Obywatelski Hufiec Pracy „Kultura” właśnie wrócił z kompletnie zniszczonego powodzią Wilkowa w woj. lubelskim. Przez cztery dni, organizując dzieciom artystyczne warsztaty w sąsiednim Rogowie, starali się ubarwić ich szarą rzeczywistość. Przy okazji przewartościowali pewne sprawy i sami mocno się zintegrowali.
Suche, bezlistne kikuty sterczące z ziemi. To pierwsze, co widzi się wjeżdżając do Wilkowa. – Niedawno urodzajna plantacja chmielu, dziś przypomina krajobraz po wybuchu bomby atomowej – opowiada Mike Urbaniak, szef Fundacji UPTOWN, która organizowała wyjazd. Dalej wcale nie jest lepiej. Wszędzie szary szlam, samochody i sprzęty rolnicze pokryte mułem, zawalone drewniane domy. Doskonale widać, że woda sięgnęła wysokości pierwszego piętra. Zabudowy z cegły odarte z tynku, schnąć muszą przynajmniej dwa miesiące, grzyb mieszka już w nich od dawna. Sklep spożywczy, lokalny bank, jedyna szkoła – w ruinie. W oczach strach i depresja – mieszkańcom gminy woda w godzinę zabrała dorobek całego życia. Pytanie, jak przetrwać nadchodzące miesiące i kolejne lata zadają sobie każdego dnia.
Powódź, która nawiedziła Polskę nie jest już newsowym tematem w codziennych wydaniach wiadomości. Ludzki dramat trwa jednak dalej. Żeby choć na chwilę oderwać mieszkańców jednej z zalanych miejscowości od fatalnej codzienności, grupka aktywistów powołała OHP – Obywatelski Hufiec Pracy „Kultura”. Właśnie wrócili z Rogowa, w którym między 22 a 26 lipca prowadzili warsztaty dla dzieci z zalanego Wilkowa.
Działać natychmiast
– Katarzyna Wyrozębska, animatorka kultury, artystka, pomysłodawczyni Hożartów nie mogła patrzeć, jak warszawiacy chodzą nad Wisłę i patrzą na podnoszącą wodę niemal jak na turystyczną atrakcję. Była właśnie po lekturze reportażu w Dużym Formacie, opisującego rzeczywistość ludzi, którym wielka woda zrujnowała życie – wspomina Mike Urbianiak, animator. Spotkali się, by pogadać o wspólnym projekcie. Szybko jednak rozmowa zeszła na powódź. Zadziałali natychmiast. Zebrali znajomych, kilka osób przyłączyło się dzięki informacjom zamieszczanym na blogach. Powstała 17-osobowa ekipa. – Skontaktowałem się z Polską Akcją Humanitarną, która zaproponowała, byśmy zadzwonili do Wilkowa. Wójt powiedział nam jednak, że zalane jest kompletnie wszystko, a dzieci z gminy dowożone są autokarami na półkolonie do pobliskiego Rogowa, który dzięki położeniu na wzgórzu, uniknął zatopienia. Dyrektor lokalnej szkoły bardzo się ucieszył z naszej propozycji – opowiada Mike.
Wiertarka lepsza od mleka
Wymyślili czterodniowe warsztaty artystyczne. – Żeby pomagać, trzeba wiedzieć jak, trzeba przede wszystkim dowiedzieć się, co ludziom jest naprawdę potrzebne. Postawiliśmy na to, na czym wszyscy znamy się najlepiej – na kulturę – mówi. Dostali grant z programu "Artystyczne wakacje. Pomoc dla dzieci z terenów dotkniętych powodzią", koordynowanego przez Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego. Równocześnie uruchomili konto, na które można było przekazywać pieniądze. Zbierali na wyprawki szkolne, podstawowe pomoce dydaktyczne. W klubokawiarni Chłodna 25, 5-10-15, Tel-Aviv Cafe, OSiR i Delikatesach, TR zostawiać można było dary rzeczowe. Nowe, bo jak mówi Mike Urbaniak, do powodzian trafiają nierzadko zepsute zabawki, lalki bez oka czy zużyte ubrania. – To nie o to chodzi. Ci ludzie stracili wszystko, ale nie stracili godności – podkreśla. – Jeśli przekazujemy rzeczy używane, pamiętajmy by oddawać tylko te, które są w naprawdę nienagannym stanie – przekonuje. – Jedna z zaprzyjaźnionych z nami osób podarowała laptopa. Nie był to nowy komputer, ale przekazany został w stanie idealnym. Niezmiernie przyda się w szkole, w której takiego sprzętu nie ma. Pomoc nie może uwłaczać.
Dodaje też, że nieskoordynowana i nieprzemyślana pomoc nie przynosi efektów. – Po co przekazywać kolejną porcję tej samej żywności, której kończy się data ważności? Widzieliśmy w Wilkowie góry jedzenia, które nadaje się już wyłącznie do śmieci. Każdemu, kto chciałby pomóc, proponuję najpierw zbadać faktyczne potrzeby. – Bardziej przyda się wiertarka do remontu niż kolejne mleko w proszku.
