Ogłoszono nominacje do Warszawskich Feliksów – teatralnych nagród stolicy, od 12 lat przyznawanych za dokonania teatralne przez środowisko aktorów i reżyserów. Laureatów poznamy 25 października, ale już teraz, z listy nominacji wynika, że teatry niezależne, mimo wciąż nierównego i niesprawiedliwego dostępu do środków publicznych, przebijają się do teatralnego mainstreamu.
6 października w warszawskim Teatrze Syrena na konferencji prasowej ogłoszono listę nominowanych do nagród w kategoriach: najlepsza reżyseria, najlepsza rola pierwszoplanowa męska, najlepsza rola pierwszoplanowa żeńska, najlepsza rola drugoplanowa męska, drugoplanowa żeńska i za najlepszy debiut.
Zgodnie z regulaminem w konkursie udział biorą tylko sceny warszawskie. Bez podziału na sceny miejskie, państwowe, marszałkowskie, prywatne, offowe i inne. Lista nominowanych potwierdza tendencję, od kilku lat jest obserwowaną w warszawskim teatrze. Coraz więcej spektakli teatralnych powstaje poza instytucjami, coraz więcej dobrych, bardzo dobrych i świetnych premier jest przygotowywanych na tzw. offie. Już sam wykaz premier sezonu 2009/2010 branych pod uwagę przez jury XII Konkursu Feliksy Warszawskie jest zaskakujący: na 66 premier przygotowanych w stolicy, 22 powstały w teatrach niezależnych. A to przecież nie wszystko. Przewodnicząca jury, Barbara Osterloff sama podkreślała, że niestety, nie wszystkie premiery teatrów niezależnych były brane pod uwagę przez jury ze względu na swoją efemeryczność i brak tytułu w stałym repertuarze. Spektakle, które były raz, dwa razy pokazywane, nawet ze względów technicznych i braku miejsca, czyli możliwości obejrzenia przez jurorów, nie podlegały ocenie.
To prawda. Spektakli poza instytucjami powstaje w Warszawie pewnie kilka razy więcej niż owe 22 zauważone tytuły. Największym problemem teatru pozainstytucjonalnego faktycznie nie jest wyprodukowanie premiery, ale tzw. „eksploatacja”, czyli utrzymanie spektaklu w stałym repertuarze. Wiąże się to zwykle z brakiem miejsca do grania i ciągłą walką o finansowe przetrwanie. Przykładem może być choćby Studio Teatralne Koło, którego premierowy spektakl minionego sezonu „Dolina Muminków” wg Tove Jansson w reżyserii Igora Gorzkowskiego w ogóle nie znalazł się na liście premier w konkursie.
Nagroda Warszawskie Feliksy to „wyraz uznania warszawskiego środowiska teatralnego”, dlatego w składzie jury nie ma krytyków teatralnych, a tylko przedstawiciele środowiska: aktorzy stołecznych scen publicznych i przedstawiciel ZASP-u oraz sponsora i m.st. Warszawy. Samo środowisko, dodajmy, że wywodzące się z tradycyjnego nurtu teatralnego, doceniło więc zjawisko teatrów prywatnych, niezależnych – znów mówią o tym liczby: nominowani za najlepszą reżyserię: dwa spektakle Teatru Narodowego i trzy spektakle wyprodukowane w teatrach niepublicznych!, najlepszy debiut: w jednym spektaklu Teatru Narodowego i w dwóch teatrach niezależnych!
Na konferencji prasowej, po odczytaniu listy nominowanych, o głos poprosił Olgierd Łukaszewicz, który podkreślał znaczenie teatru niezależnego :
- „Jeździliśmy do różnych miejsc, fabryk, dziwnych przestrzeni postindustrialnych, które nie są teatrami, żeby oglądać spektakle. Chcę podkreślić, że poziom warsztatowy prezentowany przez te teatry jest znakomity, widać wysiłek, świadomość rysunku, widać, że zawód aktora nabiera nowej energii właśnie płynącej z offu. Te teatry prowadzone są przez fundacje czy stowarzyszenia, na własne ryzyko, muszą się same utrzymać. I tam widownia jest, widownia warszawska chodzi w te dziwne miejsca. To jest nowe zjawisko. Rozmawialiśmy o tym , że to należy podkreślić na forum publicznym”.
Zapewne opinia Olgierda Łukaszewicza nie jest niczym zaskakującym. Od lat wiemy, że w teatrach niezależnych w Warszawie powstają dobre spektakle. Od lat wiemy, że publiczność głosuje nogami, i to nie tylko odwiedzając modne, rozrywkowe sceny niepubliczne, ale także te ambitne artystycznie teatry.
Czy tę tendencję zauważają wszyscy? Prawodawcy i ci, którzy rozdysponowują publiczne pieniądze? Czy widzą, że nie wolno dłużej czekać z wyrównywaniem szans w dostępie do pieniędzy i zasobów publicznych? Kryzys i w odpowiedzi zmniejszanie środków na kulturę jest w ogóle szkodliwe, ale dla teatrów niezależnych: zabójcze. Może się okazać, że cięcia w budżecie wytną wszystkie niepubliczne sceny teatralne, zwłaszcza te ambitniejsze, i pozostaną tylko te rozrywkowe. Wtedy przyszłoroczna statystyka nominacji Feliksów będzie zapewne mniej kontrowersyjna. Ale czy na pewno z korzyścią dla teatru?
Źródło: inf. własna (ngo.pl)