Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
Zbliżające się Igrzyska Olimpijskie w Pekinie są okazją do nagłośnienia nagminnego łamania praw pracowniczych w chińskich fabrykach, nie tylko w tych, w których szyte są ubrania i gadżety na Olimpiadę. Na zaproszenie Polskiej Akcji Humanitarnej i Koalicji KARAT przyjechały do Polski Pui-Lin Sham i Stephany Wong, chińskie aktywistki praw pracowniczych, które opowiedziały o warunkach zatrudnienia w Chinach oraz Hong Kongu.
Pui-Lin Sham związana jest z przemysłem odzieżowym w Hong Kongu od
ponad 20 lat. Sama pracowała w fabrykach produkujących odzież, więc
z pierwszej ręki wie, jak traktowani są w nich pracownicy. W 1993
r. Pui-Lin wdała się w konflikt ze swoim pracodawcą, który nie
respektował praw robotników. Dzięki temu dowiedziała się o
związkach zawodowych walczących o poprawę warunków zatrudnienia w
fabrykach w Hong Kongu. Od 1994 r. Pui-Lin pracuje dla organizacji
związkowych i walczy o prawa pracowników w całych Chinach.
Z Hong Kongu do Chin
W latach 80. w przemyśle odzieżowym w Hong Kongu pracowało ok. 300 tys. robotników (teraz jest ich ok. 10 tys.). Obecnie większość zakładów przeniosła produkcję do południowych Chin, gdzie rząd zastosował wiele ulg i korzyści dla właścicieli fabryk. Dlatego w Hong Kongu panuje duże bezrobocie, a w Chinach nagminnie łamane są prawa pracownicze.
– Ludzie pracują od godz. 7.30 do 22 przez siedem dni w tygodniu. Większość pracowników nie ma żadnych umów o pracę, a jeśli nawet takie dostają, to często są w nich niezgodne z prawem zapisy. Robotnicy nie mają ubezpieczenia, ani zdrowotnego, ani emerytalnego. Pracują w systemie akordowym za głodowe pensje w warunkach, które urągają podstawowym zasadom bezpieczeństwa. Zdarza się też wiele wypadków przy pracy. Pracownikom nie wypłaca się wynagrodzeń za nadgodziny. A kiedy są zwalniani, nie otrzymują żadnej odprawy – opowiada Pui-Lin Sham. – W niektórych fabrykach obowiązują też wewnętrzne kodeksy, które np. zabraniają robotnikom podczas pracy rozmawiania między sobą czy określają ilość wyjść do toalety podczas zmiany. Jeżeli pracownicy nie przestrzegają tych wymogów, mogą zostać zwolnieni, albo mają potrącane z pensji kary.
Sporo robotników w chińskich fabrykach to ludzie młodzi, którzy przyjeżdżają z małych wiosek do dużych miast, np. dziewczyny w wieku 12-15 lat, które aby zdobyć pracę pożyczają dokumenty tożsamości od starszych sióstr. Nie orientują się one w prawach pracowniczych i bez sprzeciwu godzą się na drakońskie zasady zatrudnienia.
– Problem z prawem pracy w Chinach polega na tym, że w teorii jest ono dość dobre, tylko że nie jest przestrzegane. Władze i sądy nie są nastawione propracowniczo, tylko probiznesowo. Nawet, jeżeli jakiś pracownik pójdzie do sądu, aby walczyć np. o zaległą pensję, to otrzyma on świadczenie, ale naliczone od płacy minimalnej, czyli w praktyce bardzo niskie – przekonuje Stephany Wong, koordynatorka kampanii PLAY FAIR 2008 w Hong Kongu.
Strajk albo obóz pracy
Większość produkcji odzieżowej w Chinach znajduje się na południu kraju niedaleko Hong Kongu, dlatego hongkonskie organizacje związkowe i aktywiści zajmujący się prawami pracowniczymi zakładają tam ośrodki, w których robotnicy mogą uzyskać pomoc prawną i porady. Dzięki temu świadomość praw pracowniczych w Chinach rośnie, choć oficjalnie edukacja dotycząca prawa pracy nie jest w fabrykach mile widziana. I jeżeli robotnicy zaczną strajkować, domagając się np. podwyżek czy wypłaty zaległych pensji, protest jest szybko tłumiony, a jego liderzy aresztowani. Za zakłócanie spokoju mogą zostać skazani nawet na cztery lata pobytu w obozie resocjalizacyjnym. A w najlepszym razie są wyrzucani z pracy. Nikt nie wystąpi w ich obronie, gdyż związek zawodowy w Chinach jest kontrolowany przez państwo. Z kolei niezależne organizacje, które chciałby zarejestrować się i walczyć o prawa pracownicze, mogą działać tylko jako firmy. W praktyce oznacza to liczne kontrole skarbowe i utrudnianie działalności. Znany jest przypadek robotnika, który próbował edukować swoich kolegów w prawach pracowniczych – po kilku dniach został zaatakowany przez dwóch mężczyzn z nożami. Przeżył, ale ma niewładną jedną nogę.
