W serii wywiadów z liderami i liderkami organizacji pozarządowych działającymi na terenie województwa opolskiego, Opolskie Centrum Wspierania Inicjatyw Pozarządowych zaprasza do zapoznania się z rozmową z Panem Jarosławem Duszakiem – prezesem Opolskiego oddziału Polskiego Związku Głuchych.
Kasper Ślusarczyk: Jak zaczęła się Pana „przygoda” z językiem migowym?
Jarosław Duszak: Zacząłem pomagać niesłyszącym w duszpasterstwie. W tym czasie zarówno osoby niesłyszące jak i ksiądz zaczęli mnie uczyć języka migowego. Zacząłem mieć z nimi codzienny kontakt. Jako że najbliższy ośrodek stowarzyszenia dla osób niesłyszących był oddalony o 60 km przychodzili do nas po pomoc i w jakiś sposób ja się w to angażowałem. Na początku było to jedno spotkanie tygodniowo, a z czasem coraz częściej, przy pomocy w sprawach osobisty czy urzędowych. Od tego momentu zaczęło się to poszerzać i w efekcie trwa to do dzisiaj.
Jaka jest Pana rola w stowarzyszeniu?
J.D. Na początku przedstawię tło sytuacji, w której pojawiłem się w Polskim Związku Głuchych. Na terenie oddziału opolskiego Polskiego Związku Głuchych były problemy natury organizacyjno personalnej. Istniał wewnętrzny konflikt pomiędzy dwojgiem z kierowników, który spędzał sen z oczu zarządowi głównemu i w pewnym momencie doszło do takiej sytuacji kiedy zarząd główny podjął uchwałę o likwidacji Opolskiego Oddziału Polskiego Związku Głuchych i wcieleniu struktur , które pozostały czyli koła terenowe, pod Oddział Dolnośląski. Wtedy ja się pojawiłem w polskim związku. Pani prezes oddziału dolnośląskiego potrzebowała kogoś kto pomógłby organizacyjnie przy sprawach związanych z likwidacją, a jednocześnie wspierałby osoby niesłyszące nie będąc ze środowiska , które tutaj było skonfliktowane. Wtedy moja rola była podwójna , byłem osobą , która pomagała osobom niesłyszącym na terenie Opola i jednocześnie miałem smutny obowiązek uporządkowania formalnego zlikwidowanego oddziału. Byłem pełnomocnikiem likwidatora. Po mniej więcej roku czasu po uporządkowaniu spraw związanych z likwidacją oddziału na wniosek Prezesa oddziału dolnośląskiego powołano z powrotem do życia oddział opolski jako samodzielną jednostkę. Tutaj moja rola polegała na formalnej realizacji uchwały, na mocy której powołano oddział opolski. Zostałem wybrany na prezesa zarządu oddziału opolskiego oraz kierownika ośrodka rehabilitacji. Główną moją rolą oprócz zarządzania oraz administrowania to pomaganie osobom niesłyszącym oraz organizowanie warunków żeby ta pomoc była możliwa do udzielenia.
Osoby niesłyszące wykształtowały własną kulturę, jak Pan się w niej czuje i odnajduje?
J.D. Kultura osób niesłyszących jest zjawiskiem specyficznym. jednej strony jest inna niż nasza bo oparta na języku wizualno-przestrzennym. Osoby głuche od urodzenia maja specyficzne doświadczenia kontaktów ze słyszącą większością i często doświadczenia te są źródłem innego postrzegania pewnym zjawisk społecznych, norm czy wartości powszechnie uznawanych za najważniejsze. Z drugiej strony kultura głuchych opiera się także na wartościach oraz zasadach kultury słyszącej większości. Czuję się i dobrze, i źle. Często postawa niektórych członków tej mniejszości jest taka, że moje niepowodzenia i sytuacja subiektywnie przeze mnie oceniana jako niedobra jest zawiniona dlatego, że ja jestem tą mniejszością, która jest dyskryminowana. Nie to, że ja nie chcę, nie włożyłem wystarczająco dużo pracy, wysiłku, że ja tak naprawdę wielu rzeczy nie dopełniłem tylko poprawiam sobie swoje samopoczucie i chcę osiągać różne rzeczy na zasadzie przywłaszczenia sobie etykietki mniejszości dyskryminowanej. Zapomina się o tym, że ten ktoś np. nie wypełniał swoich zadań w pracy. Pracodawca nie jest osobą która działa charytatywnie. Te elementy kultury sprawiają, że czuję się źle, z taka postawą nie zgadzam się i zachowanie takie irytuje mnie bardzo. To wszystko zależy, kto jak tą swoją kulturę promuje i co też uważa za przejaw tej kultury. Także w środowisku niesłyszących czuję się dobrze. Szanuję te osoby niesłyszące, które według mnie na ten szacunek zasługują oraz szanują mnie. Dla mnie sposób artykulacji, migania nie jest wyznacznikiem jakości człowieka czy jego wartości i patrzę na jego cechy osobowe. Ciężko mi zauważyć, którzy z nich są świadomi odrębności kulturowej a którzy nie. Także w środowisku niesłyszących czuję się dobrze, szanuje te osoby niesłyszące, które według mnie na ten szacunek zasługują, ale nie czuję się dobrze między głuchymi szowinistami głoszącymi np. hasło „Deaf Power”. Nasuwa mi się od razu skojarzenie z ruchem „White Power”, którego istnienie chluby ludzkości nie przynosi.
