13-letni Mikołaj ze Śniadowa nie może sobie przypomnieć, jaka pogoda była 22 maja 2022 roku, ale pamięta, jak zapowiadał ją w radio w Białymstoku. On! Chłopak, który ma problemy z wymową przeczytał prognozę. Chyba było pochmurno, ale wtedy przebił się ponad chmury.
Trójka w radiu
Trójka nastolatków ze szkoły w Śniadowie przyjechała do Białegostoku ze swoim opiekunem z projektu „Jestem, bo Jesteś” Kamilem Mrozowiczem. Pierwszy raz byli w radio.
Po tym odważył się na dużo więcej – zauważa jego mama. Chętniej wychodzi do ludzi, mniej siedzi przed komputerem, sam szuka towarzystwa i zrobił się bardzo dowcipny. Nie boi się pokazywać swojej inteligencji i błyskotliwości.
Fascynacja konsolą, przyciskami, dźwiękami i ciszą, atmosferą – to czuli wszyscy – opowiada Kamil. – Nikt się nie spodziewał, że to Mikołaj odważy się przemówić do mikrofonu, do tysięcy ludzi. Dał radę!
Wyprawy w świat równoległy
Mikołaj jest jednym z 15 młodych ludzi, którzy więźli udział w projekcie „Jestem, bo Jesteś”. Realizuje go Stowarzyszenie Edukacji Kulturalnej Widok. Ma charakter pilotażowy. Dzieje się w pięciu podlaskich miejscowościach: Supraślu, Szudziałowie, Białowieży, Śniadowie i Białymstoku. Mentorzy oraz mentorki, osoby z osiągnięciami i rozpoznawalne w lokalnym środowisku, wzięły pod swoje skrzydła młodzież, która ma nieco „pod górkę”. Jedni pochodzą z mniejszych miejscowości i mają daleko do centrów kultury i wielkomiejskich atrakcji. Inni borykają się z różnymi problemami: społecznymi, zdrowotnymi, rodzinnymi, tożsamościowymi. Każdy mentor zaopiekował się trójką młodych ludzi.
– Najogólniej, zależało nam na tym, by wyciągnąć ich ze strefy niekomfortu – mówi Magdalena Godlewska-Siwerska ze Stowarzyszenia Widok, autorka i koordynatorka projektu. I dodaje: – Okazuje się, że do niewygód, ograniczeń też można przywyknąć. Przestaje się widzieć okazje, rezygnuje się z szukania własnych dróg. Mentorzy pomogli im zrobić krok poza ich zaklęty krąg.
Aneta Prymaka-Oniszk, pisarka i reportażystka, aktualnie mieszkająca w Szudziałowie wzięła „pod kuratelę” trójkę chłopców z tamtejszej szkoły. Lubią ruch i wyzwania. Często więc wypuszczali się na dłuższe wycieczki po okolicy. Szukali zapomnianych miejsc, ważnych dla tego skrawka polsko-ruskiego Podlasia – starego prawosławnego cmentarza, krzyża, który upamiętnia pomór z XIX w. Raz, wczesną wiosną, jadąc w fotograficzny plener zakopali się w błocie w środku lasu.
– Żeby się z niego wydostać i nie stracić zawieszania musiałam wykonać bardzo precyzyjny manewr autem między korzeniami i wykrotami – opowiada mentorka. – Wymagało to pracy zespołowej. Jeden chłopak stanął z przodu, żeby nawigować, drugi dawał znaki z tyłu. Pół godziny zajęło nam wyjechanie z tego miejsca. Zdaliśmy sobie sprawę – oni i ja, że bez współpracy, nie udałoby się nam wykaraskać. Poczuli się wtedy potrzebni i odpowiedzialni, musieli decydować na gorąco i w sytuacji ryzyka. To było dla nas jedno z najbardziej otwierających i integrujących wydarzeń tego projektu.
