Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
Sama wychowuje trójkę dzieci, z własnym biznesem jej nie wyszło. Na szkoleniu w Centrum Integracji Społecznej dowiedziała się, jak założyć spółdzielnię. Teraz tę wiedzę sprawdza w praktyce: Beata Gajewska z bezrobotnej stała się prezeską Lubelskiej Spółdzielni Socjalnej Koziołek.
Pomysł na założenie spółdzielni socjalnej zrodził się podczas cyklu
szkoleń w lubelskim Centrum Integracji Społecznej „Integro”. Na
nich członkowie założyciele Lubelskiej Spółdzielni Socjalnej
Koziołek – dwoje z grupy opiekuńczo-porządkowej, jeden z grupy
kulinarnej i dwóch z grupy budowlano-porządkowej, starali się
odpowiedzieć na pytanie: jak powrócić na rynek pracy. Sytuacja
życiowa każdego z nich nie była łatwa. Wszystkim brakowało
pieniędzy na uruchomienie działalności gospodarczej. Z powodów
rodzinnych nie mogli też poświęcić firmie całego swojego czasu. W
CIS dowiedzieli się jednak, że mogą założyć spółdzielnię socjalną.
Fachowcy wyjaśnili im, jakie warunki powinni spełnić, ilu członków
musi liczyć spółdzielnia, jak napisać statut. Okazało się, że ten
ostatni dokument jest bardzo ważny. Bez niego bowiem nie można
uzyskać wpisu do Krajowego Rejestru Sądowego. Jest to dokument
ważny nie tyko ze względów formalnych. Statut LSS Koziołek zawiera
też punkty o roli spółdzielni w działaniu na rzecz reintegracji
zawodowej i społecznej jej członków, o działalności
oświatowo-kulturalnej na rzecz lokalnej społeczności, o promocji
regionu. Trwające prawie półtora roku szkolenie w CIS zakończyło
się w połowie marca 2007 r. Do KRS Koziołek został wpisany w
połowie czerwca tego samego roku.
Można się wykazać
Czy tego typu działalność to dobra forma walki z bezrobociem i wykluczeniem społecznym?
– Spółdzielnia to dobry pomysł, angażujący daną osobę, wcześniej bezrobotną – mówi Beata Gajewska, prezes LSS Koziołek. Członkami takiej spółdzielni mogą zostać osoby bezrobotne, ale nie tylko. Mogą się w niej znaleźć także wolontariusze. Ponadto maksymalnie 20% załogi mogą stanowić specjaliści. Są to pracownicy, którzy mają określone kwalifikacje, często potrzebne do prowadzenia takiej działalności, na przykład psycholodzy, informatycy czy księgowi.
Specjalista to wydatek
Zaangażowanie specjalisty to jednak dla spółdzielni duże obciążenie finansowe. Dlatego Koziołek nie zatrudnia księgowego, tylko korzysta z usług Biura Rachunkowego.
– Żadne z nas nie ma takiego doświadczenia, a niestety musimy prowadzić pełną księgowość, do tego zobowiązuje nas ustawa – tłumaczy zarząd lubelskiej spółdzielni.
Na razie Koziołek raczkuje. Zatrudnia tylko pięciu pracowników, czyli ich minimalną liczbę przewidzianą w ustawie. Maksymalnie spółdzielnie socjalne może tworzyć pięćdziesiąt osób. Członkowie Koziołka działają na podstawie spółdzielczej umowy o pracę.
– Niestety na niepełnym etacie – ubolewa Wiesław Wójcik, wiceprezes LSS. – Na tym etapie działalności nie możemy jednak pozwolić sobie na zatrudnienie w pełnym wymiarze godzin.
50 tys. na starcie
Duży problem stanowi brak funduszy, mimo że na rozpoczęcie działalności spółdzielcy otrzymali finansowe wsparcie z zewnątrz. Założyciele Koziołka, poprzez Powiatowy Urząd Pracy, zdobyli dofinansowanie z Funduszu Pracy – taką możliwość przewiduje ustawa o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy – oraz grant z zamojskiego Ośrodka Wsparcia Spółdzielni Socjalnych. Dzięki temu na starcie zgromadzili 50 tys. zł
Obecnie połowę dochodów spółdzielni także stanowią różnego rodzaju granty i dotacje. Resztę członkowie wypracowują samodzielnie m.in. wykonując prace porządkowe, opiekując się dziećmi, prowadząc szkolenia, ale przede wszystkim świadcząc usługi remontowo-budowlane.
Remonty i sklep
Beata Gajewska najbardziej jest dumna z wykonania remontu budynku lubelskiego Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie. Było to pierwsze poważne zadanie ekipy: mogli w praktyce wykorzystać umiejętności zdobyte na szkoleniach. Pracownicy spółdzielni pomalowali pomieszczenia, wykonali ścianki działowe, a nawet ułożyli podłogę. Było to w grudniu ubiegłego roku.