Co Pan myśli o społecznych stereotypach na temat osób niesłyszących?
J.D. Mnie zawsze zadziwia, że ludzie tak mało wiedzą o głuchych lub dziwią się, że głusi są na świecie. Jak każde stereotypy – upraszczają i powodują , że głusi są nadmiernie pobłażliwie traktowani. W efekcie rosną w przekonaniu , że im się wszystko należy lub nie mogą pewnych rzeczy zrobić. Nie potrafią zaspokajać swoich potrzeb i aspiracji ponieważ ktoś, kierując się stereotypami, uważa, że głuchy nie jest w stanie czy też lepiej będzie dla niego jak zrobi to „po mojemu”.
Naucza Pan również w Państwowej Medycznej Wyższej Szkole Zawodowej w Opolu, co stara się Pan przekazać studentom?
J.D. Przede wszystkim staram się przekazać studentom, że osoby niesłyszące istnieją i jakiego typu problemy mają w codziennym funkcjonowaniu jeżeli chodzi o komunikowanie się. Tacy studenci potrzebują mieć sporą dozę wrażliwości, staram się więc ich uwrażliwić na potrzebę dostępu do informacji. Pokazuje im również , że osoby niesłyszące to osoby wartościowe, że istnieje kultura oparta na języku migowym. Chodzi mi o przekazanie pozytywnego wizerunku osoby niesłyszącej. Osoby, która ma problemy z którymi sama nie potrafi sobie poradzić. Nasze placówki medyczne nie są przystosowane do obsługi osób niesłyszących. Widoczny jest brak informacji na temat postępowania w procedurze medycznej oraz to, jakie są konsekwencje choroby. Staram się uświadomić im, że osoby niesłyszące potrzebują takich informacji, tak jak każdy inny, oraz dać im odpowiednie narzędzia do komunikowania się. Świadomość i gotowość do tego żeby wyjść naprzeciw osoby niesłyszącej, zrozumienie potrzeby informacji oraz wiedza gdzie i w jaki sposób możemy udzielić profesjonalnej pomocy, żeby ta osoba psychicznie przetrwała pobyt w placówce medycznej – to są główne aspekty wiedzy, którą staram się im przekazać.
Jak obcowanie z osobami niesłyszącymi wpłynęło na Pana życie?
J.D. Nie do końca pamiętam sytuacje, w której nie brałaby udziału osoby niesłyszące. Jest to praca która absorbuje psychicznie i emocjonalnie. Żyję problemami innych ludzi. Przed studiami , w ich trakcie oraz po ciągle jestem związany z osobami niesłyszącymi. Nawet jak nie pracowałem to byłem taką osobą, która w wolnym czasie wspierała osoby niesłyszące. Z tym, że od kiedy pracuję w Polskim Związku Głuchy to wszystko się sformalizowało. Generalnie moje całe życie obraca się wokół osób niesłyszących, hobby – język migowy, praca zawodowa – osoby głuche, co jest męczące na dłuższą metę ponieważ emocjonalnie mnie to obciąża, zresztą nie tylko mnie ale i moje otoczenie, zaczynam zauważać u siebie zmęczenie psychiczne.
Jak Pan radzi sobie w trudnych chwilach w pracy z osobami niepełnosprawnymi?
