Komisja Europejska po raz kolejny zajmie się tematem cenzurowania sieci. Na tapetę ponownie wzięty został niesławny dokument ACTA, szeroko oprotestowany na całym świecie, a przez polskie władze niemalże przyjęty został z otwartymi rękoma.
Na początek krótka lekcja historii - w styczniu 2012 roku, ignorując protesty i bez konsultacji z grupami zaangażowanymi w temat, polski Sejm przyjął uchwałę w sprawie rzeczonej umowy. Następstwem tego była seria ataków przeprowadzonych przez grupę Anonymous, a wymierzonych w witryny internetowe poszczególnych jednostek rządowych. W efekcie padło 20 państwowych serwisów.
Zresztą przeciwko ACTA byli nie tylko użytkownicy. Nawet Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych uznał ACTA za regulacje niebezpieczne dla praw i wolności konstytucyjnych. Wśród zarzutów pojawił się m.in. ten odnoszący się do możliwości wymiany informacji między organami ścigania z różnych krajów, nawet jeśli nie ma wobec tego formalnych zobowiązań.
3 lutego 2012 roku premier Donald Tusk zdecydował o definitywnym zawieszeniu procesu ratyfikacyjnego ACTA, natomiast 4 lipca Parlament Europejski odrzucił umowę i nie dopuścił do jej podpisania przez Unię Europejską. Temat ucichł.
Teraz Komisja Europejska powraca do ACTA w dwudziestostronicowym dokumencie dotyczącym planów ujednolicenia cyfrowego rynku. Jest tam kilka ciekawych i korzystnych założeń, jak chociażby zniesienie ograniczeń wynikających z położenia geograficznego - użytkownicy YouTube powinni być wniebowzięci. Zawsze pojawia się jakieś „ale”. W tym przypadku jest plan nałożenia na dostawców usług internetowych obowiązku kontroli informacji zamieszczanych w sieci. A to niebezpiecznie zbliża dokument do tego, czym miała być ACTA.
Na stronie Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji możemy zapoznać się z opiniami konsultacyjnymi. Co ciekawe, organizacje zbiorowego zarządzania prawami autorskimi, czyli np. ZAiKS, skrytykowały rozwiązania dotyczące zniesienia blokad geograficznych.
Jeśli Komisja Europejska przyjęłaby dokument w obecnej formie, dostawcy usług internetowych otrzymają potężne narzędzie kontroli, które na pewno nie wyjdzie na dobre użytkownikom.
Źródło: Technologie.ngo.pl