Czy wkrótce ukąsi nas komar, wyładowany po brzegi elektroniką? A może nasze dzieci chwilę po urodzeniu będą potrafiły obsłużyć smartfony? Jak okiełznać tę technologiczną wiedzę? Tego wszystkiego dowiecie się z wywiadu z Konradem Mroczkiem, redaktorem naczelny InternetSTANDARD.
Adrian Todorczuk, Technologie.ngo.pl: – W mediach zorientowanych na nowe technologie czytamy mnóstwo frazesów wskazujących na zaskoczenie debiutującymi właśnie trendami technologicznym. Ja jednak mam nieodparte wrażenie, że dziś coraz trudniej zaskoczyć.
Konrad Mroczek: – Nie zgodzę się. Z ostatnich tygodni mogę wymienić np. telefon z wyświetlaczem E-ink, czyli ekranem stosowanym w czytnikach książek, niezwykle oszczędnym. A ponadto: farbę emitującą sygnał WiFi, drony przekazujące sygnał internetowy sponsorowany przez Facebooka, behawioralne określanie internauty w sieci dzięki analizie jego zachowania na stronach internetowych i posiadanych urządzeń, zniknięcie cookiesów Google’owych, internet rzeczy, totalne połączenie wszystkiego ze sobą, komputer o wielkości karty SD czy powszechne użycie standardu Bluetooth 4 Low Energy. W ten sposób mogę właściwie wymieniać bardzo długo. I tak myślę, że to dopiero początek. Żyjemy w epoce kamienia łupanego, oczywiście jeśli chodzi o kwestie technologii. Jesteśmy dopiero o krok od gigantycznej rewolucji, przy której Google i Facebook będą wyglądały jak zabawa w piaskownicy.
Takie postrzeganie może dotyczyć ludzi obcujących z nowymi technologiami na co dzień. A czym ten rozwój jest dla pozostałych?
K.M.: – Rewolucją, zdecydowanie. Inny światem, który jest im sobie trudno wyobrazić. To jednak nastąpi niezwykle szybko i jednocześnie skokowo.
Powinniśmy się do tego przygotować? Czy w ogóle możemy to zrobić?
K.M.: – Możemy i powinniśmy. Powinniśmy założyć sobie, że żyjemy w otoczeniu ciągłej innowacji. Dziś nie ma już rzeczy stałych. Wszystko zmienia się z godziny na godzinę. Jeśli ktoś się nie dostosuje, to nie będzie w stanie funkcjonować.
To znaczy?
K.M.: – Nie śledząc innowacji, nie próbując nowych technologii, dobrniemy do ściany. Wszelkie strategie czy taktyki znane nam dotychczas przestaną przynosić oczekiwany skutek.
Czasem bywam zaskoczony, jak szybko poszczególne funkcje w urządzeniach przenośnych przyswajają dzieci, wielokrotnie szybciej niż człowiek piszący o nich na co dzień. My, dorośli powoli zaczynamy wypadać z obiegu. Technologii jest coraz więcej, a kolejne zastępują jeszcze gorące nowinki. Jak to wszystko okiełznać?
K.M.: – Myślę, że dzieci właśnie przychodzące na świat, ale także te, które już dorastają, traktując smartfony jako przedłużenie ręki, nie będą miały z tym większego problemu. To po prostu przyzwyczajenie do technologii. Dla nas wciąż bywają to pewne nowości, fascynujemy się kolejnymi urządzeniami z większym ekranem czy też wyczynami robota do produkcji samochodów ogrywającego mistrza świata w ping ponga. I każda kolejna wieść tego typu wydaje się nam nieprawdopodobna, czasem wręcz przerażająca. Bo jak inaczej nazwać pomysły stworzenia komarów, które będą w stanie niepostrzeżenie wstrzyknąć nam jakieś substancje, z czego my nawet nie zdamy sobie sprawy. Już teraz są takie pomysły i one powodują pewien strach.
Chodzi mi jednak o umiejętność przyswojenia tej wiedzy, której wielość powoli przytłacza.
K.M.: – To ciągła nauka. System szkolnictwa, który obecnie mamy, zupełnie nie przystaje do rzeczywistości. Podobnie zresztą jak prawo. Funkcjonowanie państw i instytucji bywa dalekie od realnych potrzeb. Ludzie muszą być autonomicznymi, niezależnymi jednostkami uczącymi się. Praktycznie rzecz biorąc cały czas. Musimy dużo czytać, próbować, testować, być aktywnymi, mieć otwarte umysły, rozmawiać o tym i nie stawiać przed sobą barier. Wszystko, czego nie dowiemy się sami, na pewno nie zostanie nam wtłoczone w jakiś dziwny sposób do świadomości. Choć podobne próby już są. Coraz częściej dywaguje się nad możliwością powiększenia objętości mózgu i podłączenia go do elektronicznego czipa. Myślę, że niedługo okaże się, że podobnie jak w przypadku komputerowych ROM-ów, do ciała człowieka uda się wgrać pewną dawkę wiedzy. Na przykład o historii czy też zasadach działania finansów, księgowości, a nawet całych kierunków studiów, które będziemy przyswajali w ten sposób.
