Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
ngo.pl używa plików cookies, żeby ułatwić Ci korzystanie z serwisuTen komunikat zniknie przy Twojej następnej wizycie.
Dowiedz się więcej o plikach cookies
Czy rola taty po rozwodzie ogranicza się do regularnego płacenia alimentów i nieregularnych widzeń z dzieckiem? Rozmowa z Krzysztofem Solorzem, prezesem Śląskiego Stowarzyszenia Obrony Praw Ojca, Janiną Fabisiak, Prezeską Stowarzyszenia Forum Matek Przeciw Dyskryminacji Ojców i Agnieszką Kozłowską-Rajewicz,
sekretarz stanu w Kancelarii Premiera RP, pełnomocnik rządu ds. równego traktowania.
– Przed sądem rodzinnym nawet najlepszy ojciec nie ma szans na to, aby przydzielono mu opiekę nad dzieckiem. Musi ono zostać przy matce. Rola taty po rozwodzie ogranicza się do regularnego płacenia alimentów i nieregularnych widzeń z dzieckiem – twierdzi Krzysztof Solorz, prezes Śląskiego Stowarzyszenia Obrony Praw Ojca. – Sam walczę o to, jak mamy z żoną sprawować opiekę nad córką. W podobnej sytuacji jest wielu ojców w Polsce. To nie jest marginalny problem i najwyższy czas, aby wprowadzić w prawie systemowe zmiany, które sprawią, że sformułowanie „dobro dziecka” będzie rzeczywiście oznaczało równy dostęp do miłości obojga rodziców – dodaje.
Reklama
Dariusz Mól: – Trzy lata temu pana żona złożyła pozew o rozwód...
Krzysztof Solorz: – I od tamtej pory mieszkamy osobno – żona w mieszkaniu, które znajduje się 200 metrów od mojego. Sąd rodzinny wciąż nie powziął żadnych konkretnych postanowień dotyczących tego, jak mamy sprawować opiekę nad dzieckiem, które jest z matką. Jedynie od sierpnia 2013 roku zasądzono mi zabezpieczenie alimentacyjne, mimo że cały czas pokrywam wydatki związane z edukacją i życiem córki. Na wielu rozprawach słyszałem od sędzi, że dziecko powinno być tylko z matką. Czyli mam zostać, tzw. tatomatem, który wypłaca pieniądze i ojcem weekendowym? Nie wyrażam na to zgody i dlatego sprawa w sądzie ciągnie się już trzy lata. Chcę mieć realny wpływ na życie i wychowanie mojego dziecka, nawet jeśli z jego matką nie jesteśmy już razem.
W podobnej do pana sytuacji, czyli ojców chcących sprawować opiekę nad dzieckiem, znajduje się dużo mężczyzn?
K. S.: – W Śląskim Stowarzyszeniu Obrony Praw Ojca działam od trzech lat, a od dwóch sprawuję funkcję prezesa. Rocznie, z terenu Śląska, do naszej organizacji zgłasza się średnio 2 tys. ojców, którzy liczą na pomoc przy rozwiązywaniu problemów w konfliktach rodzinnych i ustalaniu kontaktów z dziećmi, a także po porady w zakresie prawa rodzinnego.
Można powiedzieć, że w skali kraju to niezbyt dużo.
K. S.: – Ale powiedziałem tylko o Śląsku. Proszę tę średnią przemnożyć przez pozostałe województwa, wtedy ta liczba nie będzie już taka mała. Ponadto, statystyki GUS podają, że w Polsce rozpada się co trzecie małżeństwo, nie mówiąc już o związkach nieformalnych. Rocznie 40 tys. dzieci zostaje oddzielonych od ojców. W 96% orzeczonych rozwodów dziecko zostaje przy matce. Poza tym, problem dotyczy całego społeczeństwa – od zwykłych pracowników, przez adwokatów, policjantów, po urzędników, ludzi kultury, celebrytów. Jego skala wciąż rośnie i nie da się go już zamieść pod dywan. Proszę zobaczyć, jak wiele „ojcowskich” organizacji powstało w ostatnich latach. A ich działalność popierana jest, np. przez Stowarzyszenie Forum Matek Przeciw Dyskryminacji Ojców. To też świadczy o tym, że nie można już marginalizować naszych działań.
Z jakimi problemami borykają się ojcowie, którzy chcą mieć prawo do opieki nad dzieckiem po rozstaniu z żoną lub partnerką?
