Wolontariat może przybierać różne formy. To nie tylko systematyczna pomoc osobom starszym czy dzieciom, to także m.in. koordynacja wydarzeń akcyjnych. O takim wolontariacie opowiada Dorota, wolontariuszka z Miechowa.
Monika Szarek: – Doroto, cofnijmy się na chwilę kilka lat wstecz, do momentu, w którym postanowiłaś przejąć pałeczkę lidera rejonu w Miechowie. Jak zaczęła się Twoja przygoda ze Szlachetną Paczką?
Dorota Małodobry: – Moja przygoda ze Szlachetną Paczką zaczęła się od tego, że zostałam darczyńcą. Namówiła mnie do tego Agata Pasek, która była liderką w pierwszym roku działania projektu na terenie Miechowa.
Rok później zadzwonił telefon – pamiętam, że akurat oglądałam Teleexpress i piłam kawę – po drugiej stronie odezwał się ktoś z Paczki i zapytał, czy nie myślałam o tym, aby zostać liderem. Byłam nieco zaskoczona. Dostałam trochę czasu do namysłu, a po kilku dniach znów zadzwonił telefon. Nie byłam w stu procentach pewna, czy chcę się tego podjąć, ale mimo to wypełniłam formularz zgłoszeniowy, a później pomyślnie przeszłam rozmowę rekrutacyjną. Tak właśnie zostałam liderką i zaczęła się moja przygoda ze Szlachetną Paczką.
Czym zajmujesz się jako liderka?
D.M.: – Przede wszystkim mam stworzyć rejon w naszej okolicy, czyli najpierw zrekrutować wolontariuszy, a następnie poszukać historii rodzin. Zajmuję się też całym systemem internetowym tzn. zapisuję wolontariuszy na szkolenia, wprowadzam historie rodzin, które później odwiedzają wolontariusze. Dbam też o dobrą atmosferę, o to, żeby wolontariusze dobrze się czuli w drużynie i chcieli do niej wracać. Zbieram także całą dokumentację tj. umowy z wolontariuszami czy kierowcami pomagającymi nam rozwozić paczki w dniu finału. Oczywiście poszukuję też darczyńców.
Jestem także doradcą dla wolontariuszy – pomagam im podjąć decyzję czy włączyć daną rodzinę do projektu, czy też nie, ponieważ zdarza się, że wolontariusze mają wiele wątpliwości. Wtedy wspólnymi siłami podejmujemy taką decyzję. Uczestniczę w szkoleniach prowadzonych przez asystentów ds. wdrożeń. Jeżdżę na spotkania z liderami innych rejonów.
Kilka razy wspominasz o darczyńcy. Kim on jest w projekcie?
D.M.: – To człowiek lub grupa ludzi, bo darczyńcą może zostać każdy: osoba indywidualna, szkoła, grupa przyjaciół, zakład pracy itd. Darczyńca wybiera rodzinę z bazy i spełnia trzy najważniejsze potrzeby rodziny. Ale darczyńca to przede wszystkim ktoś o wielkim sercu, gotów podzielić się tym, co ma. Darczyńca, podobnie jak lider i wolontariusze, jest częścią paczki, też zmienia świat na lepszy. Bez nich nie zrealizowalibyśmy podstawowych potrzeb rodzin.
Czy miałaś jakieś obawy przed przyjęciem tej roli?
D.M.: – Obawy? Tak. Obawy pojawiają się właściwie każdego roku, bo każda edycja jest inna. Co roku spotykam nowych wolontariuszy, choć na szczęście wielu wiernie trwa przy drużynie, poznaję nowe rodziny w potrzebie, ale napotykam też na nowości w systemie czy chociażby na nowych koordynatorów regionu, którzy zmieniają się właściwie co roku. Także obawy są zawsze. Bez względu na to ile razy jest się w Paczce liderem, to te obawy powinny się pojawiać dlatego, że wtedy człowiek nie popada w rutynę.
Czy jakaś historia (z kolejnych edycji) szczególnie zapadła Ci w pamięć?
D.M.: – Zdecydowanie. Pamiętam, że jedna z rodzin wyraziła zgodę, aby darczyńca przywiózł paczki osobiście i ja też uczestniczyłam w tym wydarzeniu. Kiedy weszliśmy do domu i zobaczyłam miny tych młodych ludzi – darczyńcą była szkoła – to właściwie nie musieli już nic mówić, bo ich wyraz twarzy mówił wszystko. Później podczas rozmowy ze mną powiedzieli, że nie sądzili, że można żyć w takich warunkach i że teraz bardziej docenią to, co mają. Widzieli też łzy pani, która bardzo ucieszyła się na widok pralki. Ale podobnych historii jest każdego roku bardzo dużo. Nawet jeśli sama w nich nie uczestniczę, to moi kochani wolontariusze wciąż dzielą się ze mną takimi historiami.
