Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
Meksykańska spółdzielnia, stosująca wyłącznie naturalne metody uprawy warzyw i przypraw przyczynia się do rozwoju swojej społeczności i jednocześnie zarabia mnóstwo pieniędzy.
Los Cabos w regionie Baja w Meksyku, jest jałową pustynią
gdzieniegdzie urozmaiconą kępkami lasu palmowego, rzadkimi
mokradłami i żyznymi korytami wyschłych rzek. Powietrze przesycone
jest zapachem ziół i dzikich kwiatów. Na skraju regionu Baja skrzy
się kobaltowe morze i jasnobrązowy piasek pustych plaż.
W tym błogim krajobrazie zagnieździła się rolnicza spółdzielnia Rancho del Cabo – niczym ogromna czerwono-zielono-żółta papuga. Członkowie spółdzielni uwijają się wokół ekologicznych pomidorów, pieprzu i ziół. Produkty myją i pakują do pudełek, które przechowują w chłodniach: setki przygotowanych do wysłania paczek, oznaczonych charakterystycznymi nalepkami.
A jednak rolnictwo
Rancho del Cabo założono w połowie lat 80. Wielu lokalnych rolników opuszczało wtedy swoje gospodarstwa i szukało nowych posad w powstającym przemyśle turystycznym. Miało to swoje ekonomiczne uzasadnienie: rodzinne gospodarstwo przynosiło zaledwie kilkaset dolarów rocznie. Dzisiaj rolnik, partner spółdzielni Rancho del Cabo, uzyskuje średnio 22 tys. dolarów dochodu rocznie, a większość członków spółdzielni zarabia w ciągu roku od 50 tys. do 125 tys. dolarów. Emigranci z tego regionu porzucili pracę na amerykańskich budowach i w restauracjach, żeby wrócić do swoich rodzinnych farm.
Wzrastająca sprzedaż, niewielkie zadłużenie i około 33 mln dochodu rocznie czyni z Rancho del Cabo kwitnące przedsiębiorstwo. Jak to możliwe w kraju, gdzie edukacja rolnicza jest kiepska, infrastruktura gospodarstw niewystarczająca, a historia spółdzielczych przedsięwzięć finansowych krótka? Jest to typowy przykład połączenia umiejętności, ciężkiej pracy i szczęścia.
Z Gwatemali do Baja
W 1983 r. Larry Jacobs, twórca spółdzielni, przybył do położonej w Baja, wówczas odciętej od świata, miejscowości San Jose del Cabo. Wcześniej był doradcą ds. rolnictwa w targanej wojną Gwatemali. Jako absolwent wydziału rolniczego na Kalifornijskiej Politechnice Stanowej (California Politechnic State University), dostrzegł możliwości rozwoju przynoszącego kiepskie plony regionu Baja. Przedstawił urzędnikom jednostronicowy plan stworzenia spółdzielni ekologicznej.
Miejscowi rolnicy mieli wówczas kłopoty. Dostarczyli zbiory mango amerykańskiemu kupcowi, który zapłacił czekiem bez pokrycia.
Jacobs przestawiał sprawy jasno, zyskując tym ich zaufanie. Przedstawiciele rodzinnych gospodarstw (ejidos), przegłosowali realizację planu Larrego. Liczyli na zdobycie nowych rynków: konsumentów w Stanach Zjednoczonych i Europie, gdzie ludzie gotowi byli więcej płacić za żywność uzyskaną bez użycia środków chemicznych.
– Nie szło nam dobrze tradycyjne rolnictwo, ale nie znaliśmy innego sposobu uprawiania ziemi. Sądziliśmy więc, że będziemy mieli przynajmniej dodatkowe pieniądze – wspomina Ángel Salvador Ceseña Burgoin, jeden z pierwszych członków spółdzielni. – Początkowo nie mieliśmy żadnego dochodu i niektórzy sądzili, że popełniliśmy kolejny błąd. Ale później okazało się to dla nas korzystne.
