Niepełnosprawni, chorzy i starzy obywatele Rzeczpospolitej Polskiej nie zagłosują wedle korzystnych dla nich reguł podczas czerwcowych wyborów do Parlamentu Europejskiego.
Załatwieni polityką
Na co dzień dzielnie znoszą niesprawiedliwości losu. Nie podają
się, walczą. Z ograniczeniami materialnymi i fizycznymi, z
uprzedzeniami innych. Teraz zostali pokonani przez politykę.
Mowa o ludziach niepełnosprawnych i w podeszłym wieku, którym
nowelizacja ustawy z dnia 23 stycznia 2004 Ordynacja wyborcza do
Parlamentu Europejskiego stwarzała perspektywę wzięcia czynnego,
nieskrępowanego, rzeczywistego udziału w wyborach. Nic takiego
jednak nie nastąpi! Powód jest banalnie prosty: prezydent RP, Lech
Kaczyński odmówił podpisania ustawy i skierował ją do rozpoznania
przez Trybunał Konstytucyjny, podejrzewając w niektórych punktach
niezgodność jej zapisów z ustawą zasadniczą.
Głównym zarzutem nominalnej głowy państwa polskiego jest zbyt
późne wprowadzenie zmian, skoro wybory do europarlamentu mają się
dobyć już w czerwcu. Nowelizacja nie uwzględnia zatem rzekomo
21-dniowego terminu, jaki prezydent ma zgodnie z konstytucją do
podjęcia rozstrzygnięć w kwestii jej podpisania. Dziwnym trafem,
prezydent umiał podpisać kiedyś w ciągu kilku godzin ustawę
zapewniającą PiS-owi dominację w mediach publicznych.
Porzućmy jednak dywagacje i skupmy się do meritum problemu.
Ustawa wychodząc na przeciw postulatom zgłaszanym przez osoby
niepełnosprawne oraz reprezentujące ich organizacje pozarządowe,
wprowadzała możliwość glosowania przez pełnomocników wyborczych.
Podkreślmy: nie pośredników, lecz pełnomocników, a więc osób
reprezentujących interesy obywatelskie wyborców, którzy z racji
niepełnosprawności, inwalidztwa albo choroby nie mogą sami
uczestniczyć w akcie głosowania.
Badania tzw. terenowe i wykonane na ich podstawie szacunki
wykazują bowiem, że około 20 lokali wyborczych jest niedostępnych
dla osób z upośledzeniem aparatu ruchowego, a o przystosowaniu ich
do percepcji i uczestnictwa osób głuchoniemych i niewidomych,
lepiej nie wspominać.
Rzecz wydawałaby się mało istotna, ale taką nie jest, dotyczy
bowiem około 2 milionów niepełnosprawnych Polaków. Dwóch milionów
obywateli, którzy niby mają zagwarantowane pełne prawa
obywatelskie, w tym wyborcze, faktycznie jednak nie mogą ich
realizować.
Gdy doda się do tego osoby w wieku podeszłym, przewlekle chore,
albo tylko z okresowym inwalidztwem czy choroba, może się okazać,
że liczba rodaków, którzy nie wezmą udziału w wyborach sięga 4 – 5
milionów.
Ludzie ci chcą wziąć udział w wyborach, są gotowi do spełnienia
patriotycznego obowiązku, jak się zwykle przy podobnej okazji
słyszy, ale nie mogą, bo utrudniają im to albo obiektywne
uwarunkowania albo wadliwe regulacje prawne.
W wielu innych krajach europejskich problem ten został pomyślnie
już dawno rozwiązany. U nas politycy każdorazowo, po wyborach, czy
to ogólnych czy samorządowych wylewają rzewne krokodyle łzy nad
niską frekwencją, po czym nie robią nic, aby tę frekwencje
powiększyć. Ot, w taki choć sposób, by dać możliwość faktycznego, a
nie tylko utrwalonego na papierze czynnego prawa wyborczego osobom
niepełnosprawnym. Albo wydłużając czas wyborów glosowania do dwóch
dni.
Prezydent przeciwstawiając się idei glosowania przez
pełnomocników, tłumaczy swe wątpliwości ewentualnością popełniania
bliżej niesprecyzowanych nadużyć. Oczywiście, zawsze są one
możliwe. Bardziej jednak należy domniemywać w postawie głowy
państwa opowiedzenia się po stronie interesu wyborczego pewnej
partii, która być może – podkreślmy: być może – skalkulowała, że
niska frekwencja wyborcza, zapewni jej lepszy wynik wyborczy. Jest
to wielce prawdopodobne, w sytuacji, kiedy elektorat tej partii
składa się z wiernych, zdyscyplinowanych zwolenników, dodatkowo
motywowanych i mobilizowanych przez nawoływania pewnego radia,
znanego ze swych sympatii politycznych.
W wypowiedziach medialnych polityków obozu proprezydenckiego
pojawia się przy okazji obłudny argument, że głosowanie przez
pełnomocników wyborczych narusza ponoć konstytucyjne prawo
bezpośredniości wyborów. Wielka obłuda, albo ogromna ignorancja.
Zasada bezpośrednich wyborów nie ma nic do kwestii osobistego czy
nieosobistego głosowania, gdyż oznacza tyle, że wyborcy oddają swe
glosy bezpośrednio na osobę kandydującą, a nie na przykład na
elektorów. Sami w sposób ostateczny i decydujący przesądzają o
składzie osobowym wybieranego organu władzy. Nie ma więc
pośredników. Inaczej mówiąc wybory są jednostopniowe, a nie dwu czy
nawet kilku stopniowe. Nie ma więc pośredników, ale mogą być
pełnomocnicy.
Dodajmy jeszcze, że kwestia, którą media dość tendencyjnie
zresztą przedstawiają i relacjonują, nie jest wcale nową. Zgłaszana
jest prze od lat co najmniej 9. Trybunał Konstytucyjny nie zdąży z
oczywistych względów proceduralnych z rozpatrzeniem wniosku
prezydenta, w takim terminie, który uwzględniając nawet pozytywne
dla niepełnosprawnych wyborców rozstrzygnięcia, umożliwi ich
wejście w życie. Niepełnosprawni, chorzy i starzy obywatele
Rzeczpospolitej Polskiej nie zagłosują wedle korzystnych dla nich
reguł. Ale być może zagłosują już w ten sposób w następnych
wyborach do Sejmu, Senatu, rad wojewódzkich, miejskich i
gminnych.
Adam K. Podgórski
Źródło: Adam K. Podgórski