Mołdawia, mimo że położona jest bardzo blisko Polski, nie należy do krajów często odwiedzanych przez turystów. Podczas tegorocznych wakacji grupa sympatyków Klubu Podróżnika BiOK w Piotrkowie Kujawskim odwiedziła ten nieznany kraj, a przy okazji zawiozła dary potrzebującym osobom narodowości polskiej.
Gminna zbiórka darów
Po zniesieniu niektórych obostrzeń związanych z pandemią Covid-19 grupa mieszkańców gmin Piotrków Kujawski oraz Bytoń udała się na tygodniową wyprawę do Mołdawii. Typową wycieczkę połączono z akcją humanitarną skierowaną do mołdawskich Polaków.
Przez dwa tygodnie poprzedzające wylot, mieszkańcy gminy Piotrków przynosili do wyznaczonego miejsca w bibliotece: pomoce szkolne, książki, zabawki oraz ubrania, które następnie zostały spakowane i zabrane do Mołdawii. Darów było tak dużo, że organizatorzy wyprawy poprosili piotrkowski BiOK o możliwość opłacenia dodatkowego bagażu, w który mogli spakować pozostałą cześć rzeczy. Razem do Mołdawii wraz z podróżnikami poleciało ponad 50 kg darów.
Przed wyjazdem, posiłkując się informacjami zawartymi w Internecie odnaleziono niewielką wioskę, którą zamieszkują etniczni Polacy – Słoboda-Raszków (dawne Księdzowo). Okazało się, że miejscowość znajduje się na dalekiej północy Mołdawii, z dala od głównych dróg i dodatkowo administrowana jest przez samozwańczy rząd tzw. Naddniestrzańskiej Mołdawskiej Republiki, której nie uznaje żaden kraj na świecie. Ten twór polityczny powstał po rozpadzie Związku Radzieckiego, wydzielając się ze wschodnich terenów Mołdawii. Ów kraj ma swój rząd, walutę, a także wojsko wspierane przez Rosję.
Tereny dawnej Rzeczpospolitej
Między Republiką Mołdawii a Naddniestrzem istnieje granica, którą piotrkowianie przekroczyli wynajętym samochodem z kierowcą. Pogranicznicy z Naddniestrza zapytali się o cel podróży i kazali otworzyć bagażnik samochodu, gdzie znajdowały się dary. Kierowca, którego wynajęli piotrkowianie był człowiekiem bardzo kontaktowym, znającym nie tylko urzędowy język Mołdawii, czyli rumuński, ale posługiwał się także biegle językiem rosyjskim obowiązującym w Naddniestrzu. Wytłumaczył straży granicznej, że rzeczy, które są wiezione, w całości przeznaczone są dla ubogich mieszkańców Naddniestrza narodowości polskiej. Pogranicznicy nie zadawali więcej pytań i po skrupulatnej kontroli paszportów wydali pozwolenia na wjazd na terytorium Naddniestrza na maksymalny czas 10 godzin.
Podróżnicy od razu udali się do pierwszego miasta nazywającego się Raszków, które dawniej zamieszkiwane było przez wiele osób narodowości polskiej. Dziś w Raszkowie mało kto mówi po polsku. W miasteczku znajduje się duży, stary kościół katolicki św. Kajetana (wzniesiony przez rodzinę Lubomirskich jeszcze przed pierwszym rozbiorem Polski), synagoga, pięknie obudowane źródełko, polski cmentarz.
Według „Trylogii” Sienkiewicza w sąsiadującej z Raszkowem Waleadynce (Valea Adinca), znajdował się „czarci jar”, w którym Horpyna więziła Helenę. W samym Raszkowie turyści mogą się zatrzymać i przenocować, po wcześniejszym zgłoszeniu się, w Domu Polskim „Wołodyjowski” oraz w wyremontowanym domu dla rodzinnego odpoczynku nad brzegiem rzeki Dniestr, należącym do rodziny z Wielkopolski.
Polska wioska
Po zwiedzeniu Raszkowa grupa turystów udała się do pobliskiej osady zwanej Słoboda-Raszków, która jest najbardziej polską wsią w całej Mołdawii. Wioska znajduje się tuż przy ukraińskiej granicy, nie ma tam asfaltowej drogi, a sam dojazd do niej jest bardzo utrudniony.
Podróżnicy od razu udali się pod kościół katolicki (p.w. św. Marty), gdzie akurat odbywała się próba do Pierwszej Komunii Świętej, którą prowadził proboszcz ks. Marcin Januś, należący do Zgromadzenia Księży Sercanów. Księża Sercanie pracują we wszystkich pięciu parafiach w Naddniestrzu.
Zdziwienie zarówno księdza, jak i uczestników próby było wielkie, gdy zobaczyli busa z polskimi turystami, którzy przywieźli dary. Po skończonej próbie mieszkańcy Piotrkowa wyładowali z bagażnika wszystkie rzeczy, które przekazali na ręce księdza. Dary zostaną podzielone i przekazane dzieciom, młodzieży i dorosłym narodowości polskiej.
Ksiądz Marcin, który pracuje na terenie Naddniestrza od 2001 roku, wytłumaczył turystom, że życie w całej Mołdawii, a w szczególności w Naddniestrzu nie jest takie, jak Polsce. Ludzie borykają się z wieloma problemami, a głównym niestety jest ogromne bezrobocie oraz bardzo niskie zarobki. Wiele osób poddało się i wpadło w różnego rodzaju nałogi, żyjąc z dnia na dzień. Inni z kolei próbują swoich sił za granicą, pozostawiając w Mołdawii rodziny na wiele miesięcy, co nierzadko kończy się rozwodami.
Dużo osób ze Słobody-Raszków i okolic posiada Kartę Polaka, która ułatwia im podróż, a zgłasza legalną pracę w Polsce. Osoby te uczą się języka polskiego i po powrocie do swoich przypominają etnicznym Polakom brzmienie ich dawnej mowy.
Również w miejscowej szkole dzieci mają możliwość nauki języka polskiego jako obowiązkowego języka obcego. Można zatem skromnie powiedzieć, że język polski zaczyna znowu być znaczącym w północnej części Mołdawii.
Niestety czas gonił, a droga ze Słobody-Raszków do Kiszyniowa była długa, dlatego po krótkiej rozmowie z księdzem oraz siostrą zakonną, która opiekuje się kościołem, turyści zmuszeni byli do powrotu.