Polscy urzędnicy komplikują dostęp do unijnych pieniędzy, bo boją się kontroli, a nawet drobne sugestie z Komisji Europejskiej są dla nich ważniejsze niż poziom wykorzystania pieniędzy w kraju. Ze środków UE rozliczanych do końca 2015 roku możemy nie wziąć nawet 24 mld zł – ostrzega Jerzy Kwieciński, były wiceminister rozwoju regionalnego w rozmowie z Markiem Pielachem z Obserwatora Finansowego.
Obserwator Finansowy: Planujemy już wydawanie pieniędzy z nowego budżetu UE 2014-2020, a pan policzył, że z poprzedniej perspektywy możemy nie wykorzystać od 16 do 24 mld złotych. Czy to nie przesada?
Skąd tak wielka liczba?
Zakładam, że powinniśmy osiągnąć kontraktacje na poziomie 105 proc. puli pieniędzy z UE, czyli powinniśmy mieć podpisane i realizowane projekty na 297 mld złotych. Nadkontraktacja jest normalną praktyką, bo nigdy nie jest tak, że Bruksela nie ma żadnych zastrzeżeń do zrealizowanych projektów, dlatego aby wydać 100 proc. trzeba zaplanować minimum 105 proc. Doświadczenie pokazuje też, że nie wszystkie projekty udaje się rozliczyć na czas, więc planując na 105 proc. uzyskamy wydatkowanie na poziomie 103 proc., czyli około 292 mld złotych. Aby osiągnąć te wskaźniki do końca 2015 roku powinniśmy wydać jeszcze 82 mld złotych w części z UE, czyli miesięcznie około 5,5 mld złotych.
To niemożliwe?
Nie mówię, że to niemożliwe i sam mam nadzieję, że nie wykorzystamy znacznie mniejszych sum. Rolą eksperta jest jednak wskazywanie zagrożeń. Polska trochę przespała 2013 rok, kiedy wykorzystanie funduszy powinno było być największe, by stopniowo się zmniejszać do 2015 roku, do końca rozliczania perspektywy. Teraz czytam odpowiedź na mój raport wiceministra infrastruktury i rozwoju Marcelego Niezgody, który mówi, że w 2015 roku będą kończone wieloletnie inwestycje o znacznej wartości, co automatycznie przełoży się na skokowy wzrost wydatków. Moim zdaniem nie ma tu żadnego automatyzmu. Jeśli nie wydamy pieniędzy w przyszłym roku, to UE ich nie zrefunduje.
W jakich dziedzinach wydawanie pieniędzy z Unii idzie najgorzej?
Kwotowo najgorzej jest na kolei. Wydaliśmy 32 proc. dostępnych pieniędzy z UE, więc niemożliwe aby przez 15 miesięcy wydać pozostałe 68 proc. Szacujemy, że tylko w tym obszarze możemy stracić 3 do 5 miliardów złotych. Część tej sumy można uratować przesuwając ją w ramach tej samej osi priorytetowej np. na zakup taboru albo na metro w ramach transportu aglomeracyjnego. Na drogi przesunąć nie można, bo próbowaliśmy tego dwa lata temu i Komisja Europejska się nie zgodziła.
Z państwa raportu wynika, że i dróg wybudujemy mniej niż zakładaliśmy.
Owszem. W Narodowej Strategii Spójności zapisaliśmy, być może zbyt ambitnie, że w 2013 roku będziemy mieli 1754 km autostrad i 2555 km dróg ekspresowych. Na koniec 2012 roku mieliśmy 1356 km autostrad i 1052 km dróg ekspresowych. Błędów była kilka – planowaliśmy wyższy udział sektora publicznego niż ten, który jest w tej chwili, po drugie ceny budowy były wówczas niższe, no i ulegliśmy manii stawiania ekranów akustycznych. Gdyby nie one moglibyśmy mieć nawet 20 proc. dróg więcej.
Wydaliśmy też zaledwie 35 proc. planowanych pieniędzy na gospodarkę odpadami i 44 proc. na przeciwdziałania zagrożeniom środowiska.
To projekty, które wymagają bardzo trudnej dokumentacji. Najpierw potrzebne są analizy środowiskowe, później długo się czeka na pozwolenia na budowę, do tego dochodzą protesty mieszkańców bądź ekologów na każdym etapie. Niedobrze się stało, ze wzięliśmy te dwa trudne obszary na samą końcówkę perspektywy finansowej.
Pobierz
-
201410272139400106
1024970_201410272139400106 ・38.72 kB
Źródło: Obserwator Finansowy