Odkrywamy korzenie - dzieci z Rodzinnego Domu Dziecka na Białorusi odwiedziły Warszawę
W pierwszym tygodniu sierpnia gościła w Warszawie grupa dzieci z rodzinnego domu dziecka na Białorusi. Dzieci przybyły do Warszawy na zaproszenie Stowarzyszenia Centrum Inicjatyw Międzykulturowych oraz Stowarzyszenia Expatria. Jak spędziły czas w stolicy Polski i co ten pobyt dla nich znaczył? O tym w relacji z ich pobytu.
Centrum Inicjatyw Międzykulturowych od początku swojego istnienia otaczało opieką dzieci uchodźców mieszkających w ośrodkach dla cudzoziemców. Myśl o tym, aby zrobić coś dobrego dla dzieci polonijnych z Europy Wschodniej pojawiła się po raz pierwszy w 2009 roku podczas przygotowań do Wakacyjnego Programu Adaptacji Dzieci Czeczeńskich. Nie byliśmy wówczas gotowi na taką zmianę. Wiedzieliśmy jednak, że nasze doświadczenia można przełożyć i wykorzystać w przyszłości, aby wnieść trochę radości również w życie maluchów z krajów byłego ZSRR.
Decyzja o tym, że spróbujemy wspólnymi siłami zrobić jakiś niewielki gest dla dzieci polskiego pochodzenia zapadła w 2011 roku. Małgorzata Klepacka – do 2012 roku pełniąca funkcję Prezesa Zarządu CIM – wiedziała, że warto znaleźć miejsce, które będzie dostosowane do możliwości organizacji. Nasza pomoc byłaby kroplą w morzu potrzeb w dużym mieście. Chcieliśmy zacząć nasz wschodni eksperyment od małej miejscowości, co do której będziemy mieli pewność, że takiej pomocy chce i potrzebuje. W pewnej chwili serce zabiło mocniej. Gosia Klepacka trafiła na ślad bogdanowskiego rodzinnego domu dziecka prowadzonego przez Polkę – Helenę Dworecką, do którego trafiają przede wszystkim dzieci o polskich korzeniach.
Pani Helena Dworecka jest Polką urodzoną na Białorusi. Pochodzi z dużego miasta leżącego w okolicach Czarnobyla, gdzie ukończyła szkołę medyczną. Nie planowała, że zwiąże swoje życie z niesieniem pomocy porzuconym dzieciom. Los sprawił, że ponad 10 lat temu pani Helena na prośbę znajomego księdza przyjechała na miesiąc do Bogdanowa. Miała tam opiekować się dwiema staruszkami pod nieobecność przyjaciela. Wtedy właśnie na jej drodze pojawiła się Alesia – dziewczynka, która uciekając przed agresywnymi i wciąż pijącymi rodzicami zamieszkała w szałasie w lesie. Dziecko było brudne i poranione, miało odmrożone ręce i nogi, żebrało na ulicy prosząc o kawałek chleba. Pani Helena początkowo nie mogła uwierzyć, że małe dziecko jest w stanie zbudować szałas i żyć bez opieki dorosłych. Alesia jednak pokazała jej swój dom. Pani Helena zaprosiła dziewczynkę na obiad i tak już zostało. Takie były właśnie początki rodzinnej placówki pani Heleny. Wkrótce w domu pojawiły się kolejne dzieci, których historie są równie poruszające.
Gosia Klepacka skontaktowała się z Konradem Pruszyńskim – wiceprezesem Stowarzyszenia Expatria, którego działalność opisywaliśmy w Numerze 4, 2011 Dialogu Międzykulturowego. Stowarzyszenie Expatria od kilku lat wspiera dom pani Heleny, a przede wszystkim pomaga w finansowaniu leczenia dzieci. Konrad Pruszyński podzielił się z nami swoimi doświadczeniami i dał nam wiele cennych wskazówek dotyczących prowadzenia działalności charytatywnej na Białorusi. Dowiedzieliśmy się, że możemy trafić na liczne bariery, bo po drugiej stronie granicy nic nie jest takie proste jak w Polsce. Pomoc białoruskim organizacjom może zostać odczytana jako wrogi gest i grozi zatrzymaniem. Wciąż powszechne są donosy, zdarza się przeszukiwanie przesyłek na poczcie. Z drugiej jednak strony mieszkańcy białoruskiej wsi naprawdę żyją bardzo biednie, na co dodatkowo wpływa sytuacja gospodarcza kraju. Dzieci wychowuje ulica, bo alkohol bardziej angażuje rodziców niż los ich pociech.
