Korzyści z etycznego działania nie obejmują wyłącznie zasad fundamentalnych. W ostatnich latach na znaczeniu zyskują pojęcia, które do świata organizacji przechodzą z biznesu czy z sektora administracji. Dotyczą one gospodarowania zasobami, zawierania sojuszy, a także rozliczalności – w znaczeniu odpowiedzialności za powierzone nam środki. Oczywiste zasady? Zobaczmy, jak silnie zakorzenione są w etyce.
O jawności i posiadaniu
Dylemat w tym przypadku polega na pogodzeniu dwóch istotnych spraw. Po pierwsze, organizacja może chcieć podzielić się tym, co wypracowała. Jeśli jej działania obejmują jedno województwo, może chcieć udostępnić np. swój program terapeutyczny komuś, kto działa w innym. Z drugiej strony ma prawo do ochrony swojego kapitału intelektualnego i wypracowanych przez siebie metod, materiałów i programów.
Wyobraźmy sobie, że chcemy udostępnić np. naszą metodologię pracy z dziećmi, które mają problemy z nauką. Wiemy, że program jest dobry, ale wymaga przeszkolenia prowadzących i superwizji – inaczej nie przynosi spodziewanego rezultatu, z którego jesteśmy znani. Możemy zastrzec sobie, że udostępniamy nasz program innym pod warunkiem, że udokumentują doświadczenie w pracy z dziećmi, przyślą trenerów na szkolenie do nas, a trenerzy będą następnie w kontakcie z superwizorem. Taki rodzaj licencjonowania pozwala nam dzielić się wiedzą i jednocześnie zadbać o kojarzenie naszej metody z wysoką jakością.
Organizacje konkurują nie tylko ze sobą o ograniczone środki, ale i z firmami, które zdarza się, że w bezwzględnej walce rynkowej wykorzystują ich produkty w celach komercyjnych. Dlatego naiwnością byłoby oczekiwanie, że każda organizacja będzie chciała udostępniać swoje metody i programy. Wierzę jednak, że celem organizacji jest przede wszystkim dobro adresatów ich działań i to, by dotrzeć do nich wszelkimi możliwymi sposobami. Dzielenie się z innymi jest dobrym na to sposobem.
O odpowiedzialności w działaniu
Odpowiedzialność to kolejna zasada, z którą się nie dyskutuje, ale która jest tak szeroka, że rzadko się o niej mówi. Z wachlarza sytuacji, w których jest ona nieodzowna, przyjrzyjmy się odpowiedzialności za rezultaty działań i za to, czy organizacja osiąga efekt, który obiecywała.
Podstawowym pytaniem jest, czy organizacja w ogóle sprawdza, jaki rezultat przynoszą jej działania. Wiemy, że takie spojrzenie w lustro jest jedną z najtrudniejszych rzeczy. Ciężko żyć i pracować ze świadomością, że coś nam się nie udało, że ileś miesięcy pracy pchnęło nas w złym kierunku. Na wszelki wypadek więc nie pamiętamy o tym, by to sprawdzić. Powiedzmy sobie jednak szczerze – jesteśmy to winni adresatom naszych działań i podatnikom, z których pieniędzy jest finansowana duża część naszych działań.
Dowodem jest chociażby niedawna dyskusja, która wywiązała się w ngo.pl pod tekstem czytelnika o niskiej frekwencji na seminarium o standardach. Ktoś odpowiedział wprost: „Dostajemy setki propozycji różnych seminariów, szkoleń. Początkowo uczestniczyliśmy w wielu, kosztem swojej pracy, ale ich jakość była dyskusyjna”. Niedbający o jakość szkodzą nie tylko sobie, ale i innym – aktywiści nie mają zaufania do oferty nieznanych organizacji.
Organizacje są często matecznikiem innowacji i odkryć, które potem stają się częścią powszechnie uznawanej metodologii. Czasem jednak kurczowo trzymają się wypracowanych dawniej metod, choć lepiej dla odbiorców byłoby, gdyby podążały za zmianami.
O rozliczalności
Rozliczalność to stosunkowo nowe pojęcie, które doczekało się wielu rozwinięć i definicji. Czasem rozumie się ją jako wypadkową rzetelności, odpowiedzialności i stopnia w jakim organizacja wywiązuje się z tego co swoją misją i celem opisuje. Ma też dosyć oczywisty aspekt finansowy, polegający na staranności w wykorzystywaniu pozyskanych środków zgodnie z ich przeznaczeniem.
Interesującym aspektem rozliczalności jest dbałość o powiększanie majątku organizacji i tworzenie rezerw. Jest to dla wielu organizacji dosyć abstrakcyjne w świetle tego, że aktywiści często postrzegani są jako ci, którzy podejmą się wszystkiego, nie dostając w zamian nic. Konieczność zapewniania wkładów własnych do projektów i ciągłego dokładania do działalności, drenuje wiele organizacji z możliwości odkładania nawet niewielkich sum na czarną godzinę.
Mimo wszystko warto jednak przemyśleć, czy nie dałoby się odkładać choćby najmniejszych sum. Być może można uzgodnić z członkami, że odkładana będzie część składek? Może można wprowadzić zasadę, że odkładane będzie np. 20% darowizn? W takim przypadku należy o tym informować darczyńców i tłumaczyć, po co organizacja to robi i na jaki cel zbiera.
