– Nie boję się wyzwań, podejmowania kontrowersyjnych spraw. Dyskusja, ferment intelektualny są potrzebne, mają służyć dobrym rozwiązaniom i wypracowaniu kompromisu – mówi Paulina Gajownik, nowa członkini Warszawskiej Rady Pożytku Publicznego.
Siła wolontariacka innych
Warszawska Rada Pożytku Publicznego w maju zmieniła skład. Jednym z nowych, debiutujących w radzie członków jest Paulina Gajownik, komendantka Chorągwi Stołecznej ZHP. Przez kilka lat stała na czele hufca Warszawa-Wola, a od czerwca 2012 r. szefuje chorągwi stołecznej. – To był jakiś naturalny ciąg zdarzeń, przeszłam różne etapy rozwoju w ramach tej organizacji i myślę, że sprawdziłam się w wielu zadaniach – opowiada Paulina Gajownik.
Organizacje harcerskie, jak mówi, zajmują się najtrudniejszą rzeczą na świecie, czyli wychowaniem młodego pokolenia. I to wszechstronnym, bo poprzez animację kulturalną, działania sportowe, działalność społeczną, a oprócz tego przez przykład własny. Choć ruch skautowy jest jednym z największych ruchów na świecie, a polskie ZHP to instytucja z bogatą tradycją – za trzy lata będzie obchodziła setną rocznicę powstania, nie wszyscy postrzegają ją jako organizację pozarządową w dzisiejszym rozumieniu tego słowa.
Paulina Gajownik już drugą kadencję walczy ze stereotypowym wizerunkiem tej szacownej, ale jednak dość hermetycznej organizacji. – Chcę odczarować harcerstwo – mówi działaczka. – Jesteśmy siłą wolontariacką innych organizacji. Jeżeli fundacja czy stowarzyszenie potrzebuje wolontariuszy, to się do nas odzywa, a ja chciałabym, żeby to było szersze partnerstwo. Zaczęliśmy też rozmawiać z innymi organizacjami harcerskimi działającymi na terenie Warszawy. Od ponad roku cztery organizacje: Związek Harcerstwa Rzeczpospolitej, Stowarzyszenie Harcerskie RP, Skauci Europy oraz ZHP, mówią jednym głosem, podejmują wspólnie wiele działań, nie tylko dla swojej organizacji, ale dla ruchu harcerskiego – dodaje Paulina. – Taki dialog wcześniej nie był możliwy, dziś dzięki otwartości wszystkich przedstawicieli organizacji harcerskich nam się to udaje – podkreśla.
– Myślę, że głos organizacji harcerskich w WRP będzie bardzo cenny – mówi Jan Badowski z Okręgu Mazowieckiego ZHR. – Wychowujemy dość duży odsetek młodych ludzi, nasz głos i postulaty powinny być brane pod uwagę, chociażby w kwestii współpracy harcerzy ze szkołami czy polityki młodzieżowej miasta, wolontariatu młodzieżowego – dodaje.
Na rynku NGO coraz ciaśniej
Otwarcie harcerstwa na nowe organizacje może przynieść wiele korzyści. Paulina Gajownik sama ma bogate doświadczenie w tym zakresie – poza ZHP angażowała się w działania różnorodnych organizacji trzeciosektorowych, od dużych po zupełnie niszowe. – Wiele mi dała współpraca ze Stowarzyszeniem Inicjatyw Twórczych „ę”. To było spojrzenie na działania z zakresu animacji kultury, które teraz owocuje w mojej obecnej pracy – mówi Paulina. – Bardzo dobrze też się współpracowało z fundacją Fresnela, która zajmuje się działaniami antyplagiatowymi. To było zupełnie inne środowisko, z którym mogłam się zetknąć, zobaczyłam, jak trzeci sektor współpracuje z uczelniami wyższymi czy szkołami – dodaje.
Doświadczenie w tym zakresie dało jej szersze spojrzenie na trzeci sektor, w którym głównymi problemami są według Pauliny Gajownik finanse oraz współpraca z władzami samorządowymi. – Mam jednak sporą wyrozumiałość dla trudności, które powstają na styku organizacji pozarządowych i samorządu. – My, NGO, mamy większą swobodę działania, opieramy swoją pracę na wolontariacie, nie jesteśmy tak zbiurokratyzowani – dodaje. – Jeśli chodzi o finanse, problem polega na tym, że na rynku organizacji pozarządowych robi się coraz bardziej ciasno. Natomiast pula pieniędzy, która jest do podziału, niestety się nie zwiększa.
