Na początku lutego 2006 roku, w wywiadzie dla pewnej gazety znana powszechnie osoba zagroziła nawoływaniem do nieposłuszeństwa obywatelskiego. Natychmiast rozległy się liczne głosy próbujących ustalić, czy chodzi o zachęcanie do anarchii i burzenia istniejącego porządku prawnego? Wyjście na ulice? Niepłacenie podatków? Obywatelskie nieposłuszeństwo zaczęło być odmieniane przez wszystkie przypadki.
Szumowi informacyjnemu trudno się
dziwić. Słowa brzmią groźnie: wystarczy już samo nieposłuszeństwo,
a do tego obywatelskie? Co dokładnie autor miał na myśli – nie
wiemy. I wiedzieć nie mamy jak. Po tajemniczej wypowiedzi pojawiły
się charakterystyczne trzy kropki. To, co jednak możemy zrobić, to
sięgnąć do literatury przedmiotu i przypomnieć sobie, co w tej
sprawie zostało już powiedziane. Nie wyczerpując listy tych, którzy
opisywali to zjawisko, sięgnijmy do tekstu autorki takich
publikacji takich jak Korzenie totalitaryzmu i Eichmann w
Jerozolimie. Hannah Arendt, bo o niej mowa, pod koniec swojego
życia napisała esej pt. Nieposłuszeństwo obywatelskie. Jakie
są z nim problemy? Jakie są cechy nieposłuszeństwa obywatelskiego?
Czym nie jest obywatelskie nieposłuszeństwo?
Podstawowy problem
Główna trudność, pojawiająca się
przy próbie pogodzenia nieposłuszeństwa obywatelskiego – które w
każdym wypadku jest naruszeniem prawa – z systemem prawnym polega
na tym, że „prawo nie może usprawiedliwiać łamania prawa”. Arendt
zauważa, że często proponuje się rozwiązanie tej kwestii przez
utożsamienie nieposłuszeństwa obywatelskiego z naruszeniem prawa w
celu sprawdzenia jego konstytucyjności. Zawsze, kiedy prawnicy
usiłują na gruncie moralnym lub prawnym usprawiedliwić człowieka
demonstrującego nieposłuszeństwo obywatelskie, przedstawiają jego
przypadek albo na podobieństwo człowieka, który poddaje próbie
konstytucyjność jakiejś ustawy albo sprzeciwiającego się z nakazu
sumienia. Taki tok myślenia, zdaniem H. Arendt, nie rozwiązuje
problemu.
Nieposłuszeństwo
H. Arendt pisze, że za sztandarowe
przykłady obywatelskiego nieposłuszeństwa przyjmuje się dwie
postaci: znanego wszystkim Sokratesa i mniej znanego Thoreau. Na
przykładzie ich postępowania szuka się definicji, opartej na
gotowości do przyjęcia na siebie konsekwencji swojego czynu.
Twierdzi się, że nieposłuszeństwo wobec prawa można usprawiedliwić
tylko wtedy, gdy łamiący prawo gotów jest, a nawet chce, ponieść
karę za swój czyn.
Arendt stoi na innym stanowisku,
uważa, że obydwa przykłady są nietrafione. Przypomina, że Sokrates
nigdy nie kwestionował samych praw, a jedynie pomyłkę sądu, którą
został osobiście dotknięty. Spierał się zatem nie z prawami, ale z
sędziami. Przypadek Thoreau, który za odmowę płacenia podatku
rządowi, dopuszczającemu się niewolnictwa, spędził jedną noc w
więzieniu, również nie spełnia – zdaniem H. Arendt – warunków
obywatelskiego nieposłuszeństwa. Thoreau bowiem bronił swej sprawy
na gruncie sumienia jednostki, a nie na gruncie relacji pomiędzy
obywatelem a prawem. A rady sumienia, jak twierdzi Arendt, są
zawsze subiektywne, nie mają charakteru politycznego. Podpowiadają:
strzeż się przed zrobieniem czegoś, z czym nie będziesz potrafił
żyć. To, z czym ja nie mogę żyć, dla kogoś innego nie jest jednak
wielkim problemem.
