Organizator społeczności lokalnej – tak nową rolę pracowników socjalnych widzą teoretycy. Pracownicy socjalni apelują o stworzenie odpowiednich narzędzi do realizacji tego nowego zadania. O tym wszystkim dyskutowano w Warszawie w piątek, 29 listopada 2002, podczas seminarium pt.: ‘Praca socjalna a rozwijanie przedsiębiorczości: w stronę nowej roli zawodowej pracowników socjalnych’, zorganizowanego przez Instytut Spraw Publicznych.
Seminarium było drugim z cyklu spotkań zaplanowanych przez Instytut Spraw Publicznych w ramach realizacji programu “Rola służb społecznych w stymulowaniu przedsiębiorczości”. Podbnie jak podczas pierwszego seminarium, sala Centrum Konferecyjnego Polskiej Agencji Informacyjnej wypełniona była po brzegi. Wśród mówców przeważali teoretycy – naukowcy z Uniwersytetów Śląskiego, Gdańskiego, Łódzkiego i Warszawskiego zajmujący się zagadnieniami polityki społecznej, a wśród słuchaczy – praktycy, czyli pracownicy socjalni.
Bohaterowie transformacji
Na początku lat 90-tych, w okresie transformacji ustrojowej, instytucjom służby socjalnej wyznaczono rolę “wentyla bezpieczeństwa” - miały łagodzić koszty społeczne związane z zachodzącymi zmianami, a jednocześnie pełnić ukrytą funkcję kontrolera społecznego i chronić przed wybuchami niepokojów społecznych.
- W tym okresie pracownicy socjalni stali się cichymi bohaterami transformacji – mówił prowadzący panel dr Tomasz Kaźmierczak z Uniwersytetu Warszawskiego.- Na nich przede wszystkim skupiała się nienawiść do rzeczywistości.
Ośrodki Pomocy Społecznej stały się instytucjami od spraw beznadziejnych i trudnych. Z czasem ogrom - pracy jaki spoczywał (i nadal spoczywa) na ich pracownikach doprowadził w wielu wypadkach do zbiurokratyzowania tych instytucji. Obecnie ośrodki postrzegane są przeważnie tylko jako te, które rozdają pieniądze. Tymczasem warunki społeczne znacznie się zmieniły. Funkcja dystrybucyjna już nie wystarcza. Pracownik socjalny powinien stać się organizatorem rozwoju lokalnego. Powinien asystować zwykłym ludziom w rozwoju lokalnej społeczności.
Na Zachodzie już to przeszli
Połowa lat 90-tych przyniosła narastające zjawisko deindustrializacji. Masowo zaczęły upadać duże zakłady przemysłowe, co w konsekwencji prowadziło do niespotykanej pauperyzacji społeczeństwa. Stare dzielnice robotnicze przekształciły się w enklawy ubóstwa, w których czasami nawet ponad 30% osób w wieku produkcyjnym nie miało pracy przez ponad rok i nawet jej już nie szukało.
Oczekiwać ze strony służb społecznych, że same poradzą sobie z tym ogromem problemów jest hipokryzją. Jest to po prostu niemożliwe, ze względów finansowych i organizacyjnych – mówiła prof. Kazimiera Wódz z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Śląskiego.
Kilkadziesiąt lat temu podobne procesy zachodziły także w społeczeństwach zachodnich.
Doświadczenia francuskie, niemieckie i angielskie powinny być dla nas wyznacznikiem postępowania.
W tych krajach proces restrukturyzacji trwał 20-30 lat – mówiła prof. Wódz. - Musimy sobie zdawać sprawę, że wymaga to działania długofalowego, ale nie wolno myśleć, że problem rozwiąże się sam. Jeśli nie rozpoczniemy aktywizowania i angażowania ludzi w działania na rzecz ich własnego środowiska, za 10, 20 lat będzimy mieli getta ubóstwa – całe obszary, których mieszkańcy nie mają żadnych szans partycypacji w życiu gospodarczym, społecznym i kulturowym danego miasta.
Rozwój…społeczności lokalnej
Do tej pory “rozwój lokalny” rozpatrywany był przede wszystkim w kategoriach ekonomicznych. Obecnie dąży się do tego, aby mówić raczej o “rozwoju społeczności lokalnej”, co zakłada jednocześnie wprowadzenie na danym obszarze kompleksowych programów łączących cele ekonomiczne z celami społecznym. W programy te powinni być angażowani lokalni przedsiębiorcy, politycy szczebla samorządowego, a także rządowego (ponieważ środki finansowe dostępne lokalnie często nie wystarczają na zaspokojenie wszystkich potrzeb). W działaniach tych powinny brać udział m.in. ośrodki pomocy społecznej, urzędy pracy i organizacje pozarządowe. Ich koordynacja należałaby do dawnego pracownika socjalnego, który w nowej sytuacji stałby się organizatorem społeczności lokalnej.
- Te wszystkie definicje są możliwe do zrealizowania – zapewniał Bohdan Skrzypczak ze Stowarzyszenia Centrum Wspierania Aktywności Lokalnych CAL. - Potrzebny jest tylko lokalny lider – animator oraz instytucja, która byłaby pomocna w organizowaniu działań.
Stowarzyszenie CAL od początku lat 90-tych realizuje program Centrów Aktywności Lokalnje, w ramach którego przez 3 lata szkoli animatorów społecznych. Początkowo sprzymierzeńcami Stowarzyszenia były przede wszystkim inne lokalnie działające organizacje pozarządowe oraz ośrodki kultury. Obecnie podejmowane są próby włączenia do programów także OPS-ów.
Udział finansowy jest minimalny, ale udział emocjonalny – bardzo duży – mówił B. Skrzypczak.
Dajcie nam narzędzia
Sami pracownicy socjalni sceptycznie podchodzili do proponowanych im zmian i nowych wymagań. Barbara Kucharska, prezes Polskiego Towarzystwa Pracowników Socjalnych nie zgodziła się z zarzutem, że pracownicy socjalni są już wypaleni zawodowo.
- Nie są wypaleni zawodowo, bo ciągle walczą. To narzędzia jakimi dysponujemy powoduja, że ośrodki pomocy społecznej są biurami wypłaty świadczeń – zauważyła. - Pracownicy socjalni oczekują zmian, ale trzeba dać im odpowiednie narzędzia.
Źródło: inf. własna