Za zarobione pieniądze spółdzielcy kupili własny sprzęt budowlany oraz służbowy samochód.
Remonty to jednak nie jedyne źródło dochodów. Od niedawna członkowie spółdzielni zarabiają też na prowadzeniu sklepu z chemią gospodarczą, upominkami i kosmetykami.
– Sklep działa niespełna dwa miesiące, a z dnia na dzień odwiedza go coraz więcej osób, które chcą kupić perfumy, czy szminki w okazyjnej cenie – cieszy się Beata Gajewska.
Jednak to, co z jednej strony jest powodem do dumy, z drugiej – przysparza też zmartwień. Usługi remontowo-budowlane to zajęcie typowo sezonowe.
– W styczniu i lutym nie mieliśmy żadnego zlecenia na wykonanie remontu – przyznaje Wiesław Wójcik.
– Dlatego mamy zachwianą płynność finansową – dodaje Beata Gajewska. Jedynym stałym zleceniem, które obecnie mamy, jest opieka nad dzieckiem.
Trudno o pomoc
Prowadzenie spółdzielni nie jest lekkim zadaniem, zwłaszcza że spółdzielnia nie może liczyć na dużą pomoc lokalnych władz. W Lublinie nie ma żadnych struktur wspomagania takich spółdzielni.
– To nie to, co w Poznaniu – żali się Beata Gajewska. – Tam miasto wpiera podobną do naszej spółdzielnię Fundacji Pomocy Wzajemnej „Barka”, zapewniając jej zlecenia np. przy realizowanych przez tamtejszy ratusz inwestycjach. A u nas pozyskanie zleceniodawcy stanowi, niestety, poważny problem.
Jedną z osób aktywnie wpierających Koziołka jest Paweł Fijałkowski, zastępca prezydenta Lublina odpowiedzialny za politykę społeczną. Dzięki jego pomocy spółdzielnia wynajmuje na preferencyjnych warunkach lokal. Jej siedziba znajduje się na parterze budynku przy Drodze Męczenników Majdanka 26. Ponadto osoba zatrudniona przez CIS (jednostkę samorządową), Ewa Gabryś, pomagała także pisać statut spółdzielni.
Dlaczego nie firma?
Członkowie spółdzielni nie zdecydowali się na rozpoczęcie własnej działalności gospodarczej, ponieważ bali się, że nie zdobędą odpowiedniej liczby zleceń.
– To tylko jedna z przyczyn – podkreśla jednak B. Gajewska. – Większość z nas nie miała żadnego doświadczenia w prowadzeniu własnej firmy. Rejestracja, rozliczenia z fiskusem czy konieczność pozyskiwania dostawców i odbiorców to dla większości bezrobotnych czarna magia. Zresztą do tego potrzebne są pieniądze, których niepracujący z oczywistych względów nie mają. Poza tym, nie założyliśmy własnych przedsiębiorstw ze względu na sytuację rodzinną. Ja sama wychowuję trzech synów. Pozostali członkowie spółdzielni też nie mają lekko w domu, a wiadomo, że własnej firmie trzeba się poświęcić bez reszty.
Jest jeszcze inny powód. Spółdzielcy mogą liczyć na 12-miesięczną refundację kosztów składek ubezpieczeniowych. Na początku działalności, gdy liczy się każda złotówka, jest to spore odciążenie finansowe.
Decydując się na prowadzenie spółdzielni, członkowie Koziołka mieli nadzieję, że nie będzie to szczególnie absorbująca forma pracy.
– Okazało się, że jest inaczej – mówi ze uśmiechem Beata Gajewska. – Spółdzielnia spędza mi sen z powiek. Myślę o niej, zarówno gdy realizuje zlecenie, jak i teraz, gdy brakuje zadań. Trudno się nie martwić, gdy przez dwa miesiące firma praktycznie stoi.
Więcej zrozumienia
Sporym utrudnieniem jest też to, że specjalny Punkt Doradztwa i Informacji Spółdzielczości Socjalnej mieści się w Zamościu, a nie w Lublinie.
Jednak środowisko spółdzielców jest dobrze zorganizowane. Swoje doświadczenia, wątpliwości, problemy omawiają na spotkaniach i zjazdach, odbywających się na terenie całej Polski.
– Zauważamy dużą zmianę w nastawieniu do spółdzielni socjalnych. Wiedza na temat ekonomii społecznej jest coraz większa, zmieniają się relacje z samorządem lokalnym. Widzimy to choćby w rozpatrywaniu naszych wniosków. Dawniej trwało to nawet kilka miesięcy, teraz już tylko kilka dni – mówi Wiesław Wójcik. – Najtrudniejszy jest zwykły dzień, kiedy z wyczekiwaniem patrzymy na telefon od przyszłego klienta.
