15 urodziny skłotu „Rozbrat” w Poznaniu będą świętowane 18 i 19 września 2009 w gronie kilkuset osób z kraju i zagranicy. O dążeniach i celach, zmianach, otwartości na innych, zaletach i wadach, międzypokoleniowości i momentach przełomowych najstarszego skłotu w Polsce rozmawiamy z aktywistami i aktywistkami „Rozbratu”.
15 lat funkcjonowania każdej grupy zawsze robi wrażenie. Tym bardziej w przypadku tak niespotykanej w naszym kraju struktury, jaką jest skłot. Jakie refleksje, odczucia wywołuje w każdym z Was fakt 15 lat istnienia „Rozbratu”?
Tomek: Przez te 15 lat skłot bardzo się zmienił. Na początku był jedynie mieszkaniem dla kilkunastu osób, w tej chwili stanowi sprawnie działający ośrodek polityczno-społeczno-kulturalny. To plus. Minusem jest dla mnie to, że jest bardzo duża rotacja - wiele osób pojawiało się, angażowało dosłownie na moment i odchodziło. Po latach okazywało się, że byli kimś, kim nigdy nie chcieli być, będąc tutaj. Myślę, że takie zjawisko jest wpisane w istotę skłotów. Cenne jest to, że cały czas są ludzie, którzy do nas przychodzą, są ciekawi i mają chęci. Choć faktem jest, że rodzaj aktywności, proponowany przez „Rozbrat” przyciąga już mniej osób niż kiedyś.
Marysia: Żałuję, że „Rozbrat” jest jedynym takim ośrodkiem w Poznaniu. Gdyby było ich więcej, moglibyśmy się bardziej otwierać, współpracować, tworzyć większą całość. Jesteśmy „sami”, a to może skutkować np. zamykaniem się grupy do wewnątrz w momencie, bo nie ma tlenu z zewnątrz. Myślę, że to jest zagrożenie dla „Rozbratu”. Bardzo byśmy tego nie chcieli, gdyż z założenia zależy nam na otwartości, jesteśmy przeciwni jakimkolwiek gettom, również mentalnym. Czasami boję się, że możemy stać się ofiarą tego ograniczania się tylko do skłotu (jako miejsca, ale też jako ruchu, światopoglądu) i niezauważania tego, co poza nim. Powinniśmy zwracać na to uwagę.
Karina: Jedną z zalet „Rozbratu” jest jego otwarta formuła – pokazujemy na przykład, że są inne wyjścia , że jest alternatywa. Począwszy od organizacji imprez, wykładów, wystaw po skomplikowane nieraz remonty. Dowiedliśmy już nieraz, że nie potrzebujemy drogich fachowców, by wyremontować dach ani drogich artystów, by zrobić świetną imprezę. Nie mamy superprofesjonalnego nagłośnienia, a uznani muzycy i tak potrafią u nas zagrać. To pokazuje, że nie wszystko musi funkcjonować tak, jak nam się mówi, czyli tylko wtedy, kiedy masz pieniądze, zezwolenia itp.
Niebezpieczeństwem skłotów natomiast jest to, że ludzie zaczynają budować swoją tożsamość poprzez tożsamość skłotersa. Cały ich światopogląd kreuje się w tym jednym miejscu i tylko w nim są w stanie realizować swoje idee. A nam nie o to chodzi, by tworzyć jedną małą wyspę na mapie miasta, ale by być otwartym na innych ludzi i inne spojrzenia.
Jak myślicie, dzięki jakim wartościom, czynnikom, umiejętnościom skłot istnieje już 15 rok? Skłot czyli ludzie z nim związani.
Tomek: Też mnie to czasem zastanawia, gdyż przy takiej rotacji ludzi mogłoby być trudno utrzymać swego rodzaju „ciągłość”. A jednak udaje się. Myślę, że w dużej mierze wynika to z faktu, że wiele osób, niekoniecznie na samym skłocie zamieszkujących, jest zaangażowanych w działania z nim związane od wielu lat, nieraz od samego początku. Osoby te nadają pewien bieg temu, co się tutaj dzieje, a „nowi” wchodzą już wówczas w pewną zorganizowaną strukturę i nie rozpoczynają wszystkiego od początku. Podstawą są umiejętności porozumiewania się między sobą. Czy znaczenie ma wspólna idea? Nie do końca, gdyż wokół skłotu przeróżnych idei jest naprawdę sporo. Najważniejsze, by umieć się ze sobą komunikować, dochodzić do porozumienia i wspólnie działać.
