Obywatele i wybory. Dominują mężczyźni, mniej chętnych do rządzenia
Jak wynika z raportu przygotowanego przez Fundację Batorego, w wyborach samorządowych w 2010 r. aż w 302 gminach zarejestrowano tylko jednego kandydata ubiegającego się o stanowisko włodarza – wskazuje raport „Obywatele i wybory”.
W 2002 r. o stanowisko włodarza gminy starało się 10 tys. kandydatów, natomiast w 2010 r. już 7,7 tys. pretendowało do urzędu.
Spadek „podaży” kandydatów w znaczny sposób wpływa na absencję wyborczą. Dzieje się tak, ponieważ oferta przedstawiana przez kandydatów na stanowisko włodarza gminy jest mało różnorodna i przez to nieatrakcyjna dla wyborców, co tym samym zniechęca ich do wzięcia udziału w głosowaniu.
Dodatkowo systematycznie rośnie liczba gmin, w których do wyborów staje tylko jeden kandydat. W 2002 r. w 96 gminach wystartował jeden chętny, w 2006 r. było już 276 takich gmin, a 2010 r. aż w 302 gminach zarejestrowano tylko jednego ubiegającego się o urząd.
Taka sytuacja stwarza uprzywilejowaną pozycję dla tych, którzy aktualnie piastują urząd i wpływa bezpośrednio na wzrost wskaźnika wybieralności ich na drugą i kolejną kadencję. Zjawisko to daje podstawy do podważania jakości lokalnej demokracji.
Eksperci podkreślają, że wysoki wskaźnik reelekcji wójtów, burmistrzów i prezydentów miast w połączeniu z ogólnym spadkiem liczby kandydatów prowadzi do wyłonienia się grupy lokalnych liderów cieszących się poparciem społecznym i tym samym osłabia role rad gmin.
Zmiana układu sił w samorządzie doprowadziła do tego, że rady gmin stały się bardziej organem kontrolnym i zatwierdzającym niż w pełni stanowiącym.
Według raportu „Obywatele i wybory” innym niebezpieczeństwem dla jakości lokalnej demokracji jest zdominowanie stanowisk włodarzy przez mężczyzn. Przez ostatnie dwie kadencje na stanowisku wójta, burmistrza czy prezydenta miasta zasiadało jedynie 10 proc. kobiet.
Jak wskazują analizy przeprowadzone przez ekspertów, także Kodeks wyborczy stawia bariery dla aktywności wyborczej. Autorzy raportu wyliczają przeszkody, których usunięcie mogłoby poprawić jakość lokalnych wyborów, a nie naraziłoby na zagrożenia ich rzetelności i prawidłowości.
Po pierwsze, problem stanowią zbyt rygorystyczne zasady rejestracji kandydatów na wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Ściślej rzecz ujmując, chodzi o wymóg zgłaszania pretendenta na wójta przez komitet wyborczy, który zarejestrował listy kandydatów na radnych w co najmniej połowie okręgów wyborczych w danej gminie.
Jak zauważyli eksperci. pomimo że ogranicza to ryzyko wyboru kandydata bez istotnego poparcia w radzie, jednak może skutecznie zniechęcać potencjalnych pretendentów.
Drugą kwestią są zbyt małe okręgi wyborcze w wyborach do rad gmin. Dla przykładu: w wyborach do rad miast na prawach powiatu na okręg wyborczy przypada 5–7 mandatów, co powoduje ograniczenie szans mniejszych komitetów wyborczych na uzyskanie mandatów.
Według autorów raportu ustalenie przez radę gminy od 5 do 10 mandatów na okręg wyborczy obniżyłoby naturalny próg wyborczy i jednocześnie pozwoliłoby zwiększyć szansę małych komitetów.
Kolejną przeszkodą dla poprawy aktywności wyborczej jest uprzywilejowanie partii politycznych względem komitetów, organizacji społecznych i wyborców w kwestii finansowania kampanii.
Jak zwraca uwagę dr Piotr Uziębło z Uniwersytetu Gdańskiego: W wyborach samorządowych rozważyć trzeba zmianę sposobu finansowania kampanii wyborczej, przede wszystkim wiążącą się z łącznym rozliczaniem wydatków komitetów wyborczych, bez rozbicia na poszczególne jednostki samorządu terytorialnego.
Według eksperta taka praktyka prowadzi do nadmiernego uprzywilejowania komitetów ugrupowań ogólnopolskich czy też regionalnych w stosunku do komitetów lokalnych.
Również przedstawiciele komitetów wyborczych podkreślają, że zbyt rygorystyczne wymogi formalne związane z ich funkcjonowaniem, stanowią bardzo poważny problem.
Przykładem tego jest obowiązek prowadzenia przez komitet rachunku bankowego. Jednak jak pokazuje praktyka, banki niechętnie świadczą tę usługę ze względu na krótki okres ich funkcjonowania komitetów.
W ciągu najbliższych dwóch lat szykuje się prawdziwy maraton wyborczy: najpierw wybory do Parlamentu Europejskiego (wiosna 2014), następnie wybory samorządowe (jesień 2014), prezydenckie (lato 2015) i parlamentarne (jesień 2015). Sytuacja ta może negatywnie odbić się na frekwencji, ponieważ wyborcy mogą poczuć się zmęczeni kampaniami.
Źródło: serwis samorządowy PAP, www.samorzad.pap.pl