- Musimy zaproponować alternatywną propozycję zagospodarowania FSO. To nasz obowiązek! - Nie porządkować Pragi! - padały głosy w dyskusji o twórczym chaosie. Czy porządkując bałagan wynikający z tożsamości miejsca i twórczej energii, nie wyrządzamy miastu krzywdy? Sprzątać, nie sprzątać? Oto jest pytanie.
Plac Unii Lubelskiej już dłuższy czas otoczony jest barierkami i kolorowymi tablicami pokazującymi, jakie handlowe cudo stanie tam niebawem. A mi zawsze żal. Jednak tęsknię za widokiem Supersamu i warzywno-owocowej mozaiki w drewnianych skrzynkach. Pociesza przynajmniej, że z tą tęsknotą sama nie jestem. Podobnie mówią mieszkańcy Pragi o Jarmarku Europa. Niby dobrze, ale czasem wspomnienie narodowego patchworku ściska za serce. Nie ma też Fabryki Kamlera i być może niedługo nie będzie bazaru przy Hali Banacha. Ten miejski chaos od zawsze jednych denerwuje, innych zachwyca i inspiruje. Chaos, który wytworzył się naturalnie i malował krajobraz Warszawy różnej. Powstaje pytanie, czy miejski nieporządek zawsze jest zjawiskiem negatywnym. Kiedy chaos porządkować, a kiedy zostawić samemu sobie? Czy postępująca modernizacja stolicy i regulacja oddolnych ruchów mieszkańców nie pozbawia ich tym samym naturalnej inicjatywy kreowania własnego miasta?
W kolejnej dyskusji z cyklu „Miasto 2.0.”, razem z warszawiakami, zastanawiali się nad tym Bogna Świątkowska z Fundacji Bęc Zmiana, Janek Pawlik (architekt, artysta graffiti związany ze Stowarzyszeniem Duo Polis) i architektka Ola Wasilkowska. Między nimi, jako prowadząca, tradycyjnie już usiadła Joanna Kusiak (Duo Polis, Kultura Liberalna).
Hybryda chaosu bez uprzedzeń
Załóżmy, że mamy przed sobą aktywistę, artystę i handlarza. Pierwszemu zależy na stworzeniu społecznego kapitału. Drugiemu na zmianie przestrzeni publicznej i pozostawieniu po sobie śladu. Trzeci, wiadomo – chce zarobić. Czy można jakoś te interesy połączyć?
– Wszystko sprowadza się do społecznego entuzjazmu i jego połączenia. Musimy nauczyć się synergicznie rozmawiać ze wszystkimi grupami. Nie każdy chce uczestniczyć i powinniśmy się z tym pogodzić. Grupy mają też inne motywacje. Jeśli jednak odpowiednio przygotujemy wstępną strukturę, wszystko będzie działo się samo. Razem możemy stworzyć hybrydalną konstrukcję, która będzie parła do przodu. Połączenia ufundowane na ekonomii społecznej – to moim zdaniem sprawa priorytetowa – mówiła Ola Wasilkowska.
Pewną metodą okazuje się po prostu otwartość. Wszyscy rozmówcy zgodni byli, że prawnicy czy ekonomiści to zawody potrzebne i niedoceniane przez trzeci sektor. Może więc pora spojrzeć trochę inaczej i skończyć ze stereotypami?
– Przecież wśród urzędników, prawników i ekonomistów znajdziemy społeczników i idealistów, a wśród socjologów i działaczy ślepych pragmatyków. Najwyższy czas to zauważyć i współpracować między sobą bez uprzedzeń – zauważyła Wasilkowska.
System zwany chaos
Jeśli jednak chodzi o zbudowanie motywacji do tworzenia wspólnej energii, pojawia się pewna cienka granica.
