Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
ngo.pl używa plików cookies, żeby ułatwić Ci korzystanie z serwisuTen komunikat zniknie przy Twojej następnej wizycie.
Dowiedz się więcej o plikach cookies
Dzięki Obywatelskiej Inicjatywie Uchwałodawczej ludzie mają możliwość dochodzenia do zmian, których pragną, nie tylko poprzez udział w wyborach raz na kilka lat – przekonuje w rozmowie z ngo.pl Waldemar Duczmal, prezes Stowarzyszenia Akcja Konin i entuzjasta społecznej partycypacji.
Ignacy Dudkiewicz, ngo.pl: – Czy Obywatelska Inicjatywa Uchwałodawcza na poziomie samorządów nie działa?
Waldemar Duczmal: – Dane są różne. Niektóre opracowania wskazują, że zasady dotyczące obywatelskiej inicjatywy uchwałodawczej, a więc pozwalające mieszkańcom na to, by sami zgłaszali projekty uchwał, posiada nawet 40% samorządów. Mówię „nawet”, bo z naszej ankiety, na którą odpowiedziało prawie 1400 urzędów, wynika, że takie rozwiązanie wprowadziło jedynie 21% samorządów. To mało.
Reklama
A tam, gdzie OIU jest ujęta w prawie, rzeczywiście jest wykorzystywana?
W.D.: – W Koninie, gdzie działam, przepisy dotyczące OIU działają od pięciu lat. W tym czasie złożono dziesięć projektów uchwał, z których połowę złożyliśmy w ramach inicjatywy Akcja Konin. Wszystkie nasze projekty weszły w życie. Chciałbym, by tak samo było w innych miejscach. Temu służą nasze działania.
Narzędzia partycypacyjne się rozwijają – jest budżet obywatelski, inicjatywa lokalna. Ale inicjatywa uchwałodawcza ma to do siebie, że jej przygotowanie dodatkowo edukuje mieszkańców w zakresie tego, jak pisać uchwały, jakie projekty mają szansę – czyli, tak naprawdę w zakresie tego, jak działa samorząd.
Dlaczego w tak niewielu jednostkach samorządu terytorialnego możliwość zgłaszania OIU w ogóle funkcjonuje?
W.D.: – Kiedy rozmawiałem z przedstawicielami samorządów, kilka razy pojawiało się stwierdzenie, że inicjatywy uchwałodawcze stanowią po prostu straszny kłopot dla włodarzy miasta. Bo mieszkańcy, nie ma co tego ukrywać, często myślą, że realizacja ich pomysłu jest prosta. Wskazują, co należałoby zrobić, nawet jeśli takie działanie nie ma żadnego zabezpieczenia finansowego, nie zastanawiają się nad skutkami wprowadzenia w życie danego pomysłu czy nie policzyli, ile to będzie kosztować. A to wszystko powinno się znaleźć w dobrym projekcie uchwały. To miałem na myśli, mówiąc o edukacyjnej roli OIU jako mechanizmu. Chcemy uczyć i mieszkańców, i samorządowców, jak z niego korzystać.
Czym zatem charakteryzuje się dobrze przygotowana uchwała?
W.D.: – Wszystko zależy od tego, jakimi zasobami kadrowymi dysponuje dana organizacja czy grupa mieszkańców. Największa liczba projektów uchwał dotyczy pomysłów, których realizacja nie kosztuje wiele: uczczenia historycznych postaci, nadania nazwy ulicy, placowi czy rondu. Takie projekty najczęściej przechodzą.
