Podczas mojej ponadgodzinnej rozmowy z Andrzejem Zakrzewskim, dyrektorem Zakładu Poprawczego w Studzieńcu, słowa: „pieniądze” oraz „praca” odmieniane są przez wszystkie przypadki. „Praca – mówi Zakrzewski – gra w resocjalizacji rolę wiodącą”. Pod jednym wszakże warunkiem: że otrzymuje się za nią wynagrodzenie. „Oni muszą poczuć smak tego pieniądza!”.
Pieniądz daje niezależność. Pieniądza trzeba się też nauczyć. Bo bardzo łatwo się go wydaje. Bo dziś jest, ale może być potrzebny też jutro. Bo oprócz fajek i piwa czasem trzeba kupić bieliznę.
Pieniądz może być też łatwy. Z zasiłku, z kradzieży albo z wymuszenia. Szybciej i bez harówki przez osiem godzin dziennie w markecie za marne grosze. Wychowankowie zakładu zazwyczaj pochodzą ze środowisk przywykłych do bezrobocia, życia z zasiłków. Kto pracuje – ten frajer. „Takie myślenie jest, na to nie ma lekarstwa i my tego nie zmienimy” – przyznaje Zakrzewski.
A jednak robi wszystko, by to zmienić. Kieruje Studzieńcem od 1984 roku. Do roku 2010 Studzieniec prowadził działalność jako gospodarstwo pomocnicze – samodzielna jednostka ekonomiczna, wypracowująca zyski z prowadzonej działalności szkoleniowo-produkcyjno-usługowej. W ramach tej działalności wychowankowie zakładu wykonywali prace remontowe, stolarskie lub ślusarskie. Zleceniodawcami były zazwyczaj podmioty resortu sprawiedliwości. Połowę wypracowanego zysku Studzieniec oddawał do budżetu państwa, resztę inwestowano w maszyny, urządzenia. Za wykonaną pracę wychowankowie otrzymywali wynagrodzenie. Część do ręki, większość odkładano na ich indywidualne konta depozytowe. Po wyjściu z poprawczaka posiadali: solidne wykształcenie zawodowe poparte praktyką, gotówkę na start i świadectwo pracy.
W 2009 roku, po kontroli NIK-u, przetoczyła się debata na temat skuteczności polskiego systemu opieki nad nieletnimi przestępcami. W opinii NIK-u system okazał się zbyt drogi i nieskuteczny – do przestępstwa wracało bowiem 58% wychowanków (według praktyków taki odsetek to niezły wynik). W 2010 roku likwidacji uległy gospodarstwa pomocnicze. Studzieniec stał się filią Instytucji Gospodarstwa Budżetowego MAZOVIA – tworu, który de facto przejmuje zadania wcześniej prowadzone przez wchłonięte jednostki. Jako filia IGB zakład poprawczy nie mógł prowadzić działalności gospodarczej. Jak dawniej realizował zadania (remonty, prace stolarskie i ślusarskie, głównie na potrzeby podmiotów resortu sprawiedliwości) siłami swoich wychowanków. Tyle tylko, że wychowankowie nie otrzymywali już pensji ani świadectw pracy.
W odniesieniu do Zakładu Poprawczego w Studzieńcu bilans działań podejmowanych przez państwo od roku 2009 na rzecz poprawy rachunku ekonomicznego oraz podnoszenia skuteczności polskiego systemu opieki nad nieletnimi jest następujący: odebranie zakładowi możliwości wypracowywania zysku, a tym samym obniżania kosztów działalności. Odebranie wychowankom szansy odłożenia pieniędzy na start. Brak świadectwa pracy – czyli obniżenie ich wiarygodności na rynku pracy. Deprecjacja pracy – cóż jest warta, skoro nawet nie otrzymuje się za nią wynagrodzenia? Dalsza stygmatyzacja wychowanków – przyszli tu z obniżonym poczuciem własnej wartości i dowiadują się, że faktycznie – są tak beznadziejni, że nawet wykonana przez nich robota jest zupełnie bezwartościowa.
„Stanęliśmy przed dylematem, co robić. Jeśli dotąd płaciło się za wykonaną pracę, a teraz każe się pracować, ale się nie płaci – reakcja jest prosta: nie jestem niewolnikiem”. Mimo to dyrektor odnotował ze zdziwieniem, że nagła zmiana reguł nie wywołała buntu wśród jego podopiecznych. Jednak system pracy wychowawczej sporo na tym stracił. Rozwiązaniem okazała się Spółdzielnia Socjalna „PERSPEKTYWA”, założona przez Stowarzyszenie „Osada”, którego członkami są pracownicy zakładu, a także Stowarzyszenie „Start Q” skupiające byłych wychowanków Studzieńca, którego liderem jest – ułaskawiony przez Aleksandra Kwaśniewskiego – Jacek Kaczmarczyk. On sam nie wierzy w resocjalizację jako narzędzie naprawy, ale wierzy w ludzi, którzy chęć pomocy wychowankom domów poprawczych traktują jako swoją pasję: „Praca musi być czymś wyjątkowym, poprzez pracę wychowankowie mają możliwość stać się lepszymi ludźmi, odzyskują szacunek do siebie, czują dumę z tego, że mogą pomagać rodzinie, która niejednokrotnie wykluczyła ich poza nawias. Czują się ważni dla siebie i dla całej grupy. Praca w resocjalizacji tylko wtedy ma sens, gdy jest godziwie wynagradzana”.
