Okultyzm w Kampinosie? „Sponiewierano pracę naszych wolontariuszy”
– Proszę pana, gdy ktoś mi osobiście ciśnie, to mówię: „trudno”. Mam dużą odporność. Ale została sponiewierana praca społeczna młodych wolontariuszy. Nie ma mojej zgody na to, żeby ktokolwiek stawiał w złym świetle tę młodzież, która robi kawał dobrej roboty – mówi Paulina Tramecourt ze Stowarzyszenia Cztery Krajobrazy.
Ignacy Dudkiewicz, NGO.pl: – Pani prezes, prowadzi pani miejsce „okultystycznego kultu pogańskiego”?
Paulina Tramecourt, prezeska Stowarzyszenia Cztery Krajobrazy: – Niektórzy tak twierdzą. Zwłaszcza pewien dziennikarz mediów lokalnych.
Ma ku temu podstawy?
– Żadnych. To opinia krzywdząca i niesprawiedliwa.
To od początku. Czym zajmuje się Stowarzyszenie Cztery Krajobrazy, którego jest pani prezeską?
– Nasza organizacja powstała dziesięć lat temu i od początku działamy na terenie gminy Kampinos, od kilku lat zaś we wsi Granica. Jednym z naszych celów jest promocja gminy przez turystykę. To szczególne miejsce – to właśnie od wsi Kampinos wziął nazwę Kampinoski Park Narodowy. Dlatego chcemy, by turyści o tym wiedzieli, nie utożsamiając Kampinosu z całą puszczą.
Jesteśmy też stowarzyszeniem bardzo lokalnym, związanym z tym miejscem i mocno zakorzenionym. Nastawiamy się przede wszystkim na pracę z młodzieżą, organizujemy jej wolontariat wokół stowarzyszenia i Parku. Te dwa elementy nadają kierunek naszym działaniom. Również po to, by chronić Park.
W jaki sposób?
– Chcemy pozwolić turystom być w Parku i korzystać z jego uroków, ale jednocześnie część z nich zatrzymać jeszcze przed wejściem w jego głąb. Dzięki temu szlaki są trochę mniej uczęszczane, mniej rozdeptywane. A osoby przyjeżdżające do nas i tak rzeczywiście spędzają czas w lesie, na terenie którego działamy – zresztą w bezpośrednim sąsiedztwie pierwszego rezerwatu, który obecnie jest obszarem ochrony ścisłej.
Co konkretnie robicie?
– Między innymi organizujemy wolontariat na rzecz Kampinoskiego Parku Narodowego. Staramy się przy tym nie dublować jego działań, tylko wypełniać luki. Nie wytyczamy nowych szlaków turystycznych, tylko nastawiamy się na działania nieoczywiste, często nowatorskie, które zainteresują turystów i jednocześnie stworzą naszej młodzieży przestrzeń do rozwoju.
Dlatego stworzyliśmy audioprzewodniki po terenie Ośrodka Dydaktyczno-Muzealnego Kampinoskiego Parku Narodowego w Granicy. Dlatego też powstał Dom Pracy Twórczej w Granicy, w którym prowadzimy warsztaty i zajęcia, organizujemy imprezy i wydarzenia. Od siedmiu lat – dwa razy w roku: w maju i w listopadzie – realizujemy choćby Dziady Kampinoskie, zgodnie ze słowiańską tradycją. To impreza, podczas której używamy wielu tematycznych rekwizytów, które tworzą między innymi uczestnicy naszych warsztatów plastycznych. To estetyka, która jest rozpoznawalna i charakterystyczna dla tego wydarzenia.
Tych samych rekwizytów użyliście do stworzenia w plenerze escape roomu „Widma. Sekretny Las”?
– Tak. Uznaliśmy, że chcemy zrobić kolejny krok, jeśli chodzi o promocję okolicy.
To nie był mój pomysł, ale wolontariuszy, młodych ludzi, którzy uznali, że to ciekawa formuła spędzania czasu, która przyciągnie nową grupę odbiorców: nie tylko rodziny z dziećmi, ale też starszą młodzież i osoby dorosłe.
