Tak, to rzeczywiście brzmi paradoksalnie. Idealny zwykle kojarzy się inaczej: idealna praca, świat idealny, idealna żona, mąż, ale polityk? Czy nie staje nam natychmiast przed oczami ta czy inna twarz? I czy nie próbujemy szybko pomyśleć o czymś przyjemniejszym? A jednak politycy – czy nam się to podoba, czy nie – są wciąż obecni w naszym życiu. Teraz nawet bardziej niż kiedykolwiek.
Są wszędzie. Mówią do nas z
telewizora, słyszymy ich w radio, widzimy ich zdjęcia w gazetach.
Są zawsze. Nawet jeśli zmęczeni tym swoistym korowodem, znudzeni
widokiem tych samych twarzy wyrzucimy przez okno wszystkie
odbiorniki RTV, skutki ich działań dotrą do nas i tak. Także wtedy,
gdy zamiast biznesu czy administracji publicznej nasze życie
związaliśmy z trzecim sektorem. Ich aktywność albo bierność, ich
mądrość lub głupota, ich dobra czy zła wola są z nami.
Teraz, wobec bieżących wydarzeń na
scenie politycznej coraz trudniej wykrzesać resztkę sympatii do
polityków. Cóż tu mówić o ideałach! Dramatyczna frekwencja wyborcza
i malejące zainteresowanie życiem publicznym to cenzurki wystawiane
klasie politycznej. I mało tam ocen celujących. Ale przecież są to
problemy, obok których trudno przejść obojętnie. Gdzie jest ich
źródło? W nas – wyborcach? W nich – politykach? Te pytania
nabierają wciąż nowego znaczenia, teraz znów wobec czekających nas
kolejnych wyborów i kolejnych rozterek: iść czy nie iść, wybierać
mniejsze zło czy jednak szukać ideału. Jaki on jednak powinien być?
Jakie cechy – lub, żeby nie przesadzić – namiastki cech konstytuują
taki typ idealnego polityka?
Trzy rodzaje związków polityki i etyki
W historii myśli społecznej
odnaleźć można wiele koncepcji podejmujących temat etycznej
polityki. W świecie Arystotelesa sytuacja była najprostsza:
polityka i etyka były w integralnym związku (może dlatego, że tu
rozumienie polityki najdalsze było od walki o władzę). Potem
zaczęło się komplikować. I pojawiły się, jak pisze Hans J.
Morgenthau w tekście Zło polityki i etyka zła, opublikowanym
w „Przeglądzie Politycznym” nr 73/74, trzy poglądy na temat
możliwych związków tych dwóch sfer. Poglądy w myśli politycznej
obecne zresztą do dziś. „Według pierwszego stanowiska działania
polityczne mają być wolne od wszelkich ograniczeń etycznych. Według
drugiego działania polityczne mają być trwale podporządkowane
specyficznym standardom etycznym”. Trzecie wreszcie uznaje
stosowanie w polityce specyficznych dla niej zasad etycznych za
stan przejściowy na drodze do przyjęcia standardów przyjętych w
sferze prywatnej.
Skuteczność przede wszystkim
W pierwszym wariancie – kojarzonym
zwykle (choć nie do końca słusznie) z Machiavellim – polityk stojąc
przed wyborem: zachować się etycznie czy nie, może, a nawet ma
obowiązek postąpić nieetycznie, jeśli takie działanie ma większe
szanse doprowadzić go do osiągnięcia oczekiwanych rezultatów. W
praktyce jednak, jak pisze Morgenthau, oceniając polityków ludzie
„nigdy nie zrezygnowali ze standardów etycznych. Filozofia
polityczna od Greków po czasy dzisiejsze opiera się na założeniu,
że w domenie polityki człowiek nie może postępować jak mu się
podoba: w swoim działaniu musi przestrzegać standardów
wykraczających poza czystą skuteczność”.
Specjalna etyka polityczna
To samo zagadnienie znacznie
wcześniej poruszył Max Weber w eseju Polityka jako zawód i
powołanie. Dla niego polityka, znów rozumiana przede wszystkim
jako dążenie do sprawowania władzy, w tej czy innej formie uciekać
się musi do przemocy, a więc popada w konflikt z zasadami
etycznymi. Z zasadami stosowanymi w życiu prywatnym. Nie był jednak
Weber – jak pisze Marek Dębski we wstępie do polskiego wydania
eseju z 1989 roku – zwolennikiem amoralizmu władzy politycznej.
Twierdził, że w polityce obowiązują jakieś reguły etyczne, tyle, że
są one dla niej charakterystyczne. I rozumiał, że między wymogami
etyki – w tym szerokim znaczeniu – a regułami polityki występuje
konflikt. Od polityka oczekiwał świadomości tego konfliktu i
gotowości do sprostania temu wyzwaniu. Taki był według niego
warunek polityki uczciwej i odpowiedzialnej – płynącej z
powołania.
A więc zarówno M. Weber, jak i
Morgenthau akceptują fakt rozziewu między standardami stosowanymi w
polityce i życiu prywatnym. W ten czy inny sposób przyznają, że to
różne światy. Ich zgoda jednak wynika – jak się wydaje – z
postrzegania polityki bardziej w kategoriach walki o posiadanie
władzy lub dążenie do jej utrzymania. Co się dzieje, jeśli przyjąć
inną definicję?
