Przyglądając się norweskiej debacie nad istotnymi dla organizacji sprawami, można odnieść wrażenie, że jest ona procesem organicznym. Organizacje mają dostęp do dyskusji na interesujące je tematy, a minimalnym regulacjom tego obszaru towarzyszy bujna praktyka partycypacji. Czy ten model da się przeszczepić? Jakie warunki muszą być spełnione, by dobrze funkcjonował?
Norweski III sektor nie ma wyznaczonej na mocy prawa reprezentacji na poziomie centralnym. Mimo to, jego przedstawiciele są często zapraszani do udziału w procesach decyzyjnych. Jest to szeroko uznawana praktyka stosowana zawsze wtedy, gdy przedmiotem dyskusji są przepisy dotyczące sektora organizacji.
Mało prawa, dużo działań
W dyskusji uczestniczą zarówno pojedyncze organizacje, jak i norweska federacja krajowa - Frivillighet Norge. Reprezentanci często uczestniczą w posiedzeniach komisji parlamentarnych, na przykład dotyczących podatku VAT czy ram wsparcia organizacji. Kiedy zaś przedmiotem dyskusji są przepisy dotyczące poszczególnych obszarów aktywności, jak kwestie socjalne czy sport, uczestniczą w niej organizacje i koalicje na co dzień aktywne w tych obszarach.
Norweski Kodeks Administracji Publicznej reguluje konieczność prowadzenia konsultacji publicznych w przypadku oficjalnych badań i wprowadzania nowej regulacji. Zgodnie z art. 37, wszystkim publicznym i prywatnym instytucjom, w tym organizacjom, których dotyczą zagadnienia, należy stworzyć możliwość wyrażenia opinii. To władze są odpowiedzialne za organizację procesu konsultacji. To wszystko, co mówi na ten temat prawo. Skąd zatem wyrosła tak imponująca praktyka?
Reprezentacja a niezależność
Przed 2005 r. podjęto próbę instytucjonalizacji dialogu pomiędzy sektorem wolontarystycznym a władzami, poprzez biuro prowadzone przez jeden z resortów. Rozwiązanie to okazało się problematyczne, ze względu na konflikt interesów i pytania o niezależność tego ciała. Znaczące organizacje szybko zdały sobie sprawę, jak ważne jest utworzenie struktury zarządzanej przez sektor, która mogłaby uczestniczyć w dialogu z władzą, jednocześnie będąc od niej całkowicie niezależną. Ta konkluzja dała początek Frivillighet Norge, norweskiej federacji krajowej.
Mimo że Frivillighet Norge nie jest częścią żadnego stałego ciała dialogu, federacja często uczestniczy w konsultacjach i upublicznia stanowiska. Zdarza się, że resorty powołują komitety konsultacyjne i grupy robocze, do których zapraszają partnerów pozarządowych. Taka grupa działała,gdy przygotowywano zmiany reżimu podatkowego dla organizacji kulturalnych. Podobną strukturę powołano podczas opracowywania systemu kompensacji VAT, który organizacje płacą kupując towary i usługi. Obecnie działa grupa ds. zabezpieczenia społecznego, która mierzy się z problemem „tykającej bomby demograficznej” i z przemianami społecznymi w społeczeństwie wielokulturowym. W tych zespołach reprezentowana była norweska federacja.
Jak to się dzieje, że organizacja, która nie jest umocowana prawnie w dialogu społecznym pełni tak ważną dla sektora funkcję? Źródłem legitymizującym Frivillighet Norge jest przede wszystkim fakt, że jest to jedyna ponadbranżowa reprezentacja sektora wolontarystycznego - bo tak przyjęło się w Norwegii określać sektor organizacji. Tylko ta organizacja programowo zajmuje się ramami prawnymi sektora jako całości. Oczywiście, ważnym źródłem reprezentatywności są organizacje członkowskie, których federacja ma 250. Ta liczba przekłada się na 50 tys. lokalnych oddziałów, co stanowi sporą siłę. Wszystko to byłoby jednak nieistotne, gdyby nie to, że Frivillighet Norge cieszy się uznaniem w sektorze, a wśród partnerów pozasektorowych ma opinię eksperta.
Procedury w reprezentacji
Istotnym źródłem siły norweskiej federacji jest sposób podejmowania decyzji. Są one wypracowywane na zasadzie konsensusu - jeśli nie zostaje on osiągnięty wewnątrz struktury, Frivillighet Norge odstępuje od zajęcia stanowiska w dyskutowanej sprawie. Oczywiście proces dochodzenia do konsensusu musi być efektywny, by organizacja mogła w ogóle działać. Poprzedza go długa i dobrze przygotowana dyskusja, co bywa frustrujące dla partnerów rządowych. Jednak korzyści są znaczne - dzięki wewnętrznej dyskusji, „parasol” wie, jak dany problem rozumieją organizacje członkowskie, a jej pracownicy często pomagają członkowskim grupom roboczym w osiągnięciu porozumienia. Jest to niezwykle ważne w dyskusji już na zewnątrz. Członkami Frivillighet Norge są także duzi sektorowi gracze, których przedstawiciele zasiadają w resortowych grupach roboczych ramię w ramię z przedstawicielami federacji. Wtedy w dyskusji stanowią koalicję i prezentują jednolite stanowisko, co bardzo wzmacnia wysuwane postulaty.
W Norwegii funkcjonują także grupy i komitety zajmujące się tematyką branżową, na przykład grupa ds. fundraisingu. Podobnie rzecz ma się w kulturze. Jednak obszar ich działań nie pokrywa się z działalnością federacji, która nie jest w nich bezpośrednio reprezentowana.
Sukces to ciężka praca
Nie należy mieć złudzeń – kooperacja i partnerstwo, a przede wszystkim zrozumienie, że obywatele uczestniczą w dialogu na prawach partnera, nie obserwatora – to owoc wielu dziesiątek lat rozwoju społeczeństwa obywatelskiego. Fakt, że organizacje skupiają wokół siebie tylu ludzi (statystycznie każdy Norweg jest członkiem 2,8 organizacji) powoduje, że społeczeństwo rozumie po co są i kogo reprezentują organizacje. Oczywiście, w kraju, który liczy sobie 4,8 miliona mieszkańców, łatwo sprawić, by działania organizacji były rozpoznawane.. Jednak równie łatwo jest wyrobić sobie negatywną opinię, zatem federacja, która reprezentuje interes sektora musi codziennie pracować na uznanie, jakim się cieszy. Kiedy zatem zrozumienie, jak ważna jest reprezentacja, spotka się z przygotowaniem reprezentanta do pełnienia swojej roli, wtedy możliwe jest to, co dzieje się w Norwegii.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)