Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
Zaczęli działalność w październiku, ale przeliczyli swoje siły. Szpital leczący setki bezdomnych zwierząt może upaść. Prowadząca go fundacja liczy na pomoc miłośników zwierząt.
Pierwszy taki szpital w Polsce znajduje się na ul. Szaserów. Opiera działalność na prostej zasadzie świetnie sprawdzającej się w Wielkiej Brytanii: w klinice psy i koty mające właścicieli leczone są za pieniądze, dochód przeznaczany jest na pomoc zwierzętom bezdomnym.
Polski szpital zaczął działalność w październiku. Wcześniej członkowie prowadzącej go Fundacji Centrum Pomocy Zwierzętom TRIP remontowali i adaptowali na potrzeby kliniki 430-metrowy lokal pod dawnym centrum hiperbarycznym. Na otwarciu pojawili się celebryci, zaraz potem zaczęła się ciężka praca. - Przez trzy miesiące wyleczyliśmy ponad setkę bezdomnych zwierząt, które nasza fundacja przyjęła pod swoją opiekę i ponad 40 zwierzaków, którymi opiekują się inne organizacje. Nasi lekarze udzielili mnóstwo porad telefonicznych - mówi Łukasz Bodziński, wiceprezes fundacji.
Niestety, pacjentów bezdomnych okazało się znacznie więcej niż tych komercyjnych. Klinice grozi bankructwo, właściciel budynku wypowiedział już umowę najmu. - Całość dochodu kliniki przeznaczana jest na ratowanie zwierząt bezdomnych. Działalność komercyjna się rozwija, niestety, nie rozwija się na tyle szybko, abyśmy nie potrzebowali pomocy - mówi Bodziński.
Główne koszty to czynsz, media, leki, materiały opatrunkowe. - Wycofanie się sponsora w pierwszym miesiącu naszej działalności, brak umowy sponsorskiej, wysoki czynsz to są nasze główne błędy. Nie wypieramy się ich. Mamy program naprawczy, ale potrzebujemy pilnej pomocy - mówi wiceprezes fundacji.
Klinika może pochwalić się świetnymi warunkami. Ma profesjonalną sale operacyjną i jedyny oprócz SGGW w Warszawie szpital zakaźny dla zwierząt, czyli taki, gdzie psy z chorobami zakaźnymi nie zarażają innych. Docelowo fundacja chce stworzyć w Warszawie system pogotowia ratunkowego dla zwierząt domowych i dzikich. Dziś nie ma komu ratować potrąconych psów czy kotów, nie mówiąc już o dzikach czy sarnach.
Fundacja zbiera podpisy z prośbą o wsparcie do prezydent miasta, Biura Ochrony Środowiska władz Pragi Południe. Podpisać się i pomóc można na stronie Fundacji albo na jej profilu na Facebooku.
Niestety, pacjentów bezdomnych okazało się znacznie więcej niż tych komercyjnych. Klinice grozi bankructwo, właściciel budynku wypowiedział już umowę najmu. - Całość dochodu kliniki przeznaczana jest na ratowanie zwierząt bezdomnych. Działalność komercyjna się rozwija, niestety, nie rozwija się na tyle szybko, abyśmy nie potrzebowali pomocy - mówi Bodziński.
Główne koszty to czynsz, media, leki, materiały opatrunkowe. - Wycofanie się sponsora w pierwszym miesiącu naszej działalności, brak umowy sponsorskiej, wysoki czynsz to są nasze główne błędy. Nie wypieramy się ich. Mamy program naprawczy, ale potrzebujemy pilnej pomocy - mówi wiceprezes fundacji.
Klinika może pochwalić się świetnymi warunkami. Ma profesjonalną sale operacyjną i jedyny oprócz SGGW w Warszawie szpital zakaźny dla zwierząt, czyli taki, gdzie psy z chorobami zakaźnymi nie zarażają innych. Docelowo fundacja chce stworzyć w Warszawie system pogotowia ratunkowego dla zwierząt domowych i dzikich. Dziś nie ma komu ratować potrąconych psów czy kotów, nie mówiąc już o dzikach czy sarnach.
Fundacja zbiera podpisy z prośbą o wsparcie do prezydent miasta, Biura Ochrony Środowiska władz Pragi Południe. Podpisać się i pomóc można na stronie Fundacji albo na jej profilu na Facebooku.
Źródło: warszawa.gazeta.pl
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.