Powszechne standardy etyczne
Inną definicję polityki przyjmuje w
swoim tekście Czy polityka może być moralna, opublikowanym w
Gazecie Wyborczej 25-26 lutego 2006, Barbara Skarga. Pytając „Czy
dziś polityka musi wziąć rozbrat z etyką, czy są to przestrzenie
ludzkiego życia nie do pogodzenia?”, udziela zgoła innej
odpowiedzi. B. Skarga świadoma jest trudności, oczywistych także
dla wyżej cytowanych autorów. Pisze ona: „Nie jest to na pewno
łatwe i nieraz powstaje konflikt między skutecznością a moralnymi
zasadami”. Przypomina jednak jakże prostą prawdę: polityka jest
działaniem wśród ludzi i dla ludzi, nie dla władzy tej lub innej
grupy. Polityka, zwraca uwagę Skarga, jest dla „dobra powszechnego,
dla dobra każdego obywatela”. W zetknięciu z tą jakże często
zapominaną prawdą, wniosek nie może być inny: „Sojusz etyki i
polityki jest zawsze możliwy, trzeba tylko aby polityk nie zmierzał
do niczym nieskrępowanej władzy, lecz dbał o dobro obywateli”.
Cynicy, perfekcjoniści i realiści
To zderzenie dwóch definicji. Z
przyjęcia jednej z nich wynika stosunek do możliwości
pogodzenia standardów etycznych z działaniem politycznym. Wynikają
także inne oczekiwania wobec osób decydujących się na aktywne
uprawianie polityki. Bez trudu znajdziemy wśród nas cyników –
uznających, że polityka to brudna gra i nie ma co spodziewać się
cudów. Znajdziemy też perfekcjonistów – wymagających od polityków
przestrzegania w życiu politycznym takich samych standardów, jakie
uznajemy za ważne w życiu prywatnym: nie kłamię, jestem uczciwy,
dobrze wykonuję swoją pracę, dbam o innych. Są także realiści –
rozumiejący, że połączenie zasad etycznych i działania politycznego
to wyższa szkoła jazdy, zadanie wyjątkowo trudne, ale przecież nie
niemożliwe. POLITYK IDEALNY dla każdego z nas będzie wyglądał zatem
trochę inaczej. Zwłaszcza jeśli dyskusja zejdzie z poziomu
ogólności w bardziej konkretne rejony.
To prawda: o ile nasz świat, tu i
teraz, byłby lepszy gdyby politycy: nie brali nic, co do nich nie
należy i potrafili powiedzieć przepraszam, jeśli kogoś urazili. Czy
wielu jest jednak takich, którzy wierzą, że jest to możliwe?
Załóżmy więc, że większość z nas to
jednak realiści: wiemy, że połączenie zasad etycznych z czynnym
uprawianiem polityki jest niezwykle trudne, ale została w nas
resztka wiary w to, że nie jest to niemożliwe. W Gazecie Wyborczej
z 4-5 marca 2006 Wiktor Osiatyński, nawiązując do tekstu B. Skargi,
wprowadza ważny element. Nie pyta, czy polityka może być moralna,
ale zastanawia się kiedy może się taka stać. Jego odpowiedź
jest jednoznaczna: „Władza bywa moralna tylko wtedy, gdy nie może
być niemoralna”. Ograniczenia w ewentualnym rozpasaniu i
zachłyśnięciu się przez polityków posiadaną władzą narzucane są –
zdaniem Osiatyńskiego – z zewnątrz: przez silne społeczeństwo, jego
instytucje i prawo. I choć autor koncentruje się w największym
stopniu właśnie na prawie i instytucjach stojących na straży jego
przestrzegania, to przecież nie można zapomnieć o innych. Działania
organizacji typu watch-dog, lokalnych grup obywatelskich,
formalnych i nieformalnych porozumień protestujących przeciwko
konkretnym posunięciom sprawujących władzę, to nic innego jak
ciągłe podejmowanie prób ograniczenia władzy, wskazywanie granicy,
za którą nie wolno już się posunąć. Bardziej lub mniej skuteczne
wyznaczanie standardów życia politycznego, także etycznych.
Czego więc my, wyborcy, chcemy od
polityki? Czego oczekujemy od polityków? Wyłącznie skuteczności w
walce o władzę? Umiejętnego utrzymywania jej jak najdłużej? Sprytu?
Przebiegłości? Skuteczności w realizacji wyznaczonego celu mimo
wszystko i przeciw wszystkim? A może chcemy jednak wierzyć w inną
możliwość? Chcemy by rządzili nami ludzie prawi? Roztropni?
Uznający różne racje? Szukający porozumienia? To nie bez znaczenia,
bo już niebawem przyjdzie nam wybierać znowu. I dobrze byłoby mieć
jakąś własną check-listę, według której będziemy podejmować nasze
jednostkowe decyzje. Czy polityka to służba, powołanie,
odpowiedzialność i troska o wspólne dobro, którym jest państwo,
rozumiane jako wspólnota, a nie jako własność jednej grupy? Czy
brutalna, bezpardonowa walka o władzę? Czy idealny polityk to ktoś,
kto szanuje obywateli i dba o ich dobro? Czy ten, kto w fakcie
posiadania władzy szuka wyłącznie realizacji swoich interesów czy
ambicji? I pamiętajmy, to od nas w dużym stopniu zależy jaki będzie
POLITYK IDEALNY, jakie będą standardy etyczne życia politycznego. I
czy w ogóle będą.
Źródło: inf. własna