– Czy możemy stać się tymi, którzy narzucają pewien porządek? – pytała Bogna Świątkowska. – Przecież to przeczy naszej rozmowie o twórczym chaosie. Dlaczego uważamy się za tych, których wizja jest najlepsza? – zastanawiała się szefowa Fundacji Bęc Zmiana.
– Wszystkie projekty moich znajomych, polegające na „czesaniu” slamsów, okazały się porażką. Zrywa to z najważniejszą rzeczą – poczuciem własności będącym istotą chaosu – dodał Janek Pawlik.
– Jednak jeśli chcemy obronić oddolną energię, musimy jej stworzyć ramy jakościowe. Ta energia jest do wykorzystania, ale należy podnieść materialną kulturę osób, które chcą w niej uczestniczyć. Nie jestem za hegemonią twórców zawłaszczających publiczną przestrzeń. Jestem za tym, żeby nie wszystkie dzieci malowały po ścianach, tylko te najzdolniejsze – kontynuowała Wasilkowska swoją wizję.
– Czyli jednak system! - wtrącił Pawlik.
– Stworzenie precyzyjnych strategii, w których może zaistnieć chaos? Ten doświadczalny poligon niezmierzający do kompletnego puszczenia żywiołu, a jego dopuszczenia, może okazać się całkiem ciekawy – zauważyła natomiast Joanna Kusiak.
Wulkan twórczej energii czy społeczny kontrakt?
No tak, tylko skoro idziemy w system, to chyba jednak czegoś tu brakuje. Rozmawiając o chaosie w ten sposób, odchodzimy od tego, który jest petardą twórczej energii. Dzikich emocji przekutych w działanie nieobjęte intelektualną myślą.
– Gdzie te nieprzewidziane w skutkach, niemające celu akcje, których w system uchwycić się nie da? Aż się boję, o czym wy tu mówicie – zauważyła Bogna Świątkowska. Co więc z chaosem rozumianym jako pierwotna energia, która w żaden sposób nie wynika z intelektualnej chęci przerobienia świata? Jak go znaleźć i jak wykorzystać, by nie kierował się wyłącznie przypadkowymi zdarzeniami?. Przecież wszystkim nam podoba się wymykanie kontraktom. Lubimy robić rewoltę – mówiła Świątkowska.
– To akurat jest myślenie artysty. Trzeba nam czegoś więcej! – zatrzymała ją Ola Wasilkowska. – Nadal będę obstawać za tym, że anarchia w chaosie nie jest skuteczna. Potrzeba nam społecznego kontraktu – kontynuowała.
Jakie więc może być rozwiązanie pośrednie? Jakkolwiek może to dziwnie zabrzmieć w rozmowie o chaosie miejskim, to przyda się teoria… ekotopu. Potrzebujemy miejsc styku. A najciekawsze miejsce styku może pojawić się właśnie na granicy relacji społecznych.
– Dlaczego tak pociąga nas Berlin? – zauważył Janek Pawlik. Ano właśnie, tam przecież idealnie wytyczone linie na ulicy harmonizują się z twórczym nieładem wprowadzonym przez artystów i społecznych aktywistów.
Robić chaos też trzeba umieć
Żeby jednak to mogło wydarzyć się i u nas, potrzeba edukacji.
– Po pierwsze, należy zauważyć, że mamy realny chaos i pozorny porządek, który usilnie stara się zakazy wszystkie skodyfikować – podkreślał Pawlik, podając za przykład Przyczółek Grochowski. Jak więc poradzić sobie z warszawskim nieładem na miarę naszego społeczeństwa? Jak ratować miejsca cenne i jednocześnie nie dać się zjeść chaosowi, w którym każdy robi, co chce?
– Obecnie jesteśmy w świetnej sytuacji. Jest coraz więcej osób chcących dyskutować, zabierać głos, nazywać problemy w mieście – stwierdziła Bogna Świątkowska.