Nie zawsze uchylenie drzwi wymagało wielkiego wysiłku. Czasami wystarczyło skontaktować ze sobą odpowiednie osoby. Kiedy chłopcy z Szudziałowa pojechali z wizytą do liceum plastycznego w Supraślu, gdzie z trzema nastolatkami pracuje Katarzyna Zabłocka, artystka i nauczycielka, wszystko zadziało się samo. Chłopców zafascynowała artystyczna atmosfera pałacu Buchholtzów, zaintrygowała magia fotograficznej ciemni, oczarowały starsze dziewczyny. Pokazały ceniącym fizyczną tężyznę i siłę dorastającym mężczyznom, subtelny świat sztuki i okazało się, że chcieliby w nim bywać częściej.
Dla trójki dziewczyn z „Plastyka” z kolei, taką wyprawą w świat równoległy była wizyta w domu malarza Pawła Matyszewskiego.
– Jego dom i ogród są jak dzieła sztuki. Zjawiłyśmy się tam jesienią i świetnie się rozmawiało przy herbacie – mówi mentorka Katarzyna Zabłocka – Stworzyła się bardzo intymna atmosfera, przestrzeń, w której mogły paść trudne, nawet osobiste pytania. W oficjalnej sytuacji zapewne żadna z dziewczyn nie odważyłaby się ich zadać.
Zainspirowana tą rozmową Gabrysia przygotowała szczególne fotograficzne portfolio, które jest wzorem dla innych uczniów.
Fotografia otworkowa i otwierająca
W fotografię poszła także grupa ze Śniadowa. Wzięła udział w warsztatach fotografii otworkowej. Podczas pierwszych zajęć własnoręcznie przygotowała puszki, czyli aparaty i ustawiła je w wybranej lokalizacji w miasteczku. Proces naświetlania trwał ponad trzy zimowe tygodnie. Na drugim spotkaniu warsztatowicze wywoływali obrazy.
– Na wszystkich pojawiły się rozmazane kreski. Okazało się, że to trasa słońca po niebie. Ono było codziennie, zawsze, nawet w te szare dni. To jakoś poprawiło wszystkim humory, dobrze nas nastroiło – wspomina Maja, uczestniczka warsztatów.
Na wszystkich fotografiach pojawił się też dom i najbliższa okolica. Kamil Mrozowicz, opiekun grupy i aktywista postanowił zorganizować wystawę zdjęć w szkole w Śniadowie. Tematem będzie właśnie dom. Pojawią się na niej zdjęcia z aparatów otworkowych, kadry odrobione cyfrowo i dokumentacja tego, jak powstawały.
Andrzej Gąsowski, historyk i mentor trójki uczniów z Białegostoku, z okolic owianej złą sławą ul. Barszczańskiej wiedział, że łatwo nie będzie. Podobnie jak w innych grupach zdarzało się, że ktoś się wykruszał, nagle przestawał przychodzić na spotkania, nie odbierał telefonów, podobnie rodzice.
– Trudno powiedzieć, dlaczego. Pewnie czas pokaże – jako doświadczony nauczyciel miał z tyłu głowy, że nie wszyscy będą gotowi. – Zazwyczaj około 30 proc. grupy korzysta z danej szansy. Tak było i tym razem. Z mojej trójki każdy dostał jakiś pakiet na start, może kiedyś go odpali, ale jeden z chłopaków zrobił prawdziwy postęp.
Mówi o Damianie, który był zafiksowany na boksie. Nauczył się, że argument siły jest najbardziej przekonujący w jego grupie wiekowej.
Gąsowski: – W trakcie spotkań i rozmów okazało się, że lubi muzykę i pisze teksty do rapowych bitów. Odważył się je pokazać. Ja z kolei zaniosłem je polonistce. Powiedziała, że są bardzo przyzwoite. Myślę, że nawet nie wyobrażamy sobie, jak bardzo go to dowartościowało, jak poszerzyło mu perspektywy. W ładniejsze dni jeździliśmy też na wycieczki po regionie, np. szlakiem powstańczym po Puszczy Knyszyńskiej. Zobaczyłem w nim wtedy osobę wrażliwą na przyrodę. Spod zbroi boksera wychyla się twórca.