K. S.: – Przede wszystkim z niesymetrycznym przydzielaniem przez sądy rodzinne opieki nad dzieckiem ojcom i matkom, niechęcią do tworzenia wspólnego planu opieki nad dzieckiem, bezkarnością przy niewykonywaniu decyzji sądów w sprawie kalendarza opieki, wykorzystywaniem fałszywych oskarżeń o przemoc, porwaniami rodzicielskimi, z niesprawiedliwymi opiniami wydawanymi przez Rodzinne Ośrodki Diagnostyczno-Konsultacyjne i niestosowaniem przez sądy opinii innych biegłych, brakiem mediacji lub niewykorzystywaniem efektów mediacji przez sądy.
Z czego to wynika?
K. S.: – Z jednej strony, to wynik panujących stereotypów. Przyjęło się, jak już powiedziałem, że po rozwodzie dziecko zostaje przy matce. Także kodeks rodzinny nie nadąża za zmianami – został sformułowany w latach 60. XX wieku. Artykuł 58. kodeksu rodzinnego mówi, że sąd w wyroku rozwodowym orzeka o władzy rodzicielskiej. Ale nie jest napisane, że musi orzec. Tymczasem sędziny (97% sędziów w sądach rodzinnych to kobiety) orzekają na niekorzyść ojca, ograniczając mu władzę rodzicielską. Mimo że przed rozwodem kobieta i mężczyzna byli „dobrymi rodzicami”, to po wyroku ojciec staje się „rodzicem drugiej kategorii”.
Wydaje się pan stronniczy.
K. S.: – Jestem daleki od tego, aby być stronniczym. Mówię o faktach, a nie o tym, że wszystkie matki są złe, a ojcowie dobrzy. Jest wielu mężczyzn, którym nie zależy na tym, aby zajmować się dziećmi. Tylko dlaczego, gdy kochający, dobry ojciec chce wychowywać syna lub córkę, nie może tego robić? Owszem, znam wiele przypadków, kiedy dziecko zostaje przy ojcu, bo np. kobieta jest alkoholiczką, narkomanką, albo idzie do więzienia. Ale znam też przypadki, że w sytuacji, gdy ojciec mógłby zajmować się dzieckiem, sądy orzekają powierzenie pieczy rodzicielskiej, np. dziadkom matki. Mamy również taki przypadek w stowarzyszeniu, że matka po porzuceniu dziecka wróciła po siedmiu latach z zagranicy, złożyła wniosek o powierzenie pieczy rodzicielskiej i natychmiast go dostała, wraz z alimentami.
Czy jest jakieś rozwiązanie, które mogłoby zmienić tę sytuację?
K. S.: – Tak naprawdę kodeks rodzinny powinien być napisany od początku, i ponoć prace już trwają. Jeśli tak jest, to głos takich organizacji społecznych jak nasza, powinien być wzięty pod uwagę – chcemy być stroną przy jego tworzeniu. I mam nadzieję, że tak właśnie będzie, bo przemawia za nami wiele lat doświadczeń. Z drugiej strony, w obowiązującym kodeksie wystarczy wprowadzić sensowną kosmetykę, która wyrzuci, np. art. 58, czy art. 107. Ponadto, potrzebna jest dobra wola sędziów w sądach rodzinnych, choć według mnie, musi przyjść nowe pokolenie, które dostrzeże problem i zmieni się system.
Jako stowarzyszenie walczycie o umieszczenie w kodeksie rodzinnym zapisu o opiece naprzemiennej.
K. S.: – Oczywiście, że opieka naprzemienna nie jest idealnym rozwiązaniem, podobnie jak demokracja nie jest najlepszym systemem, ale większość twierdzi, że jak dotąd – nic lepszego nie wymyślono. Chcielibyśmy wprowadzenia opieki naprzemiennej, jeśli są ku temu warunki i obydwoje rodzice tego chcą, to taka opieka powinna być zasądzana niejako z automatu. Pięciu członków naszego stowarzyszenia właśnie w ten sposób zajmuje się dziećmi i to się sprawdza. Tak naprawdę chodzi o to, aby rodzice ustalili między sobą plan opieki nad dzieckiem, żeby oboje mieli realny wpływ na jego wychowanie, żeby porozumieli się w tej kwestii dla dobra dziecka. Na razie sądy w imię dobra dziecka, tak naprawdę robią dzieciom wielką krzywdę.
Co pan ma na myśli?
