MIŻEJEWSKI: To, czy liczba kadencji w Radzie Działalności Pożytku Publicznego powinna być ograniczona, czy nie, zależy od tego, jaką funkcję chcemy, żeby pełniła Rada. A w rzeczywistości jest to dziś bardziej funkcja ekspercka niż reprezentacyjna. Ograniczenie liczby kadencji nie rozwiąże problemów Rady, a może zaszkodzić jakości jej prac.
Postulaty, żeby w rozmaitych gremiach reprezentacyjnych – takich jak rady samorządowe czy nawet parlament – ograniczyć liczbę kadencji sprawowanych przez jednego człowieka pojawiają się regularnie. Miałoby to sprawić, żeby zasiadający w tych ciałach ludzie nie „oderwali się od rzeczywistości” oraz zapewnić niezbędną wymianę kadr. Rada Działalności Pożytku Publicznego na szczeblu krajowym nie jest jednak ciałem reprezentacyjnym organizacji pozarządowych, ale gremium eksperckim. Jej głównym celem jest wnoszenie pewnych problemów, z którymi stykają się organizacje, na forum ogólnokrajowym, a także przenoszenie określonych polityk publicznych na poziom regionalny i lokalny. Oczywiście, można przekonywać, że ekspertów zasiadających w Radzie również należy wymieniać. Uważam jednak, że ograniczenie liczby kadencji nie służy poprawie jakości jej pracy.
To ciężka praca, a nie zaszczyt
Byłem członkiem Rady przez jedną kadencję i wiem, że niektórzy członkowie ze strony pozarządowej, którzy uważali zasiadanie w Radzie właśnie za rodzaj reprezentowania sektora, kolokwialnie mówiąc, „wymiękali” wobec ogromu pracy, który Rada miała do wykonania. Zasiadanie w Radzie to nie jest zaszczyt, ale przede wszystkim zobowiązanie do wytężonej pracy. Pamiętajmy też, że jest to funkcja sprawowana społecznie.
Duża część naszej pracy odbywała się w zespołach roboczych, w których pracowaliśmy nad uwagami do ustaw, rozporządzeń, rozmaitych dokumentów prawnych i programowych. Czy ciągła wymiana kadr służyłaby temu, żeby to zadanie wykonywać dobrze? Oczywiście, nie chcę tego jednoznacznie przesądzać. Nie chciałbym też zakonserwowania jednego składu Rady na wiele kadencji – jednak to nie w poszczególnych osobach tkwi istota sprawy.
Nie rezygnujmy z doświadczenia
Rezygnowanie z doświadczenia, wiedzy i umiejętności poruszania się w świecie polityki, jaką nabywają członkowie Rady podczas swojej kadencji, nie jest rozwiązaniem dobrym z punktu widzenia interesów sektora. Przypominam też, że Rada nie działa w oderwaniu, ale w ścisłym związku i kontakcie z organizacjami pozarządowymi. Przejawem tego były spotkania członków Rady z organizacjami, które chciały z nimi porozmawiać i przedstawić im swoje problemy i doświadczenia.
Przyznam, że nie rozumiem istoty tego sporu. Kiedy słyszę argumenty, że ktoś komuś „blokuje miejsce”, zastanawiam się, o co chodzi ich autorowi. Chodzi o ludzi, którzy chcieliby koniecznie być w tym gremium, pokazać się, kreować na liderów? W Radzie trzeba ciężko pracować, to naprawdę trudna rola. I akurat osoby, którym zarzucano, że kolejny raz kandydują do Rady – a więc Jakub Wygnański, Krzysztof Balon i ksiądz Stanisław Słowik – były bardzo aktywne w działaniach Rady i wniosły wiele dobrego w jej pracę. Decyzję Jakuba Wygnańskiego o rezygnacji z kandydowania do Rady kolejnej kadencji przyjąłem ze smutkiem. Tak się składa, że w bardzo wielu sprawach się z nim nie zgadzam. Ale jest w Radzie potrzebny, choćby po to, by zapewnić pewnego rodzaju „pamięć instytucjonalną” – by ktoś pamiętał, jakie tematy i z jakim efektem były już omawiane. Jego brak w Radzie to spory deficyt, który będzie trudny do nadrobienia.
Szukajmy innych środków
Oczywiście, gdybyśmy uznali, że Rada powinna być przede wszystkim reprezentacją sektora, warto byłoby wrócić do tematu. Gdyby jednak zastosować w tym wypadku mechanizm wyborów powszechnych, okazałoby się, że najwięcej przedstawicieli mają kluby sportowe i Ochotnicze Straże Pożarne. Problemem nie jest bowiem obecność w Radzie przez kolejne lata tych samych ludzi, ale kwestia tego, czy wszystkie istotne obszary działalności pożytku publicznego są w niej należycie reprezentowane. Ograniczenie liczby kadencji na to jednak nie wpływa, gdyż mogą być wybierani wprawdzie inni ludzie, ale wciąż reprezentujący te same organizacje czy sfery działań. Trzeba szukać innych środków.
Jak wiadomo, skład Rady – spośród zgłoszonych kandydatur – dobiera obecnie minister. Nawiasem mówiąc, już samo to sprawia, że – przy zmieniających się rządach i ministrach – petryfikacja składu Rady na długie lata wydaje się niemożliwa. Wierzę jednak – i skład ostatniej kadencji na to wskazywał – że minister, dobierając członków Rady, myśli o tym, by byli to ludzie zajmujący się różnymi dziedzinami, mogący służyć swoim doświadczeniem i wiedzą na różnych polach.
Daleko od istoty sprawy
Właśnie brakiem reprezentowania niektórych obszarów martwiłbym się znacznie bardziej, niż obecnością tych samych osób w Radzie przez kolejną kadencję. Być może trzeba wzbogacić formułę Rady, w większym stopniu korzystać z możliwości dopraszania do jej składu i do zespołów roboczych osób zajmujących się konkretnymi kwestiami – na przykład ekologią, równym statusem czy kulturą.
Warto też na pewno namawiać ministra – albo zapewnić to ustawowo – by wybierał do składu Rady osoby z różnych rejonów Polski, na pewno nie tylko z Warszawy. Tyle tylko, że tych wszystkich – naprawdę istotnych – celów nie osiągniemy za pomocą ograniczenia liczby kadencji poszczególnych osób. Potrzebne są inne rozwiązania. Dyskusja nad liczbą kadencji nie dotyka istoty sprawy, a doprowadza do tego, że osoby z wielkim doświadczeniem i wiedzą, przestają służyć sektorowi w tej ważnej roli.
Dyskusja nad liczbą kadencji nie dotyka istoty sprawy, a sprawia, że osoby z doświadczeniem przestają służyć sektorowi w tej ważnej roli.