Na skrzydłach turystyki
Przy wymyślaniu planu marketingowego spółdzielni, L. Jacobs odkrył, że przemysł turystyczny daje zaskakujące korzyści: bezpośrednie połączenie lotnicze do głównych miast zamieszkiwanych przez klientów spółdzielni.
Pierwszy ładunek świeżych produktów został załadowany na pokład samolotu lecącego z Mexicana de Aviación do San Francisco. W trakcie lotu ładunek wypadł z prowizorycznych drewnianych skrzyń. Żona Jacobsa, Sandra Belin, była obecna przy otwieraniu luku bagażowego. Kiedy zobaczyła rozsypane owoce i warzywa, przywiozła gwoździe i młotki, a członkowie załogi naziemnej – w dużej części składającej się z latynoskich imigrantów – chętnie pomogli w naprawie skrzyń, pochodzących z ich ojczyzny.
Pojawienie się spółdzielni na rynku zmieniło lokalne stosunki. Hotele i restauracje rywalizują z nią o sezonowych i niepełnoetatowych pracowników. Deweloperzy i Rancho del Cabo prowadzą też, od lat, spór o nadmierne zużycie podstawowych bogactw naturalnych, zwłaszcza wody.
Nowi kupcy
Rozwój turystyki przyczynił się do dywersyfikacji rynku. Los Cabos należy do najszybciej rozwijających się regionów Meksyku. Wydłużająca się lista ekskluzywnych hoteli i restauracji w regionie, wymaga produkcji ekologicznej żywności dla ich klientów.
Sieci sklepów Whole Foods Market i Trader Joe’s są w tej chwili największymi odbiorcami towarów Rancho del Cabo w Stanach Zjednoczonych. Whole Foods był kiedyś jedynym odbiorcą spółdzielni, w niektórych latach zapewniając jej ponad 10% całego zysku. Jednak spółdzielnia zróżnicowała swoją dystrybucję, korzystając ze wzrastającego zainteresowania ekologiczną żywnością klientów olbrzymich supermarketów, takich jak Safeway i Kroger. Teraz nawet król sprzedaży detalicznej, Wal-Mart interesuje się marką Rancho del Cabo. Aby sprostać zamówieniom, Rancho del Cabo zaczęło tworzyć mniejsze spółdzielnie w innych częściach regionu Baja.
Dobrze zarządzana spółdzielnia
Być może najważniejszym elementem sukcesu Rancho del Cabo jest zarząd spółdzielni. Każdy członek spółdzielni musi wpłacać 5% swojego rocznego dochodu do banku spółdzielczego i funduszu emerytalnego, a także dokładać się do składek na pokrycie kosztów zakupu sprzętu. Członkowie muszą też regularnie uczestniczyć w zebraniach, sprawować przechodnią funkcję dyrektora spółdzielni, nie mogą używać chemicznych nawozów i pestycydów. W tej chwili spółdzielnia liczy 147 członków oraz 300 zrzeszonych rolników, którzy czekają na pełne członkostwo.
Stworzywszy taką strukturę, L. Jacobs wybrał grupę liderów, których przygotował do przejęcia kierownictwa spółki.
– Spółdzielnie nie będą działać bez kompetentnych, wyszkolonych liderów, wywodzących się z grupy, którzy potrafią przekonać pozostałych członków, że pot i praca się opłacają – mówi Jacobs.
Aby zapewnić spółdzielni przywódców, Jacobs postawił na edukację. Spółdzielnia pomogła niektórym rolnikom i technikom wziąć udział w szkoleniach w szkołach w Mexico City. Dyrektorzy uczestniczą w seminariach poświęconych ekologicznemu rolnictwu. A członkowie spółdzielni regularnie goszczą grupy studentów z uniwersytetów meksykańskich i zagranicznych.
Po swojemu, ale według planu
Po rozpoczęciu działalności spółdzielni, Jacobs trzymał się z daleka. Członkowie dostosowali niektóre z modeli Larrego do lokalnych zwyczajów. Na przykład, często zwoływane są długie zebrania w stylu tradycyjnych ejidos.
