Przez całe życie zakładał teatry i pisma. Nie boi się wygłaszać niepopularnych tez. Głęboko wierzy, że ludziom nie powinno się przeszkadzać robić dobrze – Piotr Frączak, idealista, wizjoner, społecznik.
Pierwszą organizację – ściśle tajną – Piotr Frączak założył w 1975 roku. Będąc w siódmej klasie podstawówki. Organizacja była narodowo-wyzwoleńcza i oczywiście zbrojna. Razem z kolegami podebrali kilka sztuk amunicji dziadkowi Piotra – myśliwemu. Organizacja nie przeprowadziła jednak brawurowych akcji – nie zdążyła. Konspiratorów rozpracowali rodzice jednego z kolegów.
Od piłsudczyka do anarchisty
Jako uczeń szkoły podstawowej Piotr był zadeklarowanym piłsudczykiem. Jego matka do dzisiaj twierdzi, że obniżona ocena z matematyki na świadectwie z ósmej klasy była wynikiem obnoszenia się syna z estymą dla Naczelnika.
– Na wycieczce klasowej do Krakowa obwieszałem się orzełkami w koronie, które można było tam kupić – wspomina Piotr.
Potem jednak jego poglądy ewaluowały, chociaż trudno mu dzisiaj powiedzieć pod wpływem czego. Dość, że na studiach był już lewakiem.
– Dla mnie anarchizm jest wtedy, kiedy nikt nikomu nie może zakazać robić dobrze. Zawsze miałem przekonanie, że ludzie powinni się angażować w różne sprawy społeczne i nikt nie powinien im przeszkadzać – wykłada swoje poglądy.
Rozwijał je m.in. na spotkaniach Samokształceniowego Koła Anarchistycznego, działającego w 1985 roku przy Ośrodku Pracy Politycznej Uniwersytetu Warszawskiego „Sigma”. To już było wtedy, gdy kończył pedagogikę na UW. Wcześniej próbował szczęścia na medycynie.
– Tak naprawdę to chciałem iść na filozofię, ale mama zrobiła Rejtana i nie zgodziła się, abym zajmował się marksistowsko-leninowskim poglądem na świat – mówi Piotr. Na medycynie wytrzymał tylko semestr. Potem przeniósł się na pedagogikę. Bo było tam najwięcej historii, filozofii i socjologii – czyli tego wszystkiego, co go najbardziej interesowało.
Mała stabilizacja i Czerwony Kapturek
– Całe życie zakładałem teatr albo pismo – mówi. W środowisku pozarządowym bardziej jest znany z tych ostatnich prób, ale i na polu teatralnym ma się czym pochwalić. Oprócz przedstawień dla dzieci, przygotował też ze znajomymi z pedagogiki sztukę na podstawie „Małej stabilizacji” Różewicza.
– To był teatr ulicy. Wystawiliśmy ją 12 grudnia 1981 roku w autobusie linii J, jeżdżącym na warszawski Marysin. Następne przedstawienie było już na Wydziale Pedagogiki – opowiada Piotr Frączak.
Pism, które zakładał Piotr trudno nawet zliczyć. Pierwsze, literackie w szkole średniej. Potem, na pedagogice – gazetkę ścienną WAR. Działał wtedy aktywnie w Niezależnym Zrzeszeniu Studentów i samorządzie studenckim. Czasy były ciekawe. Rok 1980. Zaczynały się strajki robotnicze. Piotr się o nie otarł, odbywając obowiązkowe wówczas praktyki robotnicze w zajezdni autobusowej przy ul. Pstrowskiego. Nawiązał kontakty z warszawskim środowiskiem opozycyjnym i anarchistycznym, m.in. Studenckim Komitetem Solidarności. Gdy jego członkowie założyli pismo „Czerwony Kapturek”, zaprosili Piotra do współpracy.
– To były coś takiego, jak działania Majora i Pomarańczowej Alternatywy we Wrocławiu, tylko że przed porozumieniami sierpniowymi. Ukazanie się pisma bardzo zbulwersowało środowisko opozycyjne.
Działając w opozycji zajmował się tym, co go najbardziej interesowało – samoorganizacją (samorządem robotniczym i pracowniczym, prowadzeniem kontroli nad przedsiębiorstwami itd.), dzięki temu dobrze czuł się w tym środowisku. Ale po 1989 roku sytuacja się zmieniła.
