– We wnioskach złożonych w konkursie na projekty systemowe było sporo potrzebnych i nieźle zaplanowanych przedsięwzięć adresowanych do sektora pozarządowego. Problem w tym, że nie były to działania przynoszące zmianę systemową, lecz wspierające sektor, które powinny być prowadzone non stop – z Anną Rozicką, dyrektorką programu Obywatele dla Demokracji rozmawiamy o wynikach konkursu na projekty systemowe.
3 marca ogłoszone zostały wyniki konkursu na projekty systemowe w programie Obywatele dla Demokracji. W sumie na dotacje przyznano około 14 mln zł, a nie – jak początkowo planowano – ok. 25 mln zł. Dlaczego?
Kiedy zaczęliśmy myśleć o prowadzeniu tego programu, sądziliśmy, że będziemy mieli co najmniej cztery lata na rozdawanie dotacji. Warto bowiem przypomnieć, że środki, którymi w tej chwili dysponujemy były zaplanowane na lata 2009-2014, a są to ogromne środki – 37 mln euro. Jednak opóźnienia w uruchomieniu programu (nie przez nas zawinione) spowodowały, że te cztery lata skurczyły się do dwóch. A ma to ogromny wpływ szczególnie na projekty systemowe. Tylko jeden konkurs i krótki czas na przygotowanie i realizację projektów. Na przygotowanie projektów daliśmy organizacjom trzy miesiące, ale wydaje się, że w tego typu projektach to jednak za mało. Trzeba przecież zbudować koalicje, dogadać się z innymi organizacjami, zbadać, co już w danej dziedzinie się działo, co się sprawdziło, co się nie sprawdziło, mądrze wymyślić działania, gdzie tę „dźwignię” przyłożyć, żeby kamień ruszył z miejsca.
Zdawaliśmy sobie sprawę, że ze względu na zbyt krótki czas ten konkurs jest obarczony dużym ryzykiem. Od samego początku zastrzegaliśmy, że jest to konkurs nietypowy, który nie polega na wyczerpaniu puli środków, bez względu na to, jakie projekty zostaną przedstawione i jaką ocenę uzyskają. Były o tym też informowane organizacje, które przeszły do drugiego etapu konkursu. W informacjach o konkursie zaznaczaliśmy, że w przypadku niewyłonienia wystarczającej liczby wysoko ocenionych projektów, środki będą przeznaczone na projekty tematyczne.
Dodam może jeszcze, że na zorganizowanie tego typu konkursu nie zdecydowano się w żadnym innym kraju, w których działają programy adresowane do organizacji pozarządowych, finansowane z Funduszy EOG.
Ten konkurs był trudny z jeszcze jednego powodu, o którym warto wspomnieć. Mimo przyznawania tak wysokich dotacji, nie mieliśmy możności porozmawiania z organizacjami składającymi wnioski. Nie było możliwości dopytania, dyskusji z jedną lub kilkoma organizacjami, które zajmowały się podobnymi tematami. Moim zdaniem to ogromna wada narzuconej w tym programie procedury oceny wniosków. Proponowaliśmy wprowadzenie możliwości rozmowy ekspertów z aplikującymi na II etapie składania wniosków, ale nasza propozycja nie została przyjęta. W rezultacie musieliśmy zastosować standardową procedurę stosowaną przy dystrybucji środków publicznych: dwóch niezależnych oceniających, punkty, średnia, ranking, odcinanie listy. Jedyne co się nam udało wprowadzić to element rozmowy między ekspertami, żeby jednak jakaś wymiana opinii była. Uważam, że nawet najmniejsze wnioski, powinny być dyskutowane, nie mówiąc już o tych dużych. Dwóch, nawet najlepszych specjalistów, może mieć różne opinie. Nie jesteśmy w stanie zapewnić jednomyślności ekspertów. Nawet na olimpiadzie, w konkursie skoków, gdzie skakał „nasz” Stoch, było pięciu sędziów, którzy oceniali styl jego lotu. Pięciu świetnych, najlepszych, wybranych sędziów. I odrzuca się najwyższą i najniższą ocenę, i z trzech środkowych wybiera się średnią. To pokazuje, że podejmowanie decyzji na podstawie indywidualnych ocen osób pracujący oddzielnie jest trudne i obarczone sporym ryzykiem. Takie decyzje powinny być podejmowane w wyniku rozmowy, dyskusji, konsensusu. Taką procedurę stosujemy w Fundacji Batorego. Jeżeli ktoś od nas dostał dotację, to wie, ile czasu spędzamy na rozmowach. Tutaj takiej możliwości nie mieliśmy, ogromnie tego żałuję.