Trochę nam się ten sektor też „uzawodawia” – mówi członkini WRP. – Czy to dobrze, czy źle, zdania są podzielone. Ja uważam, że trzeba znaleźć złoty środek. Sensowny balans pomiędzy „uzawodawianiem” się a zaangażowaniem społecznym jest potrzebny. To też zależy od organizacji, pewnie niektóre „uzawodowione” NGO, np. eksperckie, mają rację bytu – mówi działaczka. Nie jest jednak zwolenniczką finansowania organizacji wyłącznie z grantów. Jej zdaniem ich być albo nie być nie może wynikać z tego, czy dostaną grant czy nie, czy zdobędą jeden procent, czy nie. – Uważam że to ślepa uliczka – mówi Gajownik. - Może ta część finansowa powinna z grantów przechodzić na trochę inne działania. Organizacje mogłyby prowadzić też działalności gospodarcze, które pozwoliłyby na administrowanie środkami, tak by granty pokrywały tylko działania programowe – dodaje.
Szereg mych odkryć
Pierwsze miesiące pracy w WRP Paulina Gajownik poświęci na przygotowanie merytoryczne i wdrożenie w prace Rady. – Jako członkini zostałam zarekomendowana przez Komisję Dialogu Społecznego ds. Bezpieczeństwa i Ochrony Ludności, więc będę nasłuchiwać tego, co się dzieje w moim KDS-ie, choć nie tylko – mówi. Mimo opiniującej, w głównej mierze, roli WRP z dotychczasowych obserwacji Pauliny Gajownik wynika, że w przypadku warszawskiego organu rekomendacje te nie pozostają jedynie na papierze, ale mają moc sprawczą. Choć jak przyznaje działaczka, nie we wszystkich gminach i powiatach tak się dzieje. – Ja jednak wierzę w formułę tej rady, zobaczymy jak będzie to wyglądać w praktyce – mówi.
Nowa członkini WPP jest nastawiona na zadania i ciężką pracę. Nie boi się wyzwań i podejmowania kontrowersyjnych spraw. – Dyskusja, ferment intelektualny jest potrzebny, ma służyć dobrym rozwiązaniom i wypracowaniu kompromisu – podsumowuje Paulina Gajownik.
– To osoba bardzo komunikatywna, otwarta i energiczna jednocześnie – mówi o niej Jan Badowski. – W sytuacjach, kiedy nie ma żadnej decyzji, Paulina bierze sprawy w swoje ręce i po prostu zaczyna działać. Myślę, że wniesie nowe pomysły i nową energię w działania Rady – dodaje.
Od wielu lat Paulinie Gajownik towarzyszy motto z Norwida: „Szereg mych odkryć spełnię do końca”. – Ono obrazuje dla mnie chęć stawiania sobie wyzwań, ale też jakąś ciekawość świata – tłumaczy. Ta ciekawość objawia się w pasji podróżowania. Od lat fascynuje ją Wschód, ten bliższy i dalszy. Była w Wietnamie, Singapurze i Kambodży, ale też w tzw. pribałtikach, które zachwycają ją pomieszaniem socrealizmu z dzisiejszym kapitalizmem, sentymentalizmu z jakąś grozą, którą odnajduje także w ukochanej rosyjskiej literaturze.
W utrzymaniu odpowiedniego balansu pomiędzy pasjami a intensywnym życiem zawodowym, pomaga jej dobra organizacja pracy, którą w sobie ceni. – Poza tym jestem pracowita, ale ta cecha często przeradza się u mnie w pracoholizm, czego do zalet bym nie zaliczyła – mówi Paulina. – To wynika z ambicji, jeśli chcę coś zrobić, to najlepiej, bez względu na czas i koszty, co często dla moich bliskich bywa trudne – dodaje. Ciężko przychodzi jej też zrozumienie, że inni nie muszą tyle od siebie wymagać. – Bywam trudnym szefem. Niektórzy mówią nawet, że jestem tyranem. – Ale uczę się wyrozumiałości, na szczęście jestem wyczulona na informacje zwrotne dotyczące mojej pracy. Bo wada to dla mnie coś, nad czym trzeba pracować – mówi Paulina Gajownik.
Od wielu lat Paulinie Gajownik towarzyszy motto z Norwida:
„Szereg mych odkryć spełnię do końca”…
Źródło: warszawa.ngo.pl