K. S.: – W większości spraw słyszy się o dobru dziecka, tylko jak to się ma do tego, że dzieci pozbawia się opieki jednego z rodziców? Cokolwiek dzieje się w sądzie, w RODK, czy innej instytucji, ojcowie słyszą o „dobru dziecka”. A jak to się ma do tego, że przez trzy lata córka lub syn nie wiedzą, czy mają mieszkać z matką, czy z ojcem? Albo, gdy po rozwodzie widzą się z tatą raz w miesiącu lub jeszcze rzadziej? Nie może być mowy o dobru dziecka bez ojca. Każdy psycholog to potwierdzi, że dziecku potrzebni są oboje rodzice. Do kodeksu rodzinnego powinien być wprowadzony zapis o opiece naprzemiennej i o dobru dziecka. Oczywiście, definicji dobra dziecka nie da się łatwo napisać, ale koniecznie należy przestać szafować tym pojęciem wypaczając jego sens, jak to obecnie ma miejsce.
O jakie zapisy w kodeksie rodzinnym jeszcze postulujecie?
K. S.: – Powinien się w nim również znaleźć zapis o obowiązkowych mediacjach. Na dzień dzisiejszy mediacje nie są obowiązkowe, a tymczasem, gdyby rozwodzący się ludzie musieli w nich uczestniczyć, to może udałoby się uratować wiele związków, a na pewno rozstać się tak, żeby dobro dziecka było rzeczywistym dobrem.
W ostatnich tygodniach w kancelarii premiera odbyły się spotkania z pełnomocnik rządu ds. równego traktowania Agnieszką Kozłowską-Rajewicz. To dobry znak?
K. S.: – Śląskie Stowarzyszenie Obrony Praw Ojca istnieje już ponad 20 lat i od tamtego czasu w naszej sprawie nic się nie zmieniło. Liczymy na to, że dzięki spotkaniom z panią minister oraz obecnymi na nich przedstawicielami różnych resortów, problem praw ojców zostanie w końcu dostrzeżony przez ludzi tworzących prawo. W każdym razie my będziemy dalej robić swoje i walczyć o nasze prawa do opieki nad dziećmi, starając się zmieniać panujące stereotypy.
***
O opinię w sprawie ojców, którzy chcą mieć prawo do sprawowania większej opieki nad dzieckiem po rozstaniu z żoną lub partnerką (np. do opieki naprzemiennej) poprosiliśmy także Janinę Fabisiak, prezes Stowarzyszenia Forum Matek Przeciw Dyskryminacji Ojców oraz Agnieszkę Kozłowską-Rajewicz, pełnomocnik rządu ds. równego traktowania.
Janina Fabisiak, Prezes Stowarzyszenia Forum Matek Przeciw Dyskryminacji Ojców: – Nierówne traktowanie przez sądy rodzinne dotyka ojców bez względu na to, czy rodzice byli wcześniej małżeństwem, czy nie. Ma swoje źródło w Konstytucji RP, która ochroną i opieką objęła macierzyństwo w art. 18, podczas gdy ojcostwo nie jest chronione. A także w uwarunkowaniach kulturowych, w mentalności urzędników wymiaru sprawiedliwości, w tym sądów rodzinnych i usytuowanych w strukturach sądowych Rodzinnych Ośrodkach Diagnostyczno-Konsultacyjnych, na opinii których sędziowie rodzinni opierają orzeczenia w sprawach rodzinnych i opiekuńczych. Wywodzi się także wprost z Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego oraz innych ustaw, które pozwalają na głęboką ingerencję Państwa w rodzinę.
Do nierównego traktowania ojców w sprawowaniu wychowywania potomstwa przysłużyły się także zmiany z 2009 roku Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, wprowadzające porozumienie rodziców o sposobie wykonywania władzy rodzicielskiej i utrzymywania kontaktów z dzieckiem. Przy braku porozumienia ojca i matki, sądy otrzymały uprawnienia ograniczenia władzy rodzicielskiej do określonych obowiązków i uprawnień (art. 58 i 107 k.r.o.).
Oczywiście, kodeks rodzinny nie dyskryminuje ojców wprost. Praktyka jednak wskazuje, że matki nie mają prawnego interesu w uzgadnianiu porozumienia. Postępowanie takie jest powszechne. Statystyki nie kłamią. Sądy przyznają matkom bezpośrednią opiekę nad dziećmi w 96%. Od 2009 roku, po wprowadzeniu porozumienia rodzicielskiego, wskaźnik pozostawiania przez sądy władzy rodzicielskiej obojgu rodzicom spadł z ok. 42% w 2009 roku, do ok. 33% w 2012 roku. Oznacza to, że ojcom odebrano władzę rodzicielską lub ją ograniczono do istotnych spraw dziecka w 70%.
