Partnerstwo, dialog, porozumienie, kooperacja – potrzeba takich działań jest często wskazywana przez polityków, urzędników, autorytety intelektualne, przedstawicieli organizacji pozarządowych. Właśnie pokonywanie rozmaitych barier: ekonomicznych, psychologicznych, społecznych jest istotą ekonomii społecznej, zwanej częściej jako social economy.
16 października 2002 odbyło się seminarium robocze Rozwój lokalny przez partnerstwa, poświęcone temu właśnie tamatowi. Celem tego spotkania, organizowanego przez REVES (Europejska Sieć Miast i Regionów dla Ekonomii Społecznej), CAL (Centrum Wspierania Aktywności Lokalnej) oraz Stowarzyszenie na rzecz Forum Inicjatyw Pozarządowych, nie było wypracowanie spójnych definicji ekonomii społecznej, toczenie sporów ideologicznych czy politycznych. Jego istotą było pokazanie, że ekonomia społeczna, czyli kapitalizm spełniający społeczne funkcje, jest możliwa nawet, a może przede wszystkim, w małych i biednych wsiach i miasteczkach.
W debacie uczestniczyli samorządowcy, spółdzielcy, przedstawiciele świata nauki, bankowości i trzeciego sektora ze wszystkich regionów Polski. Zachęcenie rolników, by uprawiali wiklinę dla celów energetycznych, opalanie słomą szkoły, by zaoszczędzone w ten sposób pieniądze zainwestować w naukę informatyki dla uczniów, ścisła współpraca władzy samorządowej i lokalnych organizacji pozarządowych, by z małej miejscowości na północy Polski utworzyć atrakcyjne turystycznie uzdrowisko - to tylko przykłady inicjatyw, które przytaczano podczas seminarium. Co ważne – niewiele osób angażujących się w życie swoich społeczności miało świadomość, że pracują na rzecz czegoś, co nazywa się społeczną ekonomią – oni po prostu chcieli być pożyteczni. I nikt z debatujących nie ukrywał, że ta współpraca różnych instytucji nie jest łatwa i bezbolesna.