– Zostałem w intelektualnej opozycji wobec tego, co się stało. Uważałem, że nie udało się tak, jak się mogło udać. Decentralizacja zastąpiła samoorganizację. To mi się nie podobało.
Asocjacje
Wtedy rozpoczyna się pozarządowy okres w życiu Piotra Frączaka, który trwa do dzisiaj. Organizacje pozarządowe były naturalną konsekwencją jego marzeń o samoorganizacji.
Znowu wydaje pismo. Biuletyn Informacji Społecznej, który przekształca się w miesięcznik „Asocjacje”. Praca w nim to bardzo ważny, chociaż i trudny czas dla Piotra. Pieniądze udawało się zdobywać na poszczególne numery tematyczne, na wkładki, na archiwum, ale nigdy po prostu na wydawanie pisma. W redakcji pracował głównie sam, w zależności od kondycji finansowej pomagał mu jeden lub dwóch współpracowników.
– Miotał się, bo trudno było znaleźć pieniądze na wydawanie pisma. Robił tam w zasadzie wszystko sam: zamawiał teksty, pisał je, prowadził biuro – wspomina Monika Kozieł, która wówczas rozpoczynała pracę w organizacjach. Piotr wprowadzał ją w „arkana” życia pozarządowego.
„Asocjacje” ukazywały się do 1994 do 2002 roku. Wtedy podjęto próbę zmiany „oblicza” czasopisma – już nie miało być kierowane tylko do organizacji pozarządowych. Miało informować znacznie szerszego odbiorcę o tym, co się dzieje w sprawach obywatelskich. Miało być sprzedawane w kioskach. Nie udało się. Wycofał się sponsor, a bez pieniędzy i porządnej promocji nie można było liczyć na sukces w sprzedaży.
– Czy to porażka? To kawał życia. Sukcesem było, że „Asocjacje” tyle przetrwały. Są bardzo ważnym archiwum – ocenia Piotr. – Nie wyobrażam sobie pisania o trzecim sektorze w perspektywie historycznej bez odwoływania się do tego, co było w „Asocjacjach”.
Trudne tematy
Może dzięki temu, że często w piśmie podejmował trudne dla sektora tematy.
– Nigdy nie byłem specjalnie bezkrytyczny. Starałem się mówić i pisać to, co myślałem – przyznaje.
Krytyka najczęściej dotyczyła spraw etycznych, konfliktu interesów w organizacjach.
– Ma umiejętność podnoszenia tematów „niezręcznych” i niewygodnych – mówi Ryszard Skrzypiec, który współpracował z Piotrem w Asocjacjach. – Nie zawsze lubimy w sektorze o tych sprawach mówić, bo często sami znajdujemy się w takich sytuacjach.
Czy to znaczy, że Piotr Frączak jest pod tym względem kryształowy?
– Nie ma ludzi kryształowych – odpowiada R. Skrzypiec. – Ale Piotrek nie boi się o tym mówić. Ma świadomość, że takie sytuacje się zdarzają, poszukuje sposobu, aby się nie zdarzały. Nagłaśnia – nie po to, żeby rzucać kamieniem, ale by był to przyczynek do refleksji. To jest bardzo ważne. Ma taką odwagę.
Często też ogień krytyki Piotra był skierowany w organizacje wspierające (tzw. infrastrukturalne – pomagające innym organizacjom). Chociaż – jak przyznaje – sam był tzw. infrastrukturą, więc to była samokrytyka. Uważał i uważa nadal, że infrastruktura ma wielkie zasługi, ale i wielkie zaniedbania wobec sektora pozarządowego.
– Bardzo dużo organizacji infrastrukturalnych myśli o sobie, jako o „zwykłych” organizacjach. Mają swoją misję i ją realizują. Ale one powstały nie po to, żeby realizować tylko swoją misję, ale by wspierać sektor. Nie, żeby one były mocne, ale by mocny był cały sektor – mówi dzisiaj. – Nigdy nie uważałem, że infrastruktura jest niepotrzebna. Krytykowałem jednak takie działania, które powodowały, że ważniejsza była infrastruktura niż działania obywatelskie.