Centrum Inicjatyw Międzykulturowych zbadało potrzeby małych mieszkańców rodzinnego domu dziecka. Zorganizowano dwa transporty z darami i przeprowadzono akcję świąteczną, dzięki której dzieci znalazły pod choinką wymarzone prezenty. Tuż po akcji świątecznej, gdy odebraliśmy serdeczne podziękowania od pani Heleny, zaczęła kiełkować myśl o tym, aby zaprosić podopiecznych domu w Bogdanowie do nas. Gdy zapadła decyzja o zorganizowaniu im wakacyjnego pobytu w Warszawie, gorąco wierzyliśmy, że to po prostu musi się udać.
W sierpniu 2012 roku akcja pod hasłem "Odkrywamy korzenie" stała się faktem. Jadąc w strugach deszczu na dworzec nie mogliśmy doczekać się tego spotkania. Tam czekali na nas: Waldek (6 lat), Tania (7 lat), Alojzy (9 lat), Paulina (10 lat), Aleksandra (10 lat), Mikołaj (11 lat), Denis (13 lat). W tym momencie chyba jeszcze nie mieliśmy świadomości, że wizyta w Polsce będzie dla nich tak wielkim przeżyciem.
Dzieci po całonocnej drodze były zmęczone, ale nie chciały spać. Najpierw zapoznały się z miejscem, które przez kilka dni będzie ich drugim domem. Gdy dojechaliśmy do potężnego, szarego, obrośniętego obficie bluszczem gmachu Prywatnego Gimnazjum i Liceum Sióstr Nazaretanek, niektóre dzieci nie kryły fascynacji. Sympatyczna siostra Karolina Szpak przywitała nas i oprowadziła po Internacie. Dzieci obejrzała swoje pokoje, kuchnię z jadalnią, łazienki oraz świetlicę z dużym telewizorem, w której pozostawiliśmy dla nich gry i zabawki. Po śniadaniu i krótkim odpoczynku grupa ruszyła zwiedzać Wilanów. Dla małego Waldka już pierwsze chwile w dużym mieście były wielkim zaskoczeniem. Chłopiec dowiedział się, czym są i do czego służą "czerwone i zielone lampki" przy przejściu dla pieszych. W Wilanowie grupa spędziła sporo czasu zwiedzając, spacerując i biorąc udział w bardzo ciekawych warsztatach. To była cenna lekcja, zwłaszcza dla starszych dzieci, które dobrze znają język polski i chcą poznać również historię. Po zajęciach w Wilanowie dzieci zjadły obiad w barze mlecznym. Odetchnęliśmy z ulgą widząc, że podane porcje szybko znikają z talerzy. Okazało się, że łatwiej trafić w gusta kulinarne grupy białoruskiej niż czeczeńskiej. W swojej wcześniejszej pracy mieliśmy różne przypadki niezjedzonych obiadów, ale tym razem było zupełnie inaczej. Dzieci mają apetyt i wszystko im smakuje. Może z wyjątkiem Paulinki, która powiedziała, że jest tak przejęta, że trudno jej jeść. Po obiedzie dzieci potrzebowały odpoczynku, więc zmodyfikowaliśmy nasze plany. Dopiero po drzemce w słońcu na trawie postanowiliśmy wjechać super szybką windą na taras widokowy Pałacu Kultury i Nauki. Panorama miasta zrobiła duże wrażenie na maluchach, a pani Helena nie kryła swojego zainteresowania imponującym budynkiem Pałacu Kultury i Nauki. Na koniec dnia przygotowaliśmy specjalną niespodziankę – wspólną ucztę dzieci i organizatorów w restauracji McDonald’s. Kanapki, frytki i napoje szybko znikały ze stołów, a zabawki z filmu Madagaskar 3 bardzo przypadły dzieciom do gustu. Maluchy nie chciały rozstać się z pudełkami od zestawów Happy Meal. Dziewczynki zaproponowały, że słomki do napojów zabiorą ze sobą na Białoruś i wykorzystają do sadzenia pomidorów. Należy podkreślić, że tak właśnie żyje się w Bogdanowie. Sadzi się warzywa i owoce, a na zimę przygotowuje się setki słoików z przetworami. W chwilę zadumy wprowadził nas Walduś. Z zainteresowaniem przyglądał się zabawce z zestawu. Najpierw widać cztery pingwinki, ale gdy wykona się odpowiedni ruch zostaje tylko jeden. Chłopiec przyglądał się osamotnionemu pingwinkowi i wyjaśnił nam, że pingwinek został sam, bo porzucili go rodzice. Z pewnością inny był zamysł konstruktora zabawki, jednakże Waldkowi trudno zapomnieć o krzywdzie, jaka go spotkała. A nam trudno uwierzyć, że można nie kochać tak uroczego i roześmianego chłopca. Niestety był on przeszkodą dla rodziców w nieustających libacjach alkoholowych. Waldek trafił do domu pani Heleny w wieku 3 lat. Wcześniej rodzice dolewali mu wódki do mleka, aby zasnął i nie przeszkadzał w zabawie. Maluch po takim "obiedzie" wyczołgał się z domu przez okno i szedł wiejską drogą, aż stracił przytomność. Wówczas zabrało go pogotowie.