Przy czym nasz escape room to bardziej escape land, bo jego całość znajduje się w lesie, na działce bezpośrednio przyległej do Domu Pracy Twórczej.
Czyli – wbrew wrażeniu, jakie można odnieść z „sensacyjnych” doniesień medialnych – nie jest usytuowany gdzieś w środku kniei?
– Nie. Nasza siedziba znajduje się tuż obok. Żeby skorzystać z tej atrakcji nie trzeba iść w głąb lasu. Ale też nie można przejść tej gry „z marszu”. Trzeba się umówić, żeby wszystkie zagadki, których rozwiązanie jest potrzebne do wykonania zadania, były gotowe. Potrzebna jest też obecność wolontariuszy. Wydaje się, że również tego nie mogli zrozumieć niektórzy dziennikarze, którzy ze zwykłej zabawy próbowali zrobić okultystyczne praktyki.
Oczywiście, na stworzenie instalacji mamy wszystkie zgody dyrekcji Parku Narodowego. Bez ich wiedzy i akceptacji niczego byśmy nie zrobili.
Skąd mieliście pieniądze na te działania?
– Złożyliśmy wniosek w ramach konkursu ogłoszonego przez Urząd Marszałkowski Województwa Mazowieckiego. Został wysoko oceniony i zaakceptowany do realizacji.
Również we wniosku nie ma żadnych odniesień do okultyzmu…
Ale sama konwencja „pokoju” jest oparta na słowiańskich wierzeniach?
– Tak – podobnie jak wspomniane Kampinoskie Dziady. Każda taka atrakcja, jak escape room, musi mieć swój scenariusz. Uznaliśmy, że odniesienie do bóstw władających różnymi żywiołami i sferami przyrody daje duże możliwości dla podkreślenia głównego przesłania naszej instalacji, czyli potrzeby ochrony lasu i dóbr naturalnych Parku. Pod koniec zeszłego roku stworzyliśmy więc instalację i w ramach testowej fazy projektu otworzyliśmy ją dla grup zorganizowanych, głównie szkolnych.
Nigdzie w okolicy, być może nawet w Polsce, nie ma podobnego „pokoju” zagadek, który byłby usytuowany w plenerze. To nowatorskie rozwiązanie, które pozwoliło nam też – powtórzę – wykorzystać już wcześniej istniejące rekwizyty i wcześniej obecne w naszych działaniach motywy. Nigdy nie budziły większych kontrowersji.
Tym razem wzbudziły…
– Albo zostały sztucznie rozbuchane.
Zarzucano wam również de facto marnotrawienie publicznych pieniędzy.
– Nasz projekt był kontrolowany. 10 grudnia odbyła się wizyta monitorująca z Urzędu Marszałkowskiego. Urzędniczki, mimo beznadziejnej pogody, przeszły cały scenariusz i wydały bardzo pozytywną opinię naszym działaniom.
Dlaczego więc escape land obecnie nie działa?
– Po fazie testów i kontroli uznaliśmy, że w temperaturze poniżej 5 stopni ta zabawa traci urok. Dlatego podjęliśmy decyzję, że będziemy udostępniać tę przestrzeń od kwietnia do listopada – skądinąd w rytm głównych imprez przez nas organizowanych.
I już teraz mamy rezerwacje od 1 kwietnia prawie na pół roku.
Czyli się nie zniechęcacie?
– Nie, chociaż wiele zrobiono, by do tego doprowadzić.
Poza atakami w mediach tradycyjnych i społecznościowych, próbowano po prostu zniszczyć instalację. Penetrowano ją, przesuwano – w celu kradzieży lub dewastacji – posągi i kukły.
Również dlatego zdecydowaliśmy się wszystko zabezpieczyć w budynku do kwietnia. Ale wrócimy w plener na wiosnę – za zgodą wszystkich zainteresowanych.
