Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
O pozytywnych i negatywnych stronach miasta, jego mieszkańcach oraz sztuce w przestrzeni miejskiej, z Cezarym Hunkiewiczem rozmawia Wojciech Piesta.
Wojciech Piesta: – Jak się czyta Lublin?
Cezary Hunkiewicz: – To zależy od dzielnicy, od doświadczenia czytającego, ile i gdzie się w tym mieście mieszka, z kim się przebywa. Ja się tu urodziłem, więc mam swoje kanały, którymi lubię się poruszać i wydaje mi się, że czytam je lepiej niż inne dzielnice miasta, ale cały czas trafiam na nowe miejsca. Ciężko jednoznacznie powiedzieć jak się czyta to miasto. Na pewno jego czytanie jest uzależnione od wielu czynników.
Czym Lublin jest dla Ciebie?
C.H.: – Mam do tego miasta osobisty stosunek, co nie jest dla mnie dobre, bo zawsze widzę je w wyidealizowany sposób. Lublin określam mianem domu i to chyba jest najpełniejsza definicja czym to miasto jest dla mnie. Ze wszystkim pozytywami i negatywami.
Szczególne miejsce?
C.H.: – Nie wymyślam na siłę jakichś metafizyk i magii, choć ostatnio panuje taka tendencja. Staram się Lublin traktować, jako pewne pole, gdzie można realizować różne projekty kulturalne, artystyczne, społeczne. Coraz bardziej postrzegam Lublin w kategoriach przyziemnych, wolnych od wielkich narracji. Jako miejsce, gdzie po prostu trzeba odwalić kawał oddolnej roboty.
Dobrze się tu żyje?
C.H.: – To miejsce przyjazne do życia. Lubin nie jest zbyt duży, ani za mały. Infrastruktura jest coraz lepsza, choć jest jeszcze wiele pracy. Miasto ma odpowiednie tempo, które można sobie samemu ustalić, w odróżnieniu od metropolii, które narzucają ludziom swój rytm i sposób organizacji dnia, nocy i wolnego czasu. W Lublinie można zachować swój indywidualny charakter.
Co cię tu denerwuje?
C.H.: – Jest dużo elementów, które mnie denerwują, ale staram się skupiać na pozytywach. Gdybym miał wybrać jedną irytującą rzecz, będzie to kompleks.
Kompleks?
C.H.: – Tak. Kompleks. Brak ambicji.
Ludzi czy miasta?
C.H.: – Miasto nie jest bytem abstrakcyjnym i jest tworzone przez ludzi. Kiedy rozmawia się z mieszkańcami Lublina często czuć coś takiego, że obawiają się żyć w większym świecie, ograniczają się do działania tu, na tym poletku, co jest dobre, ale nie myślą w szerszych perspektywach. Nie mają ambicji, żeby w Lublinie stworzyć coś, co jakościowo będzie stało na poziomie europejskim. To mnie drażni. Nie mówię, że wszystkie inicjatywy są w ten sposób skażone, ale jest to jakaś prawidłowość.
Strachliwi mieszkańcy?
C.H.: – Wydaje mi się, że jest w ludziach obawa przed dużym miastem; kompleks mieszkania we Wschodniej Polsce; poczucie, że jesteśmy biedniejsi; mamy mniejsze perspektywy. Niewiele jest osób, które idą do celu po trupach, ale w pozytywnym sensie, czyli wyznaczają sobie ten cel i go realizują bez względu na trudności.
Jest aż tak źle?
C.H.: – Ja mam to szczęście, że pracuję z ludźmi, którzy znają swoją wartość lub są w jakiś sposób docenieni przez innych. W Lublinie mamy też problem z niedocenianiem siebie samych. Jest tu wiele wydarzeń, które stoją na naprawdę wysokim poziomie, często są o klasę lepsze niż analogiczne rzeczy w innych miastach, ale ich organizatorzy obawiają się wychodzić z nimi w świat. Lub po prostu stwierdzić: „w tym temacie jesteśmy najlepsi”.
Do czego to prowadzi?
C.H.: – Paradoksalnie do pewnego rodzaju przerostu, bo ludzie często nie wsłuchują się w potrzeby tego miasta, tylko realizują wydarzenia, które mają się gdzieś tam podobać. To nie jest dobre.
Gdzie Lublin będzie za 10-20 lat?
C.H.: – Wszystko zależy od ludzi, którzy tu zostaną i jakie interesy będą realizowane. Albo będzie to gra pod siebie i realizacja wyłącznie własnych ambicji, albo pokorne wsłuchiwanie się w miasto i wykonywanie pracy, która pomoże rozwijać Lublin. Jeżeli wygra pierwsza koncepcja, czyli leczenie kompleksów przez na przykład wielkie budowy, to spotkamy się z sytuacją, że powstanie infrastruktura, która nie przysłuży się ludziom. Wygrana drugiej koncepcji daje nadzieję, żeby zbudować dobrze funkcjonujące miasto, w którym się po prostu dobrze żyje. Lublin byłby takim „mądrym” miastem, gdzie ludzie mieszkają z wyboru i nie narzekają na finansowe warunki życia. Jest na to szansa.
