Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
Bezpieczeństwo dzieci w sieci jest dzisiaj jednym z wyzwań współczesnego świata. Technologia pędzi naprzód, a wraz z nią wzrasta ilość czyhających zagrożeń. Jak uchronić najmłodszych, przed internetowymi pułapkami?
Fundacja Dzieci Niczyje odpowiedziała na to pytanie już dawno temu, tworząc zmyślny program przeznaczony dla najmłodszych pasjonatów Internetu. BeST – Bezpieczne Strony, bo o nim mowa, przeszedł jednak bez echa. Dlaczego tak się stało i co dalej z tym projektem? Rozmawiamy z jego pomysłodawcą i koordynatorem, Marcinem Sołodkim.
Michał Jadczak, Technologie.ngo.pl: - Mam wrażenie, że projekt BeST jest trochę zapomniany... Jak wyglądają statystyki po dwóch latach?
Marcin Sołodki, Fundacja Dzieci Niczyje: - Są inne, niż planowaliśmy. Kiedy zaczęliśmy myśleć o takim projekcie, to było nawet wcześniej, niż dwa lata, bo około czterech lat temu, zabraliśmy się za tworzenie narzędzia bardzo rozbudowanego. Robiliśmy to narzędzie rok, zajmowała się tym jednoosobowa firma, która dodawała nam do programu nowe funkcje, do tego stopnia, że w pewnym momencie zatrzymaliśmy się na poziomie 95% skończonego projektu, ale nie można było nic z nim zrobić, więc wylądował w szufladzie.
Dlaczego?
M.S.: - Bo ta jednoosobowa firma stwierdziła, że już poświęciła wystarczająco dużo czasu.
To była działalność non-profit?
M.S.: - W pewnym momencie już tak, ale propozycje zgłaszane przez tę firmę były kuriozalne. W momencie, kiedy projekt był już rozbudowany, godziliśmy się na różne funkcje, bo stwierdziliśmy, że to byłoby fajne narzędzie. Potem pojawiła się firma, która miała odpowiednie kompetencje. Większa firma, która mogłaby nam pomóc, w dodatku całkowicie non-profit, a zajmowała się tworzeniem systemów zabezpieczeń m.in. do banków. Zaproponowała nam, że może stworzyć takie narzędzie, wręcz opisała nam, że może stworzyć takie, takie i takie narzędzie, nie mając pojęcie o projekcie BeST. Dostaliśmy od nich specyfikację, jak miałby wyglądać ten program i w zasadzie to był BeST, tylko uproszczony. Pomyśleliśmy, że jest to dobry kierunek - program będzie uproszczony względem tej pierwszej wersji. Dalej potoczyło się to szybko: w jaki sposób wykorzystać to serce, którym jest katalog bezpiecznych stron.
Co to takiego?
M.S.: - Katalog bezpiecznych stron zaczęliśmy przygotowywać w 2005 roku. Przez pierwsze lata w polskim internecie było mało stron przeznaczonych dla dzieci, dużo z nich było źle zrobionych, dużo było niebezpiecznych i w sumie było ich w katalogu ok. 50. Mozolnie budowaliśmy markę, aby firmy zajmujące się przygotowywaniem dla dużych firm - typu Energa czy Maspex - stron internetowych dla dzieci zwracały się do nas z pytaniem, co należy zrobić, aby serwis był bezpieczny, aby spełniał kryteria i w efekcie trafił do katalogu bezpiecznych stron. Bardzo nas to cieszyło, ponieważ mogliśmy pojawiać się w zespołach roboczych i oglądać te projekty, jeszcze na papierze, na matrycach. W pewnym momencie doszło nawet do tego, że zaczęto nas dopytywać o aspekty związane nie tylko z bezpieczeństwem, ale również o kwestie edukacyjne, angażując naszych psychologów. Co prawda wykroczyło to trochę poza nasze możliwości, może nie było tego dużo, jednak były tego typu konsultacje. Sam katalog rozrósł się do 300 stron. Przygotowanie katalogu nie jest problemem, przejrzeć strony można w tydzień, ale kontakt z administratorami, przypisywanie stażystów i wolontariuszy, którzy opiekują się grupą stron i sprawdzają, weryfikują wybiórczo ich zawartość, wydawanie i odbieranie certyfikatów...