– Ludziom z zewnątrz te zebrania mogą wydawać się niezorganizowanym, przegadanym bałaganem, jednak spółdzielcy podejmują tam decyzje, według własnego harmonogramu – mówi Jacobs.
Zdaniem L. Jacobsa Rancho del Cabo zawdzięcza swój sukces temu, że członkowie spółdzielni ściśle trzymali się przygotowanego przez niego planu, konsekwentnie pilnowali przestrzegania nie tylko zasad członkowskich, ale także standardów jakości i wskazówek dotyczących ekologicznego rolnictwa. Kontrola była prosta.
– Wówczas była to odosobniona, niewielka społeczność. W małych miejscowościach ludzie zauważają, gdy ktoś przekroczy linię. Sama groźba kompromitacji jest bardzo skuteczna – wspomina Jacobs.
Zachować społeczny charakter
Po 20 latach Rancho del Cabo musi skonfrontować się z nowym wyzwaniem. Pierwsi członkowie spółdzielni starzeją się i stają się mniej aktywni, co wpływa na jej produktywność. Rancho musi też ustalić, jak zapewnić spółdzielni dalszy wzrost dochodów i równocześnie zachować charakter przedsiębiorstwa społecznego.
– To jest również problem innych spółdzielni, który pojawia się, kiedy odniesiony sukces prowadzi do konfliktu między zarabianiem pieniędzy i otaczaniem opieką członków z twojej warstwy społecznej – mówi L. Jacobs.
Liderzy Rancho del Cabo są jednak wdzięczni za problemy, wynikające z sukcesu finansowego.
– Ten region stawał się w 100% turystyczny, bez żadnych innych możliwości zawodowych dla ludzi mojego pokolenia – mówi Roberto Burgoin, 36-letni administrator i kontroler w Rancho del Cabo. – Dzisiaj mamy dobrą pracę, dobre dochody i łatwiej jest nam przekonać młodych z regionu, żeby zostali w rolnictwie, a im dostrzec w tym swoją przyszłość.
tłum. Jakub Jedliński
W tym błogim krajobrazie zagnieździła się rolnicza spółdzielnia Rancho del Cabo – niczym ogromna czerwono-zielono-żółta papuga. Członkowie spółdzielni uwijają się wokół ekologicznych pomidorów, pieprzu i ziół. Produkty myją i pakują do pudełek, które przechowują w chłodniach: setki przygotowanych do wysłania paczek, oznaczonych charakterystycznymi nalepkami.
A jednak rolnictwo
Rancho del Cabo założono w połowie lat 80. Wielu lokalnych rolników opuszczało wtedy swoje gospodarstwa i szukało nowych posad w powstającym przemyśle turystycznym. Miało to swoje ekonomiczne uzasadnienie: rodzinne gospodarstwo przynosiło zaledwie kilkaset dolarów rocznie. Dzisiaj rolnik, partner spółdzielni Rancho del Cabo, uzyskuje średnio 22 tys. dolarów dochodu rocznie, a większość członków spółdzielni zarabia w ciągu roku od 50 tys. do 125 tys. dolarów. Emigranci z tego regionu porzucili pracę na amerykańskich budowach i w restauracjach, żeby wrócić do swoich rodzinnych farm.
Wzrastająca sprzedaż, niewielkie zadłużenie i około 33 mln dochodu rocznie czyni z Rancho del Cabo kwitnące przedsiębiorstwo. Jak to możliwe w kraju, gdzie edukacja rolnicza jest kiepska, infrastruktura gospodarstw niewystarczająca, a historia spółdzielczych przedsięwzięć finansowych krótka? Jest to typowy przykład połączenia umiejętności, ciężkiej pracy i szczęścia.
Z Gwatemali do Baja
W 1983 r. Larry Jacobs, twórca spółdzielni, przybył do położonej w Baja, wówczas odciętej od świata, miejscowości San Jose del Cabo. Wcześniej był doradcą ds. rolnictwa w targanej wojną Gwatemali. Jako absolwent wydziału rolniczego na Kalifornijskiej Politechnice Stanowej (California Politechnic State University), dostrzegł możliwości rozwoju przynoszącego kiepskie plony regionu Baja. Przedstawił urzędnikom jednostronicowy plan stworzenia spółdzielni ekologicznej.
