W codziennej pracy często zapominamy o tym, że niemal 57 tys. stowarzyszeń i innych organizacji członkowskich w Polsce czerpie swą siłę nie tylko z zasobów finansowych. Organizacje te potrzebują przede wszystkim członków. Jak będzie wyglądało członkostwo w organizacjach XXI w.? Czy taka forma organizacji ma przyszłość w zderzeniu z wyzwaniami współczesności?
Społeczeństwo kreowane przez użytkownika
Nie sposób patrzeć na formy organizacji w oderwaniu od społeczności, w której żyjemy. A tu zachodzą zmiany, przede wszystkim, w sposobie, w jaki decydujemy się uczestniczyć w kulturze i życiu społecznym. Poprzez stałe łącze internetowe, nie tylko wiemy, co się dzieje, ale i natychmiast możemy uczestniczyć w tym, co nas zainteresuje. Twórcy Raportu o Kapitale Intelektualnym Polski (Warszawa, 2008) przytaczają przykład polskiej Wikipedii, którą przez 7 lat kilkanaście tysięcy osób opatrzyło prawie pół milionem artykułów. Nie przez przypadek serwis ten prezentowany jest jako przykład zaangażowania obywatelskiego. Dostępność takich narzędzi i łatwość ich opanowania sprawia, że będą one coraz powszechniejsze.
W społeczeństwie, określanym często jako „społeczność 2.0”, bierni odbiorcy stają się twórcami, kompilatorami i nadawcami przekazu. „Dzisiaj wiedza się demokratyzuje” twierdzi Lior Zalmanson, badacz biznesowych modeli sieci 2.0 na Uniwersytecie w Tel Awiwie. „Oznacza to, że wytwórcami wiedzy stają się użytkownicy i wolontariusze. Użytkownik czy klient jest zaangażowany w każdy aspekt rozwoju organizacji, a tradycyjne hierarchie ustępują miejsca strukturom o bardziej równorzędnym charakterze, jak grupy robocze czy horyzontalne”.
Miliony użytkowników serwisów takich jak YouTube czy goanimate.com (strona pozwalająca na tworzenie i prezentowanie animacji w technologii flash) nie tylko po prostu korzysta z dostępnych narzędzi informatycznych, ale i decyduje jaki przekaz chce nadać. Użytkownicy oceniają się nawzajem i komentują swoje dokonania.
Jakie przełożenie mają te wszystkie zjawiska na życie organizacji członkowskich? Okazuje się, że te zachowania przenoszone są w postaci oczekiwań i postaw do grup i organizacji, w których funkcjonujemy.
„Trudno przewidzieć, jak będzie wyglądał nowy typ członkostwa” – dodaje Zalmanson. „W takiej Wikipedii na przykład, grupa ludzi zajmująca jedno biuro typu open-space, kontroluje największe repozytorium wiedzy w dziejach ludzkości. Jest ono uzupełniane treścią przez wolontariuszy. Czy to oznacza, że wchodzimy w erę zaangażowania opartego na pracy społecznej? Wydaje się raczej, że współczesna wizja zaangażowania to np. podpisanie petycji online. Coś co nie wymaga żadnego wysiłku, ani, co ważniejsze, czasu. Obecnie wyciągnięcie ludzi na ulicę pod jakimś istotnym społecznie hasłem to naprawdę trudne zadanie”.
Spontanicznie, wirtualnie, na szybko
W świecie wirtualnym również następuje sieciowanie i tworzone są wspólnoty. Przykładem są serwisy społecznościowe takie jak Facebook z ponad 350 milionami aktywnych użytkowników na całym świecie. Statystyczny użytkownik FB ma na swojej stronie 130 znajomych i jest członkiem 12 grup, zgodnie ze swoimi upodobaniami i poglądami. Grupy te związane są z różnymi kwestiami, np.: „Parytet płci na listach wyborczych” ale i „Crocks – nie obchodzi mnie, jak bardzo są wygodne; wyglądasz w nich jak głupek”. Innymi słowy, pokaż mi swój profil na FB, a dowiem się, kim jesteś.
