Piesze przejścia graniczne – wszystko w rękach samorządów i NGO
Prowadzona przez portal „Port Europa” kampania na rzecz dopuszczenia ruchu pieszego na polskiej granicy wschodniej przyniosła wymierny efekt – MSW w końcu zgodził się z przedstawianymi postulatami. W maju wiceminister Piotr Stachańczyk zobowiązał wszystkich wojewodów administrujących przejściami granicznymi do przygotowania raportu, w którym wskażą, w których przejściach jest możliwe otwarcie pieszo-rowerowych punktów odpraw.
To jednak nie powód do zadowolenia, bo tak naprawdę walka o piesze przejścia dopiero się zaczyna.
Wspomniane zarządzenie ministra Stachańczyka dotyczy wojewodów podkarpackiego, lubelskiego, podlaskiego, warmińsko-mazurskiego i pomorskiego (ten ostatni w zakresie krótkiej granicy na Mierzei Wiślanej). Decyzja o utworzeniu (tam, gdzie to możliwe) pieszych przejść granicznych dotyczy bowiem nie tylko granicy z Ukrainą, ale też z Białorusią i Obwodem Królewieckim.
Jak wspomniał minister Stachańczyk podczas majowego wystąpienia w Sejmie, w większości istniejących drogowych przejść granicznych stworzenie korytarza odpraw pieszych nie będzie większym problemem. Zgodnie z deklaracją wiceministra, wszędzie tam, gdzie jest to fizycznie i technicznie możliwe (czyli jest po prostu miejsce), takie przejście piesze zostanie otwarte. Pierwsza konkretna decyzja już zapadła i mamy co świętować: dzięki naszej inicjatywie, ruch pieszy będzie dopuszczony na rekonstruowanym obecnie przejściu w Połowcach na granicy z Białorusią i jest to już pewne. To ogromny sukces, gdyż do tej pory granica polsko-białoruska była niedostępna dla pieszych – wyjątkiem jest jedynie przejście piesze w Białowieży, które niestety jest drogą donikąd – po białoruskiej części Puszczy Białowieskiej i tak nie wolno się poruszać pieszo, jeśli nie ma się odpowiedniego zezwolenia.
Piotr Stachańczyk wstępnie dodał również, że w 2014 roku znajdą się w polskim budżecie środki na przystosowanie przejść granicznych do ruchu pieszego i że na pewno nie powstaną one od razu tam, gdzie granica przebiega na rzece (Bug), gdyż wymagałoby to budowy dodatkowej kładki. A to już poważna inwestycja. Ale w pozostałych miejscach (w domyśle, ale to tylko nasza sugestia: Krościenko, Dołhobyczów, Hrebenne) – nie ma przeszkód, przejścia takie raczej powstaną.
W mediach pojawiły się już nawet pierwsze konkretne zapowiedzi wojewodów w tej sprawie. I tak, wojewodowie pomorski i podlaski pozytywnie odnoszą się do otwarcia, odpowiednio, pieszych przejść na Mierzei Wiślanej (z Rosją) i w Kuźnicy Białostockiej (z Białorusią). Niestety, w odniesieniu do ukraińskiej granicy takich nawet wstępnych zapowiedzi przynajmniej na razie brakuje. I to właśnie niepokoi.
Nie jesteśmy idealistami i wiemy, że nie na wszystkich polsko-ukraińskich przejściach granicznych od razu może być uruchomiony ruch pieszy. Będzie z tym problem zwłaszcza na rzecznym odcinku granicy – chociaż naszym zdaniem docelowo (za kilka, a nie kilkanaście lat) i tam powinna powstać kładka dla pieszych. Ale na dwóch polsko-ukraińskich przejściach ruch pieszy i rowerowy jest absolutną koniecznością. To Hrebenne – Rawa Ruska oraz Krościenko – Smilnycia. Do tego dochodzą już zbudowane, ale jeszcze nie oddane do użytku przejścia w Dołhobyczowie i Budomierzu. Przejścia nie mogą zostać otwarte, bo Ukraina „zapomniała” zbudować dróg dojazdowych do nich. I według informacji, które są w posiadaniu portalu porteuropa.eu, nie stanie się to wcześniej, niż w 2015-16 roku. Dlatego również w odniesieniu do tych przejść mamy prostą radę dla MSW, jak wyjść z twarzą z tej nieprzyjemnej sytuacji, gdy za pieniądze podatników, za ogromne miliony zbudowaliśmy przejścia, które nie mogą być użytkowane. Otwórzmy je jeszcze tej jesieni pilotażowo właśnie jako przejścia pieszo-rowerowe, dokładnie tak, jak to zrobiono ze słowacko-ukraińskim przejściem Mali Selmenci – Velke Slemence. Zaręczamy, że brak dróg dojazdowych (są przecież po ukraińskiej stronie drogi polne) nie będzie żadną przeszkodą dla niezmotoryzowanych i przejścia te jako przejścia pieszo-rowerowe będą się cieszyć popularnością, a urzędnicy wyjdą z twarzą z tej sytuacji i nikt im nie będzie wytykał niegospodarności. Po 2015-16 roku będzie można dopuścić również ruch samochodowy i wszystko będzie działać jak należy.
