W warszawskim kinie Kultura Obywatele Kultury przedstawili założenia „Pakt dla kultury”. Obywatele Kultury to ruch, który zawiązał się na Kongresie Kultury w Krakowie pod znaczącym i nośnym hasłem „1% na kulturę”. Oprócz niedostatecznego finansowania kultury ze środków publicznych, Obywatele postulują także reformę instytucji, równy dostęp do dóbr kultury i edukacji kulturalnej.
Jak na wielu innych tego typu spotkaniach, konferencjach, debatach, których dziesiątki odbyły się po ubiegłorocznym Kongresie Kultury, o kulturze wciąż debatują ci sami obywatele. Jacek Żakowski otwierając konferencje zażartował, że „właściwie wszyscy się znamy i możemy sobie mówić po imieniu, Bogna chodź bliżej, Maciek idziesz w złym kierunku…”. Na widowni było pustawo, z czasem zapełniło się kilka rzędów kinowych foteli, jednak wciąż byli to ci sami rozdyskutowani obywatele. Rozmowy o kulturze, pod przeróżnymi hasłami, „Kultura się liczy”, „Kultura w budowie” i innych równie nośnymi, powiedzmy to wprost, nie znalazły szerokiego oddźwięku w społeczeństwie. Chyba wbrew intencjom założycieli ruchu, „obywatel kultury” stał się oddzielną kategorią, wyabstrahowaną od zwykłego obywatela „z ulicy”.
Kultura ważna nawet w konstytucji
Słowo wstępne na otwarcie konferencji wygłosił reżyser teatralny, Michał Zadara. Sam przyznał, że został wybrany, aby nazwać jakoś tę sprawę, czy też sferę idei, jaka dotyka „Paktu dla kultury”, ale właściwie mówi do przekonanych: „Chciałem zaprosić do debaty kogoś, kto uważa, że kultura jest niepotrzebna. Nikt taki się nie znalazł”. Wszyscy są przekonani, że kultura jest ważna. Zadara przywołał następnie Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej, w której art. 6 mówi o kulturze, o tym, że państwo ma obowiązek stwarzać warunki do równego dostępu dla obywateli do dóbr kultury. To bardzo dobra pozycja – Konstytucja składa się z 243 artykułów, a o kulturze mówi się na początku, wśród zapisów o bezpieczeństwie państwa, praworządności. „Tak samo jak autorzy konstytucji wierzymy, że kultura jest ważna. Kultura jest jak szkielet, na którym wisi całe społeczeństwo, czy jak wolą inni, naród”. Zdaniem Zadary dziś państwo nie jest w stanie udźwignąć tego obowiązku. „Miliony naszych współobywateli nie czytają, nie słuchają, nie oglądają, a wiec są wykluczeni. Wielka część społeczeństwa serwuje sobie jedno tylko danie: telewizję”.
Czy kultura musi być po coś
Bez kontrowersji przemknął panel dyskusyjny: „Czy demokracja jest możliwa bez kultury?”, prowadzony Edwina Bendyka i Dariusza Gawina. Jednak, jak zauważyli uczestnicy dyskusji, stawia kulturę w szeregu „narzędzi”, które są po coś, służą jakiemuś celowi. Dyskusje o sztuce zastępuje dyskusja retoryczna, już nie o dochodzie narodowym brutto, to o socjologicznych i politycznych korzyściach, jakie niesie ze sobą kulturowy rozwój społeczeństwa.
Pakt społeczny to nie reprezentacja interesów grupy
Od zdefiniowania kultury jako narzędzia rozwoju swe wystąpienie rozpoczął prof. Jerzy Hausner, współautor słynnego, a nawet legendarnego już dokumentu przygotowanego na Kongres Kultury w 2009 roku. Bez kultury społeczeństwo nie będzie się rozwijać w dostatecznym stopniu, a z czasem nie będzie się rozwijać w ogóle, stwierdził Hausner. W Polsce Po 20 latach transformacji w Polsce widać wyraźnie niesamowity rozwój sfery prywatnej, regres i kryzys sfery publicznej i osłabienie i zastój sfery obywatelskiej. Dzieje się tak dlatego, że politykę i sferę obywatelską zawłaszczyły partie polityczne. Dlatego obywatelska inicjatywa, jaką jest ruch „Obywatele Kultury”, jest tak ważna.