Miejscowi rolnicy mieli wówczas kłopoty. Dostarczyli zbiory mango amerykańskiemu kupcowi, który zapłacił czekiem bez pokrycia.
Jacobs przestawiał sprawy jasno, zyskując tym ich zaufanie. Przedstawiciele rodzinnych gospodarstw (ejidos), przegłosowali realizację planu Larrego. Liczyli na zdobycie nowych rynków: konsumentów w Stanach Zjednoczonych i Europie, gdzie ludzie gotowi byli więcej płacić za żywność uzyskaną bez użycia środków chemicznych.
– Nie szło nam dobrze tradycyjne rolnictwo, ale nie znaliśmy innego sposobu uprawiania ziemi. Sądziliśmy więc, że będziemy mieli przynajmniej dodatkowe pieniądze – wspomina Ángel Salvador Ceseña Burgoin, jeden z pierwszych członków spółdzielni. – Początkowo nie mieliśmy żadnego dochodu i niektórzy sądzili, że popełniliśmy kolejny błąd. Ale później okazało się to dla nas korzystne.
Na skrzydłach turystyki
Przy wymyślaniu planu marketingowego spółdzielni, L. Jacobs odkrył, że przemysł turystyczny daje zaskakujące korzyści: bezpośrednie połączenie lotnicze do głównych miast zamieszkiwanych przez klientów spółdzielni.
Pierwszy ładunek świeżych produktów został załadowany na pokład samolotu lecącego z Mexicana de Aviación do San Francisco. W trakcie lotu ładunek wypadł z prowizorycznych drewnianych skrzyń. Żona Jacobsa, Sandra Belin, była obecna przy otwieraniu luku bagażowego. Kiedy zobaczyła rozsypane owoce i warzywa, przywiozła gwoździe i młotki, a członkowie załogi naziemnej – w dużej części składającej się z latynoskich imigrantów – chętnie pomogli w naprawie skrzyń, pochodzących z ich ojczyzny.
Pojawienie się spółdzielni na rynku zmieniło lokalne stosunki. Hotele i restauracje rywalizują z nią o sezonowych i niepełnoetatowych pracowników. Deweloperzy i Rancho del Cabo prowadzą też, od lat, spór o nadmierne zużycie podstawowych bogactw naturalnych, zwłaszcza wody.
Nowi kupcy
Rozwój turystyki przyczynił się do dywersyfikacji rynku. Los Cabos należy do najszybciej rozwijających się regionów Meksyku. Wydłużająca się lista ekskluzywnych hoteli i restauracji w regionie, wymaga produkcji ekologicznej żywności dla ich klientów.
Sieci sklepów Whole Foods Market i Trader Joe’s są w tej chwili największymi odbiorcami towarów Rancho del Cabo w Stanach Zjednoczonych. Whole Foods był kiedyś jedynym odbiorcą spółdzielni, w niektórych latach zapewniając jej ponad 10% całego zysku. Jednak spółdzielnia zróżnicowała swoją dystrybucję, korzystając ze wzrastającego zainteresowania ekologiczną żywnością klientów olbrzymich supermarketów, takich jak Safeway i Kroger. Teraz nawet król sprzedaży detalicznej, Wal-Mart interesuje się marką Rancho del Cabo. Aby sprostać zamówieniom, Rancho del Cabo zaczęło tworzyć mniejsze spółdzielnie w innych częściach regionu Baja.
Dobrze zarządzana spółdzielnia
Być może najważniejszym elementem sukcesu Rancho del Cabo jest zarząd spółdzielni. Każdy członek spółdzielni musi wpłacać 5% swojego rocznego dochodu do banku spółdzielczego i funduszu emerytalnego, a także dokładać się do składek na pokrycie kosztów zakupu sprzętu. Członkowie muszą też regularnie uczestniczyć w zebraniach, sprawować przechodnią funkcję dyrektora spółdzielni, nie mogą używać chemicznych nawozów i pestycydów. W tej chwili spółdzielnia liczy 147 członków oraz 300 zrzeszonych rolników, którzy czekają na pełne członkostwo.