Wieczorem dzieci i pani Helena odpoczywali po ciężkim dniu. Denis i Alojzy do północy oglądali samochody i dziwili się, że jest ich tak wiele.
Następnego dnia po śniadaniu na dzieci czekało wiele atrakcji. Wspaniałym doświadczeniem było dla nich odwiedzenie Centrum Nauki Kopernik. Takiego miejsca jeszcze nie widzieli. Dostali instrukcję, że mogą dotknąć absolutnie wszystkiego, co znajduje się w budynku, bo CNK to przecież nie jest muzeum. Alojzy biegał zatrzymując się co chwilę, aby niczego nie przeoczyć. Na popołudnie zaplanowaliśmy zajęcia folklorystyczne – ozdabianie pudełek techniką decoupage. Dzieci radziły sobie całkiem dobrze. Mikołaj ma duże zdolności plastyczne i wyróżnia się na tle grupy. Już wcześniej widzieliśmy jego rysunki – są naprawdę fajne. Mamy nadzieję, że chłopiec będzie rozwijał swoje predyspozycje. Tylko Denis wydawał się smutny i niedostępny.
Pani Helena zapytana o to, czy smakują im śniadania przygotowywane przez siostry odparła – pani Małgosiu, my tu mamy Amerykę! Płatki, Nutella, wędlina na śniadanie. To są rarytasy. Rzeczywiście żywność na Białorusi jest bardzo droga, szczególnie towary "luksusowe".
Kolejny dzień wymagał ogromnej cierpliwości Konrada Pruszyńskiego, któremu przypadła w planie wizyta w Parku Wodnym Warszawianka. Dzieci po raz pierwszy w życiu miały okazję odwiedzić takie miejsce. Trudno było więc zapanować im nad emocjami. Zjeżdżalnie, zabawki, baseniki… to wszystko nagle znalazło się w zasięgu wzroku. Trzeba było wszystko sprawdzić i przetestować. Żadne z dzieci nie potrafiło pływać, więc pojawiły się obawy, czy z tych szaleństw wszyscy wyjdą cało☺ Jesteśmy przekonani, że nasi goście nigdy nie zapomną tego dnia.
Po tych wszystkich atrakcjach przyszła pora na ciąg dalszy zwiedzania Warszawy. Następnego dnia grupa ruszyła do Łazienek i na Stare Miasto. Po obiedzie, który już tradycyjnie zjedliśmy w barze mlecznym, przygotowaliśmy specjalną niespodziankę – pijalnię czekolady. Chyba każde dziecko uwielbia oglądać te wystawy z pralinkami i małymi arcydziełami z czekolady w Staroświeckim Sklepiku oraz pić mleczną czekoladę. Później grupa zwiedziła ogrody Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego. Kolejnym punktem w naszym planie dnia było szaleństwo w centrum rozrywki Hulakula. Starsze dzieci próbowały swoich sił w kręglach. Początkowo trochę bez przekonania, ale po 10 minutach widać było, że po prostu bardzo im się to podoba. Tylko Mikołaj przez pierwsze 15 minut stał z boku i nie chciał wziąć kuli do ręki. Jest bardzo nieśmiały i ma problemy ze zdrowiem. Zaniedbywany przez matkę alkoholiczkę cierpiał na przewlekłe zapalenie płuc. Lekarze musieli usunąć mu jedno płuco. Mikołaj mieszka w Bogdanowie razem ze swoją siostrzyczką – Tanią. Nie namawialiśmy Mikołaja do gry. Po krótkim czasie sam zdecydował, że chce spróbować i chłopcy grali przez 2 godziny bez przerwy. W tym czasie maluchy buszowały w basenikach z kolorowymi piłeczkami.