Chciałabym zaznaczyć, że we wnioskach złożonych w konkursie na projekty systemowe było sporo potrzebnych i nieźle zaplanowanych przedsięwzięć adresowanych do sektora pozarządowego. Problem w tym, że nie były to działania przynoszące zmianę systemową, lecz działania wspierające sektor, które powinny być prowadzone non stop.
Doświadczenia tego konkursu posłużą nam do planowania dalszych działań. Po pierwsze, istnieje nadzieja na kontynuację funduszy Europejskiego Obszaru Gospodarczego w następnej perspektywie finansowej, a po drugie – nawet jeżeli by tego nie było, to Fundacja im. Stefana Batorego będzie nadal istniała. Wszystko, czego nauczymy się tutaj, będziemy wykorzystywać albo przy następnych funduszach EOG, albo w naszej własnej działalności.
Macie może pomysł, jak wykorzystać wnioski, które nie przeszły?
Dla mnie projekt systemowy mógłby właśnie dotyczyć rozwiązania tej kwestii. Co zrobić, żeby działania wspierające inne organizacje miały stałe źródła zasilania? Czy powinny to być pieniądze publiczne, samorządowe, prywatne? Nie sądzę, żeby nawet Fundusz Inicjatyw Obywatelskich mógł sprostać tym potrzebom. Tutaj niczego nie załatwi rozdanie nawet największej sumy pieniędzy na dwa lata. To jest właśnie problem, bardzo trudny, którym w ramach projektów systemowych można by się zająć. Niestety, takiego wniosku nie mieliśmy. Zresztą nie liczyłam, że będzie. Wymyślić coś mądrego może by się udało, ale trzeba by mieć na to dużo więcej czasu.
Na samym początku chcieliśmy konkurs na projekty systemowe przeprowadzić w dwóch fazach. Najpierw pilotaż, żeby dać organizacjom pieniądze, aby skrzyknęły się w swoich obszarach działania, dziedzinach, zastanowiły się, co jest zrobione, co potrzebne, co się sprawdziło, a co się nie, w jaki sposób można to zmienić. I dopiero po przygotowaniu takiego wspólnego projektu, dofinansować te działania, które by rzeczywiście dobrze rokowały. Ale na to trzeba mieć przynajmniej cztery lata i możliwość rozmowy z organizacjami. Natomiast projekt systemowy realizowany przez dwa lata bez możliwości kontynuacji, sprawdzenia, co należałoby poprawić lub jeszcze zrobić – nie może dać takich efektów, o jakich byśmy marzyli.
W obszarze misja i standardy żaden ze zgłoszonych projektów nie otrzymał dofinansowania. W obszarze otoczenie prawne – tylko jeden, ale ma on charakter bardziej konsultacyjny. Czy to znaczy, że nie było dobrych projektów dotyczących tych tematów?
W jaki sposób jako operator będziecie monitorować „systemowość" dofinansowanych projektów?
Chcielibyśmy te projekty przedstawić na jesiennym Ogólnopolskim Forum Inicjatyw Pozarządowych. Chcielibyśmy, aby organizacje realizujące te projekty, często w partnerstwach, przekazywały jak najszerzej informacje o tym, co robią i wciągały w swoje działania jak najwięcej zainteresowanych organizacji. Zresztą gros z tych działań rzeczywiście jest adresowana do bardzo szerokiego grona organizacji. Mamy taki plan, aby ewaluatorami tych projektów byli ich adresaci. Aby ci, do których te projekty są kierowane, powiedzieli nam na koniec, czy to miało sens, czy było potrzebne, czy przyniosło korzyść i czy będzie trwałe.
Będziecie to robić poprzez jakieś ankiety, badania?
Czy to znaczy, że organizacje, które chciałyby się w to zaangażować mogą się do państwa zgłaszać z takimi intencjami?
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że sektor jest bardzo różnorodny i ścierają się w nim różne interesy. I to dobrze, byle tylko nad tym wszystkim była „czapka” interesu publicznego. Mam też pełną świadomość, że żaden – nawet najlepiej realizowany – projekt nie zadowoli wszystkich. Musimy więc jeszcze w tych wspieranych przez nas projektach dobrze zdefiniować, kto ma być ostatnim korzystającym, komu dany projekt pomoże.
Skoro mowa o ekspertach. W komentarzach do wyników – jak zawsze zresztą – pojawiły się głosy podważające kompetencje osób oceniających wnioski.