Pierwszym z konkretów może być stworzenie listy miejsc, które chronić trzeba – wywnioskowali rozmówcy. Po drugie, postawić na estetyczne kształcenie i naukę dbania o własność. Dlaczego handlarze zachodni ulice zdobią, a nie szpecą? Bo mają już wyrobione poczucie estetyki. Bo zdają sobie sprawę, że im ładniej wyeksponują swój towar, tym więcej sprzedadzą.
– Idąc tym tropem, zastanowić należy się nad tym, jak łączyć hybrydy finansowo-kulturalno-handlowe – podkreśliła Ola Wasilkowska. – Może pora w końcu przygotowywać deweloperów na tzw. „3 razy p”, czyli partnerstwo prywatno-publiczne? – zastanawiała się.
Weźmy na przykład sprawę podwórek, która dotyczy całej niemal stolicy. Gdy zarządza nimi wspólnota, jest nieciekawie, bo mieszkańcy nie czują odpowiedzialności. Z drugiej jednak strony, mieszkańcy często podwórka dostają, ale nie mają wykształconej kultury ich zagospodarowywania na własną rękę.
Czego nie chcemy porządkować?
Pozostały jednak pytania, na które trudno było już odpowiedzieć ze względu na ograniczony czas debaty. Pamiętajmy bowiem, że twórczy chaos jest piękny i ciekawy, ale potrafi też wymykać się wszelakim regułom, powodując kłopoty. Jak radzić sobie z tym, co stało się w Wólce Kosowskiej? Jak zrobić, by swoboda i wolność w zagospodarowaniu miejskiej przestrzeni nie przerodziły się w nieład nie do okiełznania? To sprawa, którą na pewno trzeba jeszcze poruszyć. Niemniej jednak, zaproszeni goście powiedzieli na koniec, czego porządkować na pewno nie chcą.
– Mnie interesuje brzeg Wisły i to, co stanie się z FSO – mówiła Bogna Świątkowska. – Musimy odzyskać je dla nas, mieszkańców. Musimy zaproponować alternatywną propozycję zagospodarowania FSO. To nasz obowiązek! – stwierdziła.
Ola Wasilkowska pod tymi postulatami się podpisała, ale wskazała coś jeszcze: miejskie toalety.
– To ciągle powracający problem. Dlaczego Wietnamczycy, zagospodarowujący te miejsca, nie mogą utrzymywać w porządku miejskich szaletów w zamian za lokal? W Londynie kwiaciarnia połączona z toaletą jest kluczowym punktem na mapie tzw. turystów alternatywnych. Czemu nie może być tak i u nas? – zapytała, dodając że wraz z Agnieszką Kurant „upatrzyły” sobie pewien szalet za Domami Centrum. – Jeszcze nie wiemy jak, ale będziemy go ratować.
Janek Pawlik natomiast chce chaosu na Pradze.
– Nie chcę, żeby ją porządkowano. Gdzie podzieją się ci wszyscy kolorowi wariaci? Wywieziemy ich za Wólkę, albo jeszcze dalej? Jak patrzę na plany modernizacji przypominające to, co stało się z Krakowskim Przedmieściem, to krew mnie zalewa. Gdzie my chcemy tych ludzi wygonić? Tu właśnie jest miejsce na ten piękny, twórczy chaos – przekonywał.
A ja muszę przyznać, że dyskusja o chaosie, była naprawdę bardzo przyjemnie chaotyczna. Zdecydowanie mogę kliknąć: Lubię to.
W ciągu ostatnich trzech lat warszawiacy w dziesiątkach miejskich inicjatyw, festiwali i gadanin odkrywali swoje prawo do miasta. Cykl „Miasto 2.0” jest przeniesieniem miejskiej rewolucji na następny poziom: wskazuje konkretne problemy i tworzy strategie ich rozwiązania. Organizatorzy cyklu Miasto 2.0: Instytut Obywatelski, DuoPolis, Kultura Liberalna
Źródło: inf. własna (ngo.pl)