Z każdy rokiem walka z bezrobociem kosztuje na Opolszczyźnie coraz więcej, choć efektów nie widać – czytamy w tekście Arkadiusza Kuglarza w opolskim dodatku „Gazety Wyborczej”. Dziennikarze tego dziennika zastanawiają się, czy w regionie zmarnowano miliony złotych.
W ubiegłym roku na prace interwencyjne, szkolenia i staże dla bezrobotnych woj. opolskie wydało ponad 120 mln zł, bezrobocie jednak wzrosło. W roku 2010 wydatki na pewno nie będą mniejsze. Dyrektor Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Opolu Jacek Suski przyznaje: – Te same osoby co roku idą na prace interwencyjne, a potem wracają do rejestru.
Gazeta zwraca uwagę, że taki układ odpowiada i bezrobotnym, i samorządom. Samorządy cieszą się, że bezrobocie chwilowo spada, ale nie wpływa to na rynek pracy – mówi Kordian Kolbiarz, dyrektor PUP w Nysie. W jego powiecie stopa bezrobocia wynosi 16,2% i nie spada, mimo że na aktywizację bezrobotnych przeznaczono tam ponad 32 mln zł. Kolbiarz przyznaje, że spadek bezrobocia, który miał miejsce, był efektem migracji a nie programów.
Szef nyskiego PUP uważa, że szkolenia bezrobotnych nie rozwiązują problemu, gdyż w regionie nie ma dużych inwestycji, które tworzą popyt na pracowników, a jeśli już taki popyt jest – pracodawcy chcą zatrudniać osoby z doświadczeniem a nie po kilku szkoleniach. Z kolei Suski uważa, że pieniądze najlepiej wydawać na dotacje dla osób rozpoczynających działalność gospodarczą.
Problemem jest jednak to, że nie wszyscy bezrobotni mają wystarczające kompetencje do tworzenia własnych przedsiębiorstw. Dlatego dr Kazimierz Szczygielski z Instytutu Śląskiego broni programów rządowych i uważa, że bez okresowych prac wielu bezrobotnych zostałoby zepchniętych na margines.
Źródło: gazeta.pl