Jak, dlaczego, po co?
Gdy zakończył się burzliwy etap wydawania „Asocjacji”, Piotr poszukiwał jakiejś „stabilizacji”. Zbiegło się to ze zmianami personalnymi w Fundacji Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego, w której dziś Piotr pracuje. Kasia Sadło, prezeska FRSO, przyjmowała Piotra z dreszczykiem emocji. Czy się zgrają? Nie zawsze udaje się dobrze wkomponować indywidualistę w zespół, struktury, procedury. Chyba się udało. I na pewno było warto.
Piotra interesują dziś przede wszystkim relacje trzeciego sektora z państwem – żeby organizacje współpracowały ze sobą i były ważnym partnerem dla administracji. Dlatego wspiera działania Ogólnopolskiej Federacji Organizacji Pozarządowych. Zasiada w wielu ciałach opiniodawczych, konsultuje strategie rozwoju, programy operacyjne, skomplikowane dokumenty unijne dotyczące społeczeństwa obywatelskiego. Jest współautorem – na razie jedynej w tym kraju – Strategii Wspierania Społeczeństwa Obywatelskiego.
– Zaskoczył mnie tym, że jest w stanie się w tym wszystkim sprawnie poruszać i połapać. Każdy, kto czyta te dokumenty stwierdza po prostu, że to straszne nudziarstwo. Nie Piotrek. On potrafi znaleźć tam zdania, słowa, które trzeba zmienić, żeby miały lepszy efekt – mówi Monika Kozieł.
Dyskutować, przekonywać, słuchać
Nade wszystko ceni wymianę poglądów i dyskusję.
– Zawsze musiał się borykać z tym, że teksty problemowe przechodzą bez echa, niezauważone – mówi Ryszard Skrzypiec. – Gdy tworzył „Asocjacje”, często narzekał, że w sektorze nie ma dyskusji. Tezy są przyjmowane a priori. Myślę, że on ciągle poszukuje recepty na zachęcenie ludzi do dyskusji.
Jednym z nowych „specyfików” na tę bolączkę polskiego trzeciego sektora jest Pismo Krytycznie Myślących Obywateli. Czasopismo internetowe. Tworzy je razem z Marzeną Mendzą-Drozd.
– PKMO to wynik naszych dyskusji w Stowarzyszeniu na rzecz Forum Inicjatyw Pozarządowych. Doszliśmy do wniosku, że być może popełniliśmy błąd uważając, że wszystko zostało powiedziane i zrobione na poziomie obywatelskim – mówi Marzena. – Postanowiliśmy założyć pismo, w którym nie będzie ograniczeń, że coś jest za bardzo, albo za mało polityczne.
Społecznik
– Piotrek niewątpliwie miał i ma wpływ na to, jaki jest trzeci sektor w Polsce. Ma wizję, czym ten sektor mógłby być, ale ta wizja nie jest jedna i ostateczna. Ona ewoluuje. To nie jest wygodne dla tych, którzy muszą to przełożyć na konkret – śmieje się Ryszard Skrzypiec. – Ma też głęboką awersję do angażowania się w działania fikcyjne. Dlatego, ostatnio podjął decyzję o wystąpieniu ze wszystkich organizacji, w których był członkiem. Może założy nową? Czas pokaże.
Piotr to wulkan pomysłów. To zresztą widać też w jego zachowaniu. Ciągle biega, kręci się, drepta. Nie może usiedzieć w jednym miejscu.
– Natychmiast usiłuje znaleźć rozwiązanie trapiącego cię problem. Jest bardzo wrażliwy. Widząc, że źle się dzieje, próbuje temu zaradzić. Jest po prostu prawdziwym działaczem, społecznikiem – mówi Monika Kozieł.
Prywatnie jest człowiekiem bardzo towarzyskim i wesołym. Szczególnie, gdy w okolicy pojawia się instrument. Najlepiej gitara. Wtedy zaczyna śpiewać.
– Kiedyś opowiadałam o Piotrku znajomemu, który go dobrze nie znał i w pewnym momencie on mówi „A, tak. To ten, co zawsze śpiewa „Wolno kręci się powielacz”” – wspomina Monika Kozieł.
Źródło: gazeta.ngo.pl