Brzmi to jak urzeczywistnienie fantazji twórców popularnego ostatnio filmu „Ona”. Trochę przerażające.
K.M.: – Podobnie jak w „Johnym Mnemonicu”, „Odysei Kosmicznej” czy „Obcym”. Możemy obawiać się właściwie jednej rzeczy. Inteligencja dąży do przetrwania. Gdy komputery staną się inteligentniejsze od ludzi, mogą stwierdzić, że ludzie są przeszkodą. A komputer o sile ludzkiego mózgu przypuszczalnie powstanie w ciągu maksymalnie dwóch lat. (Od red: zobacz opinię Stephena Hawkinga na ten temat:
Dokąd zaprowadzi nas technologia?).
Natalia Hatalska w relacjach z odbywającej się niedawno w Austin konferencji SXSW, pełnej wydarzeń muzycznych, filmowych, wypełnionej też najnowszymi trendami technologicznymi, wspomniała o robocie, który do niej przemówił, gdy ta spacerowała ulicami miasta.
K.M.: – Co więcej, internet w obecnej postaci zaczyna przypominać mózg. I powoli tak też się zachowuje. Wiedza i sposób przetwarzania informacji – Big Data – coraz bardziej przypomina sposób przepływu energii, myśli i sygnałów w naszym umyśle.
Po co jednak przyglądać się tym trendom? Jeśli nie będziemy ich śledzić, to wypadniemy z obiegu?
K.M.: – Mechanizm jest dosyć prosty. Ludzie lubią rzeczy nowe i innowacyjne. Żyjemy newsami. Współcześnie dominuje kultura nagłówkowa. Często jest tak, że by o czymś się dowiedzieć, czytamy same tytuły. Innowacja dlatego też jest kwestią naturalnie interesującą ludzi. Jest czymś, dzięki czemu wybijamy się ponad konkurencję, zdobywając tym samym przywództwo w danej kategorii, sprzedając więcej, niż dotychczas czy też utrzymując ją na podobnym poziomie. Marginesy marży stają się coraz mniejsze. W momencie, kiedy większość rzeczy, które będziemy kupowali, będzie przypominać rynki finansowe, automatyczne, podobne do Forexu, to wszystkie rzeczy automatyzujące procesy powoli nas zastąpią. Nie jesteśmy w stanie konkurować z komputerami, jeśli chodzi o szybkość podejmowania decyzji na podstawie określonej liczby danych. Co więcej, gdy internet rzeczy zacznie funkcjonować na szeroką skalę, zaczniemy być naprawdę zalewani ilością danych nieprawdopodobną do obrobienia. A jeśli będziemy podchodzić do tego innowacyjnie, jesteśmy w stanie się odróżnić od innych działań.
Ale w jaki sposób realnie wykorzysta to trzeci sektor, w szczególności niewielkie organizacje?
K.M.: – Przede wszystkim poprzez edukację. I to edukację rozumianą nie jako program do przyswojenia, ale przygotowanie do właściwego podejścia, do postępujących zmian, których nie wolno traktować jako coś złego. Najważniejsze jest, by rozwijać w sobie umiejętność rozwiązywania problemów, stawiania umiejętnych pytań i odpowiadania na nie w jak najszerszym spektrum. Nie zapominając jednocześnie o specjalizacjach. Bo jeśli wiemy wszystko, to nie wiemy nic.
I tu leży szansa dla niewielkich przedsiębiorstw, organizacji – w specjalizacji właśnie. Niedawno przeprowadzałem wywiady z kilkoma gośćmi zza granicy. W ich oczach Polska w ostatnich latach nieprawdopodobnie ewoluowała – od niebytu komunistycznego, po potężny rozwój w wybranych sektorach. Niech przykładem będzie optymalizacja w internecie i pozycjonowanie treści w sieci. Mamy kilka najlepszych na świecie agencji potrafiących to robić. To zasługa programistów czy też deweloperów.
W Polsce udało się wysoko rozwinąć RTB, a więc Real-time bidding, czyli zautomatyzowany proces zakupu powierzchni reklamowych w sieci w modelu aukcyjnym w czasie rzeczywistym. Tak więc małe przedsiębiorstwa mogą to zrobić. Wiedza jest w sieci, a więc wystarczy wziąć rękę i ją chwycić. Niewielcy potrzebują przede wszystkim motywacji i zmiany sposobu myślenia, lepszej motywacji. Bo tak naprawdę wszystko, czego potrzebują jest na wyciągnięcie ręki.