Zadziałał tu system i urzędnicze, kurczowe trzymanie się litery prawa. Dobro dziecka zostało wyjęte poza nawias prawa i orzecznictwa. Placówki oświatowe i zdrowotne – na wniosek matki – ograniczają ojcu dostęp do przedszkola, szkoły, informacji o postępach w edukacji, a placówki zdrowia dostęp do karty zdrowia, szczepień, a także odwiedzin chorego dziecka w szpitalu. Art. 32 Konstytucji RP nie jest przestrzegany przez władze publiczne, za sprawą wrogiego ojcom prawa.
Organizacje ojcowskie walczą o opiekę naprzemienną. To właśnie ją realizują rodzice, gdy wychowują dzieci razem, zanim się rozstaną. Po rozstaniu rodziców opieka naprzemienna jest możliwa, pod warunkiem uzgodnienia porozumienia i jest zasadne oczekiwanie, że oboje będą współdziałać w sprawach dziecka. Opieka naprzemienna to forma równoważnego wychowywania potomstwa. To zapewnienie dziecku równego wpływu na jego zachowania, wiedzę, sprawność fizyczną i psychiczną po rozstaniu rodziców. Rozstają się rodzice, ale rodzice nie rozwodzą się z dziećmi. I obowiązkiem państwa jest to prawo zapewnić, przez wprowadzenie do regulacji prawnych zapisu o opiece przemiennej, jako ustawowej gwarancji, zamiast wymaganego dziś porozumienia. Wiele państw europejskich wprowadziło już opiekę „zamienną – przemienną – naprzemienną – wspólną równoważną”.
Wraz z wprowadzeniem z urzędu opieki wspólnej przemiennej zostanie spełniony obowiązek zapewnienia osobistych starań o utrzymanie i wychowanie dzieci. Co to da? Zapewni psychiczną i fizyczną równowagę dzieciom. Nie zerwie więzi rodzicielskich. Wzmocni odpowiedzialność każdego rodzica za wychowanie, utrzymanie i przyszłość potomstwa. Zlikwiduje wyrywanie sobie dzieci przez rodziców, wyeliminuje uprowadzenia, tzw. porwania rodzicielskie, zaspokoi głód miłości rodzicom i dzieciom, zminimalizuje konflikty przed i około rozwodowe. Dziadkom umożliwi kontakt z wnuczętami. Warto wiedzieć, że o opiece naprzemiennej dyskutowano już w latach 50. XX wieku. A wtedy nie było takiej lawiny rozwodów, jak obecnie, w wyniku których pozostaje z matkami rocznie średnio 50 tys. dzieci, córek i synów, o wychowywanie których walczą ojcowie. Naszym zdaniem, dzięki takiemu rozwiązaniu uspokoi się, tzw. rynek rozwodowy, na którym nie będzie się opłacało traktować dzieci jak własność, bo za tym nie będzie szła gratyfikacja pieniężna w postaci alimentów, które dzisiaj nie są przeznaczane na utrzymanie dzieci, a w licznych przypadkach stanowią utrzymanie matki. Z kolei dla tych rodziców, którzy nie będą zainteresowani opieką naprzemienną, niech pozostaną kontakty, spotkania, wizyty, wizytacje i alimenty.
Agnieszka Kozłowska-Rajewicz – sekretarz stanu w Kancelarii Premiera RP, pełnomocnik rządu ds. równego traktowania: – Dostrzegam problem nierównego traktowania przez sądy ojców, którzy po rozwodzie chcą sprawować opiekę nad dzieckiem. Bierze się to zarówno z niedoskonałego prawa, jak i z różnych stereotypów dotyczących rodzicielstwa. Wiążą się one, m.in. z przeświadczeniem, że lepszym rodzicem dla dziecka jest matka, która ma dla niego więcej uczucia, jest bardziej odpowiedzialna itp.
Ojcowie walczą o umieszczenie w prawie zapisu o opiece naprzemiennej i uważam, że to dobry kierunek. Opieka naprzemienna powinna być pierwszym wyznacznikiem tworzenia planu opieki. Jeśli rodzice są na tyle otwarci wobec siebie i mają zdolność dogadywania się, będzie to naturalny efekt ich rozmowy, jeśli nie – powinien to być punkt wyjścia do ustalenia innych rozwiązań.
W Kancelarii Premiera odbywają się spotkania, które służą, m.in. wysondowaniu możliwości legislacyjnych w tym zakresie. Jest też szansa, aby w takich roboczych dyskusjach poznać opinie wielu środowisk działających na rzecz rodziny, czy organizacji pozarządowych. Wiemy już, że to, co istotne dla różnych środowisk, a w szczególności ojców, to właśnie opieka naprzemienna, standardy działania RODK-ów oraz lepiej zorganizowana instytucja mediacji. I to są cele do realizacji, nie tylko zresztą w obszarze ścisłych regulacji legislacyjnych.
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.