Park wypięknieje, ale mieszkańców nikt nie słucha
Ogród Krasińskich zmieni się w elegancki park. Tyle że zignorowano głosy mieszkańców, a przecież to oni będą go używać. Po co więc były konsultacje.
Zapyziały dziś Ogród Krasińskich zmieni się w elegancki park. W środę wybrano projekt jego rewaloryzacji, a w budżecie dzielnicy już zarezerwowano potrzebne na to pieniądze. Środkowa, historyczna część ogrodu odzyska wygląd, jaki w końcu XIX w. nadał jej Franciszek Szanior, a na dołączonych po wojnie gruntach od strony ulic Długiej i Świętojerskiej powstaną rozmaite atrakcje: nowy plac zabaw, trawniki do leżakowania, miejsca do gry w szachy i bule, labirynt itd. W planach jest też pawilon kawiarni. Pozostaje trzymać kciuki, by to wszystko się udało, bo obecny stan Ogrodu Krasińskich - z zalanymi asfaltem alejkami, betonowymi sadzawkami, nieczynną kaskadą wodną i zaniedbaną zielenią - woła o pomstę do nieba. Czas w tym miejscu zatrzymał się w głębokim PRL-u.
Problem w tym, że przygotowując warunki konkursu, zignorowano głosy mieszkańców okolic parku, z którymi w lutym i marcu konsultowano jego przyszły kształt. A to właśnie oni są jego głównymi użytkownikami. Jeżdżą tu na rowerach i rolkach, spacerują z dziećmi i psami, wylegują się na kocach rozłożonych na trawie. Ich obawy budzi zapowiadana wycinka starych i chorych drzew oraz zamiana nawierzchni alejek na żwirowoziemną, na której - jak podkreślają - grzęzną koła rowerów, dziecięcych i inwalidzkich wózków.
Największy zaś sprzeciw wywołują plany otoczenia ogrodu parkanem, który istniał tu w przeszłości, lecz po wojnie go rozebrano. Ogrodzenia straciły wówczas również inne warszawskie parki: Skaryszewski i Ogród Saski. W ten sposób komunistyczne władze zmieniały je w otwarte szeroko dla ludu megaskwery, bez wyraźnych granic i dozoru.
Rozumiem sens odtworzenia parkanu, choć będzie przebiegał po nowych granicach. Traktuję go jako element przywracania Ogrodowi Krasińskich dawnej świetności. Równocześnie podzielam obawy mieszkańców, że park za płotem może przestać być ich. Bo u nas do ogrodzeń wyjątkowo łatwo przyczepia się tabliczki: "Otwarte w godzinach…", "Zakaz biegania", "Zakaz jazdy na rowerze", "Z psami wstęp wzbroniony". Przerabialiśmy to już w parku Żeromskiego.
Zastanawiam się, po co było w lutym i marcu przeprowadzać konsultacje z sąsiadami Ogrodu Krasińskich i pytać, jakich zmian w nim oczekują, skoro urzędnicy i tak postawili na swoim: park będzie remontowany tak, jak oni chcą. Czy wiedzą, dla kogo szykują salon za 15 mln zł?
Pobierz
-
201108181646540318
676124_201108181646540318 ・38.72 kB
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna