Poznańska grupa streetartowa Manufaktura udowadnia, że rozwiązanie problemu nielegalnego i zaśmiecającego miasto plakatowania jest możliwe.
„Fiksmatynta” – tak członkowie poznańskiej, streetartowej grupy
Manufaktura nazwali swój najnowszy projekt, inaugurujący ich „akcję
errorystyczną”. W ścisłym centrum miasta umieścili kilka
„odrestaurowanych” tablic ogłoszeniowych, mających służyć zarówno
„plakaciarzom”, działającym w porozumieniu z klubami muzycznymi,
jak i „studentom szukającym stancji”. To dowód na to, że
rozwiązanie problemu nielegalnego i zaśmiecającego miasto
plakatowania jest możliwe.
„Erroryzm”
„Fiksmatynta” jest jednym z projektów, wchodzących w skład szerszej
„akcji errorystycznej” poznańskich anarchistów z grupy Manufaktura.
Na celowniku mają najbliższe otoczenie – Wielkopolskę. Jednakże
różne przedsięwzięcia „pączkowały” także w innych miastach
Polski.
Jest to jeden z ważniejszych celów aktywistów –
rozprzestrzenianie idei i zarażanie swoimi pomysłami ludzi w całym
kraju. Erroryzm (od ang. error, czyli „błąd”) przez
rozbudzanie ogólnospołecznej świadomości prowadzić ma do łączenia i
zrzeszania się ludzi i udowadniania, że wspólne i skuteczne
działanie jest możliwe.
Erroryści o swoim buntowaniu się piszą: „Płacimy za święty
spokój urzędnikom i dziesiątkom firm zatrudnianym do rozwiązywania
naszych spraw. Płacimy z nadzieją, że „eksperci” rozwiążą za nas
wszystkie nasze problemy. Niestety. Urzędnicy odbębniają rytuał
nadzorcy w zdezelowanej biurokratycznej machinie. A my, tak jak nas
nauczyli, patrzymy i narzekamy. I tak nasza bezczynność powoduje
coraz większe spustoszenie, nie tylko w naszym osobistym życiu, ale
również w życiu całego społeczeństwa. Nasze życie to ciągła
modlitwa o lepsze czasy, zamiast stać się walką o lepsze
jutro…”.
System, w którym żyjemy, nie jest idealny, jednakże członkowie
Manufaktury namawiają ludzi do podjęcia próby wywierania realnego
wpływu na to, co wokół. Chcą, aby mieszkańcy z „bywalców” zmienili
się w aktywną i znaczącą część miejskiego ekosystemu. Zależy
im, by przestrzeń miejska miała swój prawdziwy, publiczny
charakter.
Odwołują się do aktywnej formy obywatelskiego nieposłuszeństwa
– choć niekiedy jest to niezgodne z obowiązującymi zasadami.
Jednakże ich inicjatywy dotyczą spraw ważnych i z obywatelskiego
punktu widzenia są pozytywne. Właśnie dlatego, że pewnych rzeczy
nikt za nas nie zrobi, rozpoczynają sami i czekają na
naśladowców.
Tablice – co, jak i dlaczego
W październiku w trzech punktach w centrum Poznania (ul. 23
Lutego, ul. Św. Marcin i ul. Fredry) powstały nowe obiekty. Są to
solidne tablice informacyjne – wkopane w ziemię, zacementowane i
opisane. Widnieją na nich dłonie, wskazujące duży napis:„Tu można
kleić plakaty”. Poza tym przyczepiono krótką, czteropunktową
instrukcję. Autorzy projektu proszą o wieszanie na tablicy „tylko
niekomercyjnych plakatów i informacji, nieprzekraczających formatu
A2”. Plakaty należy umieszczać maksymalnie w jednym egzemplarzu,
nie zaklejając jednocześnie wcześniejszych, nadal aktualnych
informacji. Oprócz tego na tabliczce umieszcza się adres własnej
strony internetowej.
