NGO.pl: „Nigdy nie zapominajmy, że odbiorcy naszych działań mają swoje historie i twarze. Że ostatecznie najważniejsze wartości, których mamy bronić, mają bardzo konkretne imiona”. W Międzynarodowy Dzień Pomocy Potrzebującym przypominamy wystąpienie wygłoszone na ostatnim Ogólnopolskim Forum Inicjatyw Pozarządowych przez Ignacego Dudkiewicza.
Szanowni Państwo,
nie jest mi łatwo występować tutaj, w tak znamienitym gronie, a zwłaszcza po tak niezwykłych przedmówcach. Ten moment to kolejny dowód na to, że moje życie pełne jest przywilejów – to jeden z tych bardziej doniosłych.
Zostałem jednak poproszony, by powiedzieć Państwu kilka słów o ludziach, którzy przywilejów są pozbawieni. O ludziach, którym z związku z tym winni jesteśmy naszą solidarność. Także tę zupełnie codzienną.
Opatrywać rany, być wiernym
Opowiem państwu krótko dwie historie, siłą rzeczy pozbawiając je niuansów. W mojej działalności społecznej spotykam głównie ludzi w kryzysie bezdomności. O nich będą to opowieści. Wspólnota Sant'Egidio w Warszawie, podobnie jak w innych miastach Polski, Europy i świata, kilka razy w tygodniu wychodzi na ulicę, by spotkać się z osobami bezdomnymi, przynieść im jedzenie, ubranie, przede wszystkim zaś chwilę uwagi i troski. By poznać ich imiona i podać im rękę, co dla wielu z nich wcale nie jest doświadczeniem codziennym. To na ulicy spotkałem Basię. Basia była wspaniałą osobą, dobrą, życzliwą, pogodną. Była lekko upośledzona intelektualnie. Los jej nie oszczędzał, w pakiecie z ciężkim dzieciństwem dorzucił jej wirusa HIV, potem żółtaczkę, na koniec raka. Nie miała żadnych szans na wyjście z bezdomności i na niezależność. Jako Wspólnota byliśmy w stanie sprawić, by jej życie – dzięki opiece i relacji – było ciut bardziej znośne. Nie było to wcale proste, bo nasze możliwości były ograniczone, a o systemowe wsparcie również nie było łatwo.
Nie mogliśmy jej wyleczyć ani naprawić jej sytuacji. Mogliśmy być przy niej i opatrywać jej rany. Być wierni.
Druga historia to historia Piotra. Jest artystą, bibliofilem, bardzo wrażliwym człowiekiem. Kiedyś usłyszał wyrok w zawieszeniu – wiele wskazuje na to, że niesłuszny. Wyrok ten został odwieszony w sposób już całkowicie absurdalny – trafił do więzienia na podstawie zbieżności nazwisk i miejscowości zameldowania, choć nie zgadzał się wiek sprawcy, a Piotr od dłuższego czasu mieszkał daleko od miejsca popełnienia przestępstwa. Ale był bezdomny – już wtedy przebywał w schronisku. W końcu, po interwencji brata, został wypuszczony. Obecnie z pomocą Biura RPO, organizacji społecznych oraz dziennikarzy walczy o odszkodowanie, którego sąd mu nie chce wypłacić – licząc chyba na to, że osoba bezdomna nie zdecyduje się na długoletnią batalię. W październiku na rozprawę Piotr kolejny raz nie pojedzie jednak sam – pojedzie z prawnikami i mediami.
Wypchniętych na margines stawiać w centrum
Nie opowiadam tych historii, by krytykować system wsparcia osób bezdomnych w Polsce, choć – jeśli w ogóle możemy mówić o jakimś systemie – to jest on do cna dziurawy i utrzymuje się jedynie dzięki morderczej pracy organizacji pozarządowych i społeczników. Nie opowiadam ich także, by atakować sądy, bo choć wszyscy wiemy, że mogłyby działać lepiej, to pół lipca spędziłem na manifestacjach w ich obronie – również w imię solidarności z najsłabszymi.
Opowiadam te historie, by pokazać, czym może być solidarność praktykowana na co dzień, również ta inspirowana duchem Solidarności przez duże „S”, gdy opozycjoniści jeździli obserwować procesy polityczne robotników. Pozwalam sobie w takim towarzystwie przywołać etos „Solidarności”, ponieważ czuję się na nim wychowany – mimo tego, że za mojego świadomego życia był on już w świecie polityki martwy. I ponieważ uważam, że jeśli gdzieś jeszcze bywa kultywowany, to najczęściej, choć dalece nie zawsze, właśnie w organizacjach społecznych.