Marysia: Jest to miejsce bardzo różnorodne pod względem rodzajów działalności, co powoduje, że trafiamy do większej liczby osób niż gdybyśmy się skupiali wyłącznie np. na polityce. Każda inicjatywa jest tak samo ważna, ale są nurty bardziej „docierające” do ludzi. Mam na myśli koncerty i szeroko rozumianą sferę kulturalno-artystyczną. Dzięki niej ludzie często angażują później się w kwestie „trudniejsze”. Nie dla wszystkich studiowanie aspektów ideowych jest atrakcyjne od razu. Oczywiście, czas weryfikuje, kto zostaje w ruchu, a kto nie… Będąc na skłocie dłużej, ciężko jest tak naprawdę oddzielić od siebie kwestie ideowe od, powiedzmy, „towarzyskich”.
Karina: Myślę, że wielu ludzi ma potrzebę poszukiwania innych możliwości. „Rozbrat” jest jedynym miejscem w Poznaniu, pokazującym, że można inaczej, co poniekąd naturalnie napędza jego istnienie i rozwój. Ludzie przychodzą na skłot przede wszystkim dlatego, że myślą, że tu jest „alternatywnie”. Swoją drogą, to może stanowić bolączkę takich miejsc, gdyż alternatywa jest w modzie. Nie trzeba robić za wiele, by być „alternatywnym”. Na skłocie coraz mniej jest buntu, czyli odkrywania w pewnym momencie swojego życia, że świat nie jest OK. Najważniejsze czynniki, według mnie, by przetrwać to wzajemny szacunek i umiejętność współpracy.
A co okazało się trudne, co trzeba było zmienić, ulepszyć?
Tomek: Zmieniło się to, że należało się nauczyć dochodzenia do dobrych relacji wewnątrz samych mieszkańców. Na samym początku na skłocie mieszkali tylko znajomi. Owszem, nie prowadziliśmy wtedy tak rozbudowanej działalności, było nas mniej i mieliśmy jakby też inny „rytm życia”. Spędzaliśmy wspólnie bardzo dużo czasu i komunikowaliśmy się bez większych problemów. Później zostało to trochę naderwane ze względów jak najbardziej naturalnych (rozrastanie się grupy itp.). Przez te 15 lat było kilka momentów, w których ludzie tutaj mieszkający nie czuli się ze sobą jak kumple. Teraz też są jakieś konflikty, ale niewielkie. Od pewnego czasu mieszka na skłocie stała ekipa, która dobrze się ze sobą dogaduje.
Karina: Około 5 lat temu był duży konflikt pomiędzy mieszkańcami skłotu a członkami Federacji Anarchistycznej sekcji Poznań, mającej „siedzibę” na „Rozbracie”. Komunikacja była słaba, „podzielono” sam teren skotu. Tylna część skłotu była „terenem” mieszkańców, a przednia Federacji. Załagodzono spór, gdy zmieniliśmy formułę spotkań kolektywnych, czyli tych, w których uczestniczyli wszyscy razem. Ludzie zaczęli ze sobą rozmawiać, otwierać się na innych. Wtedy wielu mieszkańców „wykruszyło się”. Skłot był dla nich darmowym mieszkaniem, ale sami nie mieli za wiele do zaoferowania. Dyskutowaliśmy o tożsamości tego miejsca, o tym, czym ono ma być. Ludzie wówczas zaczynali się konkretnie określać i nie wszyscy byli zainteresowani jakąś poważniejszą działalnością. Od tamtej pory nie dopuszczamy do sytuacji, kiedy „Rozbrat” zaczyna być tylko „akademikiem”.
Jakie momenty były dla was przełomowe?