To brzmi nieźle.
C.H.: – Lublin już teraz jest miastem, do którego ludzie chcą wracać i nie można zaprzepaścić tej szansy. Wiadomo, że zarobki nie będą od razu takie, jak w Warszawie, ale życie jest tu tańsze. Jest jednak warunek, że musimy dać coś z zamian. Zbudować tożsamość tego miasta, co jest dość łatwe, bo Lublin jest prosty do ogarnięcia. Po roku mieszkania tutaj i kilku dłuższych spacerach to miasto ma się całkiem nieźle rozpoznane. Co więcej niczego jeszcze tak naprawdę nie sknociliśmy jeśli chodzi o strukturę miasta – może poza wszędobylskimi galeriami. Także ścieżka już jakoś tam się zdefiniowała, podstawy są, kwestia tego, co będzie dalej.
Zostajemy w mieście, ale trochę inaczej. Czy graffiti to sztuka?
C.H.: – Na takie pytania staram się nie odpowiadać, bo to nie jest istotą graffiti.
A co nią jest?
C.H.: – Pewna niezależna obecność w przestrzeni miejskiej i ustawianie miasta na swoich własnych warunkach. Działanie w sposób niezinstytucjonalizowany, w sposób spontaniczny, w sposób oddolny. To, czy graffiti jest sztuką, zależy od tego, sam twórca nazywa to sztuką czy nie. Ja wolę mówić, że graffiti to rodzaj miejskiego aktywizmu, który polega na bezkompromisowym traktowaniu przestrzeni. Miasto staje się takim placem zabaw. Wrzucanie graffiti w kategorie sztuki nie jest dla mnie istotne, bo nie pokazuje nic nowego o tym zjawisku. Według mnie graffiti trzeba rozpatrywać z perspektywy społeczno-kulturowej.
Jest granica między graffiti a wandalizmem?
C.H.: – Chyba nie. Prawdziwe graffiti jest zjawiskiem nielegalnym, które społeczeństwo uznaje za wandalizm. Uczestnik tej „zabawy” godzi się na to, że będzie traktowany jako wandal. Jego zadaniem jest zdobycie tej części przestrzeni miejskiej, którą potrzebuje. Oczywiście teraz coraz więcej instytucji zawłaszcza grafficiarzy czy street-artowców po to, żeby pokazać, że potrafią zagospodarować nowe trendy, pewną spontaniczność itd. Te same instytucje nie zauważają tego, że na współpracę z nimi godzą się tylko ci, którzy widzą w niej jakiś interes.
Czym się różni graffiti od street artu?
C.H.: – Prawdziwy grafficiarz, prawdziwy writer, to osoba, która ryzykuje wiele, żeby zaznaczyć swoją obecność w mieście. Street art to też oddolna i spontaniczna działalność w przestrzeni miejskiej, która ma znamiona bardziej artystyczne i celuje w komunikację z odbiorcą, którym jest każdy mieszkaniec miasta.
Co z muralami?
C.H.: – Nie każdy mural jest street artem. Ostatnio pojawia się ich coraz więcej w różnych miastach, ale ja nazwałbym je wielkoformatowymi malowidłami, a nie street artem. Ostatnio robiliśmy na Lubartowskiej mural, który ma być tam dla ludzi. Żeby żyło im się troszkę lepiej, mieli przyjemniejsze otoczenie, żeby dzieciaki miały na podwórku fajny obrazek, który może poprawi im humor, a może nawet zrodzi w nich ambicje, że sami zechcą coś takiego namalować.
Czym jest Europejska Fundacja Kultury Miejskiej?
C.H.: – W 2007 roku założyliśmy fundację, która jest poświęcona sztuce ulicznej i kulturze miejskiej. Ale w sposób niezinstytucjonalizowany działamy od końca lat 90., a naszą mocą jest to, że jesteśmy mocno zakorzenieni w środowisku, które zajmuje się przestrzenią miejską. Staramy się w tej przestrzeni miejskiej działać na różnych polach.
Malunki na murach otaczających plac Lecha Kaczyńskiego to wy?
C.H.: – Tak, wykonujemy tam co roku ekspozycję, zewnętrzną galerię. To nie jest street art, ani graffiti, tylko wielkoformatowe malarstwo wykonywane przez artystów. Pojawia się pytanie co z tego wynika. Czy zapoczątkowujemy jakiś proces lub w jakim stopniu zmieniamy przestrzeń miasta. Po co to robimy? Czemu to wszystko służy? Chciałbym, żeby ta galeria broniła się na poziomie artystycznym, na poziomie sztuki przestrzeni miejskiej. Nie jest ważne czy te prace będą ładne, one mają być dobre. To mają być dobre interwencje w przestrzeni miejskiej.
Cezary Hunkiewicz – lublinianin od urodzenia, entuzjasta przestrzeni miejskiej, związany z Instytutem Socjologii KUL i Europejską Fundacją Kultury Miejskiej.
Źródło: lublin.ngo.pl
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.