Bo solidarność dnia codziennego oznacza w pierwszej kolejności być z tymi, którzy tego potrzebują – nawet, a pewnie zwłaszcza, w kontrze wobec tych, którzy mają siłę i władzę.
Oznacza płakać z tymi, którzy płaczą, i z tymi, którzy już nawet płakać nie są w stanie. Krzyczeć w obronie tych, którzy boją się szeptać. Wchodzić w miejsca, gdzie osób wykluczonych nie chce się wpuszczać, a ja mogę wejść – korzystając z uprzywilejowanej na różnych polach pozycji w społeczeństwie. Wykorzystywać ową pozycję do stawiania na świeczniku ludzi wypychanych na margines, czy – jak powiedziałby na przykład papież Franciszek – na peryferia. Bezimiennych, bezdomnych, mieszkańców i mieszkanki domów pomocy społecznej, ubogich, uchodźców i uchodźczynie, ofiary przemocy domowej, sieroty, więźniów i więźniarki, rannych, bitych, mniejszości religijne, etniczne, seksualne…
Tych ludzi nie trzeba szukać daleko od siebie. Mogą być obok nas, za ścianą, gdy słyszymy krzyki katowanej kobiety, w rodzinie, gdy nasi bliscy padają ofiarą nietolerancji z jakiejkolwiek przyczyny, na przystanku, na którym mijamy osobę bezdomną i na granicy kraju, przez którą polskie państwo nie chce przepuścić uciekających przed śmiercią ofiar wojen i prześladowań.
Mamy co robić!
Póki ci wszyscy ludzie są i czekają na nas, mamy co robić. I nie mamy prawa do czystego sumienia czy dobrego samopoczucia. Musimy nieść im doraźną pomoc i walczyć o trwałą zmianę ich sytuacji. Jedno i drugie jest potrzebne, jedno i drugie Państwo czynicie. Potrzebujemy zarówno zmian systemowych, jak i aktywności tu i teraz. Budowania mechanizmów wsparcia i noszenia termosu z herbatą zimą, a butelki wody latem, by ratować życie osób żyjących bez domu. Naciskania na polityków i rozmowy na ulicy. Reformy struktur i przemiany myślenia. Domagania się budowy kolejnej łaźni w Warszawie i pomocy konkretnej osobie w wyrobieniu dokumentów. Opatrywania ran i leczenia ich przyczyn.
Jeśli chcemy być naprawdę solidarni, musimy pamiętać, że dyskusja o wyższości działań doraźnych nad systemowymi, lub odwrotnie, zbyt często w debacie publicznej służy przykrywaniu bezczynności w prowadzeniu i jednych, i drugich.
Pamiętajmy o imionach
Wiem, że czynienie tego wyrzutu w tym gronie, w gronie organizacji społecznych, społeczników i społeczniczek, aktywistów i aktywistek, w większości takich, którzy zrobili w życiu znacznie więcej niż ja, jest co najmniej nietrafione, a być może wręcz niegrzeczne. Przepraszam za to. Ale skoro mamy przypominać sobie przez te dwa dni o wartościach, to warto przypomnieć także o tym. Również po to, by mówić o tym innym obywatelom i obywatelkom, a także rządzącym.
Po to, by nigdy nie zapominać, że odbiorcy naszych działań mają swoje historie i twarze, te same, co ludzie, których spotykamy na co dzień na ulicy. Że działamy dla nich, cokolwiek i na jakimkolwiek polu byśmy robili. Że ostatecznie najważniejsze wartości, których mamy bronić, mają bardzo konkretne imiona.
Na przykład Basia i Piotr.
Czym żyje III sektor w Polsce? Jakie problemy mają polskie NGO? Jakie wyzwania przed nim stoją. Przeczytaj debaty, komentarze i opinie. Wypowiedz się! Odwiedź serwis opinie.ngo.pl.
Solidarność oznacza płakać z tymi, którzy płaczą, i z tymi, którzy już nawet płakać nie są w stanie. Krzyczeć w obronie tych, którzy boją się szeptać.