J.D. Obawiam się, że coraz słabiej. Coraz krótsze są okresy kiedy jestem spokojny, mam dystans do trudności i problemów. Coraz szybciej tracę cierpliwość, ale to są takie normalne symptomy zmęczenia psychicznego czy też wypalania się. Często osoby niesłyszące nie rozumiejąc pewnych ciągów przyczynowo skutkowych nie zgadzają się z ponoszeniem konsekwencji dokonywanych wyborów. Przychodzą do nas do Związku i mocno protestują przeciwko niesprawiedliwości, która ich dotknęła. To są bardzo trudne sytuacje dlatego , że my tak naprawdę nie jesteśmy w stanie te osoby przed tym obronić. Ich postawy wobec nas tłumaczy języka migowego są ambiwalentne, jeżeli wszystko jest dobrze, po ich myśli to jesteśmy super. Jeżeli coś nie wyjdzie, nie pójdzie po ich myśli to winę oczywiście ponosi tłumacz, nie osoba niesłysząca , która coś źle zrobiła, źle zadecydowała. Takie sytuacje kosztują mnie wiele energii. Staramy się pomóc rozwiązywać problemy, wesprzeć. Czasami niestety nie udaje się. Od tłumaczy osoby głuche oczekują wsparcia w każdej dziedzinie życia. Z nami mogą swobodnie porozmawiać, dlatego jesteśmy pierwszymi osobami, do których się udają. To wszystko nie jest takie proste jakby się mogło wydawać. Generalnie jest to praca angażująca psychicznie, wymagająca od nas wrażliwości oraz empatii i współczucia. Kiedy coś się uda faktycznie załatwić, komuś pomóc, komuś coś się powiedzie to wtedy są to chwile satysfakcji. Natomiast coraz częściej myślę o tym, żeby zrobić sobie pauzę, aby nabrać dystansu. Te dwadzieścia parę lat pracy z osobami niesłyszącymi zostawia jednak ślad. Nie umiem zachować ”profesjonalnego dystansu” do problemów moich podopiecznych.
Można powiedzieć że Pana zawód jest połączeniem pasji z pracą
J.D. Myślę że tak. Z jednej strony jak pasja dotyczy czegoś takiego co nie ma „własnej woli” jak żeglarstwo czy chodzenie po górach, to ja mam na to wpływ i nie muszę „starać się zrozumieć motywy i powody” decyzji innych osób. Myślę, że to pozwala w jakiś sposób odreagowywać , nabierać dystansu na pewne rzeczy, na które nie mamy wpływu. Z jednej strony moja praca jest pasją bo angażuję się i mi zależy i chce to zrobić dobrze lecz mimo wszystko te problemy na styku woli innych ludzi „dają w kość”. W trakcie studiów nikt nas nie nauczył dystansu do tego co się robi i wykonuje, nie wiem nawet czy tego da się nauczyć.
Co Pan robi, kiedy Pan nie miga? Jakieś hobby?
J.D. No właśnie chodzi o to, że chyba nie mam innego hobby (śmiech). Czas wolny generalnie spędzam w domu czytając, czy też aktywnie spędzam czas z rodziną ale jako takiego hobby nie mam. Być może nie zdążyłem sobie hobby znaleźć kiedy jeszcze nie byłem z osobami głuchymi związany. Potem język migowy mnie tak zaabsorbował i wszystko było jemu podporządkowane. Jak nie migam to myślę co zrobić żeby „to wszystko funkcjonowało”, skąd znaleźć pieniądze, jaki następny projekt wymyślić. Dlatego być może odczuwam potrzebę zmiany. Nie mam gdzie odreagować jak np. na motorze , siadam, jadę tam i z powrotem i wszystko ze mnie schodzi i jestem „zresetowany”.
Motor to całkiem fajny pomysł na odreagowanie
Tak myślę o tym (śmiech) lecz na razie dzieci studiują więc muszę się powstrzymać, ale może na starość. Jeżeli Pan ma jakieś hobby to dobrze, a jak nie to niech Pan szuka, bo bez tego jest ciężko. Taka pasja do pracy zastępuje hobby, człowiek dobrze się w tym czuje, tylko są tego konsekwencje. Człowiek źle znosi brak „odskoczni”. Na razie jednak jakoś się trzymam.
Serdecznie dziękujemy za rozmowę i trzymamy kciuki za odpoczynek psychiczny i relaks naszego opolskiego lidera.
Wywiad przeprowadził i opracował wolontariusz Opolskiego Centrum Wspierania Inicjatyw Pozarządowych - Kasper Ślusarczyk.