No tak. Ale wróćmy jeszcze do statystyk. Nie wiem, dlaczego projekt został zapomniany, ponieważ dzisiaj kwestia bezpieczeństwa w sieci jest absolutnie na topie, tematyka ta jest poruszana bardzo często, ze względu na różne wydarzenia, a o BeST się nie słyszy. Nie jest on nigdzie wymieniany. Nawet czytając notki prasowe z 2012 roku, kiedy BeST wszedł na rynek, to był jeden komunikat powielony przez wszystkie media, z których żadne nie pochyliło się głębiej nad samą ideą.
M.S.: - Faktycznie, było kilka komunikatów, które zostały przygotowane od podstaw, natomiast generalnie ten temat, nawet jeśli spojrzymy na statystyki pobierania programów kontroli rodzicielskiej, są one stosunkowo małe. Jest Benjamin, który był Benjaminem, później był Edkiem, a teraz znowu jest Benjaminem, który pod względem ilości użytkowników wygrywa. Natomiast to jest grupa trzech programów - jeszcze Strażnik Ucznia i Opiekun - które w zasadzie pojawiają się wszędzie. Przeglądarka BeST wykorzystuje inny mechanizm, niż programy kontroli rodzicielskiej dające możliwość korzystania z całości Internetu, tylko blokują wejścia na poszczególne strony, czyli bazują na blackliście. W przypadku BeST-a bazujemy na whiteliście i pobrań programu w wersji na systemy Windows, pomimo tego, że został on umieszczony w zasadzie we wszystkich serwisach z programami użytkowymi, jest ok. 5-6 tysięcy.
To niewiele, jak na dwa lata, to naprawdę bardzo mało.
M.S.: - To niewiele po dwóch latach, mając na uwadze, że redakcja jednego z portali wyróżniła BeST-a na samym początku i promowała w różnych miejscach. Dosłownie miesiąc temu spotkaliśmy się nawet z producentami tego programu i zastanawialiśmy się, co zrobić, żeby zwiększyć tą "oglądalność". Mamy przygotowany spot reklamowy, który w zasadzie był gotowy od samego początku, ale nie udało nam się go umieścić w żadnej telewizji na kanale dziecięcym. Ale to właśnie kanały dziecięce są naszym planem na wznowienie promocji. Katalog bezpiecznych stron i BeST-a promowaliśmy w magazynach dziecięcych, ale nie spotkało się z oczekiwaną reakcją.
A czy to nie jest trochę tak, że ludzie po prostu nie chcą tego używać? Może uważają, że jest to próba zaklinania rzeczywistości? Nie jest to krytyka, bo mi akurat ten program się podoba, natomiast po zapoznaniu się z nim i przeczytaniu dokumentacji dotyczącej nadawania certyfikatów, można odnieść takie wrażenie. Jest to wyrzucenie z Internetu jego esencji, czyli zostawienie kilku "politycznie poprawnych" witryn, co nie do końca może być odebrane, jako dobry zabieg. Wydaje mi się, że jest nieco oszukiwanie rzeczywistości.
M.S.: - Zgadza się. Sama przeglądarka jest dedykowana dla dzieci w wieku od 3 do 10 lat, natomiast serwis Sieciaki, na którym opiera się przeglądarka i katalog jest dedykowany dzieciom od 6 do 12 lat, natomiast celowo ograniczyłem samą przeglądarkę do wieku 10 lat. Spotkałem się z dwoma opiniami negatywnymi, z czego jedna trafiła w ostatnim tygodniu i chodziło o niemożliwość korzystania z programu pocztowego, kiedy włączony jest BeST. Taką opcję można oczywiście włączyć, ale idea jest taka, że udostępniamy po prostu bezpieczne środowisko, tak jak udostępniamy bezpieczny plac zabaw. Jeśli na placu zabaw jest, nie wiem, zepsuta huśtawka, to rodzic prosi dziecko, żeby tam nie siadało, nie podejmuje ryzyka i to on o tym decyduje. Kiedy wchodzę do sali zabaw, sprawdzam potencjalne ryzyko - w którym miejscu dziecko może znaleźć się w sytuacji mu zagrażającej i mogę powiedzieć: jak wchodzisz na tę konstrukcje, to uważaj. Natomiast są na placach zabaw przestrzenie dedykowane młodszym i starszym dzieciom i BeST jest właśnie takim dedykowanym środowiskiem.
Bardzo trafna uwaga - kiedy wchodzimy z dziećmi na salę zabaw, to my mówimy, która konstrukcja może być niebezpieczna, a nie ktoś mówi nam, co może być niebezpieczne dla naszego dziecka. Może tutaj tkwi problem, może rodzice wolą wykorzystać blacklistę, którą mają wbudowaną w przeglądarkę i jednocześnie oni mają dostęp do swoich rzeczy, dzieci do swoich, a wszyscy są zadowoleni. Bo nie mają programu, który ogranicza równocześnie ich samych.
