Człowiek – jak to słusznie skonstatował Elliot Aronson – jest istotą społeczną i choćby ze wszech miar usiłował zadać kłam swej naturze, nieustannie będzie lgnął do życia w większej zbiorowości. To, na jakich zasadach powinna ona funkcjonować, stanowi wieczysty spór konkurujących ze sobą teoretyków. Jedni twierdzą, że obywatele mają prawo do nieskrępowanej wolności, drudzy, że powinni podlegać wzmożonej kurateli państwa. Trzecia koncepcja stoi doń w opozycji i pełni rolę ideowego bufora.
Owym złotym środkiem na ustabilizowanie życia społecznego miał
być ordoliberalizm. „Ordo” to nic innego jak ład, porządek,
harmonijna całość. Takimi hasłami szermowali politycy związani z
chadecką partią CDU Konrada Adenauera, którzy na tychże wartościach
chcieli odbudowywać nadwątloną potęgę powojennych Niemiec. Wyznawcy
tego nurtu wierzyli w istnienie alternatywnej drogi, rozdzielającej
kapitalizm od socjalizmu. Przystępując do charakterystyki
ordoliberalizmu należy wyodrębnić zeń dwa składniki: społeczny i
gospodarczy. Pierwszy określa zasady koegzystencji człowieka z daną
zbiorowością, definiując kodeks norm i wartości niezbędnych do
życia w grupie. Drugi dotyczy relacji państwo-obywatel, które są
podporządkowane oddziaływaniom wolnego rynku.
Niemieccy myśliciele związani ze szkołą fryburską byli zdania,
że współczesne społeczeństwo przeżywa głęboki kryzys we wszystkich
przejawach swej aktywności – duchowej, moralnej, politycznej,
ekonomicznej. Przyczynę odpowiedzialną za taki stan rzeczy
upatrywali w relatywizacji wartości i dewaluacji autorytetów.
Człowiek, w opinii ordoliberałów, wymaga poznania akceptowalnych
społecznie wartości. Należy zaznajomić go z niepodważalnymi
kryteriami oceny, aby mógł dokonywać etycznie wskazanych wyborów.
Tylko poprzez implementację powszechnie wyznawanych norm i reguł,
będzie w stanie ochronić siebie samego od nadużyć wolności.
Ordoliberalizm nakłania do zrzeszania się w małe grupy
społeczne, wyznając zasadę, że człowiek jest częścią większej
całości i nie może egzystować samodzielnie. Nadmierny indywidualizm
rodzi chaos, który jest zaprzeczeniem ładu i równowagi.
Odpowiedzialność, samowystarczalność i solidarność należy
realizować poprzez tworzenie wspólnot lokalnych, takich jak rodzina
czy kręgi towarzyskie. One zacieśniają więzi między poszczególnymi
członkami zbiorowości, formując z nich świadomych własnych potrzeb
obywateli.
W sferze ekonomiczno-gospodarczej ordoliberałowie postulowali
decentralizację władzy państwowej. Relacje na linii
państwo-obywatel z hierarchicznej zależności powinny przeobrazić
się w partnerstwo. Jednostka zobowiązana do zrzeszania się w
społeczność może tego dokonać na mocy ustanowionego przez siebie
prawa. Nikt jej niczego nie może narzucić. Państwo ogranicza się do
roli arbitra interesów grupowych, zapobiega marginalizacji
którejkolwiek z grup oraz przeciwstawia procesom destrukcji
moralnej społeczeństwa. Nie wyręcza obywateli, ale wspiera ich,
zwłaszcza w rozwijaniu wolności gospodarczej, dbając jednocześnie o
zapewnienie minimum socjalnego najbardziej potrzebującym.
Gospodarka zdaniem ordoliberałów nie jest w pełni autonomiczna. Nie
może być więc nośnikiem ładu społecznego, bo wolnym rynkiem rządzi
kryterium niesprawiedliwości społecznej, a to prowadzi do
umasowienia społeczeństwa, wykorzenienia moralnego obywateli oraz
wzrostu nastrojów totalitarnych. Remedium na leseferyzm (skrajna
wolność gospodarcza jednostek) oraz państwowy interwencjonizm
(zahamowanie wolnego rynku) miała być społeczna gospodarka
rynkowa.
Jej założenia są proste, choć trochę idealistyczne – utrzymanie
wysokiego wzrostu gospodarczego, niskiego wskaźnika inflacji oraz
bezrobocia na niskim poziomie. Wolny rynek nie jest złem
koniecznym, ale wspólnym dobrem wszystkich obywateli, choć państwo
zastrzega sobie prawo wspomagania marginalizowanych jednostek
poprzez zabezpieczenie świadczeń socjalnych, co ma prowadzić do
złagodzenia napięć i stabilizacji stosunków społecznych.
W Polsce, na mocy obowiązującej Konstytucji, społeczna gospodarka
rynkowa stanowi podstawę ustroju gospodarczego (art. 20), ale
brakuje działań w tym kierunku. Co należy zrobić? Przeznaczać
więcej środków na oświatę i służbę zdrowia, dążyć do powszechnego
zatrudnienia w kraju i skracania czasu pracy, zmniejszać
dysproporcje dochodowe między grupami zawodowymi, udzielać
preferencyjnych kredytów przedsiębiorcom… Tylko czy niemiecka
myśl społeczno-gospodarcza nie jest przypadkiem passe?
***
Konrad Wojciechowski – absolwent UW (Wydział Stosowanych Nauk
Społecznych i Resocjalizacji), z dyplomem magistra socjologii
oraz animatora działań lokalnych (antropologia kulturowa). Na
co dzień realizuje się w zawodzie dziennikarza. Pisuje głównie o
sporcie, jego teksty ukazywały się w m.in. w "Polityce" i "Tylko
Piłka". Obecnie działa oddolnie, współpracując z lokalną gazetą
"Południe". Pracuje też nad biografią zespołu Perfect.
Źródło: inf. własna