Jak pani myśli, dlaczego – skoro tego wszystkiego można się od pani dowiedzieć – ktoś wysuwa tak duże działa przeciwko waszym działaniom jak oskarżenia o okultyzm, sekciarstwo i marnowanie publicznych funduszy?
– To długa historia lokalnych zapiekłości i różnic związanych z tym, kto kogo wspiera, kogo lubi i czyje działania ceni. Nie chcę się w nią zagłębiać, bo nie ma to wielkiego znaczenia dla meritum sprawy. Każdy może ocenić, czy nasze działania są atrakcyjne, czy nie, instalacja jest brzydka lub ładna. Ale ewentualna krytyczna ocena walorów edukacyjnych czy artystycznych to jedno, zaś robienie afery na dętych zarzutach – drugie.
Czy dziennikarze „Ekspresu Sochaczewskiego”, zwłaszcza inicjator całej sprawy, Janusz Szostak, zwracał się do państwa o stanowisko?
– Nie. Proponowaliśmy spotkanie, przejście naszej gry, chcieliśmy dziennikarzom pokazać, o co chodzi. Ale odmówili – podobnie jak zamieszczenia sprostowania. Nie mamy ochoty się z nimi o to kłócić.
Ale poszła fama na całą Polskę. Dzwoniły do nas kolejne media i te, które rzeczywiście zainteresowały się naszą opowieścią oraz faktami, na ogół rezygnowały z robienia sensacji, bo odkrywały, że nie ma na czym jej zbudować – że to zwykła zabawa, na którą pieniądze zostały przyznane w otwartym konkursie, która była kontrolowana i która przyniosła konkretne efekty i zyskała popularność. „Ekspres Sochaczewski” sprawę wciąż podkręca – cały czas na podstawie jednej, nakręconej przez Szostaka, relacji. Zaangażowała się również telewizja Trwam.
Cała ta sprawa wam zaszkodziła?
– Proszę pana, gdy ktoś mi osobiście ciśnie, to mówię: „trudno”. Mam dużą odporność, od lat działam w lokalnej organizacji społecznej – wiedziałam, że będziemy mieli i zwolenników, i przeciwników. Niejedne „pomyje” na mnie już wylano, a wciąż widzę sens swojej pracy.
Większy problem dotyczy naszych wolontariuszy, którzy są nagle oskarżani o okultyzm i pogańskie kulty. Ich praca społeczna nie tylko nie została doceniona, ale została wręcz sponiewierana. A to szesnasto- i siedemnastolatki. Mają rodziny, znajomych.
Nie zgadzam się na to, by ktoś stawał na tle naszego budynku i mówił o ich pracy, jak Janusz Szostak: „W cieniu tego zabytkowego krzyża powstało okultystyczne miejsce kultu pogańskiego”.
Nie ma mojej zgody na to, żeby ktokolwiek stawiał w złym świetle tę młodzież, która poświęca swój czas, angażuje się i robi kawał dobrej roboty dla siebie i dla innych. I to mnie w całej tej sprawie najbardziej porusza. Naprawdę nie moje samopoczucie.
Co teraz?
– Będziemy działać dalej. Składamy następny wniosek na realizację kolejnego escape landu. Tym razem będzie o krasnoludkach.
Mam nadzieję, że one nie okażą się okultystyczne.
Paulina Tramecourt – mieszkanka gminy Kampinos. Animatorka działań o wymiarze lokalnym. Od 2008 roku prezes Stowarzyszenia Cztery Krajobrazy, które ma na celu poprawę jakości szeroko pojętej oferty edukacyjnej w gminie Kampinos. Od 2016 roku dyrektorka Niepublicznej Placówki Kształcenia Ustawicznego „Dom Pracy Twórczej” w Granicy. Propagatorka i twórczyni wolontariatu młodzieżowego skupionego wokół Parków Narodowych, pasjonatka ekstremalnych podróży, miłośniczka sieciowania, uzależniona od pisania i realizacji projektów.
Komentuj z nami świat! Czekamy na Wasze opinie i felietony (maks. 4500 znaków plus zdjęcie) przesyłane na adres: redakcja@portal.ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.