Ale to nie znaczy, że OIU nie może dotyczyć pomysłów, które skutkują naprawdę poważnymi finansowymi konsekwencjami. W dzielnicy Białołęka w Warszawie dzięki projektowi uchwały powstał szpital, który kosztował 40 milionów złotych i który trzeba wciąż utrzymywać. A przecież samorządy liczą obecnie każdą złotówkę…
Przygotowanie takiej uchwały wymaga sporej wiedzy i przygotowań…
W.D.: – Oczywiście, ale przecież robią to radni i urzędnicy, więc każdy może się tego nauczyć. Wymaga też otwartości i woli porozumienia z obu stron. Zawsze zachęcam ludzi, żeby nie tworzyli projektów uchwał sobie a muzom. W trakcie pisania projektu warto zwracać się też do prezydentów miast, burmistrzów, a także do radnych, którzy mogą pomóc napisać uchwałę.
A jednocześnie poczują się współodpowiedzialni za sprawę.
W.D.: – Otóż to. Radny – wciągnięty przez organizację pozarządową czy przez mieszkańców w taką inicjatywę – często poczuwa się do pilnowania jej dalszego losu, do przekonywania swoich kolegów i koleżanek z rady miasta do jej poparcia, do namawiania urzędników i włodarzy do jej przyjęcia.
Dla niektórych samorządów OIU to kłopot. A może są samorządy, w których ludzie w ogóle nie upominają się o wprowadzenie jej do statutu jednostki samorządu terytorialnego?
W.D.: – Na pewno jest to jeden z powodów, dla których w tak niewielu samorządach te przepisy funkcjonują. Tym bardziej, że nie jest to uregulowane na poziomie ustawowym, dużo zależy od dobrej woli samorządu. Dlatego trzeba z jednej strony namawiać do otwartości samorządowców, a z drugiej informować mieszkańców o takim mechanizmie – właśnie po to, by się o jego wprowadzenie upomnieli.
Co planujecie zrobić, żeby sytuacja się zmieniła?
W.D.: – Obecnie wśród mieszkańców terenów, gdzie samorządy nie mają odpowiednich przepisów w swoich statutach, szukamy osób, które chcą, by pomóc im w doprowadzeniu do ich uchwalenia. Zgłaszają się ludzie z dużych i małych miast. Aktywiści rozmawiają ze swoimi burmistrzami i radnymi, by namówić ich do wspólnego działania. A my pomagamy cały proces doprowadzić do szczęśliwego końca.
Chcecie naciskać w tej sprawie na jednostki samorządu terytorialnego?
W.D.: – Nie lubię tego słowa. Przede wszystkim chcemy pokazywać im, że postawienie na OIU może im się opłacić.
W jaki sposób? Doda im tylko pracy i kłopotu…
W.D.: – Obserwuję pracę urzędników czy radnych w różnych miastach. Niektórzy z nich wydają się być troszeczkę oderwani od społeczeństwa – tym mocniej, im dłuższy czas upłynął od wyborów. OIU to sposób na dowiedzenie się czegoś konkretnego o problemach i potrzebach mieszkańców. Służy to poszerzaniu horyzontów myślowych wśród samorządowców.
Pouczający jest przykład z Opola, gdzie projekt uchwały o niewpuszczaniu cyrków ze zwierzętami do miasta został odrzucony. Jednak na tyle zainspirował opolski samorząd, że po jakimś czasie radni wrócili do tego pomysłu. Z pewnym opóźnieniem, ale pomysł mieszkańców wszedł w życie.
A mieszkańcy? Dlaczego to dla nich takie ważne, by mieć możliwość zgłaszania projektów uchwał?
W.D.: – Jeden z aktywistów określił OIU jako możliwość przymuszenia radnych do pracy. Zdarza się, że radni składają obietnice wyborcze, startują w wyborach, zostają wybrani, a potem nagle nie znajdują czasu dla mieszkańców. Projekt uchwały jest sposobem na pokazanie im, że potrafimy się zorganizować i działać także sami. Dzięki temu ludzie mają możliwość dochodzenia do zmian, których pragną, nie tylko poprzez udział w wyborach raz na kilka lat.