Jednak jak już wspomnieliśmy, majowa zapowiedź ministra Stachańczyka i pozytywne decyzje odnośnie Połowców i Kuźnicy Białostockiej – to jeszcze nie powód do radości. Przed nami bowiem tworzenie budżetu na 2014 rok, gdzie MUSZĄ znaleźć się pieniądze na przystosowanie przejść do ruchu pieszego. Tak naprawdę to są grosze, ale jednak. I dlatego można sobie wyobrazić sytuację, że sprawa ograniczy się tylko do wspomnianych Połowców i Kuźnicy Białostockiej. Jeżeli tematem pieszych przejść granicznych na poważnie nie zajmą się samorządy i organizacje pozarządowe z Podkarpacia i Lubelszczyzny, nie zdziwmy się, jak we wrześniu wojewodowie stwierdzą: „przeanalizowaliśmy wszystko dokładnie, ale nikt do nas nie zwracał się z potrzebą otwarcia przejść pieszych w Hrebennem i Zosinie i dlatego nie widzimy potrzeby dla ich otwarcia. Przejście piesze uruchomimy tylko w Dołhobyczowie, ale dopiero w 2018 roku”.
Nie oszukujmy się: dobrze znamy mentalność niektórych urzędników (szukać pretekstu, by wszystko zostało tak jak jest i by się nie narobić) i taki scenariusz jest całkiem realny. Powstanie piesze przejście na Mierzei Wiślanej i w Połowcach, MSW słusznie stwierdzi że pozytywnie odniosło się do naszych postulatów i zwiększyło ilość przejść pieszych dwukrotnie (co będzie prawdą – z dwóch do czterech) i sprawa ucichnie na wiele lat.
Co więc należy zrobić? Otóż teraz jak nigdy wcześniej potrzebne są REZOLUCJE SAMORZĄDÓW, w których dana gmina, powiat, sejmik wojewódzki czy nawet sołectwo zaapeluje do danego wojewody (lubelskiego, podkarpackiego) o otwarcie pieszego przejścia – w Hrebennem, Dołhobyczowie, Budomierzu, Zosinie, Korczowej, Dorohusku, Krościenku czy gdziekolwiek indziej. Do podjęcia takiej rezolucji nie trzeba żadnych kosztów, żadnego wysiłku. Ot zbiera się Rada Miasta Tomaszów Lubelski, Rada Miasta Zamościa, Rada Powiatu itp. i podejmuje odpowiednią uchwałę. W uchwale czy rezolucji Rada stwierdza, że dla naszej społeczności otwarcie przejścia pieszego w Hrebennem, Dołhobyczowie czy Krościenku będzie bardzo ważnym impulsem dla rozwoju agroturystyki, kontaktów międzyludzkich, że przejścia piesze służą nie tylko ruchowi lokalnemu, ale również ułatwiają podróże na dłuższe odległości – ta uwaga dotyczy zwłaszcza Hrebennego.
Przypominamy schemat podróży: uczestnik odbywającej się we Lwowie konferencji jedzie własnym autem do Hrebennego, zostawia auto na parkingu przy granicy, przekracza granicę pieszo i po ukraińskiej stronie już czeka na niego auto wysłane ze Lwowa przez organizatora konferencji (to przykład na to, że piesze przejścia to nie tylko domena „plecakowych turystów”, ale również tzw. „wyższych sfer”). Przykład drugi: student z Gdańska chce się dostać do Lwowa. Jedzie więc pociągiem do Lublina, tam się przesiada na autobus do Tomaszowa, z Tomaszowa jedzie busem do Hrebennego, przekracza granicę pieszo, idzie spacerem 20 minut do Rawy Ruskiej i tam wsiada w marszrutkę lub pociąg podmiejski do Lwowa.
Tego typu rezolucję, naszym zdaniem, powinna podjąć KAŻDA gmina i KAŻDY powiat przygraniczny – w tym rada Tomaszowa Lubelskiego, Zamościa i Chełma, mimo że te miasta bezpośrednio nie graniczą z Ukrainą. Bo otwarcie pieszych przejść w Hrebennem i Dorohusku jest ważne również dla nich. Zresztą, to nie muszą być tylko sformalizowane rezolucje rad miejskich czy powiatowych – ważne są również pisma do wojewodów (lubelskiego i podkarpackiego) w tej sprawie od sołtysów, działających na pograniczu stowarzyszeń, parafii, lokalnych organizacji turystycznych, a nawet prywatnych osób.
Pamiętajmy: to właśnie teraz, między lipcem a wrześniem 2013, wszystko się rozstrzygnie. Całe 20 lat czekaliśmy na to, by polskie władze wreszcie przychylnym okiem spojrzały na otwarcie pieszych przejść granicznych, o co wcześniej bezskutecznie zabiegały liczne samorządy – m. in. władze Terespola. To zrozumiałe, że wielu samorządowców machnęło już na to ręką. Ale teraz w końcu mamy swoje pięć minut – i nie zmarnujmy tego, tylko wyślijmy odpowiednią rezolucję lub pismo do wojewody, aby później nikt nie powiedział, że nie ma zainteresowania społecznego tym tematem.
My możemy pisać na naszym portalu na ten temat, ale wiadomo, że nie każdy nas czyta. Powodzenie całej sprawy będzie zależeć od mobilizacji naszych Czytelników, zwłaszcza mieszkańców pogranicza. Trzeba po prostu rozpowszechnić ten tekst gdzie tylko się da, a przede wszystkim przesłać linka do niego do lokalnych samorządów i organizacji pozarządowych na polsko-ukraińskim, polsko-białoruskim i polsko-rosyjskim pograniczu. My oczywiście też roześlemy ten tekst do naszych kontaktów, ale sami nie dotrzemy do wszystkich, dlatego apelujemy o waszą pomoc.
Źródło: www.porteuropa.eu