Dlaczego Manufaktura się wzięła za to? Bo nikt inny nie
rozwiązuje problemu oplakatowanych nielegalnie miast całej Polski ,
murów, słupów, bud elektroniczno-telekomunikacyjnych, choć znamy to
od wielu lat. Dla władz plakatowanie to po prostu wandalizm, za
grozi wysoka kara finansowa.
„Dziś władze Poznania nie wiedzą nawet, ile w mieście
znajduje się billboardów. Przyznają, że wiele z nich stoi
nielegalnie. To świetny zarobek: 750 – 4000 tys. zł za wynajęcie
jednego billboardu na miesiąc, a jest ich ok. 5000” – tłumaczą
autorzy „Fiksmatynty”. Po czym dodają: „W przestrzeni publicznej
zwykłe miejsca informacyjne są o wiele bardziej potrzebne, niż
mogłoby się wydawać. Takie, które zajmują mniej miejsca, a są
przydatne każdemu.(…) Niestety, tego typu słupów w Poznaniu mamy
zaledwie 100. Dodatkowy problem polega na tym, że nie są one dla
wszystkich. Powieszenie na tydzień jednego plakatu kosztuje 10 zł.
Jeśli nie zapłacisz miastu, pozostaje Ci płacić tym, którzy kleją
plakaty „nielegalnie”. Od 60 groszy do 1.20 zł za plakat.
Dodatkowymi kosztami może być przyłapanie na gorącym uczynku przez
Straż Miejską lub Policję. Mandat do 500 zł lub sprawa w sądzie
grodzkim”.
Druga strona
Ci, którzy mogą rozwiązać ten problem, nie są tym
zainteresowani. Kiedy przedstawiciele jednego z ważniejszych
wielkopolskich portali internetowych tuTej.pl, zaproponowali
władzom ustawienie w mieście kilkunastu tablic na afisze i plakaty
reklamowe, ich pomysł spotkał się z odmową. Władze miasta swoją
decyzję tłumaczyły tym, że tablice nie pasowałyby do estetyki
przestrzeni miejskiej, a „wandale” i tak by nie zaprzestali swojej
działalności. Zgody na takie instalacje, według urzędników, nie
wydałby też na pewno Miejski Konserwator Zabytków. Jest to dość
niezrozumiałe i paradoksalne, gdyż obecnie to właśnie tzw.
„zabytki” stanowią najczęściej wykorzystywane przez plakaciarzy
przestrzenie.
Prywatyzacja przestrzeni publicznej wyklucza z legalnego i
bezpłatnego komunikowania się ze społeczeństwem „zwykłe” nie tylko
jednostki, których nie stać na wykup billboardu. Także animatorzy
kultury, właściciele poznańskich lokali nie reklamują po prostu
organizowanych przez siebie imprez, ponieważ nie stać ich zarówno
na legalne ogłoszenie, jak i na opłacenie osób, zajmujących się
rozklejaniem informacji na słupach. Tak więc choć oferują miastu
różne przedsięwzięcia kulturalne i społeczne, nie mają o tym jak
poinformować. Poznań stara się o tytuł Europejskiej Stolicy
Kultury, a jego władze nie pomagają twórcom owej kultury w
komunikacji z jej potencjalnymi odbiorcami. Pozostawiają zaklejone
grubą warstwą papierów miasto i jego mieszkańców samym sobie.
„Fiksmatynta”
Działanie Manufaktury stanowić ma pewną propozycję rozwiązania
„problemu wandalizmu”, na innych jednak zasadach niż dotychczas.
„Fiksmatynta” to projekt polegający na wykonaniu i
rozmieszczeniu w mieście tablic informacyjnych. Prototypy tablic,
mające służyć jako wzór i przykład, zostały zrobione ze starych
tablic wyborczych, resztek billboardowych sklejek, rur i innych
odpadów, znalezionych przez anarchistów na złomie. Stąd wzięła się
nazwa „fiksmatynta”, która w dawnej gwarze poznańskiej oznacza
właśnie resztki, drobiazgi, coś nieużytecznego i
niepotrzebnego.