– Dlatego tak ważne jest dla nas to, aby wspierać chińskich robotników, podnosić świadomość ich praw, edukować. Coraz więcej młodych Chińczyków jest skorych do walki o swoje prawa i wprowadzania zmian, ale muszą wiedzieć, że nie są sami w tej walce, że międzynarodowa społeczność także ich w niej wspiera, zarówno moralnie, jak i finansowo – przekonuje Stephany Wong.
Co możemy zrobić?
Organizacje związkowe i społeczne z Hong Kongu tj. Hong Kong Liaison Office (IHLO) czy International Trade Union Confederation (ITUC) od wielu lat walczą z łamaniem praw pracowniczych w Chinach. W swoich raportach nie tylko krytykują pracodawców, ale też wskazują kierunki poprawy – mówiąc o przejrzystości działalności firm, o społecznej odpowiedzialności biznesu. Starają się też wprowadzać zmiany w prawie. Docierają z programami edukacyjnymi bezpośrednio do robotników, choć oficjalnie jest to zabronione.
– Uczymy ich np. jak obliczać pensje i wynagrodzenie za nadgodziny, pokazujemy jak podnosić bezpieczeństwo w pracy, zwłaszcza, że coraz częściej dochodzi w fabrykach do poważnych zatruć chemikaliami, pomagamy pracownikom w mediacjach, gdy dojdzie do sytuacji konfliktowych – wylicza Stephany Wong.
Ale ważne jest także wsparcie międzynarodowej społeczności, zwłaszcza konsumentów, którzy są głównymi odbiorcami szytej w Chinach odzieży, obuwia czy innych artykułów.
Dzięki międzynarodowym kampaniom np. Clean Clothes Campaign czy PLAY FAIR 2008 każdy z nas może wywierać nacisk na firmy szyjące swoje ubrania w chińskich fabrykach, żeby upominały się o poprawę warunków pracy tamtejszych robotników.
– Co prawda w niektórych fabrykach umieszczone są kodeksy etyczne dużych zleceniodawców, ale często są one nie przestrzegane – mówi Stephany Wong. – Dlatego nie wzywamy międzynarodowej społeczności ani do bojkotu Olimpiady, ani produktów markowych szytych w Chinach, bo to by zaszkodziło przede wszystkim robotnikom. To, na co próbujemy zwrócić uwagę zachodnim konsumentom, to fakt, że mogą oni wpływać na producentów np. kierując do nich apele i naciski, aby w zakładach, w których produkowane są ich wyroby przestrzegano praw pracowniczych. Im więcej będzie takich apeli, im większa będzie świadomość społeczna, że bluzka czy spodnie, które nosimy zostały uszyte z pogwałceniem praw pracowniczych, tym bardziej producenci będą musieli zareagować, a co za tym idzie naprawdę zaczną dopominać się o przestrzeganie praw pracowniczych – dodaje.
Tak właśnie było w jednej z chińskich fabryk szyjącej dla dużego koncernu. Sytuacja pracowników była tak zła, że zaczęli oni strajkować. Policja stłumiła protest i dla przykładu aresztowała kilkunastu robotników w wieku 18-23 lat. Zostali oni skazani na trzy lata obozu resocjalizacyjnego. Jedna z organizacji z Hong Kongu zorganizowała międzynarodową kampanię nacisku, podczas której ludzie z całego świata wysyłali apele do przedstawicieli koncernu. W końcu prawnicy firmy zwrócili się do chińskiego sądu z petycją, aby obniżyć karę aresztowanym pracownikom. W wyniku tej kampanii chińscy sędziowie, co prawda stwierdzili, że skazani robotnicy są przestępcami, ale zawiesili im karę i młodzi ludzie wyszli na wolność.