Dodatkowo, dowodzi Arendt,
uznawanie samopoświęcenia, gotowości do poniesienia kary, jest
szczególnie niefortunne, bowiem indywidualny fanatyzm często jest
oznaką szaleństwa i uniemożliwia racjonalną dyskusję.
A zatem, argumenty podnoszone w
obronie sumienia jednostki lub jej czynów okazują się nieadekwatne,
kiedy stosować je do nieposłuszeństwa obywatelskiego. Byłoby bowiem
trudno zapobiec temu, pisze H. Arendt, aby nieposłuszeństwo
obywatelskie nie stało się metodą, w której każda jednostka, z
jakiegokolwiek powodu, mogłaby nie przestrzegać prawa. Jednostka
stosująca nieposłuszeństwo obywatelskie będzie uchodzić w
najlepszym razie za interesującego ekscentryka, ale jest mało
prawdopodobne, że osiągnie oczekiwany skutek. Musimy więc odróżniać
tych, którzy sprzeciwiają się w imię własnego sumienia, od
przypadków nieposłuszeństwa obywatelskiego.
Nieposłuszeństwo wobec prawa,
cywilnego lub karnego stało się – jak twierdzi Arendt – w latach
- zjawiskiem masowym, i to nie tylko w Ameryce. A skoro
nieposłuszeństwo wydaje się być znakiem naszych czasów, można by
skłaniać się do przypuszczenia, że nieposłuszeństwo obywatelskie to
po prostu szczególny przypadek tej sytuacji. A jednak tak nie jest.
Obywatelskie nieposłuszeństwo nie jest tożsame z przypadkami
zwykłych przestępców. Co je odróżnia?
Nieposłuszeństwo obywatelskie
Może się jednak zdarzyć, że
sprzeciw sumienia nabiera znaczenia politycznego. Dzieje się tak
wtedy, gdy nie mamy już do czynienia z jednostkami, ale z grupą,
która decyduje się wkroczyć na arenę publiczną i dać wyraz swojego
sprzeciwowi. I choć źródło sprzeciwu danej grupy jest wciąż takie
samo, to członkowie tej grupy nie opierają się już tylko na sobie.
Ich przekonania stają się opinią, której siła nie zależy od
sumienia, ale od liczebności tych, którzy ją prezentują. Ich
wspólne działanie wyrasta ze wzajemnego porozumienia między
członkami grupy i nadaje siłę ich opinii.
Z prawniczego punktu widzenia prawo
tak samo narusza przestępca, jak i ktoś stosujący nieposłuszeństwo
obywatelskie. O ile jednak nieposłuszeństwo obywatelskie – jak
pisze Arendt – można uważać za oznakę poważnej utraty autorytetu
prawa, to nieposłuszeństwo przestępcy jest skutkiem erozji siły i
kompetencji policji. Różnica polega także na tym, że przestępca
unika widoku publicznego, podczas gdy człowiek demonstrujący
nieposłuszeństwo obywatelskie występuje otwarcie. I choć zazwyczaj
różni się w zapatrywaniach od większości społeczeństwa, działa w
imię i na rzecz grupy; odrzuca prawo i ustalone autorytety na
gruncie zasadniczej różnicy opinii, a nie dlatego, że jako
jednostka chce dla siebie zrobić wyjątek. Dlatego też stawianie
znaku równości między nieposłuszeństwem obywatelskim a
nieposłuszeństwem przestępcy jest daleko idącym
nieporozumieniem.
Nieposłuszeństwo obywatelskie
pojawia się wówczas, gdy znacząca liczba obywateli dochodzi do
przekonania, że normalne kanały dokonywania zmian nie funkcjonują,
ich skargi nie zostaną wysłuchane lub uwzględnione, albo
przeciwnie, rząd chce dokonać zmian, ale jego metody pozostawiają
wątpliwości co do ich legalności i konstytucyjności. Celem zatem
nieposłuszeństwa obywatelskiego mogą być konieczne i pożądane
zmiany lub przywrócenie status quo – zachowanie praw
obywatelskich lub przywrócenie równowagi władzy w państwie, np.
zagrożonej przez władzę wykonawczą.