M.S.: - No tak, ale rodzice chcą też mieć poczucie, że produkt, z którego korzysta dziecko - nazwijmy Internet produktem - jest przestrzenią, która została stworzona... inaczej, scertyfikowana. Taki chociażby certyfikat Instytut Matki i Dziecka czy Certyfikat Zdrowej Stopy. Wystarczy, że jest duży napis: CERTYFIKAT. Szkoła z Klasą. Rodzic może stwierdzić, czy ta szkoła nadaje się dla jego dziecka, czy to będzie dobra przestrzeń. I teraz tak: może popytać rodziców innych dzieci, może zobaczyć certyfikat Szkoły z Klasą. Nasz certyfikat chroni dzieci. Jeżeli spełnia standardy bezpieczeństwa dzieci, to jest podpowiedź dla rodzica. Kuriozalne są place zabaw z hasłami: "Uważaj!", "Za bezpieczeństwo dzieci odpowiadają rodzice", itd. W przypadku BeST-a istnieje 100% pewności, że dziecko nie wejdzie na strony spoza katalogu, czego nie ma w przypadku programów kontroli rodzicielskiej. Na jakiej podstawie program przeanalizuje chociażby to, których zdjęć nie wyświetlać? O ile obrazy mocno erotyczne będą zamazane, owszem, o tyle już zdjęcia chociażby katastrofy lotniczej czy zdjęcia z Majdanu nie. Okej, nie wejdzie na stronę porno, bo podejrzewam, że w 99% zostanie zablokowana. Ale wejdzie na pierwszy lepszy serwis informacyjny i obejrzy mnóstwo treści nieprzeznaczonych dla dzieci.
I czy to właśnie nie jest wspominane już zaklinanie rzeczywistości? Udawanie, że nie ma czegoś takiego, jak katastrofy, Majdan czy nagość?
M.S.: - Oczywiście, psychologowie zachęcają do poznawania przez dzieci świata. Tylko niech to będzie w sposób kontrolowany.
Może właśnie dlatego kluczem jest wspólne przeglądanie Internetu i tłumaczenie na bieżąco tego, co tam znajdziemy?
M.S.: - To byłoby idealne! Przecież nasza przeglądarka powstała 2 lata temu, a w obszarze bezpieczeństwa dzieci w Internecie działamy od 10 lat. Stawiamy przede wszystkim na edukację, na to, że rodzic powinien spędzać czas ze swoim dzieckiem. Dlatego tworzymy serwisy internetowe, na których uczymy dzieci chociażby, jak działać w serwisach społecznościowych bezpiecznie, żeby potem móc przejść np. na Facebooka i tam te zasady stosować. Ale skutek przynosi tylko i wyłącznie komplementarność tych działań, bo przekazanie komuś samego programu nie jest rozwiązaniem. Witrynę Sieciaki wyświetla rocznie 900 tysięcy unikalnych użytkowników, przy czym wszystkich dzieci w Polsce z tego obszaru wiekowego, 6 do 12 lat, jest 1 milion 600 tysięcy, więc to ponad 50%. Jesteśmy serwisem edukacyjnym, a ilość odsłon plasuje się na poziomie 3 milionów miesięcznie! Można powiedzieć, że w tym obszarze jesteśmy potęgą.
Zatem czemu BeST ma tak drastycznie małą popularność?
M.S.: - Nie znam tak naprawdę idealnej odpowiedzi na to pytanie, też się tego wciąż doszukujemy. Osoby korzystające z tego programu są zadowolone. Natomiast mamy wiele zgłoszeń, rozmawiamy z rodzicami, którzy opowiadają, że np. dziecko w wieku 8 lat zostawione z babcią w domu w czasie wakacji przez dwa miesiące oglądało pornografię, bo przez te dwa miesiące rodzice nie wiedzieli, co się dzieje w domu. I teraz myślą sobie, że rozwiązaniem będzie instalacja programu kontroli rodzicielskiej. To można teraz zrobić, tak. Ale te dwa miesiące oglądania porno to jest ogromne spustoszenie w głowie tego ośmiolatka. To też brak świadomości, że można skorzystać z takich programów, aby dziecko było bezpieczne.
Źródło: Technologie.ngo.pl
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.