– To pokazuje, że międzynarodowi konsumenci dysponują dużą siłą i producenci na pewno będą się z nią liczyć, w końcu to konsumenci płacą za sprzedawane przez duże koncerny ubrania i podobnie jak chińscy robotnicy generują ich ogromne zyski – przekonuje Pui-Lin Sham.
Smutna rzeczywistość
Dzięki zdecydowanym działaniom różnych organizacji sytuacja robotników w fabrykach w Hong Kongu znacznie się poprawiła, ale nie ma się co oszukiwać: wielcy producenci będą wciąż poszukiwać miejsc, w których produkcja ich artykułów będzie najtańsza. Tak było właśnie w Hong Kongu – gdy pracownicy zaczęli upominać się o swoje prawa, większość odzieżowych fabryk przeniesiono do południowych Chin. Kiedy i tam zaczyna rosnąć świadomość praw pracowników, zakłady zaczyna przenosić się na północ kraju. A robotnicy są zwalniani, nie otrzymując żadnych odpraw.
Ponadto wielkie koncerny coraz częściej przenoszą swoją produkcję z Chin do innych słabo rozwiniętych krajów takich jak Kambodża, Indie, Indonezja, Sri Lanka, Tajlandia, Bangladesz, w których prawa pracownicze nie mają żadnego znaczenia. Dlatego tak ważne jest, aby wymóc na producentach etyczne zachowania dotyczące praw pracowniczych w ich fabrykach. Często zachowania, które są przez nich akceptowane w biednych krajach, są nie do przyjęcia w państwach, w których zostały one powołane.
Być może jednym z rozwiązań jest sprzedawanie ubrań, tzw. „czystej, sprawiedliwej, etycznej odzieży” pochodzących z zakładów, w których respektuje się prawa pracownicze. Taki sklep założył dwa lata temu w Niemczech Matias, który sprowadza np. koszulki z fabryki w Nikaragui, którą założyły kobiety zwolnione z dużego zakładu. Podobne sklepy powstają już też w innych krajach Europy.
Z Hong Kongu do Chin
W latach 80. w przemyśle odzieżowym w Hong Kongu pracowało ok. 300 tys. robotników (teraz jest ich ok. 10 tys.). Obecnie większość zakładów przeniosła produkcję do południowych Chin, gdzie rząd zastosował wiele ulg i korzyści dla właścicieli fabryk. Dlatego w Hong Kongu panuje duże bezrobocie, a w Chinach nagminnie łamane są prawa pracownicze.
– Ludzie pracują od godz. 7.30 do 22 przez siedem dni w tygodniu. Większość pracowników nie ma żadnych umów o pracę, a jeśli nawet takie dostają, to często są w nich niezgodne z prawem zapisy. Robotnicy nie mają ubezpieczenia, ani zdrowotnego, ani emerytalnego. Pracują w systemie akordowym za głodowe pensje w warunkach, które urągają podstawowym zasadom bezpieczeństwa. Zdarza się też wiele wypadków przy pracy. Pracownikom nie wypłaca się wynagrodzeń za nadgodziny. A kiedy są zwalniani, nie otrzymują żadnej odprawy – opowiada Pui-Lin Sham. – W niektórych fabrykach obowiązują też wewnętrzne kodeksy, które np. zabraniają robotnikom podczas pracy rozmawiania między sobą czy określają ilość wyjść do toalety podczas zmiany. Jeżeli pracownicy nie przestrzegają tych wymogów, mogą zostać zwolnieni, albo mają potrącane z pensji kary.
Sporo robotników w chińskich fabrykach to ludzie młodzi, którzy przyjeżdżają z małych wiosek do dużych miast, np. dziewczyny w wieku 12-15 lat, które aby zdobyć pracę pożyczają dokumenty tożsamości od starszych sióstr. Nie orientują się one w prawach pracowniczych i bez sprzeciwu godzą się na drakońskie zasady zatrudnienia.
– Problem z prawem pracy w Chinach polega na tym, że w teorii jest ono dość dobre, tylko że nie jest przestrzegane. Władze i sądy nie są nastawione propracowniczo, tylko probiznesowo. Nawet, jeżeli jakiś pracownik pójdzie do sądu, aby walczyć np. o zaległą pensję, to otrzyma on świadczenie, ale naliczone od płacy minimalnej, czyli w praktyce bardzo niskie – przekonuje Stephany Wong, koordynatorka kampanii PLAY FAIR 2008 w Hong Kongu.