Jest wrzesień 2012 roku. Etap rejestracji spółdzielni został zamknięty. Pozostało jeszcze kilka formalności, przystawienie pieczątek. Celem jest przywrócenie sensu pracy w procesie resocjalizacji. Do zleceń angażowani będą przede wszystkim wychowankowie, którzy dobrze się sprawują. „Chcielibyśmy, żeby praca w tej spółdzielni była czymś wyróżniającym i nobilitującym: dobrze funkcjonujesz, wychodzisz, wracasz, nie popełniasz przestępstw, uczysz się zawodu – a my ci w zamian za to dajemy możliwość zarabiania pieniędzy” – mówi Zakrzewski.
Szansa na pracę i zarobienie pieniędzy ma być wyróżnieniem. Trzeba utrzymać model, w którym wychowankowie będą chcieli zasłużyć na pracę i ją cenić. Czekają na to. Dopytują: to kiedy ta spółdzielnia? Kiedy będą płacić za pracę?
Jacek Kaczmarczyk: „Zainteresowanie jest bardzo duże, bo jest jasny przekaz, że będą mieli wpływ na to, jak ta spółdzielnia będzie funkcjonowała; że stawki godzinowe będą zbliżone do stawek rynkowych i najważniejsze: że są traktowani jak partnerzy do biznesu. To wystarczyło, aby wychowankowie z niecierpliwością oczekiwali propozycji współpracy. Czują się ważni i nikomu nie przychodzi do głowy, żeby nazywać spółdzielnię socjalną frajerstwem”.
Biznes plan: spółdzielnia pozyskała środki i kupiła maszyny. Na początek będzie wykonywać zlecenia wewnętrzne zakładu poprawczego. Pracuje jednak nad pozyskiwaniem zleceń z zewnątrz: ma już pierwsze zamówienie na wykonanie mebli dla schroniska dla nieletnich w Falenicy. Skupia się na zadaniach lokalnych, na terenie rodzimej gminy Puszcza Mariańska: składa ofertę w postępowaniu o udzielenie zamówienia publicznego na dostawę posiłków dla dzieci w szkołach na terenie gminy w 2013 roku. Odpowiada też na zapytanie ofertowe dotyczące realizacji szkolenia zawodowego z zakresu gastronomii w zawodzie kucharz – w ramach realizowanego przez Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej projektu współfinansowanego przez Unię Europejską. Pani Ewa Śledź, kierownik GOPS-u, podkreśla, że podmiot ekonomii społecznej jest traktowany na preferencyjnych warunkach: „Wartością dodaną tej oferty jest cel spółdzielni, czyli resocjalizacja młodzieży. Trzymamy za nich kciuki i wierzymy, że współpraca z PERSPEKTYWĄ będzie rozwijać się także na innych płaszczyznach. Jeżeli rozwija się ekonomia społeczna, to znaczy, że rozwija się gmina”.
W przyszłości byłoby idealnie założyć pracującym w spółdzielni indywidualne konta bankowe i odkładać na nich część zarobionych pieniędzy. Nie są to jakieś kokosy – dziś chłopcy otrzymują miesięcznie niespełna 60 zł kieszonkowego. 500–600 zł miesięcznie to na początek wystarczające pieniądze. Jeszcze nie wiadomo, w jakiej formie należałoby zawierać z nimi umowy, bo przecież zdarza im się nie wracać z przepustek. W sensie formalnym – porzucają pracę. Zakrzewski wierzy jednak, że właśnie praca i pieniądze będą czynnikiem wstrzymującym. A trzeba ich jeszcze nauczyć gospodarowania pieniędzmi.
Zakład poprawczy prowadzi szkoły zawodowe. Tu chłopcy zdobywają fach. Jednak nie potrafią funkcjonować poza ogrodzeniem zakładu, mają problemy komunikacyjne, źle reagują na krytykę. Poprawczak jest miejscem wyizolowanym. Spółdzielnia ma za zadanie wdrożyć wychowanków do prawdziwej pracy, odpowiedzialności, do kontaktu ze światem zewnętrznym. Ma stanowić ogniwo pomiędzy ochronką a życiem. Bo tu jest największa luka w systemie.
„Jest bardzo poważny problem z ich usamodzielnianiem – oni są przyzwyczajeni do instytucji. Od lat przebywają w domach małego dziecka, ośrodkach socjoterapii, takich czy innych. Wszystko się tu dostaje: jedzenie, spanie, ubranie, podręczniki, basen, kino, rower. To się dostaje, na to się nie pracuje” – podsumowuje Zakrzewski. „Jak opuszczają zakład, to czekają, że znowu coś dostaną. Oni po wyjściu stąd muszą iść do pracy, bo jak nie pójdą do pracy, to alternatywą jest tylko więzienie. I ta spółdzielnia ma być narzędziem, żeby ich przystosowywać do tych normalnych, rzeczywistych warunków świata zewnętrznego. Praca organizuje życie”.
Studzieniec został założony 130 lat temu – pomysłowi przyświecały pozytywistyczne idee pracy u podstaw. Dyrektor nie daje się namówić na oszacowanie, ilu wychowanków ma szansę wyjść na prostą. Chciałby zaangażować w spółdzielni wszystkich, jednak jest realistą.
I idealistą, gdy mówi z przekonaniem: „Jest duch pracy w tym zakładzie”.
Beata Szczucińska
Źródło: Ekonomiaspoleczna.pl