PODURGIEL: Muszę przyznać, że dużą trudność sprawia mi przyjęcie pomysłów standaryzacji organizacji pozarządowych. Tak jak nikomu nie przychodzi do głowy standaryzowanie firm jako takich, tak nie wiem dlaczego mamy standaryzować organizacje jako takie.
Podobno organizacje mają być otwarte, przejrzyste i etyczne, bo się zajmują sprawami społecznymi. „Społeczny” nie oznacza jednak wspólnej własności majątkowej ani konieczności nadmiernego komunitaryzmu, a prawo określa, co jest informacją publiczną, a co nie. Wszystko inne powinno zostać w obrębie danej organizacji i być ustalone przez ich członków. Niezrozumiałe jest to, dlaczego poddajemy normalizacji takie kwestie, jak rodzaje dokumentów, które mamy przechowywać w organizacji, czy ilość regulaminów.
Kryteria są zasadniczo dwa – prawo i struktura organizacyjna danej jednostki. Z jednej strony coś musimy, z drugiej potrzebujemy, żeby sprawnie działać. Sprawnie działać wewnętrznie po to, żeby realizować cele społeczne. To właśnie ta ideowa strona może być głównym polem do weryfikacji, ale zdecydowanie nie zamyka się w biurokratycznym odhaczeniu kolejnych umownych wytycznych, bo mamy mieć protokoły ze spotkań czy napisaną misję i plan działania na najbliższych kilka lat. Zamiast standaryzować produkty, standaryzujemy organizacje same w sobie.
Nawet jeżeli organizacje same umówią się na standard, który bezwzględnie jest kwestią i płynną, i umowną, to rzekoma siła tego argumentu jest też jego słabością. Uczciwa umowność powinna zamknąć się tylko do organizacji biorących udział w procesie bądź mających jasną delegaturę. Pytanie, czy procesy toczących się standaryzacji zamykają się w wąskiej grupie zainteresowanych organizacji, czy faktycznie sięgają daleko w głąb, uwzględniając różnorodność? Można owszem powiedzieć, że przecież wszystkie mogą w tych procesach brać udział, że wszyscy są zaproszeni, że jeśli tego uczestnictwa nie podejmą, to może im samym na własnej jakości nie zależy. Warto jednak i tutaj mieć refleksję nad głęboką demokracją, bo jeżeli nie bierze udziału, to czy na pewno nie chce i dlaczego?
Mamimy organizacje bliżej nieokreśloną profesjonalizacją, zapraszamy do udziału w szkoleniach, spotkaniach, wymagając doskonałości, która zamyka się w doskonale poukładanych segregatorach i pewnym schemacie zachowania. Zachęcamy, przekonując o sukcesie fundraisingowym, a jednak dzieje się tak niewiele. Budżet wyjątkowo nie rośnie, ludzie wydają się być zmęczeni nadmiarem obowiązków. Misja już nas nie kręci, wizja mglista. Słychać wieszczące głosy, że mamy organizacje pozarządowe zamiast społeczeństwa obywatelskiego. Coś się zapętla.
Zachwyceni amerykańskimi think tankami sami przestaliśmy snuć refleksję nad rozwiązaniami, które przyniosą oczekiwaną zmianę. Skoncentrowani na szlifowaniu biurokracji, tracimy na to energię i czas. Skąd chęć bycia doskonałym ponad normę? Skąd pomysł na robienie z organizacji produktu na sprzedaż i komu? Skąd pewność, że daje to gwarancję sukcesu, gdy powszechnie wiadomo, ze potrafimy doskonale oszukiwać nawet w nieskazitelnym garniturze standardów?
Ula Podurgiel – prezes Stowarzyszenia ADELFI w Ełku
Źródło: Stowarzyszenie Adelfi