Strajk albo obóz pracy
Większość produkcji odzieżowej w Chinach znajduje się na południu kraju niedaleko Hong Kongu, dlatego hongkonskie organizacje związkowe i aktywiści zajmujący się prawami pracowniczymi zakładają tam ośrodki, w których robotnicy mogą uzyskać pomoc prawną i porady. Dzięki temu świadomość praw pracowniczych w Chinach rośnie, choć oficjalnie edukacja dotycząca prawa pracy nie jest w fabrykach mile widziana. I jeżeli robotnicy zaczną strajkować, domagając się np. podwyżek czy wypłaty zaległych pensji, protest jest szybko tłumiony, a jego liderzy aresztowani. Za zakłócanie spokoju mogą zostać skazani nawet na cztery lata pobytu w obozie resocjalizacyjnym. A w najlepszym razie są wyrzucani z pracy. Nikt nie wystąpi w ich obronie, gdyż związek zawodowy w Chinach jest kontrolowany przez państwo. Z kolei niezależne organizacje, które chciałby zarejestrować się i walczyć o prawa pracownicze, mogą działać tylko jako firmy. W praktyce oznacza to liczne kontrole skarbowe i utrudnianie działalności. Znany jest przypadek robotnika, który próbował edukować swoich kolegów w prawach pracowniczych – po kilku dniach został zaatakowany przez dwóch mężczyzn z nożami. Przeżył, ale ma niewładną jedną nogę.
– Dlatego tak ważne jest dla nas to, aby wspierać chińskich robotników, podnosić świadomość ich praw, edukować. Coraz więcej młodych Chińczyków jest skorych do walki o swoje prawa i wprowadzania zmian, ale muszą wiedzieć, że nie są sami w tej walce, że międzynarodowa społeczność także ich w niej wspiera, zarówno moralnie, jak i finansowo – przekonuje Stephany Wong.
Co możemy zrobić?
Organizacje związkowe i społeczne z Hong Kongu tj. Hong Kong Liaison Office (IHLO) czy International Trade Union Confederation (ITUC) od wielu lat walczą z łamaniem praw pracowniczych w Chinach. W swoich raportach nie tylko krytykują pracodawców, ale też wskazują kierunki poprawy – mówiąc o przejrzystości działalności firm, o społecznej odpowiedzialności biznesu. Starają się też wprowadzać zmiany w prawie. Docierają z programami edukacyjnymi bezpośrednio do robotników, choć oficjalnie jest to zabronione.
– Uczymy ich np. jak obliczać pensje i wynagrodzenie za nadgodziny, pokazujemy jak podnosić bezpieczeństwo w pracy, zwłaszcza, że coraz częściej dochodzi w fabrykach do poważnych zatruć chemikaliami, pomagamy pracownikom w mediacjach, gdy dojdzie do sytuacji konfliktowych – wylicza Stephany Wong.
Ale ważne jest także wsparcie międzynarodowej społeczności, zwłaszcza konsumentów, którzy są głównymi odbiorcami szytej w Chinach odzieży, obuwia czy innych artykułów.
Dzięki międzynarodowym kampaniom np. Clean Clothes Campaign czy PLAY FAIR 2008 każdy z nas może wywierać nacisk na firmy szyjące swoje ubrania w chińskich fabrykach, żeby upominały się o poprawę warunków pracy tamtejszych robotników.
– Co prawda w niektórych fabrykach umieszczone są kodeksy etyczne dużych zleceniodawców, ale często są one nie przestrzegane – mówi Stephany Wong. – Dlatego nie wzywamy międzynarodowej społeczności ani do bojkotu Olimpiady, ani produktów markowych szytych w Chinach, bo to by zaszkodziło przede wszystkim robotnikom. To, na co próbujemy zwrócić uwagę zachodnim konsumentom, to fakt, że mogą oni wpływać na producentów np. kierując do nich apele i naciski, aby w zakładach, w których produkowane są ich wyroby przestrzegano praw pracowniczych. Im więcej będzie takich apeli, im większa będzie świadomość społeczna, że bluzka czy spodnie, które nosimy zostały uszyte z pogwałceniem praw pracowniczych, tym bardziej producenci będą musieli zareagować, a co za tym idzie naprawdę zaczną dopominać się o przestrzeganie praw pracowniczych – dodaje.