Trudny odcinek
Wszyscy mentorzy i mentorki przyznają, że najtrudniejszy odcinek przypadł Miłce Malzahn, dziennikarce radiowej, pisarce i piosenkarce wywodzącej się z Białowieży. Przyszło jej pracować w specyficznym środowisku domu dziecka, w okresie pandemii i odcięcia tej przygranicznej miejscowości od świata z powodu kryzysy migracyjnego.
– Na dodatek pracowałam z trzema nastolatkami, które kończą szkołę, rozpoczynają zawodowe praktyki, są więc w newralgicznym punkcie swojego życia. Starałam się dodać trochę kolorów i optymizmu do obrazu świata, w którym przyszło im poodejmować kluczowe decyzje, a który wydawał im się raczej nieprzyjazny. Najbardziej z mojej pomocy zechciała skorzystać 17-letnia Hania, uchodźczyni z Ukrainy. W dramatycznych, wojennych i niejasnych do końca okolicznościach znalazła się w Polsce, zupełnie sama i trafiła do domu dziecka w Białowieży – dzieli się swoimi wrażeniami mentorka. – Z natury jest to pogodna, otwarta osoba, bardzo świadoma jak na swój wiek, lecz przeżywała tu trudne chwile. Te w ostatnich miesiącach można nawet nazwać pewną utratą nadziei. I sądzę, że nasze długie rozmowy, a także udział w reportażu radiowym, kiedy nie tylko przed sobą, ale przed wszystkimi słuchaczami, odpowiadała na zasadnicze dla jej przyszłości pytania, dobrze na nią wpłynął. W dorosłość pójdzie mocniejsza.
Jednym słowem
Każdy z mentorów i mentorek pracował na swoim terenie. Były to cotygodniowe spotkania w grupie, częstsze indywidualne rozmowy przez telefon czy na Zoomie. Aby się wspierać prowadzili superwizje i oceniali nawzajem swoje postępy. Co jakiś czas spotykali się, by wymienić doświadczenia. Okazywało się wtedy, jak bardzo różnią się ich zadania w zależności od lokalnych uwarunkowań, np. układów i biurokracji w szkole, struktury społecznej, tradycji czy środowiska domowego. Podczas specjalnych szkoleń korzystali w pomocy ekspertów np. psychologa, uczyli się komunikacji, o tym, czym jest równościowe traktowanie.
Twierdzą, że wiele z tego wynieśli. Ich doświadczenia z tego pilotażowego projektu, opis metod pracy z młodzieżą, rekomendacje na przyszłość, zwarte zostaną w narzędziowniku (e-booku). Trafi on do szkół i instytucji oświatowych na Podlasiu. Będzie dostępny na stronie Stowarzyszenia Widok (https://widok.org.pl). Tam też będzie można zobaczyć wybrane prace podopiecznych: fotografie, film, grę multimedialną, przeczytać tekst do rapowego kawałka.
Jednym z ostatnich wspólnych spotkań wszystkich mentorów i 15 podopiecznych była wycieczka po Uniwersytecie w Białystoku, na którą wybrali się pod koniec stycznia bieżącego roku. Dla wielu były to zupełnie nowe doświadczenia. Niektórzy pierwszy raz dotknęli żywego węża w zwierzętarni lub białego kruka (starodruku) w uniwersyteckiej bibliotece. Pierwszy raz zobaczyli zorzę w kosmosie, podczas projekcji w Planetarium.
– Może te dotknięcia zostawią jakiś ślad i z czasem doprowadzi do realizacji jakichś pomysłów czy marzeń – dodaje autorka projektu Magdalena Godlewska-Siwerska. Uważa, że warto takie działania prowadzić systematycznie i długofalowo. Myśli więc o kolejnej edycji projektu.
Podczas wizy na uniwersytecie uczestnicy poproszeni zostali o podsumowanie prawie półtorarocznego projektu jednym słowem. Padały takie określania, jak: doświadczenie, przygoda, ruch, sprawczość.
– Spotkanie! – powiedzieli naraz Katarzyna Zabłocka, mentorka z Supraśla i nastoletni Mikołaj ze Śniadowa, po czym przybili sobie piątkę.