Audiodeskrypcja jest techniką pozwalającą osobom niewidomym „zobaczyć” otoczenie. Opiera się na opisach słownych czytanych przez lektora, dzięki którym słuchający może przeżywać otoczenie – od spektakli teatralnych po zawody żużlowe. Jest najlepszym przykładem na to, jak technologia ułatwia życie.
Jako pierwsza w Polsce, kwestią audiodeskrypcji zajęła się białostocka Fundacja Audiodeskrypcja, założona przez Tomasza Strzemińskiego i Barbarę Szymańską, osoby niewidome. W 2006 roku odbyła się pierwsza projekcja filmu z audiodeskrypcją – w białostockim kinie Pokój wyświetlono „Statystów” w reżyserii Michała Kwiecińskiego. Po tym wydarzeniu wykorzystanie audiodeskrypcji ruszyło lawinowo, docierając w 2011 roku do Krakowa (Fundacja "Siódmy zmysł"), a rok wcześniej do Wrocławia, skąd wywodzi się
Fundacja na rzecz Rozwoju Audiodeskrypcji „Katarynka”.
To właśnie wrocławska organizacja przeniosła wykorzystanie audiodeskrypcji na inny poziom, wprowadzając ją nie tylko do obiektów stricte kulturalnych, ale również na mecze piłkarskie, zawody żużlowe czy do ZOO. Właśnie o tych projektach rozmawiamy z Mariuszem Trzeciakiewiczem z Fundacji Katarynka.
Michał Jadczak, Technologie.ngo.pl: – Na początek chciałbym spytać o projekt związany z wrocławskim ZOO. W moim odczuciu wygląda to na ogromną inwestycję – zarówno jeśli chodzi o nakłady finansowe, jak i poświęcony czas. Jak przygotowuje się tego typu przedsięwzięcie?
Mariusz Trzeciakiewicz, Fundacja Katarynka: – To jest pomysł, który narodził się już jakiś czas temu i dość długo dojrzewał. Mieliśmy jasną wizję tego, co chcemy osiągnąć. Ale ze względu na rozwój technologii trudno było określić, która z nich będzie najbardziej odpowiednia i jak bardzo projekt powinien być aktualny (na dziś), a jak bardzo rozwojowy. Wybór technologii determinuje oczywiście koszt całego przedsięwzięcia. Konieczne zatem stało się działanie zespołowe i interdyscyplinarne. Do pracy nad projektem zaprosiliśmy specjalistów z różnych dziedzin (informatyków, inżynierów, programistów), dzięki czemu udało się stworzyć system, który odpowiada na dwa podstawowe założenia: jest użyteczny z wykorzystaniem technologii RFID i otwarty na zmiany jeśli nowsze technologie pozwolą na jego usprawnienie lub obniżenie kosztów. Oczywiście, jeśli mowa o kosztach, to trzeba też odnotować, że projekt musiał poczekać na swój czas, tzn. musiał trafić na taki moment w planach budżetowych samorządów, w którym udało się zapewnić mu finansowanie. Udało się go zrealizować również dzięki wsparciu prywatnych środków od sponsorów.
Zastanawia mnie, czy tego typu projekty powstają w odpowiedzi na wyrażane zapotrzebowanie społeczne, czy może odwrotnie – kiedy coś takiego powstaje, społeczeństwo rozumie, że jest to potrzebne?
M. T.: – Zapotrzebowanie społeczne na tego typu działania jest dla nas oczywiste, ponieważ osoby z dysfunkcjami sensorycznymi żyją w olbrzymim obszarze społecznego i kulturalnego wykluczenia. I tylko dzięki takim działaniom jesteśmy w stanie wyrównywać ich szanse w dostępie do obiektów użyteczności publicznej i do instytucji kultury, takich jak kina, teatry, czy właśnie ogrody zoologiczne. Nie oznacza to jednak, że kiedy taki system powstaje to od razu do zoo zmierzają tabuny osób niewidomych. Nie. Ponieważ wiele z tych osób nie wie, czy nawet nie przypuszcza, że takie udogodnienia zostały dla nich przygotowane.
Mamy więc do wykonania dużą pracę u podstaw. Po pierwsze: musimy informować i zachęcać do aktywnego korzystania z przygotowanej przez nas aplikacji osoby z dysfunkcją wzroku, i po drugie: uświadamiać resztę społeczeństwa że takie udogodnienia dla osób niewidomych i słabowidzących są naturalną potrzebą cywilizacyjną. Nikogo nie dziwi dziś podjazd dla wózków, czy specjalna winda w kinie. Nie powinien też dziwić system do audiodeskrypcji. Im szybciej dotrzemy do takiego stanu rzeczy, tym lepiej.
Przesłuchałem fragment audiodeskrypcji, który jest dostępny na stronie Fundacji. Moją uwagą zwrócił brak odgłosów zwierząt. To specyfika tego akurat fragmentu, czy cała audiodeskrypcja pozbawiona jest tego typu tła?
