Kiedyś w Hucie im. Lenina pracowało ponad 40 tysięcy osób, a dzisiaj zaledwie kilka tysięcy. Co się stało z tymi ludźmi? Co dzieje się z ich dziećmi?
Staszek Banaś, dyrektor Fundacji Teatru Ludowego zawiesza głos. Co się dzieje z tymi ludźmi, z dziećmi? Wszystko jasne, pytanie nie wymaga odpowiedzi. Fundacja ma przecież pełne ręce roboty.
– Dziecko wrasta w społeczeństwo obciążone mentalnością rodziców. Jeśli ojciec, matka stracili pracę i nie dali sobie z tym rady, dzieci obarczane zostają tym doświadczeniem. Braku perspektyw, braku pomocy z zewnątrz, wyuczonej bezradności. Oni już nie mają zaufania do systemu na żadnym poziomie. Ani do instytucji, ani do nauczyciela, ani do sąsiada. Do nikogo nie mają zaufania – opisuje sytuację nowohuckich środowisk, w których działa fundacja. – Odzyskiwanie ich zaufania, to praca na lata. Trzeba to robić lokalnie, oddolnie poprzez małe organizacje, które są stamtąd. Trzeba być wiarygodnym.
Nowa Huta – w świecie młodych – jest podzielona na „zony”. Młodzi boją się wychodzić poza swoją zonę – na zewnątrz czują się zagrożeni. Zony noszą cechy złych, toksycznych społeczności – jej członkowie są solidarni, ale to zamknięte enklawy. Bez tolerancji dla inności, hierarchiczne, zaborcze i mocno stygmatyzujące swoich członków. Młody człowiek musi być zły, mieć problemy w szkole, bo jest taka norma. Fundacja Teatru Ludowego swymi działaniami przełamuje przywiązanie młodych nowohucian do swych „złych” społeczności, „wyciąga” ich poza „zonę”. Pokazuje, że można samodzielnie dokonywać wyborów i pomaga im odkryć swój potencjał. Łączy wokół wspólnych pasji, kreacji i twórczości.
Teatr to obciach?
– Kiedy przyszedłem do fundacji, chciałem robić z młodzieżą teatr, przecież z wykształcenia jestem aktorem i reżyserem, więc to naturalna ścieżka. Ale młodzi powiedzieli, że teatr to obciach, że coś innego teraz ich interesuje. Ja na to – więc róbmy to – opowiada dyrektor.
Tak pojawił się pomysł na program „Ukryte skrzydła” – cykl warsztatów artystycznych bazujących na sztuce niszowej – atrakcyjnej i modnej wśród młodych ludzi. Jest: breakdance, capoeira, graffiti i fire show. Jest to, co młodzi chcą i sami wybiorą. Program stawia na odkrywanie i rozwijanie własnych możliwości, potencjału i talentu. Daje każdemu szansę na sukces, który może się stać przełomowym momentem w jego lub jej życiu. Symbolicznie każdy cykl warsztatów artystycznych kończy publiczny pokaz na scenie Teatru Ludowego.
Najpierw zespół Fundacji musi wejść do „zony”, pokazać jej mieszkańcom inny świat, stworzyć alternatywę. Do tego służy – „wózek” czyli Mobile School, narzędzie edukacyjne na czterech kółkach. Pozwala na zbliżenie się, zapoznanie, początek relacji. Przez działania animacyjne pedagogów ulicznych dzieci zyskują możliwość partnerskiego kontaktu z drugim człowiekiem. „Mobilna Szkoła” wzmaga apetyt na więcej.
– Czasami się zastanawiamy, czy chodzić z wózkiem w to czy w tamto miejsce – mówi Staszek Banaś z „Mobilnej Szkoły” – zastanawiamy się też, czy nasza praca ma sens, bo niekiedy witają nas kamienie. Ale po pewnym czasie się okazuje, że dzieciaki zaczynają przychodzić na „Ukryte skrzydła” lub pojawiają się w Klubie.
Odrabianie lekcji i fruwająca ryba
Klub dla dzieci i młodzieży „Fruwająca Ryba” to stacjonarna alternatywa dla mobilnej szkoły, miejsce aktywnego i twórczego spędzania czasu. Klub otwarty jest dla tych, którzy szukają aktywnego zajęcia lub po prostu się nudzą. Staszek Banaś wspomina początki:
– Szukaliśmy pomysłu na klub i ktoś zaproponował odrabianie lekcji. Ja się wtedy skrzywiłem. Pomyślałem, że to tak, jakbym im mówił, że szkoła jest super, tylko wy jesteście głupi. Ale ten pomysł jednak chwycił.
– Uczymy ich, że zanim powiesz „nie umiem, nie chcę”, to spróbuj. My ci pomożemy. I oni próbują. U nas nikt się nie śmieje, że ktoś nie umie pisać, robi błędy. W innym świetle pokazujemy dorosłego – że jest dla dziecka, że można go poprosić o pomoc. W efekcie część dzieci chce i próbuje – dodaje Iwona Krzykalska-Skoczołek, wicedyrektor fundacji.