Stworzywszy taką strukturę, L. Jacobs wybrał grupę liderów, których przygotował do przejęcia kierownictwa spółki.
– Spółdzielnie nie będą działać bez kompetentnych, wyszkolonych liderów, wywodzących się z grupy, którzy potrafią przekonać pozostałych członków, że pot i praca się opłacają – mówi Jacobs.
Aby zapewnić spółdzielni przywódców, Jacobs postawił na edukację. Spółdzielnia pomogła niektórym rolnikom i technikom wziąć udział w szkoleniach w szkołach w Mexico City. Dyrektorzy uczestniczą w seminariach poświęconych ekologicznemu rolnictwu. A członkowie spółdzielni regularnie goszczą grupy studentów z uniwersytetów meksykańskich i zagranicznych.
Po swojemu, ale według planu
Po rozpoczęciu działalności spółdzielni, Jacobs trzymał się z daleka. Członkowie dostosowali niektóre z modeli Larrego do lokalnych zwyczajów. Na przykład, często zwoływane są długie zebrania w stylu tradycyjnych ejidos.
– Ludziom z zewnątrz te zebrania mogą wydawać się niezorganizowanym, przegadanym bałaganem, jednak spółdzielcy podejmują tam decyzje, według własnego harmonogramu – mówi Jacobs.
Zdaniem L. Jacobsa Rancho del Cabo zawdzięcza swój sukces temu, że członkowie spółdzielni ściśle trzymali się przygotowanego przez niego planu, konsekwentnie pilnowali przestrzegania nie tylko zasad członkowskich, ale także standardów jakości i wskazówek dotyczących ekologicznego rolnictwa. Kontrola była prosta.
– Wówczas była to odosobniona, niewielka społeczność. W małych miejscowościach ludzie zauważają, gdy ktoś przekroczy linię. Sama groźba kompromitacji jest bardzo skuteczna – wspomina Jacobs.
Zachować społeczny charakter
Po 20 latach Rancho del Cabo musi skonfrontować się z nowym wyzwaniem. Pierwsi członkowie spółdzielni starzeją się i stają się mniej aktywni, co wpływa na jej produktywność. Rancho musi też ustalić, jak zapewnić spółdzielni dalszy wzrost dochodów i równocześnie zachować charakter przedsiębiorstwa społecznego.
– To jest również problem innych spółdzielni, który pojawia się, kiedy odniesiony sukces prowadzi do konfliktu między zarabianiem pieniędzy i otaczaniem opieką członków z twojej warstwy społecznej – mówi L. Jacobs.
Liderzy Rancho del Cabo są jednak wdzięczni za problemy, wynikające z sukcesu finansowego.
– Ten region stawał się w 100% turystyczny, bez żadnych innych możliwości zawodowych dla ludzi mojego pokolenia – mówi Roberto Burgoin, 36-letni administrator i kontroler w Rancho del Cabo. – Dzisiaj mamy dobrą pracę, dobre dochody i łatwiej jest nam przekonać młodych z regionu, żeby zostali w rolnictwie, a im dostrzec w tym swoją przyszłość.
tłum. Jakub Jedliński
Artykuł przetłumaczony dzięki uprzejmości Social Enterprise Magazine (www.socialenterprisemag.co.uk). Cały tekst znajduje się w serwisie www.ekonomiaspoleczna.pl. Skróty i śródtytuły pochodzą od redakcji. |
Artykuł przetłumaczono w projekcie „W poszukiwaniu polskiego modelu ekonomii społecznej”, finansowanym ze środków IW Equal. |
Artykuł ukazał się w miesięczniku organizacji pozarządowych gazeta.ngo.pl - 03 (51) 2008; www.gazeta.ngo.pl |
Źródło: gazeta.ngo.pl
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.