– W przyszłość patrzymy jednak z optymizmem. nie po to wyszliśmy z bezrobocia, żeby do niego wracać – podsumowuje B. Gajewska.
Można się wykazać
Czy tego typu działalność to dobra forma walki z bezrobociem i wykluczeniem społecznym?
– Spółdzielnia to dobry pomysł, angażujący daną osobę, wcześniej bezrobotną – mówi Beata Gajewska, prezes LSS Koziołek. Członkami takiej spółdzielni mogą zostać osoby bezrobotne, ale nie tylko. Mogą się w niej znaleźć także wolontariusze. Ponadto maksymalnie 20% załogi mogą stanowić specjaliści. Są to pracownicy, którzy mają określone kwalifikacje, często potrzebne do prowadzenia takiej działalności, na przykład psycholodzy, informatycy czy księgowi.
Specjalista to wydatek
Zaangażowanie specjalisty to jednak dla spółdzielni duże obciążenie finansowe. Dlatego Koziołek nie zatrudnia księgowego, tylko korzysta z usług Biura Rachunkowego.
– Żadne z nas nie ma takiego doświadczenia, a niestety musimy prowadzić pełną księgowość, do tego zobowiązuje nas ustawa – tłumaczy zarząd lubelskiej spółdzielni.
Na razie Koziołek raczkuje. Zatrudnia tylko pięciu pracowników, czyli ich minimalną liczbę przewidzianą w ustawie. Maksymalnie spółdzielnie socjalne może tworzyć pięćdziesiąt osób. Członkowie Koziołka działają na podstawie spółdzielczej umowy o pracę.
– Niestety na niepełnym etacie – ubolewa Wiesław Wójcik, wiceprezes LSS. – Na tym etapie działalności nie możemy jednak pozwolić sobie na zatrudnienie w pełnym wymiarze godzin.
50 tys. na starcie
Duży problem stanowi brak funduszy, mimo że na rozpoczęcie działalności spółdzielcy otrzymali finansowe wsparcie z zewnątrz. Założyciele Koziołka, poprzez Powiatowy Urząd Pracy, zdobyli dofinansowanie z Funduszu Pracy – taką możliwość przewiduje ustawa o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy – oraz grant z zamojskiego Ośrodka Wsparcia Spółdzielni Socjalnych. Dzięki temu na starcie zgromadzili 50 tys. zł
Obecnie połowę dochodów spółdzielni także stanowią różnego rodzaju granty i dotacje. Resztę członkowie wypracowują samodzielnie m.in. wykonując prace porządkowe, opiekując się dziećmi, prowadząc szkolenia, ale przede wszystkim świadcząc usługi remontowo-budowlane.
Remonty i sklep
Beata Gajewska najbardziej jest dumna z wykonania remontu budynku lubelskiego Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie. Było to pierwsze poważne zadanie ekipy: mogli w praktyce wykorzystać umiejętności zdobyte na szkoleniach. Pracownicy spółdzielni pomalowali pomieszczenia, wykonali ścianki działowe, a nawet ułożyli podłogę. Było to w grudniu ubiegłego roku.
Za zarobione pieniądze spółdzielcy kupili własny sprzęt budowlany oraz służbowy samochód.
Remonty to jednak nie jedyne źródło dochodów. Od niedawna członkowie spółdzielni zarabiają też na prowadzeniu sklepu z chemią gospodarczą, upominkami i kosmetykami.
– Sklep działa niespełna dwa miesiące, a z dnia na dzień odwiedza go coraz więcej osób, które chcą kupić perfumy, czy szminki w okazyjnej cenie – cieszy się Beata Gajewska.
Jednak to, co z jednej strony jest powodem do dumy, z drugiej – przysparza też zmartwień. Usługi remontowo-budowlane to zajęcie typowo sezonowe.
– W styczniu i lutym nie mieliśmy żadnego zlecenia na wykonanie remontu – przyznaje Wiesław Wójcik.
– Dlatego mamy zachwianą płynność finansową – dodaje Beata Gajewska. Jedynym stałym zleceniem, które obecnie mamy, jest opieka nad dzieckiem.
Trudno o pomoc
Prowadzenie spółdzielni nie jest lekkim zadaniem, zwłaszcza że spółdzielnia nie może liczyć na dużą pomoc lokalnych władz. W Lublinie nie ma żadnych struktur wspomagania takich spółdzielni.
– To nie to, co w Poznaniu – żali się Beata Gajewska. – Tam miasto wpiera podobną do naszej spółdzielnię Fundacji Pomocy Wzajemnej „Barka”, zapewniając jej zlecenia np. przy realizowanych przez tamtejszy ratusz inwestycjach. A u nas pozyskanie zleceniodawcy stanowi, niestety, poważny problem.
