawy w Budowie. Mieszkalnictwo zaś było jednym haseł przewodnich tegorocznej edycji festiwalu. W dyskusji „Prascy Wkurzeni” udział wzięli między innymi Grzegorz Laszuk z komuny// warszawa, Michał Woliński (Piktogram), Michał Sokolnicki ze Stowarzyszenia Nowa Praga, rzeźbiarz Jan Kubicki, który po latach zdecydował się opuścić swoją pracownię na Brzeskiej oraz wieloletni animator Pragi Roman Woźniak (Teatr Academia)
SOHO pomoże?
Na miejsce dyskusji wybrano SOHO, w którym ulokowały się już galerie, redakcje, sklepy, pracownie. Na pytanie, jakim miejscem ma być kompleks i co może dać dzielnicy, biznesmen Rafał Bauer, gospodarz SOHO zapewniał przez połączenie skypowe, że to, co właściciele miejsca chcieliby osiągnąć, daleko odbiega od pojęcia „mieszkaniówka”.
– Tworząc makietę, myśleliśmy o tym, aby mieszkańcy, którzy niedługo zasiedlą powstające budynki, mogli egzystować tu w takim duchu, w jakim pracują najemcy lokali w SOHO. Nie myślimy tylko o warunkach mieszkaniowych, ale o tym, jak ludzie będą się tu czuć, rozwijać, korzystać z kulturalnego potencjału – mówił.
Z tym, że artystów pracujących na Pradze interesuje przede wszystkim inne pytanie: Czy SOHO będzie otwarte na swoją dzielnicę i co nowego może jej zaoferować? – Od osób pojawiających się tu po raz pierwszy często słyszę, czy nie obawiam się wyjść za bramę i jakie plany mam na kontakty z lokalną społecznością. Można składać milion deklaracji, ale to właśnie od najemców lokali, w których funkcjonują pracownie i przyszłych mieszkańców, którzy będą tę przestrzeń tworzyć, wyjdzie odpowiedź – kontynuował Bauer i zapewniał: – Naszą ideą nie jest stworzenie getta, ale części miasta. Każde miejsce ma takich sąsiadów, na jakich sobie zasłuży. Myślę, że już robimy dużo, a planujemy jeszcze więcej, by z naszymi porozumieć się jak najlepiej.
Ile Praga wytrzyma kultury?
Tylko wizja na integrację z prażanami nie jest już tak idealistyczna, jak jeszcze parę lat temu. Czy Praga nie staje się po prostu bańką okupowaną przez artystów i nie kroczy drogą, gdzie zapomina się o jakości życia jej rdzennych mieszkańców?
– Mamy sytuację, kiedy dzielnica rozpoznawalna jest skrajnie – to z jednej strony tętniące sztuką i kulturą ulice, z drugiej niebezpieczne slumsy. Przestaje być już zasadne pytanie, czy Pragę można porównywać do jednej z artystycznych dzielnic Berlina – mówił Tomasz Fudala. Dorota Masłowska w wywiadzie dla jednej z niemieckich gazet już jakiś czas temu podważyła trafność tego zestawienia, mówiąc że stosunki panujące na Pradze można raczej odnosić do tych panujących w slumsach krajów najbiedniejszych. – Urasta kontrast pomiędzy popadającymi w ruinę kamienicami, a silnym manifestem pieniądza pojawiającego się na coraz to nowych zamkniętych osiedlach – mówiono podczas dyskusji. – Praga zaczyna być idealnym przykładem na bogactwo niezrównoważonego rozwoju – zauważył Roman Woźniak, wieloletni animator Pragi, pomysłodawca festiwalu Sąsiedzi Sąsiadom i twórca Teatru Academia z 11 Listopada.