Jedno to istnienie przepisów o OIU w statutach jednostek samorządu terytorialnego. Ale drugie to ich brzmienie. Kluczowa wydaje się kwestia liczby podpisów, które trzeba zebrać, by zgłosić projekt uchwały…
W.D.: – Są takie samorządy jak Konin, w których do złożenia uchwały potrzeba 200 podpisów. W Warszawie trzeba już zebrać ich 15 tysięcy. A są i takie samorządy, w których wystarczy 50 osób, które udzielą poparcia projektowi. Ostatecznie ta liczba nie może być ani zbyt wysoka, ani zbyt niska. Z jednej strony warto, żeby ludzie przy okazji poszukiwania poparcia nawiązywali między sobą kontakty. Jeżeli jesteś inicjatorem inicjatywy uchwałodawczej, to chodź po mieszkańcach, spotykaj się z nimi, przekonuj ich, pokazuj swoje rozwiązania, ale też słuchaj ich pomysłów na poprawienie twojego projektu. Mieszkańcy miasta to lokalni eksperci. Jeśli ich posłuchasz, jest szansa, że podpowiedzą ci jeszcze lepsze rozwiązanie.
Z drugiej strony, zbyt wysoka liczba podpisów potrzebna do zgłoszenia projektu uchwały odstrasza od choćby próby ich zebrania. Tak dzieje się w Warszawie.
Ale przecież nie można porównywać Warszawy, która ma prawie 2 miliony mieszkańców z Koninem, który ma ich 80 tysięcy…
W.D.: – Oczywiście. Ale porównajmy owe 15 tysięcy podpisów potrzebne do złożenia projektu uchwały w Warszawie z tym, ile trzeba ich zebrać, by zgłosić OIU w województwie lubuskim, mającym 1,1 miliona mieszkańców. Wie pan, ile trzeba zebrać podpisów, by w lubuskim złożyć projekt uchwały?
Nie wiem.
W.D.: – 500. Czyli trzydzieści razy mniej niż w niecałe dwa razy większej Warszawie.
Chcecie wprowadzić OIU w wielu samorządach naraz, jak to pan nazywa – „hurtowo”.
W.D.: – To prawda. W najbliższym czasie będziemy mieli pod opieką koło sześciu grup nieformalnych. Ale mają one być jedynie zaczynem. Przykładem, na którym pokażemy: zobaczcie, w tych sześciu gminach zadziało się coś fajnego, OIU została wprowadzona, tym organizacjom udało się tego dokonać. Chcielibyśmy, żeby dzieliły się one później swoim doświadczeniem, kontaktowały się ze sobą i pomagały organizacjom w innych miastach. Mam nadzieję, że najpierw będzie ich sześć, potem trzydzieści sześć, a potem coraz więcej i więcej.
Jak wysoko ustawiacie sobie sufit? Cel, do którego dążycie?
W.D.: – Chciałbym, żebyśmy mogli mówić o setkach jednostek samorządu terytorialnego, w których dzięki naszym działaniom wprowadzono przepisy dotyczące obywatelskiej inicjatywy uchwałodawczej. Czy to się uda, zależy także od mieszkańców – czy będą korzystali z tego narzędzia w sposób zgodny z jego przeznaczeniem, czy na przykład będą je wykorzystywać do dawania samorządowi pstryczków w nos lub mieszania go w krajową politykę. Doświadczenia innych samorządów bywają kluczowe dla kolejnych włodarzy, którzy zastanawiają się nad wprowadzeniem OIU. Dlatego tak ważna jest edukacja. I właśnie dlatego chętnie pomożemy każdemu, kto będzie chciał taką zmianę wprowadzić w swoim samorządzie.
Waldemar Duczmal: Prezes Stowarzyszenia Akcja Konin, maniakalny wielbiciel Konina i innych miast postwojewódzkich i społecznej partycypacji. Współtwórca lokalnej sieci monitoringu samorządów. Hobby: kolekcjonowanie wyborczych ulotek radnych i nagłe wyciąganie ich przed kolejnymi wyborami samorządowymi.
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.