Twórczy weekend
Dzieciaki kończyły właśnie zajęcia z lubelskimi wolontariuszami. Dyrektor Mariusz Sierpień z entuzjazmem zareagował na pojawienie się OHP-owców. – Malujcie wszystko, w zerówce przydałoby się namalować smerfy, chcecie sprejować po szopie? Proszę bardzo – wspomina Mike pierwszy kontakt. Tak rozpoczęły się cztery dni w Rogowie. Każda z 17 osób skupionych wokół OHP Kultura wymyśliła własne zajęcia, w których dzieci mogły brać udział. Było malowanie t-shirtów farbami, sprejowanie, malowanie murali. Agata Mocarska, która prowadziła warsztaty lepienia w glinie, kursowała między Rogowem a Puławami, gdzie wypalała pomalowane przez dzieci dzieła. Marta Trakul tworzyła z najmłodszymi społeczną mapę miejscowości, Paulina Braun zbierała opowieści mieszkańców, z której dzieci tworzyły historię gminy, a Cezary Ciszewski z Miast w Komie zorganizował zajęcia z kręcenia filmów telefonami komórkowymi. Malka Kafka z kawiarni Tel-Aviv uczyła, jak z prostych składników wyczarować kolorowe i twórcze dania. Były także warsztaty fotograficzne. Miesto sprawił dzieciom niemałą frajdę dając im do rąk jednorazowe aparaty. – Dzieciaki były zachwycone, fotografowały tatę przy ciągniku, krowy na podwórku, wszystko czym chciały się pochwalić – wspomina Mike Urbaniak. Przez całe cztery dni architekt Andrzej Hunzvi wraz z połową ekipy i najmłodszymi uczestnikami budował drewniany domek-świetlicę.
Elastycznie do potrzeb
Weekend nie był z góry ograniczony rozplanowanym godzina po godzinie grafikiem zajęć. – Reagowaliśmy elastycznie. To my byliśmy tam dla nich, nie oni dla nas – mówi Mike. – W pewnym momencie chłopcy wspomnieli o łukach, więc ekipa zabrała się natychmiast za struganie patyków – dodaje. Aktywiści wyszli z inicjatywą potańcówki. „Koniecznie!” – zareagował sołtys i tak kilka godzin później w remizie zgromadzili się mieszkańcy miejscowości – od dzieci po emerytów. Przywieźliśmy trochę napojów, owoców, rozstawiliśmy projektor i puściliśmy muzykę – zabawa trwała ładnych kilka godzin. Za dekami stanął Andrzej Hunzvi i choć muzyka klubowa nie sprawdziła się w lokalnych okolicznościach przyrody, miejscowi natychmiast dostarczyli własne płyty i potańcówka przedłużana była trzy razy. – Okazało się, jak bardzo potrzebowali oddechu od swojej codzienności, jak intensywna była w nich chęć, by choć przez moment nie myśleć, że muszą zaraz wracać do swoich zniszczonych domów – wspomina Mike.
Grupa trudna
Wspólny wyjazd przyniósł pomoc nie tylko mieszkańcom zniszczonej miejscowości, ale zbawiennie podziałał także na przyjezdnych. Większość z nich znała się co prawda przed wyjazdem, ale to na miejscu zaczęła się prawdziwa integracja ich samych. – Grupa Trudna – tak się zaczęliśmy nazywać, bo nie lada wysiłkiem okazało się skoordynowanie działań 17 osób, z których każda jest artystą i indywidualistą jednocześnie. Każdy z nas miał swój własny pomysł, jak przeprowadzić zajęcia, co robić danego dnia, jak wszystko zorganizować najlepiej – mówi Mike Urbaniak. Dopiero wieczorami, na tarasie agroturystycznego gospodarstwa, w którym zamieszkali na cztery dni, mieli czas na omawianie własnej współpracy. Wspólne jedzenie malin, które miskami przynosiła im gospodyni i kawa ze świeżym mlekiem od krowy doprowadziły jednak do ustalenia, że wyjazd do Rogowa to dopiero początek pomocy, którą chcą nieść.
Świat InterCity
Komplet narzędzi zakupionych do budowy domku przekazali Ewie i Zbyszkowi – rodzinie z Wilkowa, z którą zaprzyjaźnili się podczas pobytu. Już teraz myślą, jak jeszcze mogą im pomóc. – Nie da się pomóc każdemu, bo nie chodzi o to, by po rozdzieleniu „darów” każdy dostał przysłowiowy worek cementu. Postanowiliśmy działać na mikroskalę i udzielić wsparcia konkretnej rodzinie. Zastanawiamy się teraz nad zebraniem większej ilości materiałów budowlanych, dzięki którym będą mogli wyremontować zniszczony dom – mówi Mike. Nie chcą deklarować, co jeszcze zrobią dla mieszkańców Wilkowa, ale na pewno nie chcą poprzestać na jednorazowym wyjeździe. W piątek, 30 lipca, zapraszają na barkę Andrzeja Hunzviego w Porcie Czerniakowskim. Pokażą zdjęcia i filmy z Rogowa, a każdy kto ma ochotę się do nich przyłączyć jest mile widziany. – Może wrócimy na jesieni, może zorganizujemy dzieciom półkolonie w zimie, zobaczymy… Myślimy też o doposażeniu lokalnej biblioteki, bo zdaliśmy sobie sprawę, że w takich miejscowościach jak Wilków czy Rogów do kultury prawie nie ma dostępu – mówi Mike. – Żyjemy w bańce mydlanej, organizując na co dzień to nasze warszawskie życie kulturalne. Pochłonięci swoimi sprawami egzystujemy w świecie InterCity – przemieszczamy się pociągami z jednego miasta do drugiego, zupełnie nie myśląc o tym, co dzieje się w miejscach, które oglądamy zza szyby klimatyzowanego przedziału. Pora to zmienić – dodaje.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)