Nieposłuszeństwo obywatelskie bez przemocy
Spośród wszystkich środków, pisze
Arendt, których mogą użyć ludzie stosujący nieposłuszeństwo
obywatelskie, jedynie wykorzystanie środków przemocy może
usprawiedliwiać nazywanie ich „buntownikami”. Powszechnie bowiem
przyjmowaną cechą charakterystyczną nieposłuszeństwa obywatelskiego
jest niestosowanie przemocy. Nie jest więc ono rewolucją. Choć
człowieka przejawiającego nieposłuszeństwo obywatelskie łączy z
rewolucjonistą pragnienie zmiany świata, a zmiany, których chce
dokonać mogą być radykalne, to jednak stosujący metodę
nieposłuszeństwa obywatelskiego akceptują ogólną prawomocność
systemu praw. Wiedzą jednak, że zmiana może być tylko rezultatem
działania pozaprawnego. Całe ustawodawstwo – przypomina w tym
miejscu Arendt – dotyczące pracy – prawo do układów zbiorowych,
prawo do organizowania się i do strajku – poprzedzone zostało
dziesiątkami lat gwałtownego nieraz nieposłuszeństwa wobec praw,
które ostatecznie okazały się przestarzałe.
Obywatel posłuszny
W społeczeństwach demokratycznych
wykorzystanie nieposłuszeństwa obywatelskiego stanowi jednak pewien
problem. Po pierwsze, przestrzeganie prawa jest w nich wartością
samą w sobie. Często mówi się, że musimy przestrzegać prawa,
ponieważ mamy prawo głosu. Wybieramy i zgadzamy się na decyzje
większości. Ale – twierdzi Arendt – moralna treść idącej za tym
zgody przypomina moralną treść wszystkich umów. Polega ona w
szczególności na obowiązku ich dotrzymywania. Jesteśmy jednak
zobowiązani dotrzymywać naszych obietnic pod warunkiem, że nie
powstaną żadne nieprzewidziane okoliczności, oraz pod warunkiem, że
nie jest złamana wzajemność, obecna we wszystkich przyrzeczeniach.
Pogwałcenie tkwiącej w umowie społecznej wzajemności może być
spowodowane np. przez niedotrzymanie przez władzę pierwotnych
warunków. Wtedy, w miejsce dotychczas obowiązującej zgody, pojawia
się prawo do wyrażania niezgody. Obywatele posłuszni prawom stosują
obywatelskie nieposłuszeństwo.
Nieposłuszeństwo obywatelskie i prawo do zrzeszania
Zgoda i prawo do wyrażenia
niezgody, stały się – zdaniem Arendt – podstawami dla „sztuki
stowarzyszania się” mieszkańców Ameryki Północnej. Zdaniem H.
Arendt, ruch nieposłuszeństwa obywatelskiego to nic innego, jak
najnowsza forma dobrowolnego stowarzyszania się. Za Tocqueville’m
pisze: „Obywatele tworzący mniejszość, stowarzyszają się przede
wszystkim po to, by udowodnić, jak są liczni i przez to osłabić
moralne panowanie większości. Bez wątpienia „groźba
nieposłuszeństwa obywatelskiego jest żywiołowa, ale nie jest ona
ani odmienna, ani większa od niebezpieczeństw, tkwiących w prawie
do swobodnego zrzeszania”.
W przeciwieństwie więc do człowieka
protestującego w imię sumienia, ten, kto przejawia nieposłuszeństwo
obywatelskie, jest członkiem grupy, a grupa ta formowana jest w
zgodzie z tym samym duchem – pisze Arendt – który zainspirował
dobrowolne stowarzyszenia. „Kiedy utrwalone instytucje nie
funkcjonują należycie, a ich autorytet traci swą moc, zachodzi
konieczność podjęcia takich działań (noszących znamiona
obywatelskiego nieposłuszeństwa); dobrowolne stowarzyszenie
przekształca się w nieposłuszeństwo obywatelskie, a wyrażenie
niezgody w opór”.