Tego dnia dowiedzieliśmy się, co jest powodem smutku Denisa. W rozmowie z panią Heleną chłopiec opowiedział o swoim żalu do rodziców. Przyznał też, że jest im wdzięczny, że go zostawili, bo w przeciwnym wypadku nigdy nie przyjechałby do Warszawy. Po takiej informacji trudno opanować łzy. Wieczorem wszyscy byliśmy przygnębieni, a jednocześnie przepełniała nas radość, że możemy dać tym dzieciom trochę szczęścia. Denis i Aleksandra pochodzą z trudnej rodziny. Chłopiec jest poważny i jak na swój wiek zbyt odpowiedzialny. Uciekając przed rodzicami, chował się na podwórku w budzie dla psa. Dotychczas, widząc budę mówi, że kiedyś to był jego dom. Podczas gry w kręgle Denis po raz pierwszy podszedł do Gosi Klepackiej i powiedział, że dziękuje za wszystko.
Kolejnego dnia musieliśmy podleczyć przeziębienia dzieci. Odłożyliśmy na bok harmonogram i pozwoliliśmy sprawom toczyć się swoim własnym tempem. W porze obiadu do drzwi Internatu zapukał kurier z pizzą. Dzieci uwielbiają takie niespodzianki. Popołudniu już wszyscy poza Mikołajem czuli się lepiej. Na wieczór postanowiliśmy przygotować coś wyjątkowego. Nasi goście z Bogdanowa bardzo lubią żurek. Smak tej zupy znają jednak wyłącznie "z torebki". Kiedyś dostali zupki w proszku i rozsmakowali się w nich. Postanowiliśmy pokazać im, że prawdziwy żurek jest jeszcze lepszy. Spontanicznie pobiegliśmy do sklepu po kiełbasę, jajka i inne produkty niezbędne do przygotowania żurku. W ten sposób przygotowaliśmy iście polską kolację. Aleksandra po zjedzeniu pełnego talerza zupy wzięła jeszcze dwie dokładki. Ola jest bardzo sympatyczną dziewczynką. Zawsze uprzejma i uśmiechnięta. Ładnie mówi po polsku. Wraz z Pauliną startuje w konkursach recytatorskich, gdzie prezentuje polskie wiersze.
W niedzielę dzieci czuły się już dobrze. Również pogoda zaczęła nam sprzyjać. Wreszcie mogliśmy udać się na obiecaną wycieczkę do ZOO. Maluchy nie mogły doczekać się, aż zobaczą prawdziwego lwa i słonia. Bardzo długo spacerowały zatrzymując się przy wszystkich klatkach i wybiegach. Starsi chłopcy natomiast strasznie chcieli odwiedzić kameleona. Tania zaczekała z panią Heleną przed budynkiem z gadami, bo boi się ich. Pierwsza wizyta w ZOO była dla maluchów ważnym doświadczeniem, zwłaszcza że następnego dnia te same zwierzaki mogły oglądać w kinie, do którego wybraliśmy się, aby zobaczyć film Madagaskar 3. Bardzo miłym punktem niedzielnej wyprawy była wizyta w Manufakturze Cukierków. Obserwowaliśmy, jak powstają nie tylko słodkie, ale i wyjątkowo ładne cukierki. Następnie z kolorowej masy dzieci same mogły wykonać lizaka. Z wielkim trudem powstrzymaliśmy grupę przed natychmiastowym zjedzeniem słodyczy. Wiecznie uśmiechnięty Waldek i tym razem nie mógł powstrzymać wybuchu radości, gdy zobaczył zrobionego przez siebie kolorowego lizaka. Nie zapomnimy nigdy jego uśmiechu.
Dziś czujemy pustkę, bo zdążyliśmy przyzwyczaić się do obecności dzieci i ich opiekunki. Ale przed wyjazdem wszyscy mieszkańcy Bogdanowa zaprosili nas do siebie. Z pewnością będzie jeszcze wiele okazji, aby się spotkać.
Dziękujemy:
-
Fundacji Bankowej im. dr. Mariana Kantona
-
Panu Mirosławowi – prywatnemu darczyńcy
-
Prywatnemu Gimnazjum i Liceum Sióstr Nazaretanek (Internat)
-
siostrze Karolinie Szpak - za zaangażowanie i troskliwą opiekę w Internacie
-
Centrum Nauki Kopernik
-
Hulakuli
-
Parkowi Wodnemu Warszawianka
-
Pauli Rapiej (Muzeum Pałac w Wilanowie)
-
Parkowi linowemu w Powsinie
-
Agencji Artystycznej Mimello
oraz naszemu partnerowi - Stowarzyszeniu Expatria.
Zachęcamy do lektory czasopisma "Dialog Międzykulturowy", w którym ukazał się artykuł.
Źródło: Dialog Międzykulturowy