Zdaniem Liora Zalmansona, „dzisiaj społeczności budowane są w oparciu o te same zainteresowania, nawet te najbardziej trywialne. Nie bazują tak bardzo na bliskości geograficznej czy też osobistych znajomościach. Niedawno kupiłem książkę koleżance. Ona napisała o tym na Twitterze. Po godzinie dostałem maila z informacją, że autor książki chce widzieć moje wpisy na Twitterze. Tak wyglądają sieci społeczne w XXI w.”.
Ten wycinek wirtualnej rzeczywistości obrazuje trend, który może mieć wpływ na przyszłość organizacji opartych na członkostwie – rozumianym do tej pory jako długoterminowe, albo i bezterminowe zobowiązanie do popierania pewnej idei czy działania w z góry wyznaczonym celu. W wirtualnym świecie cele zmieniają się tak szybko, jak wiadomości na czerwonym pasku TVN 24. Nasza koncentracja również coraz rzadziej zatrzymuje się na dłużej. Coraz częściej używamy jej niczym pilota do telewizora, skacząc po tematach i problemach w wielkim supermarkecie idei, jakim jest Internet.
„W związku ze zjawiskiem przeładowania informacją, koncentracja uwagi już stała się najbardziej poszukiwanym i najtrudniejszym do zdobycia dobrem” – potwierdza Zalmanson. „Wszyscy chcemy być częścią wielu grup i sieci naraz. Mało kto identyfikuje się dzisiaj tylko z jednym nurtem czy ideą. Ludzie zatem będą chcieli angażować się w coraz więcej rzeczy, ale w zamian będą robić to bardziej spontanicznie, na krócej i z mniejszym zaangażowaniem. Zaangażowanie, które wiąże się z przywiązaniem do jednej sprawy na dłużej, będzie coraz rzadziej spotykane”.
Co mogę zrobić i co z tego mam?
Poza trendami globalnymi, są jeszcze krajowe uwarunkowania dotyczące tego, na ile chce nam się angażować. Statystyki nie nastrajają optymistycznie: jedynie 12,9%, a więc ok. 3,8 mln Polaków, zadeklarowało, że w ciągu ostatnich 12 miesięcy poświęciło czas na pracę w organizacji społecznej lub grupie nieformalnej (Klon/Jawor, listopad 2009). W 2007 r. wolontariusze poświęcali na średnio na pracę społeczną 4 godz. dziennie. W 2006 r. było to 6 godzin (Indeks społeczeństwa obywatelskiego 2007, styczeń 2008). Jednocześnie olbrzymi sukces mechanizmu 1% pokazuje, że działanie dla dobra publicznego utożsamiamy ze wsparciem finansowym. Skoro nie chcemy poświęcać naszego czasu nawet na doraźne działania, trudno mówić o długoterminowym zaangażowaniu.
To ostatnie wiąże się również z trudnym w przypadku niektórych organizacji zdefiniowaniem korzyści, jakie wynikają z faktu członkostwa. Jeśli jednoczymy się wokół spraw odległych, czy idei (np. budowa społeczeństwa obywatelskiego), trudno jest wyróżnić korzyść, jaką mamy z tego jako członkowie w odróżnieniu od tych z nas, którzy członkami nie są. Korzyść nie jest podstawą społecznego zaangażowania, jednak nie należy zakładać, że sama idea przekona ludzi do wpisania się na listę członków i opłacenia składki. Muszą oni widzieć sens zorganizowanej reprezentacji wobec danego problemu.
Czy system nadąży za zmianą?
Jak zatem przystosować organizację do wielkiego skoku w rzeczywistość, w której większość idei ma krótki żywot, a ludzie poświęcają im coraz mniej czasu i czynią to spontanicznie? Istotne jest, aby zmianę tę rozumieli liderzy organizacji. Według Liora Zalmansona, „powinni oni doświadczyć wszystkiego, co wiąże się z modelem 2.0: prowadzić bloga, aktywować i używać konta na Twitterze i na Facebooku. To pozwoli im sprawdzić na własnej skórze jak wygląda świat, którego zawartość jest generowana przez użytkownika”.
Należałoby też wykorzystać zainteresowanie „użytkowników” samodzielnym kreowaniem tego, co dana struktura ma do zaoferowania. Nowa generacja członków nie chce być jedynie odbiorcą z góry zaprogramowanego serwisu członkowskiego. Ich motywację do kreowania zawartości powinni rozumieć i wykorzystać liderzy, którzy chcą aby idee promowane przez ich organizacje miały zwolenników.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)