Tomek: Są trzy zdarzenia, których byłem uczestnikiem i które według mnie zmieniły charakter tego miejsca. Zaczęło się od pierwszego koncertu na „Rozbracie” w 1995 roku. Był straszny pod względem technicznym, ale spowodował, że zaczęliśmy robić imprezy na skłocie cyklicznie. Bardzo nas to wtedy zmotywowało. Druga rzecz, niestety bardziej tragiczna, to napad skinheadów na „Rozbrat”. Omal nie zabito nożem dziewczyny w jej własnym łóżku. Po tym napadzie wiele osób, które mieszkały na skłocie od początku, wyprowadziło się – to było zbyt dla nich ciężkie psychicznie, co jest jak najbardziej zrozumiałe. Trzeci ważny moment to 10-lecie „Rozbratu”, po którym zostały poprawione i od nowa wdrażane zasady kolektywu.
Karina: Dla mnie bardzo istotnym momentem było przyjście komornika na „Rozbrat” w styczniu 2008. Był to pierwszy wyraźny sygnał, że sprawa sprzedaży tych terenów to nie żarty. To zmieniło podejście ludzi do skłotu. W ciągu pół roku zrobiliśmy wiele remontów, niekiedy czekających od lat. Byliśmy bardzo zdeterminowani, chcieliśmy pokazać, że ciągle tu jesteśmy, że zmieniamy to miejsce i walczymy o nie. Okazało się też, komu tak naprawdę na tym miejscu zależy.
Drugim ważnym zdarzeniem była demonstracja w obronie „Rozbratu” 9 maja 2009 roku. Większość z nas była zszokowana ogromną liczbą osób, wrażenie zrobił zwłaszcza udział „osób z miasta”, którzy nie przychodzą tutaj na koncerty, nie mają dreadów, kolczyków itd. Dla wielu była to najlepsza demonstracja w ich życiu.
Marysia: Sądzę, że na „Rozbracie” cały czas dzieją się takie małe momenty przełomowe. Mam na myśli kolejną udaną, wspólną akcję, nowe podejmowane działania itd. To ważne, bo mobilizuje i ładuje baterie. Dla każdego to może być coś innego.
Co mogłoby być na „Rozbracie” lepsze?
Tomek: Tak naprawdę wszystko jest poprawiane i ulepszane na bieżąco. Najważniejsze jest to, by „Rozbrat” istniał. Jak wymyślimy coś lepszego, będziemy się starać to wdrażać.
Marysia: Na pewno każdy chciałby coś ulepszyć. Są rzeczy, których nie przeskoczymy, np. stare budynki. Nie zburzymy ich i nie wybudujemy nowych. To, co jesteśmy w stanie ulepszać, ulepszamy regularnie.
Ja bym chciała, by u ludzi nie dochodziło do budowania własnej tożsamości „na Rozbracie”, czyli ograniczania się tylko do tego, co „zaoferować” może „Rozbrat”. Nie chciałabym, aby „Rozbrat” był kojarzony np. tylko z subkulturą punkową. Zależy mi na tym, aby występowało u nas jak najwięcej różnych zespołów, artystów, abyśmy my sami także poszerzali horyzonty. Nie chciałabym, abyśmy stali w miejscu.
Karina: Byłoby świetnie, gdyby ludzie wiedzieli, że skłot jest otwarty na podejmowanie przeróżnych inicjatyw, że można śmiało mówić o swoich pomysłach, by były tu możliwości działania w takich materiach, na jakie w Poznaniu nie ma miejsca. By ludzie uczyli się tu postrzegania i robienia rzeczy w nowy sposób, którego nie znają tylko dlatego, że nie mieli wcześniej takiej możliwości.
Co „Rozbrat” przygotował na świętowanie swoich 15 urodzin?
Karina: Impreza trwa dwa dni. Będą jednocześnie dwie sceny - to jest nasz eksperyment. Pierwsza scena będzie, jak co roku, na dużej sali koncertowej, a druga w namiocie cyrkowym. Na obu przez całą noc będą grali didżeje. Będzie też pojedynek vj-ski, - vj-e będą puszczać na ekranach swoje wizualizacje. Późnym wieczorem oczywiście afterparty. A także różne gry i zabawy, warsztaty sitodruku, pokazy filmów. Nowością jest to, że druga scena nie będzie punkowa, ale bardziej w klimatach klubowych, od disco poprzez house, techno po trance i progressive. Mamy nadzieję, że się ludziom spodoba.
Źródło: inf. własna ngo.pl