Po co mielibyśmy to robić, skoro odłożone w ten sposób drobne sumy przez jakiś czas nie będą stanowić żadnego istotnego majątku? Po pierwsze dlatego, że od czegoś trzeba zacząć. Im dłużej będziemy zwlekać, tym bardziej odwlekamy moment, w którym oszczędności będą w stanie uratować nas np. w sytuacji gdy dotacja będzie spóźniona, a pilnie będzie trzeba wnieść jakąś opłatę. Organizacje często postrzegane są jako mało stabilne, działające od projektu do projektu. Komunikując, że właśnie zaczęliśmy tworzyć rezerwy finansowe, przekazujemy w istocie komunikat, że nie jesteśmy tutaj „na chwilę”. To tak jakbyśmy mówili: chcemy działać bez względu na to co będzie, myślimy przyszłościowo o naszej organizacji. A to może nakłonić innych, by się do tego przyszłościowego projektu dołożyli.
O odpowiedzialności za otoczenie
Często we wnioskach grantowych pojawia się pytanie o to, jak organizacja będzie realizować zasadę zrównoważonego rozwoju. Jednak o tym, jak nasze działania wpływają na środowisko naturalne powinniśmy myśleć częściej, niż tylko przy wypełnianiu wnioskowych rubryk.
Po pierwsze, jest to ważne dlatego, że najlepiej promuje się odpowiedzialne postawy, kiedy samodzielnie się je praktykuje. Wbrew pozorom nie jest to tak trudne. Czy członkowie i pracownicy organizacji przegadali np. zasady zużywania papieru? W drukarkach można ustawić domyślną roboczą jakość wydruku, by zużywały mniej tonera. Znana mi organizacja przestała przygotowywać drukowane materiały na organizowane przez siebie konferencje – wysyła je z uprzedzeniem mailem uczestnikom, informując, że jeśli ktoś chce mieć je przed oczami na spotkaniu, powinien sobie sam wydrukować. W ten sposób powstaje tylko naprawdę potrzeba liczba kopii.
Po drugie, co już wszyscy widzimy, gdy doda się do równania energooszczędne czajniki, uszczelnione na zimę okna, zakwaterowanie uczestników szkolenia w pokojach dwuosobowych (chcesz jedynkę – dopłać różnicę; hotele są wielkim trucicielem środowiska), rozwiązaniem staje się jedno słowo: oszczędność. Zatem chodzi nie tylko o ochronę planety dla przyszłych pokoleń. Organizacja ma z tego wymierne korzyści finansowe.
O korzyściach z partnerstwa
W związku z tym pojęciem powstaje pytanie – czy partnerstwo jest etyczną powinnością organizacji? To może za dużo powiedziane. Z etycznego punktu widzenia wystarczy, że organizacja ma świadomość, że nie żyje w próżni. Etyka ma zastosowanie, gdy już do partnerstwa dochodzi. Nie chodzi zatem o to, że partner to inaczej potakiwacz. Partner to ktoś, kto nie boi się powiedzieć prawdy i kto do relacji wnosi konstruktywną krytykę. W tym znaczeniu partnerstwo ma wiele wspólnego z niezależnością.
Korzyści ujawniają się, gdy na partnerstwo patrzymy pod kątem mobilizacji zasobów. W jakim znaczeniu? A w takim, że każdy rodzaj partnerstwa może dla organizacji stanowić pewien zasób. Partnerstwo z innymi organizacjami daje nam m. in. zasób w postaci dostępu informacji. Ktoś gdzieś był, ktoś coś wie, ktoś się czegoś nauczył – jeśli to nasz partner, i my możemy z tego skorzystać. Partnerstwo z administracją – np. poprzez dialog obywatelski – daje nam lepsze rozumienie sposobu myślenia decydentów, motywów i poglądów.
Zasób to także eksperci, pracownicy, wolontariusze. Aby w pełni wykorzystać to, co mają do zaoferowania, nie wystarczy brać. Trzeba też móc coś im zaoferować – pieniądze, ale i satysfakcję, prestiż, poczucie, że są ważni i doceniani. Jest to pracochłonne i niewykluczone, że w organizacji, która ma dużo ważnych interesariuszy, przyda się osoba od tego rodzaju kontaktów. Korzyść? Dzięki tego rodzaju społecznemu buforowi ludzi i organizacji, w sytuacji kryzysowej, gdy nie będzie pieniędzy, część działań będzie można zrealizować dzięki zaufanym ludziom, którzy nie zostawią nas w potrzebie. Wydaje się, że zdolność do mobilizacji tego rodzaju wsparcia jest prawdziwym testem na wiarygodność i zakorzenienie każdej organizacji.
O kuszącej wizji dobrostanu
Jaka zatem jest organizacja, która wdraża standardy z pożytkiem dla siebie? To organizacja, która dobrze wie, że jej działania przynoszą pożytek innym. Mało tego, wiedzą o tym wszyscy i pokazują ją jako przykład działania dla dobra wspólnego. Ta organizacja ma zatem szerokie poparcie społeczne, w jej działania chętnie włączają się członkowie i wolontariusze, a pracownicy i aktywiści mają poczucie wspólnego celu i entuzjazm do działania. Chętnie też wspierają ją rozmaici darczyńcy, co sprawia, że nawet gdy nie otrzyma jakiegoś grantu, może działać bez wielkich kompromisów ze swoją misją. Zawsze może też liczyć na wsparcie otoczenia, bo zbudowała z nim trwałe, oparte na zaufaniu relacje. Dzieje się to również dzięki temu, że dzieli się z nimi swoimi sukcesami w zrozumiały dla postronnych ludzi sposób i słucha opinii swoich beneficjentów na temat jakości działań. Nie waha się też krytycznie patrzeć w lustro, poprawiać jakość swoich działań i rozsądnie gospodarować tym, co ma.
Założę się, że taka organizacja jest marzeniem nas wszystkich. Co ważniejsze, dzięki praktycznemu podejściu do standardów, każda organizacja może taka być.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)