Ewa Wanat, szefowa radia TOK FM rozważa pozwanie do sądu szefa Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. – Krajowa Rada nęka wszystkich tak samo. Również Radio Maryja – zapewniał jej przewodniczący, Witold Kołodziejski. O granicach ingerencji w wolność słowa i potrzebie zmiany ustawy o radiofonii i telewizji dyskutowano w Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
„KRRiT postrachem nadawców – wadliwe regulacje prawne czy nadgorliwa instytucja” - tak brzmiał temat spotkania, które zainicjowała HFPiC. Impulsem do jej zorganizowania były uwagi ze strony nadawców, (w szczególności Radia TOK FM), w stosunku do których wszczynane są regularne postępowania odnoszące się do artykułu 18. ustawy o radiofonii i telewizji. Tylko od 2005 roku stacja TOK FM upomniana została aż sześć razy. Uwagę urzędników zwróciła m.in. audycja „Kurkiewy”, w której to – zaproszony jako gość, rysownik Andrzej Czeczot pozwolił opowiedzieć sobie „zły dowcip”. Przykłady można by mnożyć…
Artykuł 18 ustawy mówi między innymi o zakazie obrazy uczuć religijnych oraz ochronie dzieci i młodzieży przed skutkami szkodliwego przekazu medialnego. Postępowania bazujące na jego podstawie, wszczynane są jednak przez KRRiT bardzo często na podstawie anonimowych doniesień słuchaczy. Wystarczy jeden oburzony odbiorca, by stacja tłumaczyć musiała się z nadanej audycji. To na nadawcy spoczywa więc ciężar dowiedzenia zgodności audycji z prawem. Jest on nie tylko uciążliwy finansowo, ale prowokuje istotne pytanie o granice wolności słowa. Czy nadawcy mogą i powinni odpowiadać za wypowiedzi zaproszonych do studia gości? Czy wysyłanie pisma za pismem nie jest formą szantażu i nękania? I w końcu, w jaki sposób ocenić, kiedy w państwie rządzącym się zasadami demokracji mamy do czynienia z naruszeniem uczuć odbiorcy posiadającego konkretne poglądy?
W pismach, które otrzymuje TOK FM, KRRiT prosi o nieprowokowanie oskarżeń o obrazę uczuć religijnych, a także o uprzednie zweryfikowanie stosunku do danego tematu dziennikarzy prowadzących audycję, jak i przestrzeganie zasad dobrego obyczaju. – Dlaczego jednak stacja ustosunkowywać ma się do prawnych działań KRRiT opartych na felietonie byłego przewodniczącego Rady? – pytała na początku dyskusji Ewa Wanat, redaktor naczelna radia TOK FM.
Pokusa autocenzury
Według Wanat, wymiana pism z przewodniczącym KRRiT, przynieść ma pewien z góry określony efekt: – Pojawia się pokusa, aby nie zapraszać gości, nie poruszać kontrowersyjnych tematów i dać sobie spokój – mówiła. – Istnieją stacje zarówno radiowe, jak i telewizyjne, które po otrzymaniu prośby o wyjaśnienie, od razu przepraszają. Czy nie jest to jednak efekt zamrażający, stanowiący przejaw swoistej autocenzury? – zauważyła.
Szefowa TOK FM zapowiedziała, że stacja rozważa możliwość złożenia pozwu o ochronę dóbr osobistych przeciwko Przewodniczącemu KRRiT. – W moim odczuciu, a także prawników, z którymi się konsultuję, działania i groźby, które Rada skierowała w naszą stronę, naruszają dobra osobiste nadawcy przynajmniej w trzech punktach. Po pierwsze: prawa do swobodnego prowadzenia działalności gospodarczej ( Art. 22. Konstytucji RP). Po drugie: prawa do swobody wypowiedzi i wolności rozpowszechniania informacji (Art. 54) oraz po trzecie: naruszają one dobre imię stacji – wymieniła. – Nie chcemy zadośćuczynienia, ale wyłącznie tego, by Przewodniczący wyraził ubolewanie ze względu na uproczywe nagabywanie stacji (…). Pragniemy zwrócić także uwagę na dziwną działalność Krajowej Rady oraz wadliwość przepisów prawa.
Nękają wszystkich
– Ubolewam, że nie rozumiemy swoich wzajemnych funkcji – funkcji nadawcy i regulatora rynku – odpowiedział na zarzuty przewodniczący Witold Kołodziejski. – Pisma nie są wynikiem mojej nadgorliwości, a wynikają z przepisów prawa. Jako urząd jesteśmy zobowiązani do podejmowania pewnych działań. Kolejny raz zwrócilismy po prostu uwagę na przepisy, które obowiązują każdego nadawcę – mówił, zapewniając, że pisma wystosowane do TOK FM były najdelikatniejszą formą działania ze strony organu. – Nie jest to mój wymysł, za to mógłbym odpowiadać. (…) Zapewniam, że „nękamy” wszystkich tak samo. Zarówo TOK FM, radio i telewizję publiczną, jak i Radio Maryja – przekonywał Kołodziejski. – Nie jesteśmy nadgorliwi, a KRRiT nie odstaje w swoim działaniu od innych urzędów europejskich, we Francji czy Wielkiej Brytanii, upominających bądź nakładających kary analogiczne do tych wynikających z naszego rodzimego artykułu 18.