M. T.: – Audiodeskrypcja, ze swej natury, ma opisywać rzeczywistość niemożliwą lub trudną do odebrania za pomocą wzroku. Nie zaś budować alternatywny wyizolowany świat, w którym umieszczamy osobę niewidomą. Idąc do ogrodu zoologicznego wybieramy się tam najczęściej z zamiarem nie tylko popatrzenia na zwierzęta, ale również podotykania (tam, gdzie jest to możliwe), poczucia zapachu i posłuchania zwierząt. Dajmy więc tę możliwość również osobom słabowidzącym. Jeśli słyszą (a tak jest najczęściej), to usłyszą odgłosy zwierząt na żywo i będzie to dużo przyjemniejsze doświadczenie niż posłuchanie lwa ryczącego z taśmy. Odgłosy zwierząt używaliśmy do zajęć warsztatowych w ZOO prowadzonych dla dzieci niewidzących. Tam miały one zastosowanie, w audiodeskrypcji – nie.
Z jakim odbiorem spotkała się audiodeskrypcja wrocławskiego ZOO? Projekt sprawił, że miejsce odwiedza więcej osób niewidomych?
M. T.: – Za wcześnie, aby to oceniać.
Rozwój audiodeskrypcji byłby niemożliwy bez rozwoju technologicznego. Które gałęzie nowych technologii są najbardziej przydatne podczas tworzenia tego typu projektów?
M. T.: – Wszystkie technologie związane z „uzbrajaniem” smartfonów w nowe funkcje i możliwości. Smartfon jest dziś tak popularnym i powszechnym narzędziem, że w zasadzie każdy go ma. Aplikacje nawigacyjne, różnego rodzaju skanery, czytacze, audioguide’y, rozpoznawanie kolorów, itd. Wszystkie te elementy znakomicie ułatwiają życie osobom niewidomym.
Na stronie Fundacji można znaleźć informacje o tym, w jaki sposób na świecie wykorzystuje się smartfony i tablety do wspomagania inicjatyw audiodeskrypcyjnych. Istnieje szansa na rozwój tego typu wolontariatu w Polsce?
M. T.: – Nie wiem, jeszcze tego nie sprawdzaliśmy. To projekt na tyle duży, że trzeba by mu poświęcić wiele czasu i zaangażowania. Przede wszystkim czas jest u nas dobrem mocno deficytowym. Dlatego koncentrujemy się na takich działaniach, co do których istnieje duże prawdopodobieństwo osiągnięcia założonego celu.
Jakie problemy napotykają organizacje pozarządowe podczas przygotowywania takich projektów? Wiele NGO-sów obawia się projektów technologicznych, ponieważ kojarzą się one z wielkimi komplikacjami oraz nakładami finansowymi. Słusznie?
M. T.: – Im większy projekt, tym większe prawdopodobieństwo pojawienia się po drodze jakichś komplikacji (statystyka jest nieubłagana) i większy kłopot ze znalezieniem finansowania. Dwa najważniejsze problemy do pokonania to finanse i znalezienie odpowiednio wykwalifikowanej kadry, która takie technologiczne wyzwania udźwignie. Nie ma jednak wątpliwości co do tego, że jeśli projekt jest sensowny i dobrze opracowany, to prędzej czy później znajdzie się ktoś, kto zechce się w niego zaangażować finansowo. Niektóre projekty po prostu muszą poczekać na swój czas.
Przyszłość audiodeskrypcji leży w „opowiadaniu” spektakli, miejsc do zwiedzania i filmów, czy może rozwój technologiczny pozwoli na pójście dalej i wykorzystanie jej np. jako zintegrowanego z systemami GPS nawigatora po mieście?
M. T.: – Trudno powiedzieć, co przyniesie przyszłość, ponieważ postęp technologiczny jest bardzo dynamiczny. Jednak technologia GPS jest na dzień dzisiejszy za mało dokładna, aby nawigować człowieka po mieście. Dokładność rzędu 5 metrów jest wystarczająca dla samochodu, ale zdecydowanie za mało selektywna do precyzyjnej nawigacji po mieście. Dodatkowym problemem są również wszelkiego rodzaju przeszkody: mosty, tunele, wiaty przystankowe, liściaste korony drzew. To wszystko to potencjalne i bardzo prawdopodobne miejsca, w których GPS zgubi zasięg. Stąd też konieczne są dodatkowe punkty odniesienia dla takiego systemu. Dlatego też w ZOO we Wrocławiu, GPS jest tylko technologią wspomagającą, która informuje osobę niewidzącą, że zeszła z wyznaczonej ścieżki i powinna poprosić o pomoc.
Spot wyborczy Pawła Kowala z wykorzystaniem audiodeskrypcji. Inicjatywa bez wątpienia zasługuje na uwagę, nasuwa się jednak pytanie, którego w takim przypadku nie da się uniknąć – na ile jest to rzeczywiście chęć wsparcia, a na ile zabieg polityczny, mający na celu przyciągnięcie wyborców? Angażując się w tego typu działalność, jako Fundacja z pewnością zadawaliście sobie Państwo podobne pytania...
M. T.: – O rzeczywiste intencje należałoby spytać zleceniodawcę, czyli sztab wyborczy Pawła Kowala. Dla nas mają one znaczenie drugoplanowe. Ważniejszy jest efekt, a ten po pierwsze pozwala osobom niewidzącym na zapoznanie się z sylwetką choćby jednego kandydata do Europarlamentu. Po drugie – ważniejsze – wyznacza pewien nowy trend (mamy nadzieję, że docelowo również standard), kiedy to normalnym będzie, że komitety wyborcze w planie kampanii będą automatycznie uwzględniać potrzeby wyborców z dysfunkcjami sensorycznymi. Jest ich naprawdę dużo i oni także mają prawo do rzeczowej wiedzy na temat polityków i ich programów.