Moja brama, Twoja brama
– Ta dzielnica przeżywała różne migracje. Nasza, ta ostatnia przyniosła za sobą często przypadkową aktywność i trzeba zastanowić się, ile naszych wizji wytrzymają sami mieszkańcy. Okopaliśmy się w swoich bastionach i pierwsi w razie czego uciekać będziemy z tego Titanica. Od pięciu lat obserwujemy jeszcze jeden problem: kluby na Pradze, które wyrastały tu jak grzyby po deszczu, rywalizują ze sobą, popadają w ciężkie konflikty z sąsiadami. I te kłótnie będą się nasilać. Stereotyp praski jest dużo bardziej skomplikowany, niż nam się wydaje. My stoimy w swoich bramach, Praga stoi w swoich – podkreślał Woźniak.
Główna część dyskusji toczyła się jednak wokół popularnego na Zachodzie, a coraz częściej omawianego już u nas zjawiska gentryfikacji. Praga jest niezwykle atrakcyjna dla artystów, którzy zasiedlają biedne dzielnice. Problem w tym, że niedługo potem proporcjonalnie do wzrostu atrakcyjności takich terenów, rosną czynsze najmu zarówno dla mieszkańców, właścicieli lokalnych sklepików, jak i pracowni samych artystów. A to, szczególnie dla samych prażan powoduje dramaty. – Dla miasta nie ma znaczenia, jaki kapitał kulturalny wnosimy, że zmieniamy wizerunek dzielnicy. Każda dyskusja o Pradze zaczyna się i kończy na wysokości i płaceniu czynszu – mówił rzeźbiarz Jan Kubicki, który po wielu latach zdecydował się zamknąć swoją pracownię na Brzeskiej. Największe niebezpieczeństwo w tym, że ta część Pragi pustoszeć będzie dalej.
– Na Pradze Południe lokale na korzystnych zasadach przekazywane są na kulturalną aktywność NGO-sów. Jest świadoma polityka urzędników, która wspiera taką działalność – porównywał sytuację Grzegorz Laszuk. – Jeśli chcielibyśmy coś zmienić na Pradze Północ, trzeba wejść w struktury władzy samorządowej. Przestaliśmy zajmować się życiem miejskim, a zajęliśmy wyłącznie własną sztuką. Jesteśmy trochę artystycznymi pasożytami, choć nadal wierzymy, że poprzez animację życia społecznego doprowadzimy do realnej zmiany myślenia polityków. Uczestniczymy oczywiście w Komisjach Dialogu Społecznego, ale to spory wysiłek podczas wielogodzinnych spotkań, na których często i tak brakuje czasu, by poruszyć temat kultury.
Stop degradacji tylko przez dialog
– Miasto nie ma pomysłu, co zrobić z największym zabytkowym obszarem stolicy. Jeśli to się nie zmieni, nie będzie o czym dyskutować, bo proces postępującej degradacji posunięty będzie już zbyt daleko – podkreślał Michał Sokolnicki. – Jedyne rozwiązanie, jakie urzędnicy przedstawiają na spotkaniach, to sprzedaż. Zabytkowy Pałacyk Konopackiego, od zawsze spełniający rolę edukacyjną, stoi opuszczony i popada w ruinę. Pomysł miasta? Nowy, bogaty właściciel. Wszyscy my – artyści, aktywiści, społecznicy, próbujący ratować takie miejsca, jesteśmy zbywani jednym argumentem: Na to nie ma pieniędzy. Potem dowiadujemy się, że środki są. Na nowy pomnik. – Wyjście jest jedno – podsumował Grzegorz Laszuk: – Jeżeli naprawdę chcemy coś zmienić, trzeba organizować się politycznie, próbować porozumieć z mądrymi urzędnikami. Możemy przecież dyskutować ciemnym wieczorem, tak jak dziś. Tylko przydaliby się tu radni. To takich spotkań brakuje.
Na szczęście ciemny wieczór i aurę pesymizmu przerwała muzyka karpackich Romów, cygańskie nuty i bałkańskie disco. I wtedy SOHO zyskało na moment ten urok, który snuje w swoich wizjach właściciel kompleksu. Wrócił duch praskich klimatów, o które aktywiści na szczęście nadal chcą walczyć.
Pobierz
-
201111081938290499
700017_201111081938290499 ・38.72 kB
Źródło: inf. własna ngo.pl