Jedną z osób aktywnie wpierających Koziołka jest Paweł Fijałkowski, zastępca prezydenta Lublina odpowiedzialny za politykę społeczną. Dzięki jego pomocy spółdzielnia wynajmuje na preferencyjnych warunkach lokal. Jej siedziba znajduje się na parterze budynku przy Drodze Męczenników Majdanka 26. Ponadto osoba zatrudniona przez CIS (jednostkę samorządową), Ewa Gabryś, pomagała także pisać statut spółdzielni.
Dlaczego nie firma?
Członkowie spółdzielni nie zdecydowali się na rozpoczęcie własnej działalności gospodarczej, ponieważ bali się, że nie zdobędą odpowiedniej liczby zleceń.
– To tylko jedna z przyczyn – podkreśla jednak B. Gajewska. – Większość z nas nie miała żadnego doświadczenia w prowadzeniu własnej firmy. Rejestracja, rozliczenia z fiskusem czy konieczność pozyskiwania dostawców i odbiorców to dla większości bezrobotnych czarna magia. Zresztą do tego potrzebne są pieniądze, których niepracujący z oczywistych względów nie mają. Poza tym, nie założyliśmy własnych przedsiębiorstw ze względu na sytuację rodzinną. Ja sama wychowuję trzech synów. Pozostali członkowie spółdzielni też nie mają lekko w domu, a wiadomo, że własnej firmie trzeba się poświęcić bez reszty.
Jest jeszcze inny powód. Spółdzielcy mogą liczyć na 12-miesięczną refundację kosztów składek ubezpieczeniowych. Na początku działalności, gdy liczy się każda złotówka, jest to spore odciążenie finansowe.
Decydując się na prowadzenie spółdzielni, członkowie Koziołka mieli nadzieję, że nie będzie to szczególnie absorbująca forma pracy.
– Okazało się, że jest inaczej – mówi ze uśmiechem Beata Gajewska. – Spółdzielnia spędza mi sen z powiek. Myślę o niej, zarówno gdy realizuje zlecenie, jak i teraz, gdy brakuje zadań. Trudno się nie martwić, gdy przez dwa miesiące firma praktycznie stoi.
Więcej zrozumienia
Sporym utrudnieniem jest też to, że specjalny Punkt Doradztwa i Informacji Spółdzielczości Socjalnej mieści się w Zamościu, a nie w Lublinie.
Jednak środowisko spółdzielców jest dobrze zorganizowane. Swoje doświadczenia, wątpliwości, problemy omawiają na spotkaniach i zjazdach, odbywających się na terenie całej Polski.
– Zauważamy dużą zmianę w nastawieniu do spółdzielni socjalnych. Wiedza na temat ekonomii społecznej jest coraz większa, zmieniają się relacje z samorządem lokalnym. Widzimy to choćby w rozpatrywaniu naszych wniosków. Dawniej trwało to nawet kilka miesięcy, teraz już tylko kilka dni – mówi Wiesław Wójcik. – Najtrudniejszy jest zwykły dzień, kiedy z wyczekiwaniem patrzymy na telefon od przyszłego klienta.
– W przyszłość patrzymy jednak z optymizmem. nie po to wyszliśmy z bezrobocia, żeby do niego wracać – podsumowuje B. Gajewska.
PLUSY I MINUSY SPÓŁDZIELNI SOCJALNEJ Dlaczego nie firma? Założyciele spółdzielni socjalnej nie mieli doświadczenia w prowadzeniu własnej działalności gospodarczej. Wiedzieli też, że nie mają tyle wolnego czasu, ile należy poświęcić własnej firmie. Brakowało im także funduszy, a tworząc spółdzielnie mogli otrzymać dofinansowanie. Forma godna polecenia? Tak. To dobry pomysł, angażujący osoby, które wcześniej były bezrobotne, pozwalający im się wykazać. Korzyści pracy w spółdzielni? Możliwość uzyskania dofinansowania z zewnątrz, współpracy z lokalnymi władzami, praca w zespole. Największe problemy? Brak zleceń, duże koszty pracownicze, niewielka pomoc ze strony samorządu terytorialnego. Największe obawy? Brak zleceń. Dochody? 50% dochodów członkowie wypracowują sami, resztę otrzymują w formie grantów. W 2007 r. wypracowali 40 tys. zł przychodu. Liczba pracowników? 5 osób, w tym 2 to członkowie zarządu. |
IWONA MIELCARZ – studentka politologii i europeistyki na UMCS w Lublinie. |
Artykuł ukazał się w czasopiśmie es.gazeta.ngo.pl - specjalnym numerze miesięcznika gazeta.ngo.pl poświęconym ekonomii społecznej - www.gazeta.ngo.pl |
Źródło: es.gazeta.ngo.pl
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.