Jesteś liderką już od trzeciej edycji. Co takiego daje Ci rola lidera, że nie opuszczasz stanowiska?
D.M.: – Myślę, że ważna jest sama idea. Od zawsze pomaganie innym, oprócz pracy zawodowej, towarzyszy mi w życiu. Utożsamiam się z wartościami, które są w Paczce, zwłaszcza z ideą mądrej pomocy. Rodziny włączone do projektu dostają dokładnie to, czego im naprawdę potrzeba. Nie jest to pomoc przypadkowa. A poza tym Paczka daje mi możliwość przebywania wśród wspaniałych, młodych ludzi. To chyba trzyma mnie przy liderowaniu.
Jako że znamy się z projektu (i nie tylko) od lat, wiem, że spotykasz na swojej drodze różnych wolontariuszy. Co dają Ci spotkania z tymi ludźmi? Czego uczysz się od wolontariuszy?
D.M.: – Co mi dają… Dają mi przede wszystkim energię, która bije od tych młodych ludzi. Te spotkania utwierdzają mnie też w przekonaniu, które towarzyszy mi od lat, że w młodych ludziach jest wielki potencjał dobra i chęci pomocy, i że młodzież wcale nie jest z natury zła, jak twierdzą niektórzy, a wręcz przeciwnie. Daje mi też trochę możliwość wpływania na nich, odkrywania w wolontariuszach potencjału i przekazywania im wartości, którymi się sama w życiu kieruję. Uczy mnie też takiego świeżego spojrzenia na rzeczywistość. Ale są też rzeczy całkiem przyziemne, których uczę się od wolontariuszy, takie jak chociażby to, że poznaję tajniki nowoczesnych technologii (śmiech).
Czego przez lata bycia liderką nauczyłaś się o sobie samej?
D.M.: – Trudne pytanie. To doświadczenie uświadomiło mi chyba, że jestem silniejsza niż myślałam. Teraz potrafię już nie załamywać się np. w sytuacji, kiedy potencjalny darczyńca odmawia i nie chce włączyć się w projekt. Potrafię to przyjąć i nie wchodzi to jakoś głęboko we mnie, potrafię zrozumieć, że nie wszyscy muszą myśleć tak samo. Dowiedziałam się też czegoś, czego nie byłam wcześniej do końca świadoma, a mianowicie, że mogę być dla kogoś autorytetem. Nauczyłam się jeszcze jednej ważnej rzeczy – że nasze ograniczenia rzeczywiście siedzą w głowie. Teraz łatwiej jest mi pokonywać moje własne.
Opowiedz proszę, czym zajmujesz się poza Szlachetną Paczką i czy doświadczenia wolontariatu czasem przydają się w życiu prywatnym lub zawodowym?
D.M.: – Jestem nauczycielem w gimnazjum. Opiekuję się samorządem uczniowskim, organizuję szereg różnych wydarzeń, szczególnie bliski mojemu sercu jest koncert poświęcony pamięci Jana Pawła II, nad którym od lat czuwam. Nie wiem, czy nauczyła mnie tego Paczka, czy tylko to ze mnie wydobyła, ale teraz, gdy okazuje się nagle, że trzeba zmienić plany, bo np. rozchoruje się jakiś wykonawca mający wziąć udział w występach, to szukam rozwiązania zamiast załamywać ręce. To cenna lekcja.
Na koniec chciałabym zapytać, jak Twoim zdaniem rozwijać w młodych ludziach chęć zaangażowania się w wolontariat?
D.M.: – Być naturalnym, nie udawać, ponieważ młodzi ludzie natychmiast wyczuwają fałsz. Swoją postawą pokazywać, że się jest wolontariuszem, nie tylko mówić. Oczywiście mówić też trzeba, ale młodego człowieka trzeba traktować jak równorzędnego partnera w rozmowie – trzeba szczerze powiedzieć, że wolontariat często nie jest łatwy, bo musisz poświęcić swój czas, często musisz przełamywać jakieś ograniczenia. Często jest tak, że do pewnych rzeczy, w tym i wolontariatu, trzeba dojrzeć, dlatego należy chyba działać tak, aby to działanie zostało zauważone i wyryło się w pamięci młodego człowieka. Trzeba swoją postawą mówić: „spójrz, mam dużo spraw na głowie, ale znajduję czas, żeby pomagać. Ty też tak możesz”. Pokazywać im, że to jest radość, że dzielimy się sobą i swoim czasem.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmowę przeprowadziła Monika Szarek, wolontariuszka Stowarzyszenia Regionalne Centrum Wolontariatu w Krakowie.
Artykuł powstał w ramach projektu „Wolontariat ma sens! – Rozwój Małopolskiej Sieci Centrów Wolontariatu” realizowanego przy wsparciu finansowym Województwa Małopolskiego.