Pakt ma być formułą dialogu społeczeństwa z władzą, ale aby był on skuteczny i zachował niezależność, muszą być spełnione pewne warunki. Hausner postulował, by przede wszystkim pakt społeczny, w przeciwieństwie do korporacyjnego, nie dotyczył interesów jakiejś grupy, nie walczył o zwiększenie jej przywilejów, o przesunięcia pieniędzy na jej wynagrodzenia etc. W pakcie społecznym strona obywatelska nie reprezentuje jednej grupy społecznej, nie jest korporacją zawodową, a ruchem obywatelskim, skupiającym różne grupy zawodowe, społeczne i inne, ruchem działającym dla dobra ogółu.
Pakt dla kultury, zdaniem Hausnera, ma doprowadzić do zwiększenia kapitału społecznego obywateli. Zależność miedzy inicjatorami paktu a władzą powinna być taka: jedni mówią, my chcemy tak działać, a drudzy – którzy też przecież są obywatelami, czyli rząd – odpowiadają: dostrzegamy i uznajemy tę potrzebę, więc stworzymy warunki.
Profesor ostrzegł na koniec przed zagrożeniami wiszącymi na ruchem społecznym. Pierwsze jest takie, że zostanie on zmarginalizowany i się rozproszy. Dlatego niezbędne jest określenie i wyartykułowanie jasnych celów. Drugi, że zostanie zinstrumentalizowany przez władze i w rezultacie spacyfikowany.
Władza niezbyt zainteresowana
Po przerwie odbyła się najważniejsza z pozoru część konferencji: prezentacja „Paktu dla kultury” i otwarta dyskusja. Ta część też była najbardziej rozczarowująca. Fotele kinowe się nie zapełniły, nie wydaje się, aby ruch wzbudził szerokie zainteresowanie artystów, polityków, przedstawicieli świata nauki i dziennikarzy. Organizatorzy też nie bardzo potrafili pokazać, kogo właściwie reprezentują? Oprócz samych siebie oczywiście. Nie udało się stworzyć na tym etapie szerokiej koalicji poparcia dla tej inicjatywy różnych środowisk, choć ferment pokongresowy wskazuje, że taka możliwość istnieje.
Rozczarowujący był także udział drugiej strony hipotetycznego sygnatariusza paktu – rządu. Minister Boni wypowiadał się raczej jako człowiek prywatny, życzliwy, ale jednak bez upoważnienia do zabierania głosu w imieniu rządu. Nie było nikogo z Ministerstwa Kultury, Edukacji, nawet reprezentacja władz Warszawy była mizerna.
I wreszcie sam „Pakt dla kultury”. Dokument może i byłby interesujący, gdyby nie to, że podpisanie jego przez stronę rządową jest absolutnie nierealne. I to nie tylko ze względu na żądania zwiększenia nakładów na kulturę do mitycznego 1%. Także dlatego, że część postulatów jest nieprecyzyjnie opisana i wzbudza kontrowersje. Na przykład stwierdzenie o dążeniu do równego traktowania instytucji kultury: publicznych, społecznych i prywatnych, wzbudziła niepokój u wszystkich. Organizacje pozarządowe obawiają się, że zostaną na nie nałożone obowiązki wynikające z ustawy o działalności kulturalnej, a instytucje, że równy dostęp oznacza brak pewności finansowania. Bez stworzenia prawdziwej dyskusji wszystkich środowisk i wypracowania poczucia, że pakt jest naprawdę „nasz”, niebezpieczeństwo, że będzie zmarginalizowany przez stronę rządową jest niemal pewne.
Źródło: inf. własna