Tak właśnie było w jednej z chińskich fabryk szyjącej dla dużego koncernu. Sytuacja pracowników była tak zła, że zaczęli oni strajkować. Policja stłumiła protest i dla przykładu aresztowała kilkunastu robotników w wieku 18-23 lat. Zostali oni skazani na trzy lata obozu resocjalizacyjnego. Jedna z organizacji z Hong Kongu zorganizowała międzynarodową kampanię nacisku, podczas której ludzie z całego świata wysyłali apele do przedstawicieli koncernu. W końcu prawnicy firmy zwrócili się do chińskiego sądu z petycją, aby obniżyć karę aresztowanym pracownikom. W wyniku tej kampanii chińscy sędziowie, co prawda stwierdzili, że skazani robotnicy są przestępcami, ale zawiesili im karę i młodzi ludzie wyszli na wolność.
– To pokazuje, że międzynarodowi konsumenci dysponują dużą siłą i producenci na pewno będą się z nią liczyć, w końcu to konsumenci płacą za sprzedawane przez duże koncerny ubrania i podobnie jak chińscy robotnicy generują ich ogromne zyski – przekonuje Pui-Lin Sham.
Więcej informacji o tym, co możemy zrobić jako konsumenci, aby przestrzegano praw pracowniczych w Chinach można znaleźć na stronach Koalicji KARAT (www.kobietypraca.org) oraz Polskiej Akcji Humanitarnej (www.pah.org.pl), a także na stronach www.modnieietycznie.pl, cleanclothes.org, www.ekonsument.pl, ethicalconsumer.org |
Smutna rzeczywistość
Dzięki zdecydowanym działaniom różnych organizacji sytuacja robotników w fabrykach w Hong Kongu znacznie się poprawiła, ale nie ma się co oszukiwać: wielcy producenci będą wciąż poszukiwać miejsc, w których produkcja ich artykułów będzie najtańsza. Tak było właśnie w Hong Kongu – gdy pracownicy zaczęli upominać się o swoje prawa, większość odzieżowych fabryk przeniesiono do południowych Chin. Kiedy i tam zaczyna rosnąć świadomość praw pracowników, zakłady zaczyna przenosić się na północ kraju. A robotnicy są zwalniani, nie otrzymując żadnych odpraw.
Ponadto wielkie koncerny coraz częściej przenoszą swoją produkcję z Chin do innych słabo rozwiniętych krajów takich jak Kambodża, Indie, Indonezja, Sri Lanka, Tajlandia, Bangladesz, w których prawa pracownicze nie mają żadnego znaczenia. Dlatego tak ważne jest, aby wymóc na producentach etyczne zachowania dotyczące praw pracowniczych w ich fabrykach. Często zachowania, które są przez nich akceptowane w biednych krajach, są nie do przyjęcia w państwach, w których zostały one powołane.
Być może jednym z rozwiązań jest sprzedawanie ubrań, tzw. „czystej, sprawiedliwej, etycznej odzieży” pochodzących z zakładów, w których respektuje się prawa pracownicze. Taki sklep założył dwa lata temu w Niemczech Matias, który sprowadza np. koszulki z fabryki w Nikaragui, którą założyły kobiety zwolnione z dużego zakładu. Podobne sklepy powstają już też w innych krajach Europy.
Pui-Lin Sham – gdy miała 13 lat rozpoczęła pracę w
fabryce kabli. Trzy lata później przeniosła się do fabryki
produkującej ubrania i pracowała w sektorze odzieżowym przez
kolejne 25 lat. Od 1998 r. Pui związana jest z ruchem na rzecz praw
pracowniczych w przemyśle odzieżowym. W 2008 r. wybrano ją na
przewodniczącą Hong Kong Clerical & Retailing General
Union. Stephany Wong – urodziła się w Chinach, ale w wieku 7 lat przeniosła się do Hong Kongu, gdzie ukończyła Chiński Uniwersytet i obroniła pracę magisterska dotyczącą pracowników-imigrantów. Przez wiele lat zajmowała się prawami pracowników w Chinach kontynentalnych. Od 2005 r. związała się z oddziałem Międzynarodowej Konfederacji Związków Zawodowych w Hong Kongu. Prowadzi liczne badania oraz kampanie na rzecz praw pracowniczych. Od 2007 r. koordynuje kampanię PLAY FAIR 2008 w Hong Kongu i w Chinach. |
Czy wiesz, że...
|
Źródło: inf. własna
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.