Dzień po ogłoszeniu wyników ostatniego konkursu dotacyjnego warszawskiego Biura Kultury na stronie Stowarzyszenia Literacko-Muzycznego „Ballada”, organizatora festiwalu OPPA, pojawił się długi post z informacją o odwołaniu tegorocznej edycji festiwalu w związku nieprzyznaniem przez m.st. Warszawa środków na ten projekt. W tekście pojawiło się mnóstwo zarzutów pod adresem warszawskiego systemu dotacyjnego i osób uczestniczących w jego formowaniu. Trzy dni później na tej samej stronie pojawiła się radosna informacja, że tegoroczny 27 Międzynarodowy Festiwal Bardów jednak się odbędzie. Po kilku dniach stresu i niepewności. W atmosferze szantażu emocjonalnego. Udało się.
Najpierw kilka wyjaśnień: wniosek złożony przez Stowarzyszenie Literacko-Muzyczne „Ballada” w konkursie na dofinansowanie zadania publicznego został negatywnie oceniony przez zespół opiniujący i – jak kilkadziesiąt innych projektów warszawskich organizacji pozarządowych – nie dostał wsparcia finansowego. Jak informowało samo stowarzyszenie, tylko jeden z członków zespołu głosował za dofinansowaniem.
„Warszawa uratowała OPPĘ” – napisano na stronie organizatorów. Zamieszanie, histeryczne oświadczenia, dziennikarska interwencja i stało się: „Urząd Miasta st. Warszawy dokonał analizy możliwości udzielenia wsparcia festiwalowi”. Pieniądze się znalazły. Przegrany konkurs nie przeszkodził.
A co z resztą projektów? Czy przeanalizowano w ten sam sposób pozostałe odrzucone oferty? Nie chodzi tu o OPPĘ – każda impreza w tym mieście ma swoich zwolenników, przeciwników i obojętnych. Chodzi o zasady.
W 2008 r. Fundacja Ciało/Umysł dostała dofinansowanie w wysokości 150 000 zł na festiwal „ciało-umysł/body mind”. Organizatorzy uznali środki za niewystarczające. Zrezygnowali z przyjęcia tej dotacji, a festiwal został sfinansowany kwotą dziesięciokrotnie wyższą z budżetu Stołecznej Estrady. Podobnie finansowane były spektakle na Placu Konstytucji Fundacji Krystyny Jandy. Teatr Polonia przepadł w zmaganiach konkursowych, a mimo to miasto znalazło drogę, jak dofinansować cenne inicjatywy.
Nie pierwszy już zatem raz uczestniczące w konkursach dotacyjnych organizacje mogą się czuć oszukane. Po raz kolejny negatywne wyniki konkursu nie są przeszkodą. Po raz kolejny okazało się, że nie warto budować przejrzystego systemu. Po raz kolejny okazało się, że standardy nie obowiązują wszystkich. Nie opłaca się ich przestrzegać. Nie dostałeś dotacji? Krzycz jak najgłośniej, namów dziennikarza na artykuł, zaatakuj miasto – efekt gwarantowany.
Jeśli więc wyniki konkursu nic nie znaczą albo są z góry znane, to po co praca zespołu opiniującego, w którym zasiadają stołeczni radni, urzędnicy i przedstawiciele NGO-sów? Po co budowanie drogiego i czasochłonnego systemu eksperckiego, o który Komisja Dialogu Społecznego zabiega od lat?
Powiedzmy sobie szczerze. System dotacyjny i jego reforma interesuje wszystkich tylko wtedy, gdy jest przychylny wnioskom naszej organizacji. W przeciwnym wypadku – jest zły, a miasto i jego poplecznicy są winni tego zła.
Jest wyjście z tej sytuacji
Może zamiast pisać listy do mediów i wydeptywać ścieżki po urzędniczych pokojach, warto by było zaangażować się w środowiskowe prace nad takim kształtem systemu dotacyjnego, który będzie różnicował projekty: te wpisujące się w stałą ofertę kulturalną miasta i te, które są nowe lub jednorazowe, które stawiają na innowacyjność technologiczną i merytoryczną.
Komisja Dialogu Społecznego ds. Kultury od dawna o to walczy. Program współpracy miasta z organizacjami na 2010 rok zakłada taki podział – co w pewnym stopniu jest zasługą Komisji.
Jak wiemy, ustawa o pożytku publicznym wskazuje, że główną (lecz nie jedyną) formą wspierania zadań publicznych wykonywanych przez organizacje pozarządowe są konkursy. Ma to zapobiegać przekazywaniu dotacji z góry wytypowanym podmiotom. Jednakże uporczywe trzymanie się tej formy wsparcia doprowadza do tak absurdalnych sytuacji, jak na przykład stawanie w szranki konkursowe o miejskie pieniądze sztandarowego stołecznego „Wielkanocnego Festiwalu Beethovenowskiego” czy „Warszawskiej Jesieni”, które konkurują z np. z festiwalem gitarowym na Natolinie. Chyba nikt nie wierzy, że Festiwal Beethovenowski mógłby przepaść formalnie w konkursie na przykład z powodu niedołączenia statutu… Można odnieść wrażenie, że „wielkie” imprezy są traktowane ulgowo. Jeśli organizatorzy Jazz Jamboree nie potrafią wypełnić kilkustronicowego wniosku dotacyjnego, to winien jest system. Urzędnicy naprawią błędy. Znajdą komórkę w mieście, która sypnie groszem.
Wydaje się, że jedynym sposobem ratowania transparentności jest skorzystanie z trybu zamówień publicznych, czyli wspierania wydarzeń poprzez formę nie konkursów, lecz zakupu usług. Nie może się to jednak odbywać – tak jak dzieje się to teraz – w zaciszu gabinetów i pod medialną presją, lecz zgodnie z priorytetami polityki kulturalnej miasta. W sposób jawny – czyli poprzez udostępnienie takiej informacji publicznie (dane o przyznanych w konkursach dotacjach są dostępne w Internetowej Księdze Dotacji). Program współpracy wymienia taką możliwość współpracy finansowej. Poza tym możliwe jest także zawierania partnerstw. Wykorzystajmy te możliwości.
Co zatem stoi na przeszkodzie?
Trzeba zdobyć się na odwagę i ustalić priorytety w polityce kulturalnej miasta – także te dotyczące sposobu współpracy z organizacjami pozarządowymi i zakresu finansowania projektów pozarządowych. Niech polityka ta będzie prawdziwą realizacją tak często pojawiającej się na ustach stołecznych polityków i urzędników zasady pomocniczości. Tworzymy system da mieszkańców miasta.
Niech urzędnicy i radni określą te inicjatywy, festiwale i projekty, które są tak cenne dla Warszawy, że nie warto narażać ich organizatorów na konkursowy stres. To będzie właśnie ich polityka kulturalna.
Miasto ma prawo do określenia swych priorytetów, choć podejmując decyzje, powinno słuchać głosu mieszkańców. I zdrowy rozsądek podpowiada, że powinno posłuchać też ekspertów.
Wymagajmy więc, aby odważnie ogłosili swój wybór. Być może wtedy wśród najważniejszych miejskich festiwali znajdzie się Międzynarodowy Festiwal Bardów…
A my ocenimy ich przy okazji najbliższych wyborów samorządowych. To już za rok. Wytrzymamy.
[Na zdjęciu autorstwa Kuby Kucharskiego jedno ze spotkań Komisji Dialogu Społecznego ds. Kultury]
Źródło: inf. własna