Pruderia i brak odpowiedzi
– Przypomina mi się sytuacja, w której KRRIT wydała upomnienie w sprawie teledysku nakręconego do piosenki „Nigdy więcej” zespołu Pudelsi, w której znajdowała się scena pocałunku dwóch kobiet. Przypomnijmy sobie scenę pomiędzy Britney Spears a Madonną – zauważył przejaw wyraźnej pruderii moderator dyskusji, Adam Bodnar, Sekretarz Zarządu Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, inicjując tym samym dyskusję z publicznością.
– Nie wydaje mi się, żeby potrzebne były pohukiwania i pogróżki ze strony Krajowej Rady, które są w dodatku zdecydowanie wybiórcze i jednostronne. Może wystarczyłoby doprowadzić do tego, by ten, kto poczuł się urażony, doczekał się przeprosin? Miejmy na uwadzę, że demokracja zapewnia ochronę praw mniejszości, a nie dominację większości – padło z sali. Pytania: „Dlaczego Rada zanim sama sprawdzi, co jest na rzeczy, rząda wyjaśnień od nadawców”, bądź to „Czy stacja karana powinna być za wypowiedzi zaproszonego do studia gościa?”, pozostały niestety bez konkretnych odpowiedzi.
– W jaki sposób przewidzieć mogę, co powie zaproszony do studia gość podczas audycji na żywo? Czy nie doprowadzi to do tego, że pewnych osób będziemy zwyczajnie bali się zapraszać? – zapytała dziennikarka TOK FM wskazując na znamiona cenzorstwa organu upominającego. – Żaden z przypadków, w których Krajowa Rada upominała nadawcę, nie wyniknął z jednego telefonu bądź jednej skargi. Myślę, że prowadzący ma taką władzę, by odpowiednim komentarzem niejednokrotnie rozładować po prostu sytuację – odpowiedział w późniejszych wypowiedziach Kołodziejski, wskazując na liczbę przypadków, w których Rada nie zainterweniowała.
– Nie jest interesujące to, w ilu tysiącach przypadków Rada nie zainterweniowała, ale właśnie to, w jakich czterech podjęła działania. To one są na orbicie naszego zainteresowania i one wskazują, jaka jest polityka KRRiT – zauważył obecny na sali prof. Bogudar Kordasiewicz z Instytutu Nauk Prawnych PAN. – Mamy do czynienia z pewnym złym modelem, który wywołuje sprzeczność, bowiem nie same interwencje zaczynają być złe, ale kierunki, w jakich się interweniuje. Zwracam też uwagę na fakt, że być może ceną funkcjonowania demokratycznego modelu społeczeństwa jest to, że uchyla się od pewnych rozstrzygnięć, co obraża, a co nie. Postulat przewidywalności i pewności jest postulatem, którego nie da się osiągnąć – podsumował.
Zmiana prawa konieczna
Zdaniem Lecha Jaworskiego, członka KRRiT w latach 2001-2005, potrzebny nam zintegrowany „regulator”, który zajmować będzie się funkcjonowaniem podmiotów działających na rynku, a nie urząd wyposażony w kompetencje, które pozwalają ingerować mu w sferę programową. Taka przyszłość powinna uspokoić sytuację. Przekonywał: – Nie da się tego zrobić inaczej jak nową ustawą obejmującą regulację rynku. Regulator musi mieć możliwość zwrócenia się do innego organu, chociażby sądu powszechnego, czy wystąpiło bądź nie wystąpiło ograniczenie wolności słowa. Jak wiadomo, przykład ten doskonale sprawdza się przecież w przypadku prasy.
– Dopóki nie nastąpi zmiana ustawy, z której jasno wynikać będą zasady działania KRRiT wobec nadawców, bądź zmiana charakteryzujących się swoistą dwoistością przepisów, nic się nie zmieni. Postępowanie i działanie Rady musi być uporządkowane w tym sensie, aby nadawca mógł przewidzieć rozstrzygnięcie spornej kwestii. Obecnie można najpierw zakazać, a dopiero na podstawie kolejnych decyzji rządać wyjaśnień – podsumował jeden z panelistów, Tadeusz Hellwik, radca prawny Telewizji Polsat, na którą KRRiT nałożyła karę finansową w postaci 500 tysięcy złotych, za wypowiedź Kazimiery Szczczuki w programie Kuby Wojewódzkiego. Hellwik nie ujawnił jednak, czy stacja zamierza zaskarżyć decyzję Rady do europejskich organów sprawielidliwości. – W tej chwili jest to tajemnica stacji – skwitował.
Nie zanosi się niestety na to, że w najbliższym czasie pojawią się szanse na rozpoczęcie prac dotyczących modyfikacji przepisów, choć jest taka potrzeba. – Dopóki ustawa obowiązuje w kształcie, jakim obowiązuje, w interesie nas wszystkich jest, żebyśmy dotrwali do nowego ładu. Nie lękajcie się! – wezwał dziennikarzy, biorący udział w dyskusji poprzez Skype’a, prof. Jerzy Hartmann, publicysta „Tygodnika Powszechnego”.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)