Od jakiegoś czasu w klubie pojawiła się nowa grupa bywalców – seniorzy. Młodzi muszą się więc zrobić nowym towarzyszom miejsce. Dyrektor fundacji pytany, czy nie obawiał się takiego połączenia, bo to przecież „trudne” dzieciaki, odpowiada:
– Poszło nadspodziewanie dobrze. To wszystko są przecież ludzie z Huty, mają to za oknem codziennie. Istotą tego połączenia jest odwrócenie sytuacji. Zwykle starszy uczy młodszego, a tu jest na odwrót. Okazuje się, że najbardziej poszukiwane przez seniorów kompetencje –znajomość obsługi komputera oraz język angielski są w dyspozycji dzieci. To daje młodym moc, wzmacnia ich poczucie własnej wartości. A seniorzy starają się otrzymany czas oddać, część z nich pracuje jako wolontariusze w „Ukrytych skrzydłach”, inni udzielają się w klubie – organizują dzieciakom Andrzejki, uczą gry w szachy, pieką i gotują dla nich.
Fundacja mimo przeciwności losu wciąż robi swoje.
Jakiś czas temu dyrektor otrzymał nagrodę Forbes’a – Profesjonalista 2012 r. – dla osób pełniących funkcje zaufania publicznego. Ale najbardziej cieszy zaufanie młodych i ich rodziców.
– Jakiś czas temu organizowaliśmy wyjazd dla siedemdziesięciu dzieciaków do Wieliczki. Niestety nie udało nam się załatwić bezpłatnego transportu dla wszystkich. Musieliśmy im powiedzieć, że albo opłacą część kosztów sami albo nie jedziemy wcale. Wyszło po 10 złotych na osobę, dla nich to sporo pieniędzy. I co się stało? Pojechaliśmy – mówi dyrektor.
Komentarz animatorki regionalnej CAL:
Podstawową metodą pracy Fundacji Teatru Ludowego jest dążenie do zmiany przez osobisty rozwój człowieka. Kultura i sztuka odwołują się do „wrażliwych miejsc” wewnątrz każdego z nas. Na tej płaszczyźnie młodzi mogą się poznać. Fundacja przez sztukę tworzy warunki do edukacji i udziału w tworzeniu kultury, ale przede wszystkim, budzi ich otwartość na świat, przeciwdziała agresji i nietolerancji.
Grupa ludzi skupiona wokół fundacji stanowi dla młodych nowy punkt odniesienia i alternatywę wobec życia w „zonie”. Tu uczą się nowych postaw i zachowań – komunikacji i współpracy w grupie, umiejętności rozwiązywania konfliktów bez przemocy oraz odpowiedzialności. Wspólnie odpowiadają za efekty swojej pracy. Muszą ze sobą współdziałać w małych grupach zainteresowań i w większej grupie skupionej wokół fundacyjnego teatru, w której robią wspólny spektakl. Odkrywają swój potencjał, często głęboko skrywany, niedoceniany. Poznają siebie – uczą się określać swoje potrzeby, widzą konsekwencję swoich działań. Odnajdują w sobie „osobę”, podmiot a nie przedmiot działań.
Dzięki byciu blisko fundacji część z nich definiuje na nowo swoją tożsamość. Wciąż jest z gruntu bardzo mocno nowohucka, bo dzielnica naznacza ludzi. Akademicy definiują Nową Hutę jako „miejską wioskę”, czyli zbiorowość terytorialną charakteryzującą się mocnym poczuciem wspólnoty i odrębności, opartą o silną identyfikację z zamieszkiwanym terenem. Ma to swoje źródła we wspólnej przeszłości mieszkańców, ich wspólnych korzeniach, w jednorodności. Efekt dodatkowo spotęgowała niechęć krakowian do mieszkańców „nowego” miasta. Nowa tożsamość młodych skupionych wokół fundacji mocno czerpie z tej odrębności, wspólnych doświadczeń, buduje ich dumę z miejsca urodzenia i zamieszkania, kształtuje poczucie własnej wartości. Jednak jest to „nowa” tożsamość, już nie ta budowana na przynależności do „zon” i niechęci do mieszkańców.
Fundacja, choć stworzyła systemowe rozwiązania, nie działa jak klasyczne systemowe instytucje – nie stawia warunków, nie określa sztywnych reguł. Daje wybór i wskazuje ścieżki dojścia. Jest „ich”, jest „ludowa”, dla ludzi, zgodnie ze swoją nazwą.
Opisana historia została przygotowana w ramach projektu „Tworzenie i rozwijanie Standarów usług pomocy i integracji społecznej” współfinansowanego przez Unię Europejską w ramach środków Europejskiego Funduszu Społecznego.
Więcej inspirujących praktyk mozna znaleźć w publikacji „Aktywne Społeczności. Zmiana Społeczna. Katalog Praktyk, tom III” wydanej przez Centrum Wspierania Aktywności Lokalnej CAL.
Źródło: www.cal.org.pl