Po drugie, trudno znaleźć eksperta, który będzie się detalicznie znał na dziesiątkach bardzo różnych spraw. I dlatego bardzo ważne jest, aby we wnioskach, dotyczących jakiegoś problemu, nie zakładać, że ekspert musi znać dogłębnie ten właśnie problem. Nie. Trzeba zrobić wysiłek, żeby wytłumaczyć co i dlaczego jest ważne, jakie jest otoczenie, co się wydarzyło w tej dziedzinie. Oczywiście można trafić na eksperta, który akurat na tej problematyce zna się bardzo dobrze, wtedy wniosek spotka się z jego uznaniem. A ten, który akurat na ten temat wie trochę mniej – będzie miał podstawę do oceny.
Na pierwszym spotkaniu naszych ekspertów, których mamy ponad setkę, powiedziałam że eksperci w Polsce nie cieszą się dobrą opinią i może nam się uda to zmienić. Teraz już wiem, że to się nie uda. Bo jakże tu zmienić opinię o ekspertach, jeżeli tylko 10% aplikujących organizacji dostanie dotację. Spośród tych 90%, które odpadły, niech będzie, że połowa się zgadza z oceną, to i tak 45% organizacji, czyli prawie połowa aplikujących, będzie niezadowolona, będzie miała pretensje. Tego się nie przeskoczy. Możemy jedynie wspólnym wysiłkiem spróbować zmienić procedury oceny. To jest znowu element systemowy – jak zmienić procedury oceny.
My wprowadziliśmy pewnie zmiany, m.in. dwuetapowe składanie wniosków, czyli krótki wniosek wstępny, szybka odpowiedź – w przypadku negatywnej decyzji można się rozglądać za innymi środkami albo przygotowywać się do kolejnego konkursu. Do minimum ograniczyliśmy papierologię, czyli kopiowanie i podpisywanie za zgodność z oryginałem dziesiątków dokumentów. Wprowadziliśmy też element dyskursu – spotkanie, na którym eksperci dyskutują i wspólnie ustalają listę rekomendowanych wniosków. Może to niewiele, ale my sami nie zdziałamy dużo więcej, jeśli nie uzyskamy wsparcia organizacji. My, w sektorze, musimy się zastanowić, o co nam chodzi. Jeśli nie chcemy wpływać na zmianę procesu przyznawania i rozliczania dotacji, to OK – niech będzie, jak jest. Ale jeśli chcemy jakiejś zmiany, to, niestety, chyba trzeba wyjść nieco poza partykularne interesy poszczególnych organizacji i pomyśleć o zmianach systemowo.
Skoro zabrakło rozmów z organizacjami na etapie składania wniosków, czy już po rozstrzygnięciu zadbacie o synergię między tymi działaniami?
Będziemy oczywiście dbali, aby nie finansować podobnych działań prowadzonych przez różne organizacje. Będziemy także zachęcać organizacje, żeby poświęciły trochę czasu i zobaczyły co się do tej pory w danej działce, obszarze czy w danym narzędziu bądź metodzie wydarzyło. Nie jesteśmy przecież w roku zerowym, nie zaczynamy od początku. Wiele rzeczy zostało już zrobionych. Będziemy więc zachęcać, aby sprawdzać, co się udało, co nie, jakie doświadczenia z tego wyciągnąć.
Czy miałaby Pani jakieś wskazówki dla tych organizacji, które będą startowały w konkursie na projekty tematyczne?
Po drugie, jeśli organizacja nie wie, co tak naprawdę chce zrobić, a tylko ma chęć coś „zasiać”, to proponowałabym na razie nie składać wniosku, zastanowić się, mamy jeszcze trzecią edycję. Dlaczego to mówię? W pierwszym konkursie na projekty tematyczne mieliśmy dwa tysiące wniosków, wśród nich naprawdę sporo było takich, w których nie do końca wiadomo było o co chodzi. Zresztą, aż trzynaście organizacji zaproszonych do złożenia pełnego wniosku, tego wniosku nie złożyło. Oznacza to, że zabrały miejsca innym.
I trzecia rada: nie pisać wniosku w ostatniej chwili. Napisać go wcześniej, przeczytać, dać do przeczytania dzieciom, kolegom, ciotkom. Zapytać, czy rozumieją o co w nim chodzi. Jeżeli taką ewaluację wniosek przejdzie, to szanse na dotację są dużo większe.
Dodam jeszcze radę czwartą, czy może raczej zachętę. Zaskoczyło nas, że organizacje nie wykorzystały puli środków przeznaczonych na wzmocnienie, na rozwój instytucjonalny. Organizacje skarżą się, że nie ma pieniędzy na to, a w pierwszym konkursie tematycznym środki na wzmocnienie organizacji zostały wykorzystane tylko w połowie. Zachęcamy do sięgania po nie.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)