Prawo do łamania prawa
W Rzeczpospolitej z 11-12
lutego 2006 roku Bogusław Banaszak, profesor prawa na Uniwersytecie
Wrocławskim w tekście pt. Obywatelski opór i cywilne
nieposłuszeństwo pisze: „Nasza konstytucja nie zna ani tego
pojęcia (nieposłuszeństwa obywatelskiego), ani starszego prawa
oporu”. Profesor Banaszak przypomina jednak, że wiele konstytucji
takie prawo przewiduje. Zwalnia ono z konieczności posłuszeństwa
wobec takiego prawa, które zagraża porządkowi ustanowionemu w
konstytucji lub innym akcie o podstawowym znaczeniu. Jednakże,
pisze Banaszak: „Literatura przedmiotu odróżnia prawo do
obywatelskiego oporu od cywilnego (obywatelskiego)
nieposłuszeństwa. (…) Różnica tkwi w tym, że prawo do oporu jest
instytucją znaną prawu państw demokratycznych, a cywilne
nieposłuszeństwo nie”.
Ten problem porusza w swoim tekście
także H. Arendt „nieposłuszeństwo obywatelskie daje się pogodzić z
duchem praw amerykańskich, istnieją jednak zasadnicze trudności z
wcieleniem go do amerykańskiego systemu prawnego”. Skoro – pisze
Banaszak – obywatelskie nieposłuszeństwo nie jest instytucją
prawną, to odmowa wykonania obowiązku prawnego podejmowana jest na
podstawie pozaprawnych kryteriów (…) stąd konieczność oparcia się
na jak najszerszym konsensusie społecznym. Konsensus ten powinien
mieć charakter trwały i pozbawiony emocji. „Oczywistym
uzasadnieniem dla obywatelskiego nieposłuszeństwa może być złamanie
prawa przez organ państwowy. (…) Naruszenie prawa (…) musi być
jednoznaczne i bezdyskusyjne, w przeciwnym razie pochopność w
wezwaniu do obywatelskiego nieposłuszeństwa podkopuje fundamenty
państwa demokratycznego”.
Nieposłuszeństwo obywatelskie w praktyce
A zatem w demokratycznym państwie
mamy obowiązek przestrzegania prawa. Obowiązek ten jednak, jak
pisze prof. Banaszak, w żadnym wypadku nie może oznaczać
bezwzględnego posłuszeństwa każdemu prawu. Kiedy więc można się mu
nie poddać? H. Arendt przywołuje przykład protestu przeciwko wojnie
w Wietnamie „kiedy przedstawiciele ruchu praw obywatelskich
wyraźnie nie przestrzegali prawa federalnego”. A także protesty
przeciwko próbom pozbawienia Senatu jego konstytucyjnej władzy przy
okazji napaści na Kambodżę, kiedy jawnie została zlekceważona
Konstytucja wyraźnie określająca, że dla rozpoczęcia wojny
potrzebna jest aprobata Kongresu.
Profesor Banaszak we wspomnianym
wyżej tekście, przywołuje bliższy nam, bo polski, przykład. W 1994
roku „minister finansów określił wysokość stawek podatkowych w
obwieszczeniu” (na skutek przedłużającego się procesu uchwalania
budżetu). Ponieważ jednak tego rodzaju obciążenia na obywateli
nakładać może tylko konstytucja lub ustawa, decyzja ministra
spowodowała wezwanie do płacenia podatków w wysokości określonej we
wciąż obowiązujących ustawach (ale nie do niepłacenia w ogóle).
Czy w tej chwili, w Polsce AD 2006, dzieją się rzeczy, które uprawniałyby wykorzystanie metody nieposłuszeństwa obywatelskiego? Czy normalne kanały dokonywania zmian nie funkcjonują? Czy skargi nie są wysłuchiwane lub uwzględniane, albo przeciwnie, czy rząd chce dokonać zmian, ale jego metody pozostawiają wątpliwości co do ich legalności i konstytucyjności? Na te pytania niech każdy odpowie sobie sam, we własnym sumieniu. A jeśli zdarzy się tak, że zaczną one współbrzmieć i jednostkowe przekonania staną się opinią, to być może posłusznym obywatelom nie pozostanie nic innego jak wykorzystać znany, choć pozaprawny instrument.
Źródło: inf. własna