"Oszukali nas, że zarobimy". Jakie nastroje przed Euro?
"Po co nam Euro 2012?" - taka debata odbyła się wczoraj w siedzibie Krytyki Politycznej. Lepiej pytać późno niż wcale. I ćwiczyć miły wyraz twarzy, bo niedługo czeka nas witanie gości
- Ten nieszczęsny płot to wymóg UEFA - przekonywał Mikołaj Piotrowski ze spółki PL.2012.
Nie wierzymy na słowo. Chętnie wszyscy, którzy za to solidarnie jako podatnicy płacimy, zobaczymy dokument, z którego wynika, że UEFA kazała wygrodzić z miasta aż tak duży obszar nad Wisłą, a nie sam obiekt.
Straszni faceci i ćwiczenia z powitania
Debatę zorganizowało Forum Odpowiedzialnego Biznesu. Podzieliło uczestników na dwie drużyny. W grupie zwolenników mistrzostw znaleźli się: prof. Anna Giza-Poleszczuk (Projekt Społeczny 2012), cytowany już Mikołaj Piotrowski oraz dr Rafał Pankowski (stowarzyszenie Nigdy Więcej). Przeciwnicy to: Joanna Piotrowska (Feminoteka), Natalia Ćwik (Forum Odpowiedzialnego Biznesu) i Gabriela Kuhn (fundacja Dzieci Niczyje).
Fauli nie było, ale i wielkich emocji też. Każdy dość celnie strzelał do bramki przeciwnika.
"Facecka impreza" podlana alkoholem, nakręca seksturystykę, przygotowania do niej przypominają malowanie trawy przed przybyciem dygnitarzy, z powodu szafowania pieniędzmi na stadiony brak ich na przedszkola i żłobki (Piotrowska).
Latem więcej dzieci ucieka z domów i mogą zostać wykorzystane; handel dziećmi zwłaszcza ze Wschodu i przymuszanie ich do prostytucji to poważny problem (Kuhn).
Inne korzyści są iluzoryczne, bo pociągi jeżdżą teraz między miastami dłużej, a drogi i ulice są rozkopane, do imprezy dopłacamy krocie, brak środków na kulturę, teatry upadają, a prawie 2 mld zł na Stadion Narodowy się znalazły (Ćwik).
Czyli Euro zdaniem tych pań to nie tylko święto piłki, ale też gratka dla stręczycieli, pedofilów, handlarzy kobiecym ciałem i facetów szukających tylko okazji do wypitki i cielesnych uciech.
- Najgorsze, co teraz można zrobić, to powtarzać: myśmy tego Euro nie chcieli, jesteśmy obrażeni, i wyjechać gdzieś, np. do Olsztyna. Zamiast hamletyzować, lepiej się zastanowić, co z tego możemy mieć na przyszłość - radziła prof. Giza-Poleszczuk. Zaproponowała też wielkie narodowe ćwiczenie z witania gości ze świata uśmiechem. Nie podpowiedziała jednak, jak pozbyć się spojrzenia Polaka spode łba i marsowego oblicza na 42 dni przed Euro. Kilka szwów i botoks? Napoje rozweselające?
Przysłuchiwali się niezbyt liczni kibice dwóch drużyn.
- Oszukali nas, że zarobimy na Euro. Z niczym nie zdążymy. Będzie wstyd, co łatwo sprawdzić za oknem [Świętokrzyska rozkopana pod budowę II linii metra]. Na Wschodnim dopiero wymieniają płyty chodnikowe - krytykował Rafał Korzeniewski.
- A ja się cieszę, że na Wschodnim remontują chodnik, że na Centralnym umyli okna i wymienili żarówki teraz, a nie za 20 lat - oponował Przemysław Oczyp. Przekonywał feministki, że "z dróg i dworców korzystają też kobiety".
- Jako naród jesteśmy skłonni do kolektywnej żałoby i użalania się nad sobą. Rzadko kiedy przeżywamy razem radość, ostatnio przy wchodzeniu do Unii Europejskiej. A z Euro najbardziej cieszą się dzieciaki na prowincji. Są z tego dumni, zazdroszczą Warszawie, innym miastom gospodarzom, że np. zobaczą, jak tańczą Hiszpanie. Wiem to, bo byłam w zespole badającym wpływ "orlików" na lokalną społeczność - mówiła Maria Rogaczewska.
- To impreza dla mnie, bo jestem kibicką. Nie mam biletów na żaden mecz, ale chcę obejrzeć wszystkie w strefie kibica - zapowiedziała Magdalena Andrejczuk.
- Też jestem kibicką. Ale Londyn przy okazji przygotowań do olimpiady 2012 zbudował tkankę społeczną, robił to z mieszkańcami i wdrożył projekty ekologiczne. A co u nas ze śmieciami? Czy zieleń nad Wisłą na Żoliborzu, gdzie chodzę z dzieckiem na spacery, nie będzie zniszczona pod budowę miasteczka kibiców? Nikt nam nie odpowiedział na takie pytania - zwróciła uwagę Mirella Panek-Owsiańska.
Trudno się dziwić, bo ludność stoi za płotem i może sobie co najwyżej pogadać. Cała debata była ustawką z równo rozłożonymi siłami. Pod jej koniec został wskazany "autor biznesplanu na Euro 2012" - były premier prof. Marek Belka, dziś prezes Narodowego Banku Polskiego. Czyli manka nie będzie, mamy z czego dokładać.
Źródło: www.warszawa.gazeta.pl